Sergiusz Fr�ckiewicz Miasteczko Windclifft Miasteczko Windclifft sta�o tam od zawsze. Otacza�y je ogromne puste pola, kolorowe ��ki i ciemne, tajemnicze lasy. Klimat by� raczej zimny , cz�sto wia� niepokoj�cy , p�nocny wiatr lub grzmia�y burze. Miejscowo�� liczy�a sobie p�tora tysi�ca mieszka�c�w. Wszyscy pracowali tutaj. Obcy przybywali tu niezmiernie rzadko. Ma�o kto st�d te� wyje�d�a�, mimo , �e okolica by�a naprawd� �adna. Po �rodku miasta by� supermarket, stacja meteorologiczna , dwa bary , park i stacja benzynowa. Jeden z bar�w nazywa� si� : "Ostatni Most" . Wn�trze by�o spokojne i �adne. O tej godzinie nigdy nie by�o du�ego ruchu. "Prosz� Nepsa"- Powiedzia� Alan Thoran, k�ad�c p�aszcz na niewielki taboret. Omi�t� wzrokiem pomieszczanie. Opr�cz niego i barmana ,by� tu jeszcze jaki� jeden go�� , ale musia� by� pijany. Podni�s� do ust ci�k� szklank� wype�nion� prawie czarnym p�ynem. Nepsa, by�a o wiele lepsza od Coli , pomy�la� Alan. Cola splajtowa�a w 99. Nepsa pojawi�a si� zaraz potem i odnios�a na �wiecie nie mniejszy sukces. Alan usia� ko�o zaciekaj�cego brudem okna i wyci�gn�� swoje notatki. Mimo , �e by� jeszcze m�ody to uda�o mu si� zwiedzi� troch� �wiata. Urodzi� si� w Europie by� raz w Afryce P�nocnej. Sko�czy� studia archeologiczne w Providence , pisa� ksi��ki naukowe jak i kilka opowiada� fantastycznych. W tej mie�cinie znalaz� si� , jak dosta� spadek od wujka. By� to niewielki domek na samej granicy miasta. Zajmowa� si� teraz miejscowym antykwariatem , czasem dostawa� zlecenia od szko�y , pisa� opowiadanka i dwie godziny w tygodniu prowadzi� audycj� w miejscowym radiu. W sumie nie by�o nudno , ale nie wyobra�a� sobie d�u�szego �ycia tutaj. Mimo , �e mieszka� tu ju� od roku , dobrze pozna� tylko paru ludzi. Tak wi�c by� szarym , nie wyr�niaj�cym si� mieszka�cem ma�ego , p�nocnego miasteczka. Doko�czy� nap�j , zabra� notatki i wyszed� na zewn�trz. Po ulicy spacerowa�o par� os�b. Na stacji benzynowej parkowa� jaki� stary , rozklekotany grat. Nie zna� si� na samochodach. Mia� czas do 16 . Pomy�la� , �e dobrze by by�o zrobi� zakupy. Wszed� do supermarketu. Panowa� tu ca�kiem du�y ruch. Powiedzia� dzie� dobry swojemu s�siadowi i kupi� par� rzeczy do jedzenia. Zap�aci� i znowu wyszed� na ulic�. Spojrza� na zegarek , zawi�d� si� , zakupy zaj�y mu mo�e dziesi�� minut nie d�u�ej. Na chwil� pozwoli� �eby ogarn�o go uczucie nudy. Przesz�o go niemi�e ciep�o podirytowania. Jedne dni by�y ciekawe , inne ,takie jak ten ,by�y naprawd� beznadziejne. Znowu poczu� jakby traktowa� pobyt w tym mie�cie jak wycieczk� , kt�ra nied�ugo minie. Usiad� na obdartej, p�kni�tej �awce po �rodku zaniedbanego parku. To miasteczko mia�o dwa oblicza. Na �awce obok spa� skulony pijak. Zalecia�o w�dk�. Alan wsta� i chcia� poszuka� innego siedzenia , ale w ko�cu mu si� odechcia�o. By�a 15 , czas wl�k� si� niemi�osiernie. Zdecydowa� si� przyj�� do szko�y troch� wcze�niej . Szko�a wygl�da�a na jeden z najstarszych budynk�w w tym mie�cie. Mimo , �e j� wielokrotnie odnawiano to wygl�da�a kiepsko. Szczeg�lnie beznadziejnie wygl�da� niewielki pas zieleni przed wej�ciem. W �rodku nie by�o lepiej, pomalowane �ciany i niemi�y s�odki zaduch jak w szpitalu. Archeolog szed� przez nieo�wietlony , w�ski korytarz. Po prawej wyziera�y czarne , malutki szatnie, po lewej by�y jakie� rury i kaloryfery. Wreszcie dotar� do schod�w. Ju� nied�ugo odda� przygotowany materia� dyrektorce, obieca�a , �e przeka�e go nauczycielowi historii. Poproszono go o pobie�ne opisanie wojny z Europ� na pocz�tku poprzedniego tysi�clecia. By� to oklepany temat , z kt�rego nie dawa�o si� wyci�gn�� nic odkrywczego. Alan stara� si� przedstawi� konflikt , jak najbardziej obiektywnie, chocia� racja by�a tu po stronie Ameryki. Przecie� zamieszkiwali ten obszar od zarania dziej�w, zawsze tutaj by�a najbardziej rozwini�ta kultura. To �mieszne , �e antagonizm pozosta� do dzisiaj. A wojna sko�czy�a si� zaledwie dziesi�� lat temu. Nareszcie wydosta� si� z tej przejmuj�cej , obcej budy. Postanowi� kupi� jeszcze dzisiejsz� gazet� i p�jdzie do konserwatorium. Tymczasem wysz�o s�o�ce i swoim i zala�o ulic� swoim bladym, jesiennym �wiat�em. Przeszed� ko�o ko�cio�a Feracyjskiego. W�a�nie zaczyna�a si� msza i przez fioletow� bram� wchodzili rozbawieni , kolorowi ludzie. W tej swojej zabawie i podobnych ubraniach , niewiele si� od siebie r�nili. Podjecha� w�z z telewizorami i komputerami , kt�re mia�y by� po�wi�cone. Archeolog studiowa� jeszcze w Providence kiedy zalegalizowano t� sekt�. Zawsze by� przeciwnikiem globalizacji ,komercji . Kiedy� uwa�a� si� nawet za anarchist�. Wiara ta uosabia�a wszystko to czym by�a konsumpcja i wegetacja w bezpiecznym systemie. Szczerze nie znosi� i nie rozumia� wiary Feracyjskiej. Poszed� dalej. Dotar� do kiosku, ju� na skraju centrum miasta i kupi� poniedzia�kow� gazet�. Na pierwszej stronie , wyt�uszczonym drukiem by�o napisane: "Wojna na Bliskim Wschodzie". Przeczyta� , �e w Izraelu wyl�dowali brytyjscy i francuscy �o�nierze. Znakiem zapytania jest udzia� �o�nierzy ameryka�skich. Drugim tematem , tej lokalnej gazety by�y zamieszki mi�dzy przeciwnikami i zwolennikami ko�cio�a Feracyjskiego. Miasteczko Windclifft nie by�o zn�w tak spokojne jak to mog�o si� wydawa�. Od pocz�tku wprowadzenia tu wiary Feracyjskiej , dochodzi�o do wymiany zda� lub wr�cz kamieni. Do walki brali si� m�odzi konserwaty�ci po��czeni wsp�ln� nienawi�ci� z anarchistami . Zamieszki nie by�y na szcz�cie du�e , gdy� miasto by�o ma�e. Mimo wszystko sytuacja bywa�a napi�ta w dodatku podsyca�y j� informacje o wojnie religijnej w Meksyku i zamieszkach w Nowym Yorku , stolicy feracynist�w. Dalej mo�na by�o przeczyta� artyku� o nowej rewolucyjnej pralce, kt�ra b�dzie dost�pna w sklepach w miasteczku. Stosuje jak�� now� skomplikowan� formu�� i jest rewolucyjnym odkryciem w przemy�le pralek. Archeolog pokr�ci� z irytacj� g�ow� i przerzuci� kolejn� stron�. Przeczyta� : "Nowy basen otwarty na ulicy Regela". Dalej by�y tylko reklamy , prognoza pogody i sport. Spojrza� na zegarek , by�a 17 . Ruszy� w kierunku antykwariatu. Min�� jaki� ludzi i dosta� straszliwie rzeczywistego dejavu. Uczucie by�o naprawd� pot�ne. Od kiedy zamieszka� w Windclifft miewa� podobne wizje ,ale teraz wra�enie by�o naprawd� silne. Nagle poczu� jakby wszyscy ludzie spogl�dali na niego. Ba� si� obejrze�. Skr�ci� w jak�� w�sk� uliczk� ,pomy�la� , ze ta te� doprowadzi go do antykwariatu. Nagle u�wiadomi� sobie co robi. Przeszed� go gor�cy dreszcz. Usiad� na schodach do jakiej� obskurnej rudery. Ulica by�a ca�a w �mieciach. Tu i tam wala�y si� pe�ne , srebrne pojemniki na odpady. Ponad jego g�ow� ,mi�dzy dwoma oknami , rozwieszone by�y jakie� brudne ,podarte szmaty. Stara� si� ogarn�� sytuacj�. Wyja�ni� dlaczego straci� nad sob� kontrol� . To zapewne to dziwne dejavu. Znowu wsta� na r�wne nogi i ruszy� w dalsz� drog�. Po chwili znalaz� si� przed konserwatorium. Tutaj miasteczko znowu mog�o uchodzi� za ca�kiem schludne. �adne , starsze budynki a po �rodku czysty ,zielony plac. Wspi�� si� po marmurowych schodach. Wszed� przez ci�kie , obracane drzwi i znalaz� si� w ch�odnym, przestronnym holu. Powita�o go �agodne oblicze m�odej recepcjonistki. Drewnianymi , skrzypi�cymi schodami zszed� do podziemia. �ciany obite by�y drewnem, pod�og� wy�ciela� wytarty dywan. Pod sufitem wisia�y ��te , �ar�wki daj�ce niepewne , chybotliwe �wiat�o. Wszed� w drugie po lewej drzwi. Zostawi� je otwarte ,gdy� cz�sto musia� wychodzi� do biblioteki. Pok�j by� ciemny i niski. Jedynym �wiat�em by�y dwie lampki przymocowane do biurka. K�ty pomieszczenia by�y zagracone przez pokryte kurzem pud�a. Ekran by� ciemny ale Alan s�ysza� szum wentylatorka. "Witaj Alan"- Krzykn�� George Bergmund , odwracaj�c si� na obrotowym krze�le. "Witaj , co s�ycha�?"- Stara� si� podchwyci� przyjazny ton , k�ad�c p�aszcz na pustej szafce. "Nic szczeg�lnego ,wiesz wyceni�em ju� ten obraz od Pani Derinau. Uporz�dkowa�em te ksi��ki co mieli�my z nimi w pi�tek k�opot."- Orzek� George ,szukaj�c w mroku swojej kurtki.Wreszcie potkn�� si� o ni� i podni�s�. "Nic nowego nam nie przynie�li"- �udzi� si� Alan w nadziei , �e jednak b�dzie co� do roboty. "Niestety nie , musze ju� i�� ,do jutra!"- Krzykn�� tamten , znikaj�c za drzwiami. Alan ruszy� myszk� aby obudzi� komputer. Na ekranie pokaza� si� program Microsoft Word. By� tu jaki� spis katalogowy ksi��ek z pocz�tku tego wieku. By�o ich niewiele. Postanowi� zrobi� sobie kaw� , opisa� kilka ksi��ek a potem pomy�li co jeszcze. Wtem ,poczu� pod r�kawem jaki� papier . Spojrza� na kartk� : "Szef przyni�s� nowy system operacyjny. Prosi o zainstalowanie go w wolnym czasie i zapoznanie si� z instrukcj� obs�ugi. Wszystkie dane prosz� przekopiowa�. Dzi�kuje." Archeolog pozna� pismo recepcjonistki , kt�rej imienia nie pami�ta�. Zaraz obok le�a�a p�ytka DVD. Jednak mia� co robi�. Instalacja by�a intuicyjna i prosta. Przegranie plik�w tak�e nie stanowi�o problemu. System wygl�dem sporo r�ni� si� od starego , beznadziejnego Windowsa. Wszystko mo�e by�oby w porz�dku ale jednak co� si� psu�o. Alan stwierdzi� jednak ,�e system ten zaczyna by� nu��cy i coraz bardziej zagmatwany. Cieszy� si� gdy sko�czy� ju� ca�a robot� z komputerem ,przynajmniej na dzisiaj. Zaj�� si� wreszcie antykwariatem. Wreszcie dosz�a 20 godzina. Archeolog zgasi� �wiat�o i wyszed� na ponury korytarz. Nie mia� ochoty siedzie� w tej piwnicy o tej porze. Wdrapa� si� po schodach na zewn�trz z ci�g�ym uczuciem ,jakby kto� by� za jego plecami. Znalaz� si� na zewn�trz i wdycha� mro�ne ,rze�kie powietrze. Wieczorem by�o tu pusto i nudno. Wyszed� z centrum i zmierza� teraz przez dzielnic� ma�ych domk�w. Prawie wszystkie wygl�da�y identycznie i otoczone by�y drewnianym ,niskim p�otem. Przerwy mi�dzy budynkami robi�y si� coraz w...
pokuj106