Marek �awrynowicz Aj, wej, mir Stryj Mietek ju� ponad trzy lata nudzi� si� w obozie jenieckim. Tydzie� po tygodniu, miesi�c po miesi�cu wszyscy �azili z k�ta w k�t po ciasnym czworok�cie nie mog�c sobie znale�� miejsca. Nocami naci�gali na g�owy koce, barykadowali si� poduszkami, staraj�c si� zdoby� cho� odrobin� intymno�ci. Z wolna stawali si� do siebie podobni. Id�c powoli wysuwali przed siebie nogi. Nabrali nawyku monotonnego kiwania g�ow�, oczy straci�y wyraz, niedogolone twarze poszarza�y, jak zwykle u ludzi, kt�rzy stracili wszelk� nadziej�. Stryj Mietek, kt�ry zawsze pragn��, by ludzie byli sobie r�wni, ogl�da� teraz karykaturaln� realizacj� swojej idei i pociesza� si� my�l�, �e bracia w szcz�ciu i bracia w nieszcz�ciu musz� wygl�da� zupe�nie inaczej. Najgorsza by�a nuda. Dawno opowiedziano wszystkie dowcipy. �yciorysy koleg�w z baraku ka�dy zna� na pami��. Wyczerpa�y si� historie rodzinne, genealogie, a uboga obozowa rzeczywisto�� nie dostarcza�a temat�w do rozm�w. Siedzieli ponuro na pryczach i jeden patrzy� na drugiego jak sroka w gnat. Owszem, by�y indywidualno�ci. Kapral Kowzdejn spisywa� histori� �wiata. Wypytywa� wszystkich, co im wiadomo o Grekach, Sumeryjczykach, Krete�czykach, Chi�czykach, odkryciu Ameryki, a potem kompilowa� to wszystko i spisywa� rozdzia� za rozdzia�em, dziwi�c si� nieustannie, �e by�o w dziejach �wiata tyle wydarze�, o kt�rych nigdy nie s�ysza�. Po dw�ch latach wyczerpa�a si� wiedza ca�ego obozu, ale kapral nadal chodzi� od jednego do drugiego b�agaj�c, �eby sobie co� jeszcze przypomnieli. Zacz�li wymy�la� nowe kontynenty, l�dy, dynastie, cywilizacje, bitwy i ca�e kampanie wojenne, co Kowzdejn pracowicie spisywa� w szesnastokartkowych zeszytach w kratk�, kt�rych pi�� do siedmiu kupowa� co tydzie� w obozowej kantynie. Kajety zawiera�y bezcenne wiadomo�ci. Mo�na tam by�o znale�� licz�c� siedem tysi�cy lat histori� Atlantydy, dzieje Czcicieli Kija oraz opowie�� o pot�nym rodzie alchemik�w i czarownik�w z wyspy Si�dmego Czerwca. Stryj Mietek bra� przez pewien czas udzia� w tej zabawie i wni�s� donios�y wk�ad w histori� Afryki �rodkowo- Wschodnio-Zachodniej, kt�rej mieszka�cy byli czarni jak smo�a, mieli ��te stopy i czerwony czubek g�owy. Wkr�tce jednak Kowzdejn obrzyd� mu do tego stopnia, �e zacz�� symulowa� zanik pami�ci. Gdy na apelu wyczytywano jego nazwisko, stryj milcza�, bo wprawdzie pami�ta�, jak si� nazywa, ale zapomnia�, co to apel. Kapral napastowa� go jeszcze przez jaki� czas w nadziei, �e jako dotkni�ty amnezj� opowie co� o neandertalczykach, ale widz�c oczywiste kalectwo da� spok�j. Stryj zacz�� tymczasem udawa�, �e zapomnia� m�wi� i zauwa�y�, �e z milczenia p�ynie b�ogi spok�j i szacunek ludzki. Im d�u�ej nie m�wi�, tym mniejsz� mia� na to ochot�. By� w obozie drugi milczek, szeregowiec jak stryj, zwany przez koleg�w Rze�biarzem, poniewa� od rana do nocy poszukiwa� kawa�k�w drewna, a gdy znalaz�, zaszywa� si� w k�cie i pracowicie manipulowa� przy nim scyzorykiem, na kt�rego posiadanie zdo�a� sobie wywalczy� pozwolenie. Pocz�tkowo pr�bowano go wci�gn�� do �ycia kulturalnego obozu, proszono, by wyrze�bi� Jezusa Frasobliwego, Marsza�ka Pi�sudskiego, Ojczyzn� w Apoteozie, Matk� Bosk� Cz�stochowsk�, u�ana albo chocia� konia, krow�, w ostateczno�ci �wini�, a gdy uparcie odmawia�, wytoczono mu spraw� w S�dzie Kole�e�skim, kt�ry udzieli� Rze�biarzowi nagany. To, co rze�bi�, chowa� nie wiadomo gdzie. Wypytywano go, �ledzono, grzebano pod materacem i w materacu - bez rezultatu. Wreszcie zostawiono go w spokoju. Gdy stryj zamilk�, niepostrze�enie zacz�� zbli�a� si� do Rze�biarza. Nie d��y� do tego, lecz, si�� rzeczy, zacz�� schodzi� wszystkim z drogi, szuka� miejsc odosobnionych i zacisznych - s�owem tych w�a�nie, kt�re Rze�biarz odkry� ju� dwa lata temu i doskonale si� w nich urz�dzi�. Stryj Mietek stara� si� nie by� intruzem, usuwa� si�, odchodzi�, ale i tak nieustannie si� spotykali. Z wolna zacz�li do siebie przywyka� i okazywa� sobie co� w rodzaju wzajemnej sympatii. Wsp�lne milczenie zbli�a bardziej ni� rozmowa. W niewiele dni zaprzyja�nili si�, pokochali, razem jedli, spali, wy�wiadczali sobie tysi�ce drobnych przys�ug, a wszystko bez s�owa, ukryci ka�dy w swej samotno�ci. Zwykle ju� po �niadaniu zaszywali si� w jakim� k�cie i milczeli. Stryj siedzia� z pochylon� g�ow� i przymkni�tymi oczyma. Rze�biarz patrzy� w d� obracaj�c w palcach kawa�ek drewna, kt�ry pracowicie nacina� s��j po s�oju, delikatnie g�adz�c drewno, a� traci�o wszelk� chropowato��, przyjmuj�c wilgo� i ciep�o od w�druj�cych tam i z powrotem palc�w. Stryj, nie m�wi�c, poczu� wielk� sympati� do s��w. Tygodniami siedzia� oparty o �cian� baraku i zestawia� ze sob� r�ne s�owa, odnajduj�c w nich nieoczekiwane znaczenia. Przypomina� sobie, �e tych s��w u�ywali r�ni ludzie w r�nych sytuacjach i dziwi� si� ich rozleg�ym mo�liwo�ciom. Doszed� do wniosku, �e m�wi�c nie spos�b si� porozumie�, s�owa s� raczej melodi� towarzysz�c� oczom, d�oniom, ruchom g�owy. Zacz�� obserwowa� koleg�w i po pewnym czasie nie s�ysz�c rozumia�, o czym rozmawiaj� - nawet wi�cej: o co ka�demu z nich chodzi, cho� nie chce tego powiedzie�. Chodzi�o przewa�nie o g�upstwa, wi�c stryj szybko znudzi� si� obserwowaniem. Siedzia� z zamkni�tymi oczyma i budowa� pa�ace ze s��w. Pewnego dnia Rze�biarz zacz�� okazywa� niepok�j. Popatrywa� nerwowo na stryja, znika� gdzie� na ca�e godziny, potem wraca� drobi�c pospiesznie przez dziedziniec i rozgl�daj�c si� niepewnie wok�. K�ad� si� na pryczy, nakrywa� g�ow� kocem, budzi� si� przed �witem, gdzie� szed�, wraca�. Nosi�o Rze�biarza po obozie jak pot�pion� dusz� po bagnach. Stryj na wszelkie sposoby okazywa� przyjacielowi serdeczno��, ale nie narzuca� si�, rozumiej�c, �e w razie potrzeby i tak zostanie wezwany. Trzy dni p�niej tak si� sta�o. Stryj zburzy� w my�lach kolejny pa�ac ze s��w i poszed�. Rze�biarz kluczy�. Obeszli ob�z trzy razy dooko�a, skr�caj�c to w prawo, to w lewo, bez �adu i sensu, a� zatrzymali si� przed male�k� szop� przyklejon� z ty�u do kt�rego� z barak�w. Stryj bardzo si� zdziwi�. Wydawa�o mu si�, �e zna w obozie ka�d� pi�d� ziemi, k�pk� trawy, a tej szopy nigdy nie widzia�. Jeszcze godzin� tegu przysi�g�by, �e nic takiego nie istnieje. Tymczasem to by�o, sta�o, mia�o nawet drzwi, kt�re Rze�biarz otworzy� wyj�tym spomi�dzy desek kluczem. Wewn�trz panowa� p�mrok. Stryj Mietek zobaczy� stoj�ce pod �cianami worki, a nad nimi drewniane p�ki. Pod warstw� kurzu drzema�y tu poobt�ukiwane czajniki, dziurawe garnki, powykrzywiane ze staro�ci �y�ki i widelce, stare lampy, �elazka, najrozmaitsze kalekie przedmioty ze szcz�liwej, przedwojennej epoki, kt�re nie wiadomo po co tu zgromadzono zamiast wyrzuci� na �mietnik. Rze�biarz schyli� si� i zza jednego z work�w wyci�gn�� niewielkie zawini�tko. Rozwin�� je i stryj ujrza� mn�stwo drewnianych figurek. Wszystkie przedstawia�y kobiety i m�czyzn w rozmaitych pozach podczas stosunk�w mi�osnych. Na �rodku le�a�a pi�kna, d�ugonoga kobieta. Zwalisty, umi�niony m�czyzna napiera�, a ona krucha i delikatna wch�ania�a go w siebie z g�ow� odrzucon� w ty�, rozchylonymi ustami, napr�eniem ca�ego cia�a. To samo powtarza�o si� wsz�dzie wok�. Rze�biarz wmontowa� w ka�d� z figurek przemy�lny mechanizm i teraz za spraw� spr�yny jedna za drug� drga�y, przesuwa�y si�, podskakiwa�y. W p�mroku przewraca�y si� jedne na drugie, pl�ta�y ze sob�, spazmatycznie i bezskutecznie usi�uj�c si� rozdzieli�. Rze�biarz unosi� spl�tane figurki w g�r�, dotyka� czego�, rozdziela�, co� przekr�ca�. Zn�w obejmowa�y si� czule, polakierowany penis wsuwa� si� bezszelestnie w starannie wyszlifowan� pochw�, dr�a�y po�ladki, plecy, kurz unosi� si� z czajnik�w, wirowa� w powietrzu, osiada� na d�oniach Rze�biarza, kt�ry wci�� czego� dotyka� podtrzymuj�c mi�osne uniesienia. Stryj Mietek patrzy� oszo�omiony. Owszem, zdarzy�o si� w jego �yciu to i owo na sianie podczas weso�ych wycieczek nad Jezioro Trockie, pozna� uroki mieszcza�skiego, d�bowego �o�a, gdzie pod piernatem tym by�o gor�cej, im dalej wyje�d�a� w interesach pan domu, pe�na temperamentu i wyobra�ni by�a wiadoma wdowa z ulicy Rydza �mig�ego, nie, nikt nie nazwa�by stryja �wi�toszkiem, ale to, co zobaczy�, wstrz�sn�o nim. Poczu�, �e si� rumieni. Po krzy�u w�drowa�y mu karawany mr�wek, chcia� wyj��, �eby opanowa� podniecenie, ale powstrzymywa� go widok coraz to czego� nowego. Male�ki �wiat by� pogr��ony w najzacieklejszej rozpu�cie. Rze�biarzowi znudzi�o si� najwyra�niej uruchamianie nowych figurek. Opad� na worek i zapatrzy� si� w kurz. Z wolna wykr�ca�y si� spr�yny, para za par� nieruchomia�a, niekt�re przewraca�y si� na bok, komicznie odskakiwa�y od siebie, inne pozostawa�y zakleszczone. Stryj Mietek patrzy� na to z szeroko otwartymi ustami i nagle zacz�� si� �mia�. �mia� si� z siebie, ze swojej rodziny, z miasta, w kt�rym si� urodzi�, z armii, kt�rej mundur mia� na sobie i ze wszystkich armii �wiata. �mia� si� z pogr��onej w wojnie �wiatowej ludzko�ci i z Pana Boga, kt�ry, je�li patrzy� teraz na �wiat, te� musia� si� �mia� - je�li nie tak tubalnie i prostacko jak stryj Mietek, to przynajmniej z�o�liwie chichota�. Rze�biarz podni�s� si� z worka. Przez chwil� przypatrywa� si� roze�mianemu stryjowi, kt�ry siedzia� na pod�odze bij�c si� pi�ciami w uda, potem zacz�� zgarnia� figurki w p�acht�, uk�adaj�c je starannie jedne obok drugich. Zdarza�o si�, �e pod wp�ywem jego dotyku figurka poruszy�a si�, wtedy g�adzi� j� delikatnie, jakby uspokajaj�c. Z�o�y� p�acht� na cztery, zwi�za� i wr�czy� stryjowi. - Ale... - powiedzia� stryj Mietek. Zacz�� gor�czkowo szuka� w g�owie s��w, kt�re nale�a�oby w tej sytuacji wypowiedzie�, ale nim znalaz�, Rze�biarz wyszed� z szopy. Tego dnia pr�no wywo�ywano Rze...
pokuj106