Lovecraft Muzyka Ericha Zanna.txt

(19 KB) Pobierz
Howard Phillips Lovecraft

Muzyka Ericha Zanna

Przestudiowa�em mapy tego miasta z najwi�ksz� uwag�, ale na
�adnej nie  odnalaz�em Rue d'Auseil. Nie by�y to tylko nowoczesne
mapy, bo przecie�  zdaj� sobie spraw�, �e nazwy si� zmieniaj�.
Wr�cz przeciwnie, zag��bia�em  si� we wszystkie najstarsze �r�d�a
i nawet osobi�cie przeszuka�em ka�d�  dzielnic�, bez wzgl�du na
jej nazw�, kt�ra mog�a by ewentualnie odpowiada�  ulicy znanej
mi jako Rue d'Auseil. Jest to dla mnie upokarzaj�ce, bo mimo 
wszystkich podj�tych stara�, nie mog� znale�� domu, ulicy ani
nawet  przybli�onej lokalizacji miejsca, w kt�rym, wiod�c ubogi
�ywot studenta  metafizyki na uniwersytecie, s�ucha�em muzyki
Ericha Zanna.     Nie dziwi� si�, �e pami�� moja uleg�a
zak��ceniu, bo w okresie, kiedy  mieszka�em na Rue d'Auseil, moje
zdrowie, zar�wno fizyczne, jak i  psychiczne, mocno podupad�o.
Przypominam te� sobie, �e nie utrzymywa�em  kontakt�w z tymi
kilkoma osobami, z kt�rymi si� zaznajomi�em. Ale �ebym w  og�le
nie m�g� odnale�� tego miejsca, to naprawd� zdumiewaj�ce i 
niespotykane; z uniwersytetu sz�o si� na t� ulic� p� godziny,
a poza tym  odznacza�a si� tak szczeg�lnymi cechami, �e kto raz
j� widzia�, nie m�g�  zapomnie�. Ale nie spotka�em nikogo, kto
by widzia� Rue d'Auseil.    Znajdowa�a si� po drugiej stronie
mrocznej rzeki, na brzegach kt�rej  stromo wznosi�y si� zbudowane
z ceg�y magazyny o zamazanych oknach, bieg�  te� ponad ni� ci�ki
most z ciemnego kamienia. Nad rzek� zawsze panowa�  mrok, tak
jakby dym z okolicznych fabryk nigdy nie dopuszcza� tu s�o�ca. 
Wody tej rzeki zion�y strasznym smrodem, z jakim jeszcze nigdy
w �yciu  si� nie zetkn��em, my�l� jednak, �e to oka�e si� pomocne
i kt�rego� dnia  j� odnajd�. Za mostem znajdowa�y si� w�skie,
brukowane uliczki z szynami,  potem teren lekko si� wznosi�, ale
gdy dochodzi�o si� do Rue d'Auseil,  wznosi� si� stromo.
Nie spotka�em ju� nigdy wi�cej tak w�skiej i tak stromej ulicy
jak Rue  d'Auseil. By�o to niemal�e urwisko, niedost�pne dla
�adnych pojazd�w. W  kilku miejscach znajdowa�y si� schody, a na
ko�cu ulicy wysoki, obro�ni�ty  bluszczem mur. Bruk by� nier�wny,
sk�ada� si� z kamiennych p�ytek i z  okr�g�ych kamieni, a
gdzieniegdzie prze�wieca�a naga ziemia z zeschni�tymi  chwastami.
Domy by�y tu wysokie, ze spadzistymi dachami, niewiarygodnie 
stare, przechylone albo do ty�u, albo do przodu, albo na boki.
Zdarza�o  si�, �e stoj�ce naprzeciwko domy pochyli�y si� do
przodu i prawie styka�y  si� ze sob� ponad ulic� tworz�c �ukowe
sklepienie; by�o tu wi�c do��  mroczno. Znajdowa�o si� tu tak�e
kilka pomost�w nad ulic�, ��cz�cych  przeciwleg�e domy.
Tutejsi mieszka�cy wywierali na mnie szczeg�lne wra�enie. Z
pocz�tku  przypisywa�em to ich milczeniu i pow�ci�gliwo�ci, potem
doszed�em do wniosku,  �e przyczyna le�y w czym innym -
mianowicie w tym, �e mieszkaj� tu wy��cznie  starzy ludzie. Sam
nie wiem, jak to si� sta�o, �e wynaj��em pok�j na tej  ulicy, ale
z chwil�, kiedy si� tutaj zjawi�em, chyba przesta�em by� sob�. 
Mieszka�em w najrozmaitszych ubogich domach, z kt�rych mnie
eksmitowano,  gdy� nie mia�em na zap�acenie komornego, a�
wreszcie trafi�em na rozpadaj�cy  si� dom, w kt�rym str�owa�
paralityk Blandot. By� to trzeci dom od ko�ca  ulicy i najwy�szy
ze wszystkich.
Pok�j m�j znajdowa� si� na pi�tym pi�trze, a by� to jedyny
zamieszka�y  pok�j, ca�y bowiem dom prawie �wieci� pustkami. Jak
tylko si� sprowadzi�em,  ju� pierwszej nocy us�ysza�em niezwykle
dziwn� muzyk� dochodz�c� z poddasza  i nazajutrz spyta�em o to
Blandota. Wyja�ni� mi, �e to gra pewien stary  Niemiec, skrzypek,
niemowa, kt�ry podpisuje si� Erich Zann, a gra wieczorami  w
orkiestrze w jakim� tanim teatrzyku. Wynaj�� ten odosobniony
pok�j wysoko  na poddaszu, z jednym tylko oknem wychodz�cym na
ulic�, z kt�rego roztacza�  si� widok ponad murem obro�ni�tym
bluszczem na opadaj�cy w d� krajobraz - dlatego w�a�nie, �e
pragn�� noc� gra� na skrzypcach.
S�ysza�em jego gr� ka�dej nocy i cho� nie dawa� mi spa�, by�em 
zafascynowany t� niezwyk�� muzyk�. W�a�ciwie wcale si� na muzyce
nie zna�em,  ale by�em przekonany, �e d�wi�ki, dobywane przez
niego ze skrzypiec, nie  mia�y nic wsp�lnego z muzyk�, jak�
dotychczas zdarzy�o mi si� s�ysze�.  Uzna�em, �e jest to
kompozytor o zupe�nie niezwyk�ym talencie. Im d�u�ej si� 
ws�uchiwa�em, tym wi�ksze robi�a na mnie wra�enie i po tygodniu
postanowi�em  zawrze� znajomo�� z tym starym cz�owiekiem.
Kt�rego� wieczoru, kiedy powraca� z pracy, zatrzyma�em go na
korytarzu i  powiedzia�em, �e pragn��bym si� z nim zaznajomi� i
pos�ucha� jego gry z  bliska. By� niski, szczup�y, biednie
ubrany, prawie �ysy, mia� niebieskie  oczy oraz groteskow� twarz
przypominaj�c� satyra. Z pocz�tku zdawa� si� by�  oburzony i
przera�ony tak� propozycj�. Widz�c jednak m�j szczery, 
przyjacielski stosunek rozpogodzi� si� i da� mi znak, abym
poszed� za nim  po ciemnych, skrzypi�cych i uginaj�cych si�
schodach na poddasze. Jego pok�j,  jeden z dw�ch znajduj�cych si�
na starym poddaszu, mie�ci� si� od strony  zachodniej, a
wychodzi� w�a�nie na mur stanowi�cy zako�czenie tej ulicy. By� 
to ogromny pok�j, ale wydawa� si� jeszcze wi�kszy przez to, �e
by� nie  urz�dzony i bardzo zaniedbany. Znajdowa�y si� w nim
tylko w�skie �elazne  ��ko, obdrapana umywalka, ma�y stolik,
spora szafa z ksi��kami, �elany  pulpit do nut i trzy
staro�wieckie krzes�a. Nuty le�a�y rozrzucone po ca�ej  pod�odze.
�ciany by�y z go�ych desek, nigdy zapewne nieotynkowane; wydawa�o 
si�, �e nikt tu nie mieszka, wsz�dzie bowiem snu�a si� paj�czyna,
a kurz  le�a� grub� warstw�. �wiat pi�kna dla Ericha Zanna to
niew�tpliwie �wiat  wyobra�ni.
Gestem wskaza� mi krzes�o, a sam zamkn�� drzwi na wielk�
drewnian� zas�w�,  po czym zapali� �wiece. Nast�pnie wyj��
skrzypce z podziurawionego przez  mole pokrowca i usiad� na
najmniej wygodnym krze�le. Nie skorzysta� z nut  i pulpitu, tylko
zacz�� gra� z pami�ci, przez godzin� racz�c mnie muzyk�,  jakiej
w �yciu nie s�ysza�em; musia�a to by� raczej jego w�asna
kompozycja.  Nie�atwo j� opisa�, je�eli si� nie jest znawc�
muzyki. By�o to co� w rodzaju  fugi z powtarzaj�cymi si� pasa�ami
o brzmieniu wprost urzekaj�cym, ale  najbardziej zadziwi�o mnie
to, �e nie s�ysz� tych dziwnych melodii, jakie  dochodzi�y mnie
w moim pokoju.
Dobrze sobie zapami�ta�em i nawet cz�sto nuci�em je i
wygwizdywa�em, tote�  kiedy od�o�y� skrzypce, spyta�em czyby nie
zechcia� ich zagr�. Na  pomarszczonej twarzy satyra, tak
spokojnej podczas gry, pojawi� si� wyraz  gniewu i l�ku, taki sam
jak wtedy, gdy go zagadn��em na schodach.  Potraktowa�em to
lekko, jako kaprys staro�ci, i usi�owa�em go zach�ci� 
zagwizdawszy urywki, jakie s�ysza�em ubieg�ej nocy. Kiedy niemy
muzyk  rozpozna� melodi�, twarz jego przybra�a jaki� niesamowity
wyraz, a d�ug�,  ko�cist� i zimn� d�o� po�o�y� mi na ustach, �eby
wyciszy� to niezbyt udane  na�ladownictwo. Potem zachowa� si� jak
zupe�ny dziwak, bo rzuci� przera�one  spojrzenie w stron�
zas�oni�tego okna, jakby si� ba� jakiego� intruza - spojrzenie
tym wi�cej absurdalne, poniewa� poddasze znajdowa�o si� wysoko 
i by�o niedost�pne, g�rowa�o bowiem nad wszystkimi przyleg�ymi
dachami,  nie m�wi�c ju� o tym, �e tylko z tego jednego okna, jak
powiedzia� dozorca,  roztacza� si� widok ponad murem na opadaj�ce
wzg�rze.
Spojrzenie tego starego cz�owieka przypomnia�o mi s�owa
Blandota i mo�e  to by� kaprys, ale przysz�a mi ochota, aby
popatrze� na rozleg�� i  osza�amiaj�c� panoram� spowitych
blaskiem ksi�yca dach�w i o�wietlonego  miasta za wzg�rzem,
kt�rej nikt z mieszka�c�w Rue d'Auseil poza tym dziwnym  muzykiem
nie mia� mo�no�ci ogl�da�. Podszed�em do okna i ju� mia�em
odsun��  jakie� bardzo dziwne zas�ony, gdy podskoczy� do mnie
niemy lokator tego  pokoju z jeszcze wi�kszym gniewem i l�kiem;
tym razem g�ow� wskazywa� na  drzwi i obiema r�kami ci�gn�� mnie
nerwowo w tym kierunku. Oburzy�o mnie  takie zachowanie
gospodarza i stanowczo za��da�em, aby mnie pu�ci�, sam  bowiem
ch�tnie st�d wyjd� i to natychmiast. Zwolni� u�cisk, a widz�c,
�e  jestem oburzony i dotkni�ty, wyra�nie si� uspokoi�. Znowu
mnie mocno  uchwyci�, ale tym razem przyjacielsko, i kaza� mi
usi��� na krze�le; z  wyrazem zatroskania na twarzy podszed� do
rozchwianego sto�u i o��wkiem  napisa� kilka s��w starann�
francuzczyzn� cudzoziemca.
Kartka kt�r� mi wr�czy�, zawiera�a pro�b� o tolerancj� i
przebaczenie.  Pisa�, �e jest stary, samotny, �e jest
rozkojarzony nerwowo i omotany  r�nymi l�kami, co ma zwi�zek z
jego muzyk� i jeszcze innymi rzeczami. Mi�o,  mu by�o, �e
s�ucha�em, jak gra�, i ucieszy si�, je�eli go jeszcze kiedy� 
odwiedz� i nie b�d� zwraca� uwagi na jego dziwactwa. Nie mo�e on
jednak gra�  tej tajemniczej melodii nikomu i nie mo�e te�
s�ucha� jej w niczyim  wykonaniu; nie znosi r�wnie�, aby dotyka�
czegokolwiek w jego pokoju. Nie  mia� poj�cia a� do naszej
rozmowy na schodach przed chwil�, �e s�ycha� jego  gr� w moim
pokoju, tote� prosi, abym porozmawia� z Blandotem i wynaj�� pok�j 
na ni�szym pi�trze, gdzie nie b�d� m�g� s�ucha� jego gry. Napisa�
te�, �e  pokryje r�nic� w op�acie za komorne.
Kiedy siedz�c odczytywa�em t� niezr�czn� francuzczyzn�,
obudzi�o si�  we mnie wsp�czucie dla tego starego cz�owieka. By�
ofiar� fizycznego i  nerwowego za�amania, podobnie jak ja, a moje
metafizyczne studia usposobi�y  mnie �agodnie do ludzi. Panuj�c�
cisz� zak��ci� jaki� ha�as od strony okna  - to wiatr musia�
poruszy� okiennic�, ja jednak nie wiadomo dlaczego  podskoczy�em
gwa�townie, podobnie zreszt� jak i Erich Zann. Tote� zaraz, gdy 
sko�czy�em czytanie, u�cisn��em jego d�o� i wyszed�em w nastroju 
przyjacielskim.
Nazajutrz Blandot wyznaczy� mi kosztowniejszy pok�j na trzecim
pi�trze,  pomi�dzy mieszkaniem starego lichwiarza i pokojem
szacownego tapicera...  Na czwartym pi�trze nikt nie mieszka�.
Wkr�tce przekona�em si�, �e Zann wcale tak bardzo nie pragn��
mojego  towarz...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin