Stanis�aw Witold Czarnecki W samotno�ci W zagubieniu i osamotnieniu mo�na natkn�� si� na diab�a. Mo�na spotka� szatana prawdziwego, sam� istot� z�a. Stan�� oko w oko z jego bezwzgl�dn� przemy�lno�ci� i na w�asnej sk�rze odczu� smak bezradno�ci. Mo�na go spotka�... w sobie. On tam, w �rodku, �mieje si�. I nie chciejcie us�ysze� tego �miechu. Nigdy. Ani w sobie, ani w nikim innym. Tak czy inaczej, to �mier�. W b�lu lub szale�stwie. Gdyby jeszcze mo�na by�o sobie wybra�, co si� woli... * * * �y� w Dolnym Mie�cie. Od zawsze. Tak przynajmniej m�wi�, kiedy go o to pytano. Niemo�liwe? Pewnie, �e tak. W mie�cie smrodu i ciemno�ci nikt si� nie rodzi�, a je�li ju�, to nie �y� d�ugo. Nie d�u�ej, ni� zajmuje roztrzaskanie noworodka o kraw�nik albo utopienie go w studzience �ciekowej. Nic nie mog�o zak��ca� naturalnego rytmu jednostajnego rozk�adu ani zepsu� dyskretnej atmosfery �atwej �mierci, unosz�cej si� w kr�tych zau�kach. To nie by�o miejsce, gdzie si� rodzi �ycie. Zbrodnie ma�e i du�e, pieni�dze przepijane w ci�gu jednej nocy i plany zdobycia nowych, kolejne odra�aj�ce pomys�y, rozpraszaj�ce nud� powszedniego dnia i szczury �ywi�ce si� trupami - to wszystko mog�o si� rodzi� w Dolnym Mie�cie, ale �ycie - nie. Powie kto�, �e szczury �yj�? Niech zejdzie do kana��w pod Ulic�. Na chwil� przed �mierci� w milionach ma�ych paszcz zrozumie, �e nie mia� racji. Cokolwiek to jest, co szczury robi� w kana�ach, �yciem tego nazwa� nie mo�na. Ale on mimo to twierdzi�, �e �y� tam od zawsze. To by�o jego prawo. Prawo ka�dego, kt�ry tam wegetowa�. M�g� m�wi�, co chcia� o sobie. Tylko to, co m�wi� o innych, by�o surowo os�dzane. Nazywa� si� Ajax. Nazywa� si�? Raczej kaza� si� nazywa�. �y� na ulicy. Naprawd�. Kiedy nadchodzi� czas na sen, okr�ca� si� swoim czarnym p�aszczem z syntetycznej sk�ry i siada� w k�cie, pomi�dzy przepe�nionymi kontenerami na �mieci. Czasem kto� nie rozpoznawa� p�ku niemytych, czarnych w�os�w zwi�zanych fortepianow� strun�, ci�kich but�w ze sznurowanymi cholewami i charakterystycznej pozy z r�koma skrzy�owanymi na piersi i d�o�mi ukrytymi w szerokich r�kawach. Podchodzi�, zwabiony nieuzasadnion� nadziej� na zdobycie czegokolwiek i chwyta� w nozdrza zapach alkoholu. Podchodzi� wtedy bli�ej i wyci�ga� r�k�... Rano znajdowano nadjedzone przez szczury cia�o, pozbawione d�oni, a je�li akurat nie pada�o, to krwawa �cie�ka znaczy�a �lad od pobliskiego �mietnika. Dzi�ki temu raz na jaki� czas wiadomo by�o, gdzie Ajax sp�dzi� ostatni� noc. Poza tym nikomu nie robi� krzywdy. Chyba, �e musia�. Miano go za cz�owieka przesadnie dobrego. Wr�ono mu, �e kiedy� zginie przez swoje dobre serce. Ale w twarz nikt mu tego nie powiedzia�. Tak dobre to serce znowu nie by�o. Knajpa by�a w podziemiu, z obowi�zkowym tylnym wyj�ciem, krzes�ami odpornymi na �amanie i solidnym barem ze stali i plastyku, pod kt�rym w�a�ciciel co� trzyma�. Nie wiadomo by�o, co. Kr��y�y niesprawdzone legendy, ale z tych, kt�rzy to widzieli na w�asne oczy, �aden ju� nie �y�, a z �yj�cych nikt nie kwapi� si�, �eby to sprawdzi�. Ajax te� nie. Tu, w oparach dymu wszelkiego pochodzenia, oparty o �cian� i wczuwaj�cy si� w kolejne fale ko�ysania nadchodz�ce wraz z opr�nianiem si� butelki taniej w�dki, by� u siebie. Tu, a nie gdzie indziej zapada� w sw�j jedyny prawdziwy sen, z otwartymi powiekami i migotaniem ludzkiej masy zamiast sn�w. Kolorowe sukienki tanich dziwek, ich po�yskuj�ce potem i niedostatkiem myd�a cia�a, kusz�ce za�panych i pijanych popychaczy, obwieszonych imitacjami z�ota. Garnitury tych, kt�rzy wczoraj mieli farta i przyszli dzi� pokaza� si� i zaszpanowa�, zanim jutro wpadn� z powrotem twarz� w g�wno albo sp�yn� kana�ami do rzeki, poci�ci na kawa�ki przez ludzi, za kt�rych pieni�dze kupili ubrania i szpilki do krawat�w z fa�szywymi diamentami. Zwyk�e uliczne lumpy, po raz pierwszy od lat przy forsie, kt�rzy, zanim zdechn�, postanowili napi� si� jak ludzie. Migaj�ce w rozgestykulowanych d�oniach ogniki papieros�w cygar i skr�t�w, a w dali kolorowe �wiat�a telewizora, zawieszonego pod sufitem w skrzynce z pancernego szk�a. To by�y sny, jakie Ajax �ni� na siatk�wce szeroko rozwartych oczu, ze �renicami jak spodki, a ludzie przy jego stole szanowali zadum� swojego towarzysza i nikt z nich nie podejrzewa�, �e te godziny nieruchomego patrzenia przed siebie, przerywane tylko ruchem r�ki si�gaj�cej po szklank� i rozwarciem ust, to jego jedyny prawdziwy sen. Siedz�cy na ulicy, z pochylon� g�ow� i zamkni�tymi oczami, czuwa� stokro� bardziej ni� w tym i kilku podobnych lokalach, gdzie sp�dza� wieczory. Ale o tym nikt nie wiedzia�. Z g��bokim westchnieniem Ajax powr�ci� do rzeczywisto�ci. Rozlu�nione soczewki oczu napi�y si� i wyostrzy�y obraz. I tak pozosta� rozmyty niebieskoszarym dymem, ale ta narkotyczno-tytoniowa mg�a dawno ju� wypad�a poza obszar rejestracji, r�wnie wszechobecna i niezauwa�alna co smak powietrza. Zala�o go obrzydzenie do miejsca, w kt�rym siebie odnalaz�. Zala�o go obrzydzenie do ludzi, kt�rych zauwa�y� dooko�a siebie, tym wi�ksze, �e zaprawione d�ug� z nimi znajomo�ci�. T�um wywo�ywa� wymioty swoim n�dznym, �mierdz�cym i ociekaj�cym ohyd� istnieniem. Nie zwymiotowa�. Si�gn�� do wewn�trznej kieszeni p�aszcza, bezb��dnie rozpoznaj�c symptomy dolegliwo�ci i dokonuj�c szybkiego wyboru najlepszego lekarstwa. Oczy trzech kobiet i dw�ch m�czyzn siedz�cych przy stole zap�on�y po��daniem i zazdro�ci� na widok dw�ch bia�ych kresek, uformowanych brzytw� na plastykowym blacie. Czy dlatego, �e by�o to co� wyj�tkowego? Nie, oni ju� wci�gn�li swoje porcje kilka godzin temu. Najwi�kszy kop by� za nimi i cho� dobre i cenne, doznania, kt�rych teraz do�wiadczali, nie mog�y si� r�wna� z tym, co on mia� za chwil� poczu�. A to wywo�ywa�o zazdro��. �niada twarz Ajaxa zmieni�a si�. Prawie niedostrzegalnie. Oczy... Lepiej takich nie ogl�da�. T�um nie przesta� by� dla niego obrzydliwy, ale ogl�dany z perspektywy odlotu stanowi� ju� tylko ma�o istotn� cz�� rzeczywisto�ci, na marginesie olbrzymiego, wszechmocnego ja. To co, �e wiedzia�, �e to tylko dragi. �e to tylko pieprzona chemia, a nie rzeczywisto��. Ta wiedza niczego nie psu�a. Takiego doznania �adna wiedza nie jest w stanie zepsu�. Nawet �wiadomo�� nadchodz�cej �mierci. A przecie� niczego gorszego by� nie mo�e. Tak wtedy my�la�. Bez uprzedzenia, w samym szczycie nowego, cho� tyle ju� razy prze�ywanego doznania d�wi�ki rozci�gn�y si� w niesko�czony basowy be�kot, a ruch zamar�. Siedz�ca naprzeciwko kobieta z tlenionymi w�osami i silikonowym biustem obci�gni�tym czerwon� sukienk� zamieni�a si� w �ywy obraz, spowolniona a� do bezruchu. Z�by, teraz tak wyra�ne i tak bezlito�nie syntetyczne, sk�ra ze �ladami tanich kancerogennych kosmetyk�w i piersi, we wstr�tny spos�b podniecaj�ce go czasem, pomimo �wiadomo�ci, �e s� tylko workami sk�ry wypchanymi syntetykiem, nape�ni�y go ch�ci� unicestwienia tu i teraz tej ohydy, kt�ra uchodzi�a w nagle nieuzasadniony spos�b za kobiet�. Jej obecno�� na �wiecie by�a jeszcze bardziej nieuzasadniona. Ma�ym u�amkiem zdrowej �wiadomo�ci spr�bowa� zacisn�� d�onie na kraw�dzi blatu, �eby nie si�gn�y do r�kaw�w, gdzie spoczywa�y ostrza. Obraz uciek� mu sprzed oczu. Ga�ki oczne obr�ci�y si� do �rodka g�owy, zagl�daj�c w g��b ja�ni. Na u�amek sekundy przed utrat� przytomno�ci otworzy� usta do bezg�o�nego krzyku przera�enia. Wywini�te wargi ods�oni�y k�y. Chwil� potem szpony przeci�y plastyk sto�u jak papier. Dziwka spojrza�a w oczy, jakich nigdy przedtem nie widzia�a. Krzykn�a wysoko, zag�uszaj�c wszystkie d�wi�ki w lokalu i �ci�gaj�c na siebie uwag�. Da� jej na to czas. Lubi� objawy strachu. Potem ona zamilk�a, a zawyli wszyscy inni, bezg�o�nie, w g��bi zaci�ni�tych niewyobra�alnym przera�eniem garde�. Razem z powracaj�ca �wiadomo�ci� Ajaxa zala�a pami�� ostatniej minuty. Wiedzia�, gdzie le�a�o to, na co nie chcia� patrze�. Odwr�ci� si�, pad� na kolana. Wymiotowa� nieopanowanymi falami, a zaci�ni�cie oczu nic nie dawa�o. Wiedzia� doskonale, a dzi�ki wiedzy czu� wyra�nie j�zykiem, z�bami i wargami, �e z jego trzewi p�ynie strumie� strz�p�w sk�ry, tlenionych w�os�w i silikonu wymieszanego z krwi� i r�owym t�uszczem. Trzewia ci�gle chcia�y si� opr�ni�, cho� ju� nie mia�y z czego. Wyciska�y z najdalszych zakamark�w ostatnie krople ��ci. Ajax nie chcia� patrze�. Zerwa� si� i ci�gle zaciskaj�c powieki, po omacku ruszy� ku wyj�ciu. Potr�ca� sto�y, wywraca� si� o krzes�a, pada� i wstawa�, ci�gle wstrz�sany skurczami �o��dka. W ko�cu trafi� na schody wiod�ce do drzwi. Wspi�� si� po nich, znacz�c sw�j �lad plwocin� i znikn�� w mroku. Barman trzyma� w d�oniach dymi�cy karabin i walczy� z szale�stwem. Pami�ta�, �e strzela�, i �e trafia�. Kiedy trafi� po raz sz�sty, to, co by�o kiedy� jego dobrym znajomym przerwa�o na chwil�, odwr�ci�o g�ow� w jego stron� i u�miechn�o si�. Wtedy przesta� strzela�. Teraz sta� i walczy� z ogarniaj�cym go ob��dem. Przegra�by, ale chwil� przedtem obj�� obci�t� luf� ustami i poci�gn�� za spust. Ale i tak to nie na jego widok zwymiotowali ludzie z ekipy operacyjnej policji. Ucieka�, byle dalej od miejsca, �udz�c si�, �e zostawi tam pami��. Z�apa� ca�y sw�j rozs�dek za gard�o i dusi�, a potem wyrwa� z siebie i wyrzuci� do rynsztoka. To by� jedyny spos�b, aby uwierzy� na chwil�, �e im dalej ucieknie, tym s�abiej b�dzie pami�ta�. Wn�trzno�ciami ci�gle targa�y mu wymioty. Kilka razy pada� na kolana i pi� wod� z ka�u�y. Smakowa�a brudem i psim moczem, ale przynosi�a chwilow� ulg�, kiedy mia� czym zwraca�. Bieg� w stron� G�rnego Miasta. Ulice zmienia�y si�. Pojawi�y si� pierwsze okna niezabite deskami i dykt�, za to z pancernymi szybami i kratami. Potem kraty znikn�y. Pojawi�y si� lampy uliczne. Przechodni�w nie by�o. "To dobrze", pomy�la� Ajax. Nogi po zapowiedzi, jak� by� ob��dny b�l mi�ni, odm�wi�y pos�usze�stwa. Ich �ladem posz�y p�uca. Pad� bez tchu przed wystaw� sklepow�. Podczo�ga� s...
pokuj106