Kaczkowski Olbrachtowi rycerze tom 1.txt

(743 KB) Pobierz
ZYGMUNT KACZKOWSKI

OLBRACHTOWI RYCERZE

POWIE��
TOM I
Tower Press 2000
Copyright by Tower Press, Gda�sk 2000
Sie horen nicht die folgenden Gesange,
Die Seelen, denen ich die ersten sang;
Zerstoben ist das freundliche Gedrange,
Verklungen, ach! der erste Wiederklang.
Mein Lied ertont der unbekannten Menge,
Ihr Beifall selbst macht meinem Herzen bang;
Und was sich sonst an meinem Lied erfreuet,
Wenn es noch lebt, irrt in der Welt zerstreuet.
GOETHE
�Wy, kt�rym pierwsze wy�piewa�em pie�ni,
O duchy dobre, dalszych nie s�yszycie;
K�dy� jeste�cie bracia i r�wie�ni?
W echu pobrzmiewa zapomniane �ycie.
Cierpienie moje ju� si� nie rozwie�ni,
Czym�e nieznani? c� po ich zachwycie?
Kog� �piew skrzepi? jakich mam s�uchaczy?
Zmar�ych jedynie, jedynie tu�aczy�.
FAUST (DEDYKACJA), PRZEK�. E. ZEGAD�OWICZA,
WADOWICE 1926, S. 8.
WST�P
Pomi�dzy rzekami Stryjem a Dniestrem, w kraju dzi� s�awnym nieprzebranymi 
bogactwy
olej�w skalnych, o trzy mile na przestrza� od staroruskiego miasta Drohobycza, a 
o sze�� mil
od szczytu Bieszczad�w, w dolinie zakl�s�ej a rozramienionej pomi�dzy grzbietami 
g�r, stercz�
szeroko porozrzucane olbrzymie skaliska, kt�re od wiek�w s� dziwowiskiem 
podr�nych
a zarazem siedzib� potwornych poda� ludowych.
Skaliska te, znane powszechnie pod nazwiskiem �Kamienia w Uryczu�, dziel� si� na 
dwie
odr�bne gromady, nie zdradzaj�c na poz�r �adnego zwi�zku z sob�.
Jedna z nich, le��ca po drugiej stronie doliny, sk�ada si� te� w istocie z 
kilkudziesi�ciu
wi�kszych i mniejszych kamiennych bry�, poprzerastanych czarnym jod�owym lasem, 
leszczyn�
i ja�owcami: by�o ich przed wiekami zapewne wi�cej, ale z czasem przykry�y je 
ziemia,
mchy i dzikie krzewiny. W tej gromadzie wida� nie�ad natury, jakoby pobojowisko 
po jakiej�
gwa�townej rewolucji �ywio��w: r�ka ludzka nie zostawi�a tam �adnego �ladu po 
sobie.
Natomiast druga gromada, wi�cej skupiona a stercz�ca ze stoku g�ry nad bezdenn� 
przepa�ci�
od p�nocnego wschodu, uderza na pierwszy rzut oka widokiem jakby ruin ogromnego
i bardzo staro�ytnego zamczyska.
Skalisty ten potw�r, pi�trz�cy si� w chmury swymi pozosta�ymi basztami, a z 
jednej strony
jakby nad sam� paszcz� piekieln� zawieszony, w kt�rejkolwiek dnia dobie 
widziany, przejmuje
podziwem i groz�. Tu bowiem obok olbrzymich twor�w natury, pn�cych si� w niebo z
zuchwalstwem niczym nie okie�znanych �ywio��w a zarazem g��boko wbitych w 
wn�trzno�ci
ziemi, widoczne s� �lady, �e tutaj niegdy� mieszkali ludzie.
Do�� rzuci� okiem na te skaliska, a�eby dostrzec, �e kiedy�, zapewne jeszcze w 
wiekach
zamierzch�ych, cz�owiek opanowa� t� w puszczach le�nych zatopion� dzikach 
zwierz�t siedzib�
i prac� wielu lat i wielu tysi�cy r�k ludzkich zamieni� w zamek obronny. 
Albowiem na
najwy�szych szczytach tych ska� wida� izby wewn�trz wykute i wschody do nich 
wiod�ce a
opatrzone kamiennymi gankami; gdzie indziej za� wygl�daj� spod mch�w i krzewin 
s��niste
mury z ceg�y i wapna, kt�re z wiekami tak�e zla�y si� w kamie�.
Z tych ska� ogromnych, kt�re si� zwyci�sko opar�y zniszczeniu wiek�w, a 
wygl�daj� jak
baszty lub wie�e w gruz zapad�ego zamczyska, dzisiaj jeszcze jest cztery. Dwie 
mniejsze,
stercz�ce od p�nocy w odleg�o�ci kilkunastu st�p jedna od drugiej, sta�y 
widocznie swojego
czasu na stra�y g��wnego wjazdu i obejmowa�y pomi�dzy sob� bram� zamkow�. 
Pomi�dzy
nie wchodzi si� w obszerny dziedziniec, dzi� trawa i chwastem zaros�y, lecz bez 
w�tpienia
naturaln� i jednolit� p�yt� kamienn� nakryty. Pod dziedzi�cem musi by� pr�nia, 
zapewne
ludzkimi r�kami wykuta, nawet prawdopodobnie do dalszych prowadz�ca podziemi, bo 
za
uderzeniem w posadzk� g�uche odzywa si� echo, powtarza si� kilkakrotnie w oddali 
i dopiero
po chwili ucicha. W jednym rogu dziedzi�ca jest studnia w skale wykuta, dzi� 
zasypana gruzami.
Po lewej r�ce ci�gnie si� mur skalisty, kt�rego posady wszak�e dojrze� nie 
mo�na,
zwiesza si� bowiem nad bezdenn� przepa�ci�, kt�ra tak jest g��bok�, �e rosn�ce 
po jej brzegach
wiekowe jod�y szczytami swymi zaledwie dosi�gaj� poziomu dziedzi�ca. Przepa�ci 
tej,
na kt�rej dnie le�� trupy drzew przedwiekowych i olbrzymie kawa�y ska�, a na 
nich znowu
pnie zmursza�ych jode�, jeszcze nigdy promie� s�o�ca nie przedar� i nigdy stopa 
ludzka nie
dotkn�a. Nad ni�, w rogu dziedzi�ca, wznosi si� najwy�sza baszta zamkowa.
Jest to wie�a skalista, mierz�ca sto kilkadziesi�t st�p wysoko�ci, rozdwojona u 
szczytu i
pi�trz�ca si� dwiema iglicami ku niebu. O kilkana�cie st�p poni�ej iglic 
znajduje si� izba w
skale wykuta, opatrzona resztkami kru�ganku. Z tego kru�ganku, na kt�ry jeszcze 
niedawno
wej�� by�o mo�na po kamiennych, chocia� ju� bardzo o�lizganych progach, r�wnie� 
w skale
wykutych, przepyszny nawet go�emu oku przedstawia� si� widok. Obejmowa� on 
bowiem
kilkadziesi�t mil kraju, bogatego jak r�g obfito�ci we wszystkie dary natury, 
p�yn�cego od
wiek�w mlekiem i miodem, a przerzni�tego srebrnymi wst�gami Ty�mienicy i Stryja, 
�wicy i
Dniestru, i wielu innych rzek mniejszych, wij�cych ci� mi�dzy t�ustymi ��kami i 
cienistymi
d�browy. Po prawej r�ce widzia�e� miasto Stryj, �pi�ce spokojnie na rozleg�ej 
dolinie; przed
tob� roi� si� handlowy gr�d starej Rusi Drohobycz, cokolwiek dalej na lewo gubi� 
si� w sinawej
mgle Sambor z wspania�ymi wie�ami swoich ko�cio��w i cerkwi, z bia�ymi jak �nieg
ulicami, otoczony doko�a pysznymi sadami drzew owocowych i z�otymi �anami 
pszenicy, a
siedz�cy na brzegu uciekaj�cej przed twoim okiem r�wniny, kt�ra jest niby 
pierwszym kobiercem
step�w podolskich, �ciel�cym si� pod nogi aposto�om ludzko�ci i o�wiaty, 
przybywaj�cym
z zachodu...
Czwarta na koniec baszta, cokolwiek ni�sza od poprzedzaj�cej a stoj�ca w rogu 
zachodnim,
lecz tak�e niegdy� mieszkalna, dzisiaj za� w r�nych miejscach poprzerywana u 
szczytu,
w dziwnych przedstawia si� kszta�tach, kt�re zdaj� si� by� jakoby ruchome i w 
wyobra�ni
przybieraj� rysunek ludzkich postaci.
Tak z jednej strony, gdzie ska�a chyli si� ku wschodowi, widzisz jakoby 
stoj�cego na jej
szczycie rycerza, kt�ry na he�m i zbroj� kaptur mnisi zarzuci� i stoi tak nad 
przepa�ci�, jak
gdyby si� w ni� chcia� rzuci�, a przed �mierci� ostatnim dumnym spojrzeniem 
grozi pogardzonemu
przez siebie �wiatu. Z drugiej strony, gdzie ska�a si� zwiesza ku dziedzi�cowi, 
widzisz
jakoby dziewic� z za�amanymi z rozpaczy r�kami, kt�ra chcia�aby z miejsca si� 
ruszy� i
zst�pi� w dziedziniec � a nie mo�e, bo jest skamienia��.
Kiedy warstwa mg�y bia�ej po�o�y si� na tych ruinach, co si� cz�sto zdarza w 
tych g�rach,
tak �e tylko wierzcho�ki tych ska� nad ni� si� wznosz� i zdaj� si� wisie� w 
powietrzu, wtedy
postacie te rysuj� si� daleko wyra�niej: natenczas i dumnie w przepa�� 
spogl�daj�cego rycerza,
i skamienia�� w swym ruchu dziewic� wida� jakoby �ywe � i jest to widowisko 
wspania�e
i gro�ne, przed kt�rym oczy twoje si� otwieraj� szeroko i oddech zapiera si� w 
piersi.
Widok ten wszak�e staje si� strasznym i przejmuj�cym w�r�d jasnej nocy; 
natenczas bowiem
postacie te maluj� si� czarno na niebios b��kicie, duch w nie wst�puje, zdaje 
si� rusza� na
swoich kamiennych podstawach � a kiedy wyobra�nia usi�uje przeczuwa� ich my�li i 
czyny z
tych czas�w, kiedy �y�y na ziemi, w piwnicach zamku g�uche odzywaj� si� echa, w 
g��biach
za� tej przepa�ci, gdzie stare pnie le�� przysypane drzazgami ska�, s�ycha� 
szumy i j�ki przyt�umione,
nikn�ce w dali, ale tak przera�liwe i takie nieziemskie, �e ktokolwiek je 
s�ysza�,
uczu� dr�enie w g��bi swej duszy i uwierzy� powie�ci ludowej, �e tam mieszkaj� 
duchy pokutuj�ce.
To� jeszcze nikt tam nocy nie przespa� w tych strasznych ruinach, a kto 
przypadkiem
o zmroku si� zab��ka, �egna si� krzy�em �wi�tym, pop�dza konie i mija je jak 
najpr�dzej...
Pomi�dzy ludem okolicznym kr��� wielorakie, lecz dziwnie zamglono i popl�tane ze 
sob�
podania o tym starym zamczysku. Najdawniejsze z nich si�gaj� tego pomroku 
dziej�w, z kt�rego
na podstawie jakiej� ustnej lub pisanej wie�ci o jakim� chanie lub carzyku, o 
niezliczonych
hordach, kt�rym hetmani�, o wielu zamkach, kt�re posiada�, o z�otych skarbach, 
kt�re
zakopa�, tak samo bajarze gminni, jak i pi�mienni, wysnuwaj� mniej albo wi�cej 
potworna
ba�nie, nie maj�ce �adnego wiarogodnego �wiadectwa za sob�. Podania te, kr���ce 
po chatach
s�siednich bojk�w, a uporz�dkowane cokolwiek przez ludzi pi�miennych, m�wi�, co
nast�puje:
Przed tylu a tylu wiekami, kiedy jeszcze Rusi nie by�o, a g�ry te by�y 
zamieszkane przez
szczep s�owia�ski Welet�w, zw�cych si� tak�e Wilkami, jeden wielki �upan 
Welet�w, kt�ry
sam si� Wilkiem nazywa�, maj�c duchy nieczyste na swoje us�ugi, zmurowa� z tych 
skalisk
odwieczny zamek obronny i kaza� pod nim wyku� obszerne piwnice, w kt�rych chowa� 
swe
skarby, a kt�re podziemnym kana�em, id�cym popod rzek� i staw, ��czy�y si� z ow� 
drug�
gromad� ska�, le��c� po tamtej stronie doliny. Weletowie, szczep milionowy i 
bardzo waleczny,
poci�gn�li dalej ku p�nocnemu zachodowi, zalewaj�c sob� wszystkie kraje, 
opieraj�ce
si� o morza p�nocne, i si�gaj�c nawet do wysp za tymi morzami le��cych. Wilk 
wszak�e
tutaj pozosta�, �yj�c z sw� m�od� �on� na swoim zamku w szcz�ciu i dostatkach, 
kt�re za
pomoc� duch�w nieczystych ustawicznie pomna�a�. Biesiady, muzyka i ta�ce trwa�y 
po ca�ych
nocach na jego zamku a� do �witania: wszak�e kiedy jednego zarania, nie 
dos�yszawszy
piania kur�w, z�ama� zawart� z duchami umow�, duchy zburzy�y zamek i zamieni�y 
jego i
jego �on� w owe poprzerywane ska�y, kt�re jeszcze dzi� stoj� na ruinach 
zamkowych. Jaka to
by�a umowa, podanie nie wie, lecz opowiada dalej:
W wiele lat potem Tatarzy zaleli powsta�e tymczasem ksi�stwo halickie, a na ich 
czele
szed� ich chan �wczesny, Sze�udywy Buniak, p�cz�owiek, p�demon, z czupryn� 
wichrowat�
jak strzecha, z brod� si�gaj�c� do ziemi, kt�ra jego czelad� na rozkaz podnosi�a 
z�otymi wid�am...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin