Hen Milczące między nami.txt

(741 KB) Pobierz
J�zef Hen

Milcz�ce mi�dzy nami

Tower Press 2000
Copyright by Tower Press, Gda�sk 2000
Spr�buj�. Jeszcze nie wiem, co to b�dzie � diagnoza, opis czy mo�e spowied�. Ale 
wiem,
�e od pewnego czasu ci�gnie mnie, �eby zaczernia� d�ugopisem puste arkusze 
papieru. To co�
nowego, jakie� skrzywienie neurotyczne, nad kt�rym nie potrafi� zapanowa�. 
Poddam mu si�,
trudno � po co walczy� z sob�? Zanosi si� na niez�y chaos � tyle spraw wydaje mi 
si� wa�nych,
koniecznych do utrwalenia, teraz, kiedy si� do tego zabieram � ale czy pozostan� 
one
r�wnie wa�ne, kiedy b�dzie si� to czyta�, albo cho�by tylko zrozumia�e? Ju� nie 
ma sprawy,
ju� kto� inny krzyczy poparzony, ranny, o�lep�y, oszala�y z rozpaczy...
Poniszczy�em ju� troch� papieru, �eby napisa� pierwsze zdanie, bo ka�de wyda�o 
mi si�
sk�d� znajome, zas�yszane. Napisa�em: �Szed�em po�piesznie ulic�...� Nie, by�o! 
Albo:
�Obudzi�o mnie �wiat�o�. Gdzie� czyta�em. ��y� m�� w ziemi Uz, tak a tak mu by�o 
na imi�.�
Znajome. Wszystko stawia op�r: kartka, d�ugopis, my�l. Ale spr�buj�. Nie po to, 
�eby �odzyska�
czas stracony�, nie po to. Chc� zostawi� �wiadectwo. Z�o�� je do metalowej 
puszki. Dobrze
zalutuj�. Zakopi� g��boko, ale tak, �eby mo�na by�o do tego dotrze�. I kiedy tu 
wszystko
buchnie grzybem i nastanie cmentarna cisza � ci, kt�rzy prze�yj�, b�d� mogli 
znale�� m�j
zapis i dowiedzie� si�, jak z nami by�o.
(Nie, z tym grzybem to co� nie tak. [Wtr�cam to po kilku tygodniach.] W g��bi 
duszy nie
wierz�, �eby nam grozi�. Jako symbol � nadu�yte. I czy naprawd� zale�y mi na 
tym, �eby w
jakiej� innej rzeczywisto�ci � raczej ma�o sympatycznej � m�j g�os zosta� 
wys�uchany? �eby
t a m t y c h do czego� przekona�? Dobrze, zalutuj�, zakopi� � zgoda, w porz�dku 
� ale chyba
tylko dlatego, �eby co� robi� w tym miotaniu si�, �eby jako� da� wyraz swojej 
jedyno�ci �
prosz� mnie zbyt pochopnie nie rozumie�, mam na my�li to, �e cho� ma�pujemy 
jedni drugich,
to ka�dy z nas jest jedyny, niepowtarzalny, zagadkowy dla innych, �le przez nich 
komentowany,
st�d bezsilno�� psychiatrii, trzeba wi�c pr�bowa� opisu, pokaza� to, co nas 
otacza,
pokaza� w tym siebie, mo�e co� z tego wyniknie.) Spr�buj�.
Nie jestem zawodowym opowiadaczem, ale nie znaczy to wcale, �e pisanie jest dla 
mnie
czym� ca�kowicie obcym. Przeciwnie, nawet do pewnego stopnia �y�em z pisania. W 
tygodniku
��ycie�, w kt�rym prowadzi�em dzia� gospodarczy (z wykszta�cenia bowiem jestem
ekonomist�, zrobi�em doktorat z problematyki gospodarczej by�ych kolonii 
francuskich, i
nawet zasiada�em w r�nych komitetach doradczych, w kt�rych wys�uchiwano moich 
propozycji,
a potem oni i tak robili swoje), ot� w tym ilustrowanym tygodniku ukazywa�y si� 
sporadycznie
moje artykuliki, te d�u�sze podpisane imieniem i nazwiskiem � Jerzy Wilkot 
jestem,
do us�ug � te kr�tsze literkami M M N, kt�re intrygowa�y, bo nie mo�na ich by�o 
rozszyfrowa�.
Twierdzono, �e styl mam suchy, rzeczowy, nieozdobny, troch� pedantyczny,
szczeg�lnie ten M M N by� z tego znany. �adnej malowniczo�ci, anegdot, 
dowcipuszk�w,
portret�w, opis�w zachowa� ludzkich � unika�em tego z zasady � chocia� czasem, w 
niekt�rych
moich relacjach o sytuacji gospodarczej, dopatrywano si� ukrytego sarkazmu. Z 
tych
artyku��w zebra�a si� z czasem ksi��ka o specyfice gospodarczej Trzeciego 
�wiata, ukaza�a
si� w nak�adzie trzech tysi�cy egzemplarzy, z kt�rych sprzedano osiemset, 
wi�kszo�� po
przecenie. Reszta ju� mia�a p�j�� na przemia�, kiedy kto� na szczeblu dopatrzy� 
si� w niej
s�d�w nie wywa�onych i informacji szkodliwych, zaatakowano j� w prasie i potem 
na bazarze
R�yckiego sz�a za r�wnowarto�� pi�ciu butelek w�dki.
(Wyrzuci�em par� stron do kosza. Zdania nie uk�ada�y si� na miar� mojej goryczy. 
By�y
jak poprzebierane w cudze stroje, znoszone i wytarte na �okciach. Wi�c kre�li�em 
i kre�li�em,
a� wreszcie zosta�o tak:
Powoli zbli�a� si� kres. Ludzie podleli.
Dobrze, pomy�la�em, dalej tak. Ale potem zdarzy�o si� co�, jeszcze nie mog� 
powiedzie�
co, ale co� tak istotnego i co� tak burz�cego, �e po prostu nie mog�em z tym 
zdaniem si� pogodzi�.
I znowu b�dzie inaczej.)
Pewnego dnia przesta�em odnotowywa� tytu�y przeczytanych ksi��ek. By�o to w dniu 
Pora�enia
� tak nazywam ten dzie� � po wys�uchaniu komentarza radiowego. Nagle 
zoboj�tnia�y
mi r�ne zwyczajowe czynno�ci. Odnotowywa� przeczytane ksi��ki to znaczy ufa� w
przysz�o��. A ja, s�uchaj�c tego komentarza, straci�em wszelk� ufno��. Nie 
chcia�o mi si� ju�
nic doda� do mojej lekturowej statystyki. Prowadzi�em j� od dziecka, od 
pierwszej gimnazjalnej
(z przerw� na wojn�), czasem z lekka naci�gaj�c ilo�� � na przyk�ad, je�li 
powie��
by�a wydana w 14 tomikach, jak Vice-hrabia de Bragellonne Dumasa, to u mnie 
przybywa�o
14 pozycji, chocia� ten sam tytu� wydano r�wnie� w dw�ch grubych tomach. Mo�e 
si� to
wyda� niezbyt rzetelne, ale pami�� o tym tricku przyda�a mi si� po latach, kiedy 
studiowa�em
z obowi�zku oficjalne tabele statystyczne. I jeszcze mia�em t� korzy��, �e 
wiedzia�em, ile
przeci�tny czytelnik jest w stanie poch�on�� ksi��ek. Kiedy kto� mi m�wi, �e 
poch�on�� dziesi�tki
tysi�cy tom�w, ja si� tylko u�miecham. Bo ja liczy�em.
Pewnego dnia przesta�em zapisywa� tytu�y przeczytanych ksi��ek... Nie, zaczn� od 
wydarzenia
wcze�niejszego, od spotkania z panem, kt�rego tu nazwiemy ��lusarczykiem�. Wtedy
poj�cia jeszcze nie mia�em o kl�sce, kt�ra mnie czeka (i was te� � bo moja 
kl�ska jest i wasz�
kl�sk�, nie od razu zdali�cie sobie z tego spraw�, ale ja wiedzia�em, ja 
rozumia�em, �e to dotyczy
wszystkich), wtedy jeszcze wszystko ze mn� by�o dobrze. Za dobrze.
Tak, za dobrze. Odczuwa�em nawet z tego powodu wyrzuty sumienia. Spokojna praca,
dach nad g�ow�, co dzie� mi�so, drogie papierosy, wakacje nad morzem. Podr�e 
zagraniczne.
Z Sar� rozstali�my si� bez awantur. W domu wisz� jej portrety i czasem �api� si� 
na tym,
�e przygl�dam si� z zachwytem kt�rej� z fotografii. Poniewa� wyjecha�a na jaki� 
czas za granic�
(co by�o niespodziank�, wyjecha�a nie sama i to by�o jeszcze wi�ksz� 
niespodziank�,
czym� szokuj�cym, wywracaj�cym na nice wszystkie moje poj�cia o niej, na pewno 
zdawa�a
sobie z tego spraw�, mo�e nawet zrobi�a to dlatego, �eby zaszokowa�, �eby mi 
�pokaza�),
wyjecha�a wi�c, a Krysia ze Zbyszkiem zostali ze mn�. Jak na dzieci, ca�kiem 
owszem � kretynami
nie s�, nie kaleki, raczej zdolne, raczej mi�e, raczej �adne � czego jeszcze od 
Pana Boga
��da�? Wszystko a� nadto w porz�dku. Dach nad g�ow� � to przecie� by�o to, czego 
najbardziej
pragn��em. Kto nie wa��sa� si� czasu wojny po obcych krajach, kto nie nocowa� w
szopach, w rowie, w zapchlonym stogu, w wilgotnej ziemiance, k�tem u ludzi na 
pod�odze,
po dziesi�ciu w izbie, komu w ko�� nie wlaz� nocny ch��d na pustyni, podczas gdy 
j�zyk zamienia�
si� w wysuszony wi�r, kogo nie wysmaga� zimny wiatr, nie wych�osta� jesienny
deszcz, kto nie brn�� przez �niegi podczas mlecznej kurzawy zalepiaj�cej oczy, 
podczas gdy
�wiate�ka chatynek migota�y o kilometry, wci�� tak samo daleko � ten mo�e nie 
rozumie, co
to znaczy: b�ogos�awie�stwo dachu nad g�ow�. Ale my � my rozumiemy. I dlatego 
podejrzewa�em,
�e jest za dobrze. D�ugo tak nie mo�e trwa�. Co� si� stanie. B�dzie kopniak w
brzuch...
Pr�bowa�em zamawianiem odczarowa� nadci�gaj�ce z�o. M�wi�em Grzegorzowi, mojemu
wybitnemu przyjacielowi, �e mo�e warto si� zubo�y�, wyrzec czego� (�ale czego � 
pyta� �
tych naszych pi��dziesi�ciu pi�ciu metr�w kwadratowych?�), no, nie wiem, jako� 
to trzeba z
losem za�atwi�. P�j�� na uk�ady. Nie ja pierwszy odczuwa�em taki niepok�j � i 
nie ja chyba
ostatni. ��mieszny to by� pomys� Polikratesa, tyrana z Samos � wynotowa�em z 
Pr�b Montaigne�a
� kt�ry, aby przerwa� bieg swego nieustannego szcz�cia i odkupi� je, wrzuci� w 
morze
najdro�szy i najpi�kniejszy klejnot, mniemaj�c, i� tym dobrowolnym nieszcz�ciem 
uczyni
zado�� odmienno�ci i z�o�liwo�ci fortuny... ona zasi�, aby zadrwi� z jego 
g�upoty, sprawi�a,
i� ten�e sam klejnot wr�ci� znowu� do jego r�k, znaleziony w brzuchu ryby.� 
Czego Montaigne
nie uwzgl�dni�, to tego, �e ten tyran, zarazem w�a�ciciel statk�w handlowych, 
by� to �otr
bez skrupu��w, kt�ry wzbogaci� si� na piractwie i zamordowa� dw�ch swoich braci. 
(A
nadwornym jego poet� by� nie kto inny jak Anakreont, piewca radosnego �ycia � 
weso�o musia�o
mu by� na tyra�skim dworze.) Mo�e rzucaj�c pier�cie� do wody zbrodniarz chcia� 
oddali�
zbli�aj�c� si� zemst�? Nie uda�o si�. Fortuna czyha�a na jego g�ow� i nie da�a 
si� przekupi�.
Znam jednak ludzi, kt�rzy nie musz� obawia� si� przewrotno�ci fortuny: od 
kolebki po
gr�b s� pieszczochami losu. Ba, znam ca�e rody wybra�c�w. Jak zacz�o im si� 
powodzi�
gdzie� w jedenastym wieku � za sprawne i okrutne �cinanie g��w sypn�y si� na 
nich grunty,
lasy, poddani, srebrne monety � tak potem ju� przez stulecia znajdowali si� u 
g�ry, nigdy nikt
z nich si� nie spoci�, chyba goni�c konno, i tak po dzi�, mimo wszelkich 
przemian, w por�
zd��yli si� skrzy�owa� z obcoplemiennym patrycjatem miejskim, z bankierstwem, 
stalownictwem,
uczono�ci�, zbieractwem, ci za� niezaprzeczalni eksperci spowinowacili si� lub 
zaprzyja�nili
z decydentami wszelkich ustroj�w, no i znowu s� w siodle, znowu w salonach,
znowu na parkietach sal recepcyjnych, sun� volvami, mercedesami, pytluj� po 
angielsku i
jeszcze czasem po francusku, odwiedzaj� rodziny przemy�lnie ulokowane w 
Londynie, Kalifornii,
na Florydzie, Sycylii i w Nicei, i tam za nas cierpi�ce, stamt�d namawiaj�ce nas 
do
oporu, wyrzecze�, mszy i g�od�wek, wi�c tak kr���c mi�dzy Floryd� a Jab�onn� 
uprawiaj�
mimochodem je�dziectwo, sztuki pi�kne, porubstwo i tradycj�.
Ale to nie ja. Ja z tych, co si� pocili. Sam te� bra�em w sk�r� � i to by�o w 
naturze rzeczy.
Nic nigdy nie sz�o mi lekko. Wszystko, cholera, w piekielnym trudzie. A� 
wreszcie zacz�o
by� jako tako � i...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin