ANNE McCAFFREY PLANETA DINOZAUR�W ROZDZIA� PIERWSZY Gdy Kai wy��czy� nadajnik i przerzuci� nagranie do pami�ci komputera, us�ysza� odg�os dochodz�cych z pustego sektora pasa�erskiego leciutkich krok�w Varian. - Przepraszam, Kai. Pewnie przegapi�am kontakt? - wysapa�a Varian, wchodz�c. Jej kostium, przemoczony do suchej nitki, przesi�kni�ty by� odra�aj�cym fetorem ireta�skiego "�wie�ego" powietrza, kt�ry natychmiast zapaskudzi� klimatyzowane powietrze w kabinie pilota. Varian zerkn�a najpierw na nie o�wietlon� tablic� nadajnika, a potem na Kaia, by sprawdzi�, czy zirytowa�o go jej sp�nienie. Poprzez udawan� skruch� przebija� jednak tryumfalny u�miech. - W ko�cu z�apali�my jednego z tych ro�lino�erc�w! Kai musia� u�miechn�� si� w odpowiedzi na jej radosne uniesienie. Varian sp�dza�a d�ugie godziny, tropi�c te stworzenia w wilgotnych, cuchn�cych d�unglach Irety; d�ugie godziny cierpliwych, usianych przeszkodami poszukiwa�, kt�re stanowczo zbyt cz�sto ko�czy�y si� fiaskiem. Niezdoln� do zachowania Dyscypliny Varian bezczynne siedzenie w wygodnym fotelu przyprawia�o o md�o�ci. Kai za�o�y� si� sam ze sob�, �e i tym razem Varian zdo�a wykpi� si� jak�� wa�n� spraw� od nu��cej rozmowy z Thekami. Wie�ci, kt�re przynios�a, by�y dobre, a jej wyt�umaczenie przekonywaj�ce. - Jak zdo�ali�cie go schwyta�? Pomog�y pu�apki, kt�re ostatnio klecili�cie? - zapyta� szczerze zaciekawiony, cho� to w�a�nie przez nie jego najlepsi mechanicy musieli od�o�y� zako�czenie budowy siatek sejsmicznych, tak potrzebnych geologom. - Nie, nie pu�apki - w glosie Varian pojawi�a si� nuta smutku. - Nie, to piekielnie g�upie stworzenie zrani�o si� i nie mog�o uciec z reszt� stada. - Zrobi�a pauz�, by doda� nast�pnemu stwierdzeniu wyrazisto�ci. - Kai, z niego s�czy si� krew! Kai zamruga� oczyma, nie rozumiej�c. - Tak? - Czerwona krew! - No to co? - Jeste� biologicznym kretynem? Czerwona krew oznacza hemoglobin�... - Co w tym dziwnego? Mn�stwo innych gatunk�w u�ywa �elaza... - Nie tutaj, na planecie, gdzie wodne skr�tnice, kt�rych drobiazgow� analiz� przeprowadzi� Trizein, wykorzystuj� jasny, lepki fluid. - Varian by�a chwilowo zbulwersowana i pe�na pogardy, �e Kai nie potrafi dostrzec znaczenia jej odkrycia. - Ta planeta to jedno wielkie k��bowisko anomalii, biologicznych i geologicznych. Wy nie znajdujecie ani grama rudy w miejscach, gdzie powinni�cie natrafi� na z�o�a, a ja napotykam zwierz�ta wi�ksze ni� wszystkie stworzenia, o kt�rych wspomina si� na kasetach szkoleniowych ze wszystkich planet w ka�dym systemie, jaki przebadali�my w ci�gu ostatnich czterechset galaktycznych lat standardowych. Oczywi�cie te zjawiska mog� i�� w parze... - doda�a w zamy�leniu, odrzucaj�c w ty� ciemne loki okalaj�ce jej twarz. By�a wysoka, jak wi�kszo�� os�b pochodz�cych z planet normalnej grawitacji, jak� jest cho�by Ziemia. Jej smuk�e cia�o doskonale prezentowa�o si� w jednocz�ciowym, pomara�czowym kombinezonie, kt�ry zachwycaj�co zarysowywa� mi�nie. Pomimo najr�niejszych przedmiot�w zwisaj�cych z pasa si�owego, jej talia przedstawia�a si� schludnie, a wybrzuszenia w kieszonkach kombinezonu na udach �ydkach nie ujmowa�y nic pe�nemu wdzi�ku wygl�dowi jej n�g. Kai by� wniebowzi�ty, gdy Varian wyznaczono na jego wsp�dow�dce. Odk�d do��czy�a do ARCT-10 na trzyletni kontrakt jako ksenobiolog-weterynarz, ��czy�o ich wi�cej ni� zwyczajna znajomo��. Na ARCT-10, podobnie jak na siostrzanych statkach w Korpusie Operacyjno-Badawczym, podstawowy personel administracyjny i operacyjny sk�ada� si� z os�b urodzonych i wychowanych na statku, natomiast uzupe�niaj�cy go dodatkowi specjali�ci, praktykanci i delegaci wy�szych szczebli, podr�uj�cy od czasu do czasu na Planety Skonfederowane, zmieniali si� bez przerwy, co dawa�o wychowankom ARCT-10 szans� spotka� z cz�onkami innych kultur, podgrup spo�ecznych, mniejszo�ci rasowych i wyznaniowych. Varian poci�ga�a Kaia z dw�ch powod�w: po pierwsze by�a wyj�tkowo pi�kna, po drugie za� by�a przeciwie�stwem Geril. Kai pr�bowa� zako�czy� zupe�nie nieudany zwi�zek z Geril, kobiet� natarczyw� do tego stopnia, �eby jej unika� - musia� przenie�� sw� kwater� z sektora wychowank�w do sektora go�cinnego ARCT-10. Tak si� z�o�y�o, �e Varian zosta�a jego now� s�siadk�. By�a weso�a, tryskaj�ca humorem i �ywo zainteresowana wszystkim, co dotyczy�o ich statku badawczego o rozmiarach satelity. Zarazi�a go swym entuzjazmem, zadr�cza�a, by zabra� j� na wycieczk� po przer�nych kwaterach specjalnych, przystosowuj�cych we w�a�ciwej atmosferze czy grawitacji bardziej ezoteryczne gatunki �wiadome nale��ce do PS. By�a planetariuszk�, jak to uj�a. C�, mieszka�a na rozmaitych planetach, i poczu�a nagle, �e czas by�by najwy�szy przyjrze� si�, jak �yj� Odkrywcy, zw�aszcza, doda�a, �e jako ksenobiolog-weterynarz musia�a cz�stokro� prostowa� niekt�re z ich bardziej szalonych osad�w i pomy�ek. Varian by�a te� �wietn� gaw�dziark�, a jej opowie�ci o mi�dzyplanetarnych przygodach, kt�re prze�y�a jako brzd�c, w��cz�c si� z rodzicami - ksenobiologami, oczywi�cie - i p�niej, jako adeptka tej samej dziedziny nauki, fascynowa�y Kaia. Owszem, odbywa� swoje zwyczajowe wyprawy planetarne, by pozby� si� agorafobii, w jak� wp�dza�o go ci�g�e przebywanie na statku, ba, sp�dzi� nawet ca�y rok galaktyczny z rodzicami swej matki na planecie, na kt�rej si� urodzi�a, lecz by� przekonany, �e w por�wnaniu ze �wiatami Varian, kt�re ofiarowa�y jej tyle burzliwych i zabawnych do�wiadcze�, jego podr�e by�y beznadziejnie nudne. Inn� rzecz�, w jakiej Varian przewy�sza�a Geril, by�a umiej�tno�� dyskutowania uprzejmie i ze skutkiem, bez utraty cierpliwo�ci - albo poczucia humoru. Geril zawsze by�a deprymuj�co powa�na i gotowa zbyt �atwo oczernia� wszystko, czego nie popiera�a. Prawd� m�wi�c, na d�ugo zanim Kai dowiedzia� si�, �e Varian ma zosta� jego wsp�pracownikiem, zda� sobie spraw�, �e musia�a mie� g��boko zakorzenion� Dyscyplin�, cho� wydawa�a si� jeszcze taka m�oda. Posun�� si� nawet tak daleko, �e zwr�ci� si� o wydruk jej �yciorysu z banku danych Bazy Operacyjnej. Lista jej przydzia��w by�a wprost imponuj�ca, chocia� archiwa powszechne nie podawa�y, jak� dok�adnie odegra�a rol� podczas wzmiankowanych ekspedycji. Kai zauwa�y� jednak, �e awansowa�a niezwykle szybko - a to, je�li doda� liczb� przydzia��w, wskazywa�o, �e m�od� kobiet� obarczano wci�� rosn�c� odpowiedzialno�ci� i przydzielano do coraz trudniejszych zada�. Nawet je�eli do ireta�skiej ekspedycji dokooptowana zosta�a niemal�e w ostatniej chwili, po tym, jak w czasie wst�pnego sondowania zarejestrowano �lady �ycia, przy baga�u poprzednich do�wiadcze� Varian Ireta nie powinna wprawi� j� w wi�ksze zak�opotanie. A mimo to, jak sama to okre�li�a, na planecie roi�o si� od anomalii. - C� - Varian m�wi�a dalej - je�li na planecie �wieci s�o�ce trzeciej generacji, trzeba spodziewa� si� osobliwo�ci, cho�by w postaci biegun�w gor�tszych ni� r�wnik cuchn�cy... zaraz, niech sobie przypomn� nazw� tej ro�liny... - Ro�liny? - Owszem. Jest taka niepozorna ro�linka, do�� wytrzyma�a, by mo�na by�o hodowa� j� niemal wsz�dzie na umiarkowanych planetach takich jak Ziemia. Mo�e by� u�ywana w gastronomu. W rozs�dnych ilo�ciach, nale�y koniecznie doda� - wyja�ni�a z kwa�n� min�. - Zbyt wiele przyprawy daje smak r�wnie intensywny jak zapach roztaczaj�cy si� na tej planecie. Przepraszam, to taka ma�a dygresja. Co m�wili Thekowie? Kai zmarszczy� brwi. - Nasza dy�urna Baza Operacyjna przechwyci�a tylko pierwszy raport. R�cznik w d�oniach Varian znieruchomia� na chwil� - dot�d zaj�ta �cieraniem wilgotnego osadu z kombinezonu, dopiero teraz spojrza�a na Kaia. - O kurcz�! - Siad�a powolutku na krze�le obok. - To niepokoj�ce! Tylko pierwszy? - Tak powiedzieli Thekowie... - Da�e� im do�� czasu na wykrztuszenie odpowiedzi? Wycofuj� pytanie. - Varian opad�a gwa�townie na oparcie. - Oczywi�cie, �e da�e� - przyzna�a, doceniaj�c w pe�ni jego zdolno�� radzenia sobie z najwolniej poruszaj�cymi si� i przemawiaj�cymi istotami w ca�ym skonfederowanym systemie. - To niepodobne do BO. S� przewa�nie rozpaczliwie spragnieni wst�pnych raport�w, a nie tylko potwierdzenia l�dowania. - Ja t�umaczy�bym to interferencj� przestrzenn�... - A jak�e. - Z twarzy Varian znik�y oznaki niepokoju. - To przez t� burz� kosmiczn� w s�siednim systemie... T�, kt�rej tak panicznie obawiali si� astronomowie... - Tak te� wyja�nili to Thekowie. - W ilu s�owach? - zapyta�a Varian, odzyskuj�c sw�j cierpki dowcip. Thekowie, krzemienna forma �ycia, byli niczym kamienie - wyj�tkowo wytrzymali i cho� nie nie�miertelni, z pewno�ci� by� to gatunek, kt�ry najbardziej zbli�y� si� do osi�gni�cia tego celu. Z nut� kpiny powiadano, �e trudno jest odr�ni� starego Theka od ska�y, dop�ki ten nie przem�wi, a nim Thek przem�wi, cz�owiek trwaj�cy w oczekiwaniu zd��y umrze� ze staro�ci. To prawda, �e im Thek by� starszy i im wi�ksz� posiada� wiedz�, tym wi�cej czasu zabiera�o wyci�ganie z niego odpowiedzi. Na szcz�cie dla Kaia w zespole wys�anym na si�dm� planet� systemu znajdowali si� dwaj m�odzi Thekowie. Jednego z nich, Tora, Kai zna� przez ca�e �ycie. Prawd� m�wi�c, cho� Tora uznawano za m�odzieniaszka ze wzgl�du na przeci�tn� d�ugo�� �ycia istot jego gatunku, to jednak pracowa� na ARCT-10, odk�d tylko wys�ano BO, to jest od jakich� stu pi��dziesi�ciu standardowych lat galaktycznych. Tor nieustannie wprawia� Kaia w za�enowanie, wspominaj�c swego pra-pra-dziadka, by�ego oficera technicznego na ARCT-10, do kt�rego niby Kai mia� by� podobny. Uczestniczenie w tej samej misji, z Torem jako wsp�dow�dc�, sprawia�o Ka�owi swoist� satysfakcj�. Jego rozmowa z Torem, mimo �e wyd�u�ona przez dziel�c� ich odleg�o�� i zwyczaje Thek�w, by�a stosunkowo o�ywiona. - W rzeczy samej, Tor wyrzek� dok�adnie jedno s�owo, Varian. "Burza". - �miech Kaia zmiesza� si� z chich...
pokuj106