Sobota Równowaga.txt

(22 KB) Pobierz
Jacek Sobota

R�wnowaga

Jedn� z licznych rozsianych po kosmosie skolonizowanych 
planet by�a Singlessa. Jedyny kontynent na planecie, 
oblewany ze wszystkich stron wodami oceanu, zamieszkiwa�o 
blisko miliard ludzi.
Obsesj� singlessa�skiej przyrody by�o d��enie do 
r�wnowagi. Niekt�rzy naukowcy, z wielkim singlessologiem 
Georgem Maniokiem na czele, wysuwali hipotezy, jakoby �ycie 
rozumne, mimo sprzyjaj�cych po temu okoliczno�ci, tylko 
dlatego nie powsta�o na planecie, bowiem by�oby czynnikiem 
naruszaj�cym doskona�o�� tej r�wnowagi.
Casus Singlessy sprawi�, �e g�owy podnie�li pantei�ci. 
"Przyroda to B�g - powiedzia� Jason Kovalsky, panteista z 
wyboru. - B�g to Przyroda. Tak jest na Singlessie".
W niespe�na dwadzie�cia lat po skolonizowaniu Singlessy 
we wszystkich miastach nowego �wiata niemal w tym samym 
czasie wybuch�a epidemia choroby nazwanej zielon� osp�. 
Poch�on�a ponad pi�� milion�w ofiar, nim wynaleziono 
skuteczn� szczepionk�.
W czterdziestym trzecim roku kr�tkiej historii kolonii
na kontynencie pojawi�y si� szczuropodobne i na domiar z�ego 
praktycznie wszystko�erne stworzenia. W kr�tkim czasie 
zdziesi�tkowa�y p�ody rolne. Szczuropodobne w niczym nie 
ust�powa�y zdolno�ciami przystosowawczymi swoim ziemskim 
protoplastom. Elektroniczne pu�apki tylko na pocz�tku 
okaza�y si� skuteczne, potem zacz�y zawodzi�. Dopiero kiedy 
stworzenia pocz�y zagra�a� r�wnowadze ekologicznej 
kontynentu, ich populacja zmala�a samoistnie.
Po up�ywie niemal stu lat od przybycia pierwszych 
ziemskich kolonist�w singlessa�ska przyroda uzna�a gatunek 
homo sapiens za swoj� integraln� cz��, podlegaj�c� jej 
niewzruszonym prawom.
1. Inspektor Dick Body-Acheson, od dwudziestu blisko lat 
pracuj�cy w jednym z dzielnicowych komisariat�w New Earth 
City, ni�s� na �amliwej szyi swoj� ci�k� od 
przedwczorajszej w�dki g�ow�, niczym �opocz�cy na wietrze 
sztandar.
Nad miastem unosi� si� ogromny sterowiec, drapie�nie 
u�miechni�ty realistycznie namalowanym u�miechem. 
Nadgorliwiec, kt�remu pewnie p�acono za nadgorliwo��, dar� 
si� przez gigantofony:
- Nie zapominaj o obowi�zkowych cotygodniowych 
szczepieniach ochronnych! Robimy to bezinteresownie i 
bezbole�nie! Wy��cznie dla waszego dobraaa!
- Altrui�ci - mrukn�� Body-Acheson. Zabrzmia�o to jak 
przekle�stwo.
Zjecha� ruchomymi schodami do tunelu submetra. W 
powietrzu uwija�y si� chmary o�mionogich i czteroskrzyd�ych 
much. Muchy zjawi�y si� na kontynencie przed paroma 
miesi�cami nagle i nieoczekiwanie i nikt na razie nie 
wiedzia�, jakie wydarzenia mog�y zwiastowa�. Ale na 
Singlessie wszystko mia�o sw�j sens.
Wskoczy� do pociskowatego wagonu submetra dos�ownie w 
ostatniej chwili. Przypi�� si� elastycznymi pasami do fotela 
mi�kkiego jak wosk i przymkn�� oczy. Submetro ruszy�o z 
zapieraj�cym dech w piersiach impetem. M�odzieniec obok o 
wyko�lawionym przez czynniki obiektywne obliczu spr�bowa� 
popisa� si� przed swoj� niebieskook� dziewczyn� odporno�ci� 
na przeci��enie. Si�a d'Alamberta dos�ownie rozp�aszczy�a go 
na elastycznej pod�odze. W takiej, do�� oryginalnej pozycji 
dojecha� do nast�pnej stacji. Na kolejnej inspektor Body-
Acheson wysiad�.
Na ulicy zacinanej deszczem od wielu dni odbywa�a si� 
pokojowa i propagandowa demonstracja nowej sekty czcicieli 
r�wnowagi - Equlibryst�w. Inspektor nie bez trudno�ci 
przecisn�� si� przez zwarty t�um. Szeregi Equlibryst�w ros�y 
z dnia na dzie�.
Wreszcie 147 ulica i komisariat, wci�ni�ty niejako wbrew 
sobie pomi�dzy odrapane budynki mieszkalne.
Przed komisariatem czatowa� na przechodni�w automat 
gazetowy. Achesonowi nie uda�o si� go wymin�� i zmuszony 
zosta� do kupienia najnowszego numeru "Daily News", 
obci��aj�c tym samym swoje, i tak ju� przeci��one, konto 
dodatkowymi dwoma kredytami.
Przejrza� gazet� w rozregulowanej �piewaj�cej windzie. 
Kr�tka notka z pierwszej strony donosi�a o kolejnym mordzie 
nieznanego sprawcy, kt�rego mass media zd��y�y ju� pasowa� 
na Rze�nika. By�a to jego si�dma ofiara. Rze�nik mordowa� 
ostrym narz�dziem, najpewniej d�ugim no�em. Na Singlessie, 
poza przedstawicielami prawa, praktycznie nikt nie m�g� 
posiada� broni palnej.
Ofiary Rze�nika wygl�da�y na przypadkowe, mo�e dobiera� 
je pod�ug niepoj�tej logiki. Ale nawet komputery nie zdo�a�y 
wykry� ich cech wsp�lnych, ani nie dopatrzy�y si� w danych 
�adnego porz�dku. Rze�nik zaszlachtowa� trzech ludzi w 
Uraniumtown i czterech w Solar City. Policyjni 
psychoanalitycy lansowali mglist� teori�, jakoby Rze�nik by� 
socjopat� o nie ustalonych motywach post�powania.
- Ja znam te motywy - mrukn�� do siebie Body-Acheson.
- Tak, sir? S�ucham, sir? - zainteresowa�a si� winda, 
przerywaj�c �piewanie. Poirytowany Body-Acheson nie 
odpowiedzia�.
2. Czeka�.
Jego �ycie by�o nieustannym czekaniem na tych kilka 
chwil.
Z o�owianego nieba sp�ywa�y potoki s�onego deszczu. Niebo 
p�aka�o.
Kilka kropel przedosta�o si� przez szczeln� zas�on� 
wysoko postawionego ko�nierza prochowca, wzmagaj�c 
nieprzyjemn� dr��czk�. Zakl�� bezg�o�nie i schowa� si� w 
bramie. Brama oblepiona o�mionogimi i czteroskrzyd�ymi 
muchami �mierdzia�a gnij�c� wilgoci�.
Od d�u�szego czasu wyczuwa� zbli�aj�c� si� nieustannie 
wrog� aur� psychiczn� - skondensowan� nienawi�� i... co� 
jeszcze.
Od dzieci�stwa czyta� w ludzkich uczuciach i emocjach jak 
w otwartej ksi�dze.
"Empatia to k�opotliwy dar" - powiedzia� kiedy� jego 
nie�yj�cy ju� od lat wuj. I mia� po stokro� racj�!
Blisko.
I wtedy znowu odezwa� si� Boby. Wygl�da� jak w�wczas, 
osiemna�cie lat temu, kiedy uton�� w oceanie. Dzieci�cy g�os.
Zabi�e� mnie, James. Zabi�e� mnie.
- Nie! - krzykn�� i zas�oni� oczy d�o�mi. Ale to nic nie 
pomog�o, bo Boby by� tam, w �rodku.
- Nie teraz, Boby! Prosz�.
Poczu� wilgo� na policzkach i nie wiedzia�, czy to �zy, 
czy pot, czy deszcz.
Zabi�e� mnie.
Bli�ej.
Wyj�� z przewieszonej przez rami� p��ciennej torby d�ugi 
n�. D�ugi jak bezsenna noc... Ile� takich nocy mia� za 
sob�. Pami�ta�, jak kiedy� ukrad� ten n� staremu 
Korlbulerowi. U�miechn�� si� bezwiednie. Lubi� Korlbulera - 
jowialnego staruszka, kt�ry szlachtowa� �winie z lito�ci dla 
ich �wi�skiego �ywota.
Ca�kiem blisko.
To dla ciebie Boby.
Zabi�e� mnie, James!
To nie tak!
Gdzie� wysoko, nad miastem zap�on�� tr�jwymiarowy napis: 
NEW EARTH CITY MIASTEM TWOJEJ SZANSY!!!
O, taaak... I te trzy wykrzykniki.
Znowu u�miechn�� si� do swoich my�li. Do czego� przecie� 
musia� si� u�miecha�.
S�ysza� ju� kroki. Zdecydowane kroki rozbryzguj�ce ka�u�e 
m�tnej deszcz�wki. Zdecydowane i ci�kie.
Czu� obezw�adniaj�c� tamtego nienawi�� jak smr�d 
rozk�adaj�cego si� od dawna organizmu.
James!
Nie teraz. Nie teraz, Boby.
Szybkim, obliczonym na zaskoczenie ruchem wci�gn�� obcego 
do bramy. Naprawd� by� ci�ki!
P�ynnym ruchem przeci�gn�� ostrzem po jego gardle. Cia�o 
ofiary wypr�y�o si� w gwa�townym spazmie, poci�gaj�c za 
sob� kata. Upadli na zimne p�yty chodnika. Poczu�, jak co� 
ciep�ego zalewa mu twarz. To by�a krew.
Po chwili cia�o obcego zwiotcza�o, dopiero wtedy zwolni� 
sw�j u�cisk i zwymiotowa�.
James.
Nawet nie zobaczy� jego twarzy.
Martwe cia�o b�yskawicznie obsiad�y czarne, o�mionogie i 
czteroskrzyd�e muchy.
Jeste� morderc�, James.
3. Donald Chuzzlewit ugania� si� za muchami ze zwini�tym w 
rulon magazynem dla samotnych gospody� domowych. Na widok 
wymi�tej i skacowanej postaci Body-Achesona Chuzzlewit 
u�miechn�� si� nieweso�o.
- Wygl�dasz jak po szczepionce na zielon� osp�.
- Musz� ci� zmartwi�, ty wygl�dasz tak jak zwykle - 
odgryz� si� inspektor.
- S�ysza�e� o niejakim Uquharcie?
Acheson drgn��. Zaraz jednak pokry� poruszenie 
oboj�tno�ci�.
- Uquhart? Co to za go��?
- Adwokat. Kto� skaleczy� go w gard�o.
- Rze�nik?... - Body-Acheson zawiesi� g�os.
- Wiele na to wskazuje. Zawita� wreszcie i do nas. Aha... 
Jaki� facet do ciebie fonowa�. Tajemniczy. Bez wizji. 
Zostawi� numer. - Chuzzlewit poda� inspektorowi zmi�t� 
karteczk�.
Po chwili Body-Acheson wystukiwa� kod na klawiaturze 
swojego wideofonu w samotni zapuszczonego gabinetu.
Ekran zamigota� i b�yskawicznie zaja�nia�. Kto� po 
drugiej stronie niecierpliwie czeka� na fon od inspektora 
Achesona.
Nale�a� do rzadkiego na Singlessie gatunku g�adko 
uczesanych i dok�adnie ogolonych. Na pierwszy rzut oka 
trzydziestolatek, o wodnistych oczach i ostrym jak brzytwa 
podbr�dku.
- M�wi�em, �eby nie fonowa� pan do mojej pracy - 
powiedzia� zimno Acheson.
- Okoliczno�ci mnie zmusi�y.
- Pan ma na my�li?
- Uquhart nie �yje!
- Wiem o tym. Wie o tym po�owa miasta. A po 
popo�udniowych wiadomo�ciach dowie si� druga po�owa. To nie 
jest rozmowa na wideofon.
- Niech pan nie pieprzy, Acheson! - m�czyzna by� 
roztrz�siony. Zapali� papierosa i zaraz go zgasi�, gdzie� 
poza kadrem. - ��dam ochrony, Acheson!
- Przykro mi, Verka. To przekracza moje kompetencje.
- Ja ��dam!
- Spotkamy si� w "Singlessa�skim Szczurze" oko�o �smej. 
Tam spokojnie i rzeczowo om�wimy sytuacj�.
Body-Acheson wy��czy� wizj� i foni�.
Potem podszed� do okna i otworzy� je na o�cie�. Na ulicy 
trwa�a ha�a�liwa demonstracja Equlibryst�w. Prorok MacBeth 
wrzeszcza� przez muzealny megafon:
- Wszech�wiat to R�wnowaga! R�wnowaga wyznacza sens 
istnienia! Gdzie� ginie cz�owiek, gdzie� natychmiast rodzi 
si� nowy! Z�o i dobro, �mier� i �ycie, szcz�cie i 
nieszcz�cie to ko�ce tego samego kija! Pierwszym wyznawc� 
R�wnowagi by� sam wielki Arystoteles, zwany filozofem 
z�otego �rodka.
Przesta� s�ucha� i s�ysze�. Zapatrzy� si� na rozleg�� 
panoram� miasta. Gdzie� tam, po�r�d tych wszystkich 
betonowych blok�w, kry� si� Rze�nik. Kim by�? Kim, u diab�a, 
by�?!
- Witamy w New Earth City - powiedzia� na g�os i zamkn�� 
okno.
4. Wiecz�r, jak zwykle na Singlessie, zapada� szybko.
Godzina si�dma.
W�a�nie zacz�y si� zapala� krzykliwe, tr�jwymiarowe 
reklamy. Najja�niejsze wizerunki dw�ch naprawd� licz�cych 
si� kandydat�w na stanowisko p...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin