ALEKSANDER (LESZEK) DUNIN BORKOWSKI PARAFIA�SZCZYZNA Tower Press 2000 Copyright by Tower Press, Gda�sk 2000 TOM I Pod napisem Parafia�szczyzna czyta�em w dzienniku lwowskim bardzo zajmuj�cy artyku� Leszka Dunina Borkowskiego. Z niecierpliwo�ci� oczekiwa�em obiecanego doko�czenia, lecz nadaremnie. Krzywd� by�oby dla kraju i pi�miennictwa, gdyby pomys� tak szcz�liwie pocz�ty uwi�d� w samych zawi�zkach. Je�eli poj��em dobrze my�l autora pierwszej wizyty, chcia� on odmalowa� obraz tera�niejszego wy�szego spo�ecze�stwa nazwanego z francuska wielkim �wiatem. Istotnie, ta warstwa zas�ugiwa�a ju� od dawna na bli�sz� uwag�. Posiadaj�c wszelkie u�atwienia w nabyciu o�wiaty, s�u�y�a zwykle za wz�r ni�szym klasom. Wychowywanej przez najpierwszych guwerner�w lub w najs�awniejszych zak�adach, podr�uj�cej po ca�ym �wiecie, wchodz�cej w najznakomitsze towarzystwa, posiadaj�cej ksi�gozbiory i znajomo�ci z uczonymi w kraju i za granic� nikt nie �mia� zarzuci� g�upstwa, zepsucia, dziwactwa itd., owszem, brano na przyk�ad jej znachodzenie si�, jej grzeczno��, jej polityk�, jej rozs�dek, i zapatrywano si� na ni� jak na niedotykalne bo�yszcze Molocha. Tymczasem uczy�a historia i uczy, �e �wiat wielki wprowadza� najpierwszy cudzoziemszczyzn�, najpierwszy pogardza� ojczystymi rzeczami, wy�miewa� ojczyste zwyczaje, najpierwszy trwoni� na okaza�o�ci i zbytki, najpierwszy pogn�bia� i niewoli�, najpierwszy uniewinnia� rozwi�z�o�� i zepsucie, najpierwszy przedawa� si� i zdradza�, najpierwszy wzywa� pomocy i opieki obcych przeciw w�asnym wsp�ziomkom, najpierwszy zapomina� o kl�skach ojczyzny, najpierwszy oswaja� si� i zaprzyja�nia� z ciemi�ycielami narodu, bywa� i bawi� si� w ich domach, nadskakiwa� i podchlebia� wrogom, ugania� si� za ich zaszczytami i �ask�; jednym s�owem, najpierwszy chwyta� wszystko, cokolwiek przyczyni� si� mog�o do upadku ojczyzny i zepsucia wsp�ziomk�w. I jak�e tak� przewrotno�� i nikczemno��, takie zapoznanie godno�ci cz�owieka, bra� za rozum i o�wiat�? Jak�e ludzi takich stawia� za wz�r? Nie wypada�o�by przypatrzy� si� bli�ej ich post�pkom i zasadom? Nie chciejmy si� omamia� pozorami; nieraz mia� dure� biret, p�aszcz doktorski i patent. Widzieli�my bezbo�nych z tiar�, a w towarzystwach dobroczynno�ci samolub�w i sk�pc�w. Ju� by nas nie powinny za�lepia� ubi�r ani nazwisko. Trzeba raz zerwa� zas�on� z oblicza poga�skich ba�wan�w i nag� prawd� pokaza�; a to, co na nieszcz�cie budzi�o cze�� i szacunek, obudzi �miech i pogard�. Niech poznaj� prostaczkowie, �e owa wielka pani w aksamitach, dyftykach i w z�ocie, kt�rej widok przejmowa� ich uszanowaniem, kt�rej r�ki nie �mieli si� dotkn��, jest tak dobrze dogodnic� jak najpospolitsza z ulicznic. Godzi si� im zatem szcz�cia pr�bowa�, je�eli s� w tym b��dzie, �e od pierza zawis� smak potrawki. W tym celu postanowi�em rzucony przez Leszka Dunina Borkowskiego pomys� pochwyci� i dalej w tym�e samym duchu obrobi� wed�ug mo�no�ci mojej. Opr�cz tego, co nastr�czy�a mi w�asna znajomo�� ludzi, stara�em si� jeszcze o miejscowe materia�y i wiadomo�ci pomocnicze, kt�rych po wi�kszej cz�ci u�ywa�em bez �adnej odmiany. Zamawiam sobie i na przysz�o�� pomoc znajomych i przyjaci� w nadsy�aniu poda� kr���cych w ustnych powie�ciach lub w r�kopisach. Wiem, �e nie odpowiem dok�adnie przesadzonym mo�e oczekiwaniom; autor pierwszej wizyty wykona�by to zapewne szcz�liwiej; lecz zanim mu wypadnie zamiary swoje uskuteczni�, przebaczy, �e go w tych lekkich pocz�tkach wyprzedzam, tym bardziej, �e nie zapieram si� odebranego natchnienia i za natracenie mi pierwszych my�li, a nawet planu ca�ego, publiczne sk�adam podzi�kowanie. Przez wzgl�d na potrzeby i interes og�u nie chcia�em si� op�nia� z t� prac�, bo przekonany jestem, i� nawet pomimo mierno�ci swojej wi�ksz� korzy�� przyniesie jak wszystkie romanse i poezje �rednich pisarzy. WST�P WIZYTA PIERWSZA Znowu odzywam si� do was, kochane czytelniczki, bo potrzebuj� waszego pob�a�ania, a�ebym z �aski nie wypad�, je�li jej jeszcze odrobink� posiadam. Dotkn��em bardzo dra�liwego przedmiotu i mo�e mi� spotka� los owego malarza w bajce, kt�ry na nieszcz�cie podobne twarze malowa�. Wola�bym ja malowa� pi�kniejsze, ale �ycie spo�eczne i marzenia mimowolne tyranizuj� si� nad biednym pisarzem. M�wi� o parafia�szczy�nie jest to oburza� parafian�w, a zatem wielk� cz�� ziemi zamieszka�ej. Ale natomiast ciesz� si� ksi�ycowi mieszka�cy, bo wiem to od Herszla, �e na ksi�ycu nie ma parafian�w. Nasi za� ziemscy s� albo fizyczni, albo moralni, albo po��czaj� w sobie te obydwa rodzaje w doskona�o�� zupe�n�. Nie dziw, �e ludzie wychowani na wsi, nie maj�cy sposobno�ci obeznania si� ze zwyczajami miasta, z prawid�ami tak nazwanego wielkiego �wiata, �miesznie si� w nim wydaj� i zachowuj� niezgrabnie. Zanim tedy si� w�o�� w to �ycie nowe dla nich zupe�nie, zanim nab�d� tej wymaganej �wiatowo�ci i naucz� si� swobodnie z ni� obchodzi�, nazywaj� ich zwykle parafianami, ale nies�usznie. O takich tedy m�wi� nie b�d�. Maj� oni nieraz w nie obci�tym spiczasto paznokciu wi�cej zdrowego rozumu ni�eli najpierwsi modnisie w ca�ych pi�knie utrefionych g�owach. Ale komu� nie zdarzy�o si� widzie� ludzi jak najtroskliwiej powierzchownie utresowanych, ubranych jak najmodniej, a przecie� moralnie chromych, garbatych i niezgrabnych? Kt� w �yciu swoim nie napotka� owych europejskich Chi�czyk�w, odtr�caj�cych nie przez brak sposobno�ci, ale przez up�r przes�dny wszystko, cokolwiek nowego nasuwa przemys�, sztuka, a nawet i moda? Inni znowu, przeciwnie, chwytaj� si� wszystkiego dlatego, �e nowe, bez najmniejszego namys�u i rozbioru. Komu� nie zdarzy�o si� widzie� owych salonowych puryst�w, �miesznych w samej usilno�ci, a�eby nie by� �miesznymi? Nieznajomo�� �wiata nie czyni nas parafianami, tylko udawanie tej znajomo�ci. Zrzeka� si� przyrodzonych przymiot�w dla widzimisia drugich lub dla zwyczaju, a przybiera� obce, nieraz istocie naszej niew�a�ciwe i niestosowne, oto jest parafianizm prawdziwy. Jak choroba dopiero daje poznawa� i ocenia� zdrowie, tak te� i parafianizm pojawia si� najwidoczniej na wielkim �wiecie, najbujniej na nim wyrasta. Ile� to os�b najprzyjemniejszych w swoich domach wiejskich, z s�siadami go�cinnych i uprzejmych, wolnych od �mieszno�ci i przesady, staje si� w salonach sto�ecznych bardzo pociesznymi, nieporadnymi i niezno�nymi? Jak ryba wyci�gni�ta z wody traci ca�� swoj� swobod� i ci�ko oddycha. Kto przez s�abo��, jakiej cz�owiek tylko podpada, gwa�tem z w�asnego wyklucza si� �ywio�u, a�eby �y� sztucznie w obcym, ten jak ryba na wietrze staje si� parafianinem koniecznie. Ka�dy nabytek i zwyczaj niew�a�ciwy naturze i zdolno�ciom naszym jest parafia�stwem. Parafia�stwo dowodzi najlepiej bliskiego pokrewie�stwa rodzaju ludzkiego z ma�pim, bo jest ma�piarstwem. Ma�py s� parafianami, a parafianie ma�pami. Jak pi�miennictwo jest najsprawiedliwsz� miar� o�wiaty narodu, tak znowu parafia�stwo jest najlepszym barometrem jego ciemnoty. Kt� zaprzeczy, i� ciemnota jest tym wi�ksza, im wi�cej jest ludzi nie my�l�cych g�owami swoimi? Oryginalno�� Anglik�w i przesada w wybijaniu si� spod jarzma zwyczaj�w, w dziwaczeniu, a�eby tylko nie na�ladowa�, jest zawsze dowodem wielkiego ich o�wiecenia. Cokolwiek w nas jest cudze, nie w�asne, cokolwiek nie wyp�ywa z namys�u i g��bi istoty naszej, to nie mo�e do niej tak dok�adnie przystawa�, a�eby przyczepka nie by�a widoczn� jak jaka �atka. Ot� parafianie nie s� niczym innym jak tylko sukni� �atan�. Gdzie tylko pokaza�a si� w�asna dziura, zas�oniono j� cudz� szmateczk�, bez wzgl�du na to, �e przypi�to bawe�n� na jedwab lub czerwone sukno na czarnym; i tak si� jako� zszywa parafianin. Ma on w �yciu w�a�nie t� rol�, jak� odgrywa na reducie arlekin. Niekt�rzy z nich s� to �ata na �acie, �e ju� ani dojrze� pierwiastkowego kroju i rodzimej barwy. Obrawszy sobie za wz�r kt�rego� z salonowych �wiecznik�w, my�l� jego g�ow�, czuj� jego sercem, staraj� si� jego sposobem m�wi�, wykrzywia�, chodzi�, k�ania�, u�miecha�, ubiera� itd. A �e ten ich wzorowy iluminarz b�yszczy tak�e �wiat�em gdzie� u wy�szego o�tarza zachwyconym, a to �wiat�o znowu jeszcze wy�ej czerpa�o blask sw�j tak, �e �r�d�o pierwotne gdzie� a� o kilkadziesi�t szczebli le�y oddalone, rozszarpuj� zatem parafianie pomi�dzy siebie t� odrobink� czyjego� dalekiego rozumu, a bior�c j� w spadku w linii prostej i ubocznej, w setnych nast�pstwach, sami nareszcie nie wiedz�, komu maj� by� wdzi�czni za to, �e umiej� chodzi�, k�ania� si�, siedzie� i m�wi�, chocia� nie my�l�. Z tego wzgl�du cia�a ziemskie wiele maj� podobie�stwa do cia� niebieskich; Niekt�re z nich tylko posiadaj� swoj� w�asn� przezroczysto�� i jasno��, inne za� kr��� wieczy�cie ko�o nich, �wiec�c tylko ich �wiat�em. Ot� parafianie s� tym w�a�nie na ziemi, czym w ob�okach, u�ywaj�c s��w astronomii, corpora opaca. Gdyby nie jakie� tam s�o�ce, toby ich wida� nie by�o. Nie potrzebuj� podobno wspomina�, �e parafianie uwa�aj� w najlepszej wierze wszystkie te pi�ra pawie, kt�rymi si� stroj�, za swoje w�asne i nie wychodz� z tego b��du, a� nadto potrzebnego do ich szcz�cia, �e inni tak�e nie poznaj� si� na tej kradzie�y. W pewnym s�owa tego znaczeniu s� parafianami ci tak�e, kt�rzy wychodz�c z zasady, �e nauka jak wszystko inne koniec sw�j mie� powinna, doszed�szy do pewnego kresu os�dzili si� za sko�czonych i stan�li nagle, pomimo tego, �e wszystko inne naprz�d pomyka. Czyni� oni sobie z reszty �ycia rekreacj�, a post�py czasu s� dla nich dziwn� nowin�. Francuzi nazywaj� ich stacjonariuszami. Oganiaj� si� oni, czym mog�, jak od natr�tnych b�k�w i komar�w, od wszystkich nowych zmian, wiadomo�ci i wynalazk�w. Ani si� wzruszy ska�a w ziemi� wryta, Ani jej rzeka ust�pi koryta. Jak parafianie w og�lno�ci s� niezgrabnymi na�ladowcam...
pokuj106