Noon Wurt.txt

(450 KB) Pobierz
JEFF NOON

WURT

Nickowi - ca�kowicie ju� poro�ni�temu w pi�rka. ustatkowanemu
Ch�opiec wsuwa pi�rko w usta...
Cz��
pierwsza
Dzie� pierwszy
"Czasami odnosi si� wra�enie, �e ca�y �wiat wysmarowany jest Vazem".
Skitrowcy
Mandy wysz�a z ca�odobowej Wurtciarni, przyciskaj�c kurczowo do piersi torb� z 
towarem.
Nieopodal siedzia� autentyczny pies, z krwi i ko�ci; z tych, co to si� ich ju� 
nie widuje. Istny kolekcjonerski okaz. Siedzia� przywi�zany do s�upka 
sygnalizatora ulicznego. Sygnalizator nakazywa�: STA�. Pod sygnalizatorem kuli� 
si� robosmutas. Mia� szop� dred�w na g�owie i trzyma� wy�wiechtan� karteczk� z 
nabazgranym odr�cznie napisem: "g�odny i bezdomny. prosz� o wsparcie". Mandy 
min�a go drobnym, paralitycznym kroczkiem, g�owa lata�a jej na wszystkie 
strony. Smutas podni�s� karteczk� ze swoim b�agalnym apelem troszeczk� wy�ej, a 
wychudzony pies zaskamla�.
Zobaczy�em przez szyb� furgonetki, �e Mandy co� do nich m�wi; z ruchu jej warg 
odczyta�em: "A odchromolcie si�, smutasy. Dajcie �y�". Co� w tym stylu.
Obserwowa�em to wszystko w aureoli nocnych �wiate�. Ostatnio wypuszczali�my si� 
w miasto tylko po zmroku. Na pok�adzie mieli�my Stwora, a to by�o ci�kie 
przest�pstwo; posiadanie �ywych narkotyk�w, pi�� lat pierdla nie wyj�te.
Czekali�my w furgonetce na now� dziewczyn�. �uk siedzia� z przodu, w damskich 
r�kawiczkach naci�gni�tych na natarte Vazem d�onie. Lubi prowadzi� lekko 
nasmarowany. Ja przycupn��em z ty�u na os�onie lewego ko�a. Na os�onie prawego 
kima�a Bridget. Z jej sk�ry unosi�y si� pasemka rozrzedzonego dymu. Mi�dzy nami 
na tartanowym dywaniku wi� si� i podrygiwa� Stw�r-z-Kosmosu. Zapaskudzi� ju� 
ca�� pod�og� olejem i woskiem, i tapla� si� w ka�u�y w�asnych wydzielin.
Zauwa�y�em jakie� poruszenie w powietrzu nad parkingiem.
O, cholera!
Widmoglina! Emituj�cy si� ze �ciany sklepu, uaktywniaj�cy swoje mechanizmy; 
mrugaj�ce �wiate�ka w dymie. I po chwili pomara�czowy rozb�ysk; z oczu 
widmogliny strzeli�a infowi�zka. Pad�a na Mandy. zacz�a zasysa� wiedz�. Mandy 
da�a nurka pod wi�zk� i z ca�ych si� za�omota�a pi�ci� w drzwi furgonetki.
Pies. wystraszony �wiate�kami. zawarcza� na gliniarza.
Uchyli�em drzwi na szeroko�� chudej dziewczyny. Mandy wcisn�a si� w t� szpar�.
Pies skoczy� gliniarzowi do nogawek i oba jego k�y zatrzasn�y si� na pustce - 
nic tylko mg�a. Pies zbarania�!
Mandy poda�a mi torb�.
- Masz? - spyta�em. wci�gaj�c j� do �rodka.
Mandarynkowy rozb�ysk na zewn�trz, pow�d� �wiat�a.
- Mam troch� �licznotek - odburkn�a. przekraczaj�c rozwalonego na pod�odze 
Stwora.
- A to masz?
Mandy nic nie odpowiedzia�a; tylko na mnie patrzy�a.
Na zewn�trz co� przera�liwie zawy�o. Zerkn��em przez rami�; biedny pies hajcowa� 
si� jak pochodnia. widmoglina szed� na nas. prze�adowuj�c bro�. Skupion� 
infowi�zk� kierowa� na nasz� tablic� rejestracyjn�. Numer stanowi� zbitk� 
przypadkowych cyfr. Nie znajdziesz go w swoich bankach.
Drzwi Wurtciarni otworzy�y si� nagle z hukiem i wypad� z nich m�ody, spietrany 
m�czyzna.
- To Seb- szepn�a Mandy.
Za nim ze sklepu wyskoczyli dwaj gliniarze. Wersje z krwi i ko�ci. Cia�ogliny. 
Osaczali Seba. zaganiaj�c go na p�ot z drucianej siatki. kt�ry ci�gn�� si� 
wzd�u� jednego boku parkingu. Odwr�ci�em si� do �uka.
- To kocio�! - krzykn��em. - Ruszaj. �uczek! Wyrywamy st�d!
I wyrwali�my. Najpierw na wstecznym. od pacho�k�w.
- Uwa�aj! - wydar�a si� Mandy, wkurzona jak diabli, bo w momencie, kiedy 
furgonetka rusza�a z kopyta w ty�, �ci�o j� z n�g i wyl�dowa�a na Stworze-z-
Kosmosu. Ja trzyma�em si� parcianych uchwyt�w. Brid, wyrwana brutalnie z 
drzemki, wytrzeszcza�a p�przytomne oczy. Stw�r opl�t� sze�cioma mackami Mandy. 
Dziewczyna wrzeszcza�a.
Furgonetka podskoczy�a na kraw�niku i wpad�a ty�em na trotuar. Przemkn�o mi 
przez my�l, �e �uk chce umkn�� wi�zkom, i mo�e tak w istocie by�o, ale my 
wyczuli�my tylko przyprawiaj�cy o md�o�ci g�uchy chrz�st i rozdzieraj�cy skowyt 
kolekcjonerskiego okazu, kt�remu tylne lewe ko�o skraca�o cierpienia.
Ruszyli�my z piskiem opon do przodu, zostawiaj�c za sob� smutasa zawodz�cego nad 
swoim psem i przeszywaj�cego pi�ciami cie� widmogliny. Zarzuci�o nami i zanim 
�uk zdo�a� zapanowa� nad kierownic�, jeszcze raz przesun�a mi si� przed oczyma 
ca�a scenka - widmoglina, smutas, rozjechany pies. Mandy szamota�a si� ze 
Stworem-z-Kosmosu, kln�c go na czym �wiat stoi. Widzia�em ponad ramieniem �uka 
wybiegaj�cy nam na spotkanie p�ot z drucianej siatki. Seb zeskakiwa� w�a�nie na 
szyny tramwajowe po jego drugiej stronie. Dwaj cia�ogliniarze wdrapywali si� na 
p�ot.
�uk zapali� reflektory, snopami d�ugich �wiate� przyszpilaj�c ich do drucianej 
siatki. Z okrzykiem: ,.Juhuuu! ! ! �mier� glinom! �mier� glinom!" wdepn�� gaz do 
dechy i Skitrow�z pomkn�� prosto na nich. Gliniarze odpadli od siatki. A� mi�o 
by�o patrze� na ich g�by sk�pane w blasku reflektor�w;
cia�ogliny sraj�ce ze strachu w portki. Teraz oni rzucili si� do ucieczki przed 
szar�uj�c� furgonetk�, ale �uk im odpu�ci�; w ostatniej chwili, jak stary 
rajdowiec, skr�ci� kierownic�. Skitrow�z zawr�ci� z po�lizgiem i pomkn�� w 
kierunku bramy. Z klekotem i �omotem przewalaj�cych si� po pod�odze �mieci z 
tysi�ca eskapad weszli�my w ciasny nawr�t, wpadli�my w Albany, potem wira� w 
lewo, i ju� byli�my na Wilbraham Road. Mign�a mi jeszcze �ciana Wurtciarni, a 
na jej tle widmoglina nadaj�cy w eter komunikaty. Z robosmutasa pozosta�a 
dymi�ca kupka stopionego plastyku i cia�a. W ciemno�ciach wy�a gliniarska 
syrena.
- Siedz� nam na ogonie, �uczek! - krzykn��em. - Daj po garach!
�uk nie kaza� sobie tego dwa razy powtarza�. Kurcz�, wprost frun�li�my! 
Skitrowcy! Zje�d�aj�cy z pi�rkami na chat�! Przy�pieszenie wdusi�o Mandy jeszcze 
g��biej w lepkie obj�cia Stwora.
- Odpierdol si� ode mnie! - wrzasn�a na niego.
Czepiaj�c si� kurczowo parcianego uchwytu, wypu�ci�em z drugiej r�ki torb� z 
towarem, i schyliwszy si�, tr�ci�em Stwora w brzuch. Jedyne czu�e miejsce, 
wra�liwe na �achotki. Ale� on to uwielbia�! Gdzie� z g��bi cielska, z g��boko�ci 
tysi�cy mil, doby� si� chichot. Zacz�� si�, skubany, skr�ca� ze �miechu i Mandy 
uda�o si� wreszcie wy�lizgn�� z jego u�cisku.
- Ja chromol�! Jezu! - Ca�a by�a roztrz�siona po tych zapasach.
Zobaczy�em przez tylne okno w�z gliniarzy z b�yskaj�cym na dachu kogutem. 
Rozleg�o si� g�o�ne, przeszywaj�ce zawodzenie syreny. �uk, nie zdejmuj�c nogi z 
gazu, skr�ci� ostro w Alexandra Road. Uwieszona uchwytu Brid, desperacko 
pr�bowa�a spa�. Sk�r� mia�a pe�n� cieni. Stw�r-z-Kosmosu rozpaczliwie stara� si� 
czego� uczepi�. Mandy ju� si� trzyma�a, a ja torb� z towarem mia�em z powrotem w 
wolnym r�ku. �uk dzier�y� kierownic�.
Ka�dy niech si� �apie. czego mo�e.
Za prawymi oknami majaczy�a ciemna d�ungla Alexandra Park. Mijali�my teraz 
Butelkowo, i bez w�tpienia park pe�en by� demon�w; alfonsy, kurwy i dealerzy - 
rzeczywi�ci, Wurtowi, albo robo.
- Dyskoteka nas dochodzi, �uk! - zawo�a�em.
- Trzymta si�, ludzie - powiedzia�, jak zawsze spokojny, skr�caj�c ostro wprawo, 
w Claremont Road.
- Dalej nam depcz� po pi�tach - poinformowa�em go, obserwuj�c skr�caj�ce za nami 
�wiat�a radiowozu.
�uk gna� na z�amanie karku. Przeci�li�my Princess Road i wpadli�my w labirynt 
Rusholme. Gliniarze nadal siedzieli nam na ogonie, ale pracowa�y przeciwko nim 
trzy czynniki: �uk zna� te ulice jak w�asn� kiesze�, wszystkie ruchome cz�ci 
silnika nasmarowane by�y Vazem, �uk by� uzale�niony od szybko�ci. Trzymali�my 
si� kurczowo, czego kto m�g�, a on skr�ca� raz po raz to w prawo, to w lewo. Z 
tym trzymaniem, to nie by�a taka prosta sprawa, ale co to dla nas.
- Gazu, �uczek! - krzykn�a Mandy, kt�ra ub�stwia�a takie przygody.
Po obu stronach ulicy przemyka�y staromodne, tarasowe budynki. Na jednej ze 
�cian kto� nagryzmoli� s�owa: "Das Uberpies". A pod spodem: "czysty to zaka�a". 
Nawet ja nie wiedzia�em ju�, gdzie jeste�my. To w�a�nie ca�y �uk. Pe�na 
orientacja. nabuzowany D�emem i Vazem. Teraz skr�ci� w jaki� w�ski prze�wit 
mi�dzy domami i p�dzi� dalej, zdrapuj�c lakier z obu burt Skitrowozu. No i w 
porz�dku. Furgonetka to prze�yje. Szybki rzut oka przez tylne okna- gliniarze 
przemkn�li za nami ulic� w pogoni za cieniem.
Krzy�yk wam na drog�, pacany! Wypadli�my z prze�witu i ju� wiedzia�em gdzie 
jeste�my. Moss Lane East. �uk skr�ci� wprawo, w stron� domu.
 -Zwolnij troch�, �uczek -powiedzia�em. -Pieprz� powolno��! -odpar�, grzej�c 
dalej ile wlezie.
-Jeste�my tu z ty�u jak jajka, �uk -powiedzia�a Mandy. I �uczek wreszcie troch� 
zbastowa�. Bo widzicie, jest Par� rzeczy, kt�re utemperuj� �uka; na przyk�ad, 
szansa na przypodobanie si� nowej kobiecie. Bridget musia�a to wyczuwa�; ciska�a 
nowej mordercze spojrzenia, tak si� stara�a dostroi� do my�li �uka, �e a� jej 
sk�ra dymi�a. Chyba nie za bardzo jej to wychodzi�o.
Mniejsza z tym.
Jechali�my teraz w miar� spokojnie, pu�ci�em si� wi�c uchwytu, wzi��em torb� z 
towarem i wysypa�em zawarto�� na tartanowy dywanik. Wyfrun�o z niej pi�� 
niebieskich pi�rek Wurta. Z�apa�em dwa wlocie i spojrza�em na drukowane 
etykietki.
-Termoryba! -odczyta�em na g�os. -Bra�em to. -Sk�d mia�am wiedzie�? -zaperzy�a 
si� Mandy. Przeczyta�em nast�pn�.
-Miodopijawki! No nie, kurwa! Gdzie to jest?!
-Nast�pnym razem, Skrybo -powiedzia�a Mandy -ty p�jdziesz po zakupy.
-Gdzie Angielskie Voodoo? Obieca�a� mi. My�la�em, �e masz doj�cia. 
-Mia� tylko to.
Odczyta�em pozosta�e trzy etykietki.
-Bra�em. Bra�em. Tego nie bra�em, ale z samej nazwy wida�, �e do dupy. -Z 
niesmakiem wypu�ci�em pi�rka z palc�w. Rozfrun�y si� po furgonetce.
-S� bardzo pi�kne. -Wzrok Mandy przeskakiwa� nerwowo z pi�rka na
pi�rko, kiedy to m�wi�a.
-Gdzie reszta... ? -warkn��em.
-Jaka reszta?
-Nie wnerwiaj mnie. Gdzie to najwa�niejsze? Angielskie Voodoo? Dawaj.
Jedno niebieskie pi�rko osiad�o na brzuchu Stwora-z-Kosmosu. Si�gn�� po nie 
mack�, chwyci� spiczastymi palcami i w jego ciele rozwar� si� ociekaj�...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin