Jacek Sobota Cierpienie hrabiego Mortena Smutne to, ale cierpienie jest chyba jedynym niezawodnym sposobem zbudzenia duszy ze snu. Saul Bellow "Henderson, kr�l deszczu" 1. - Doooo��!!! - krzykn�� hrabia Morten, dziedzic na zamku Kaltern. Jednak kat wiedzia� lepiej. Na szlachetnym czole hrabiego perli�y si� krople potu zimnego jak �mier�. �renice nieskazitelnie b��kitnych oczu Mortena rozszerza� b�l i cierpienie. I ekstaza. Jego nagie cia�o spoczywa�o na przegni�ym od wilgoci blacie, a wieloczynno�ciowa machina do zadawania tortur rozci�ga�a je do granic wytrzyma�o�ci. Urz�dzenie wprawia� w ruch bezimienny kat, cz�owiek z natury ponury i milcz�cy. Jego toporne oblicze gin�o w g��bokim cieniu. Loch roz�wietla�a samotna pochodnia wisz�ca u wyj�cia. Ostatni, obr�t delikatny jak mu�ni�cie skrzyde� �my, i hrabia z cichym westchnieniem postrada� przytomno��. Chwil� wcze�niej co� niepokoj�co zatrzeszcza�o - kat nie wiedzia� do ko�ca, czy to napi�te powrozy, czy te� nadmiernie rozci�gni�te stawy hrabiego. Mo�e jedno i drugie? Delikatnie spryska� wod� utrzyman� w temperaturze komnatowej blad� twarz Mortena. Hrabia otworzy� oczy i u�miechn�� si�. Przed trzydziestu laty by�by to u�miech drapie�ny, teraz tylko smutny. - Rozwi�� - wyda� polecenie Morten. Oswobodzony, le�a� jeszcze przez jaki� czas ostro�nie masuj�c nadgarstki. - Kt�rego� dnia... - Morten urwa�, krzywi�c si� z b�lu. - Kt�rego� dnia rozci�gniesz mnie za mocno. A w�wczas... Hrabia pogrozi� katu zwiewnym palcem urodzonego harfiarza, lecz nawet ta czynno�� okaza�a si� bolesna, zatem natychmiast jej zaprzesta�. Tymczasem kat, pozostaj�c w zgodzie z w�asn� natur�, milcza�. Hrabia bardzo sobie ceni� jego pow�ci�gliwo��. Wymaga� tej cnoty od ca�ego persolenu zamku Kaltern. Gadanie po pr�nicy nie by�o rzemios�em kata, kt�ry kocha� swoj� prac� i za nic na �wiecie nie chcia�by jej utraci�. Sta� wi�c nieruchomo tu� obok machiny tortur - dzie�a swego �ycia. Milcz�cy, zimny i nieforemny jak g�az. - Jutro ch�osta - zadysponowa� hrabia. - Nic tak dobrze nie wp�ywa na kr��enie krwi, jak solidna ch�osta. Szczeg�lnie, je�li jest to krew b��kitna, wi�c ch�odna z natury. Wreszcie hrabia stan�� na niepewnych nogach. Upad�by, gdyby nie pomocna r�ka kata wyros�a nagle z ciemno�ci. Morten zebra� si� w sobie i stan�� o w�asnych si�ach. - Wilgotno tu - mrukn�� i wzdrygn�� si�. Kat b�yskawicznie poda� mu peleryn� w kolorze krwi. By� to bardzo praktyczny kolor. Kiedy Morten opuszcza� loch, oprawca wci�� sta� nieruchomo w tej samej pozycji. Hrabia zastanawia� si�, czy kat, pozostaj�c samotnie w lochu, wci�� zachowuje si� w ten sam spos�b. Z up�ywem lat Morten przywyk� traktowa� kata jak jeden z licznych przyrz�d�w do zadawania tortur, kt�re przemieszczaj� si� jedynie w�wczas, kiedy s� potrzebne. Hrabia wspina� si� po kr�tych kamiennych schodach z niema�ym trudem. - Jestem stary... - mrukn��. Zauwa�y�, �e lubi ostatnio przemawia� do siebie. W ko�cu by� zdecydowanie najbardziej interesuj�cym rozm�wc� na zamku Kaltern. Gdy wreszcie dotar� do swojej komnaty, by� ju� bardzo zm�czony. Z ulg� usiad� na inkrustowanym krze�le. Na �cianie, tu� przed jego oczami wisia� portret kobiety. Na jej widok Morten niespodziewanie zap�aka�. 2. Malarz opu�ci� namiot i odetchn�� pe�n� piersi�. W�a�nie wschodzi�o s�o�ce, nad bezkresnymi zda si� wrzosowiskami podnosi�a si� poranna mg�a, l�ejsza od puchu. Widok by� pi�kny, wi�c malarz bez chwili zw�oki rozpi�� p��tno na sztalugach i rozpocz�� szkicowanie. By� tak zaj�ty swoj� prac�, �e nie dostrzeg� dw�ch je�d�c�w zbli�aj�cych si� z p�nocy, od strony zamku Kaltern. Zobaczy� ich dopiero wtedy, gdy d�wi�k kopyt rozproszy� cisz�. Je�d�cami byli ludzie hrabiego Mortena, malarz rozpozna� ich po godle na pelerynach: Bezg�owy Orze�. Zamek Kaltern cieszy� si� z�� s�aw�. Hrabia Morten nie bez powodu uchodzi� za dziwol�ga i samotnika. Nie zwyk� udziela� si� towarzysko, nie zale�a�o mu absolutnie na dobrych stosunkach z s�siadami. W�drowni trubadurzy rozpowszechniali wie�ci, jakoby hrabia gustowa� we krwi niemowl�t. Powiadano nawet, �e by� energumenem, czyli op�tanym przez demona, ale oczywi�cie gminne plotki nios�y w sobie du�o przesady. Jedno nie ulega�o w�tpliwo�ci - nie jeden samotny podr�nik ko�czy� swoj� podr� w�a�nie w okolicach zamku Kaltern. Co si� z takim podr�nym dzia�o, nie wiedzia� nikt. Pewien filozof przyr�wna� niegdy� �ycie ludzkie w�a�nie do podr�y, kt�ra ko�czy si� zawsze w jedyny, powszechnie wszystkim znany spos�b. C�, prawd� by�o r�wnie�, �e hrabia Morten go�ci� na zamku Kaltern persony co najmniej dziwne: hochsztapler�w przep�dzanych z innych zamk�w i miast, kt�rzy podawali si� za alchemik�w. Malarz przerwa� prac�. Zdo�a� do tej pory tylko naszkicowa� w�glem wspania�y pejza�. Spr�bowa� ukry� niepok�j, ogarniaj�cy go na widok je�d�c�w. Przekonywa� si� w duchu, �e jest przecie� poddanym ksi�cia Sorma, �e wykonuj�c jego zlecenie sporz�dzenia cyklu pejza�y z najbli�szych okolic, pozostaje nietykalny. Je�d�cy osadzili wierzchowce w odleg�o�ci niespe�na dziesi�ciu krok�w od malarza. Przem�wi� starszy wiekiem i zapewne rang�. - Witajcie, panie. Niebrzydki obrazek. - Och, to ledwie abozzo - malarz usi�owa� pokry� strach nonszalancj�. - A...cha. - Abozzo, szkic, zarys obrazu - wyja�ni� malarz. - Zapowiada si� nie�le - wtr�ci� m�odszy, ten o twarzy pooranej bliznami. - Maluj� na zlecenie ksi�cia Sorma. Pozostaj� pod protektoratem jego ksi���cej mo�ci. - Artysta na wszelki wypadek wyja�ni� sw�j status. - Znajdujecie si�, panie, na ziemiach hrabiego Mortena. - Och, jestem pewien, �e hrabia nie mia�by nic przeciw... - Hrabia... zaprasza was, panie, na zamek Kaltern - przerwa� malarzowi starszy z je�d�c�w. - Ale sk�d hrabia Morten m�g� wiedzie�, �e w�a�nie w tym miejscu b�d� przebywa� w�a�nie ja? - Hrabia nie wiedzia�, panie. Hrabia jest cz�owiekiem bardzo go�cinnym i zaprasza do siebie wszystkich w�drowc�w przemierzaj�cych jego ziemie. To zadziwiaj�ce, ale jak do tej pory nikt jeszcze nie odm�wi� naszemu panu. Malarz poczu�, �e poc� mu si� d�onie. To bardzo niefortunna przypad�o�� w malarskim fachu. Spojrza� na p�noc, gdzie w oddali, niemal na samym skraju horyzontu wznosi� si� ponury kszta�t zamku Kaltern. Mia� z�e przeczucia. 3. Samotna kamienna wie�a wznosi�a si� wysoko ponad murami zamku. W kiepskich legendach w takich w�a�nie wie�ach wi�ziono krn�brne i pi�kne ksi�niczki, ratowane nast�pnie z opresji przez ambitnych, brawurowych, �akn�cych bogactwa i s�awy parweniuszy. Malarz nie m�g� niestety liczy� na podobny uk�on losu. Mija�y tygodnie, a on wci�� pozostawa� w niewoli. W komnacie na szczycie wie�y niepodzielnie panowa�a wilgo�, a malarz od lat cierpia� na reumatyzm. Stawy wykr�ca� mu b�l, dusz� za� - samotno��. Jedyne okno w komnacie wychodzi�o na po�udnie, wprost na wrzosowiska. Malarz patrzy� na bezkresn� r�wnin� i cierpia�. Opodal okna, w miejscu, gdzie w okolicach dwunastej w po�udnie pada�o najdogodniejsze do malowania �wiat�o, sta�y sztalugi z rozpi�tym p��tnem. Malarz nie wiedzia�, co ma malowa�. Jak do tej pory hrabia Morten nie raczy� przedstawi� mu zam�wienia. Przychodzi� tylko od czasu do czasu do komnaty na wie�y, siadywa� na pryczy i w milczeniu wys�uchiwa� b�aga�, skarg i gr�b swojego wi�nia. Przychodzi� rzadko - wchodzenie po stromych schodach sprawia�o mu du�e trudno�ci. Nieoczekiwanie zgrzytn�a zasuwa, zaskrzypia�y zawiasy. Do komnaty wkroczy� hrabia Morten we w�asnej osobie. By� r�wnie blady jak p��tno rozwieszone na sztalugach. - Witaj, mistrzu - powiedzia�. - Panie... - malarz zgi�� si� w g��bokim uk�onie. Na tyle g��bokim, na ile pozwala�y mu na to dotkni�te reumatyzmem stawy. Morten podszed� do okna, przedtem jednak szczelnie owin�� si� szkar�atn� peleryn�. Ciemne chmury za oknem przesuwa�y si� po niebie ze znaczn� pr�dko�ci�, jakby si� dok�d� spieszy�y. - Mam nadziej�, �e nie znu�y�a ci� moja go�cinno��, mistrzu. - Hrabia nie odrywa� wzroku od zachmurzonego nieba. Pomy�la�, �e ludzie podobni s� do chmur. Co� ich nieustannie p�dzi, jaki� wiatr przeznaczenia. - Jak mo�e mnie znu�y� co�, czego nie ma? Siedz� w tej �mierdz�cej, zawilgoconej norze od wielu dni i... - Rzeczywi�cie, wilgotno tu - mrukn�� hrabia. Oderwa� wzrok od chmur i spojrza� na �ciany pokryte grub� warstw� ple�ni. Wzruszy� ramionami. - Taki klimat. - Znam swoje prawa, panie... - Necessitas non habet legem, mistrzu. Konieczno�� nie zna prawa. Hrabia by� tego dnia nieoczekiwanie rozmowny, co, nie wiedzie� czemu, mocno zaniepokoi�o malarza. - Czy wiesz, mistrzu, co tak naprawd� r�ni cz�owieka od zwyk�ego bydl�cia? - Rozum? - zaryzykowa� malarz. - Nie. Ot� r�ni go zdolno�� do czerpania rozkoszy z w�asnego cierpienia. Z cudzego zreszt� r�wnie�. - Wynika z tego, �e ja cz�owiekiem nie jestem. - To twoje zdanie, mistrzu. - Dlaczego mi to wszystko m�wisz, hrabio? - Dowiesz si�. Dowiesz si� ju� tej nocy. - Jestem szanowanym artyst�, panie! Namalowa�em portret ma��onki ksi�cia... - ...i jego kochanki, wiem. Od tej pory ksi��� zapa�a� dziwn� mi�o�ci� do sztuk pi�knych. No i sta� si� protektorem i mecenasem twojej sztuki. Nie �ud� si� jednak, mistrzu, �e Sorm uczyni cokolwiek, by ci� wyci�gn�� z Kaltern. Nie jeste� osobisto�ci� na tyle wa�n�, by ksi��� ryzykowa� zatarg z s�siadem tak pot�nym jak ja. To bardzo smutne, jak cz�sto umi�owanie do sztuki przegrywa z wygodnictwem. - Nie by�bym tego taki... - Zamilcz. Moja cierpliwo�� ma swoje granice, jak wszystko na tym �wiecie. A podobno grupka m�odych szale�c�w g�osi ide� �wiata bez granic... G�upcy. Wracaj�c jednak do ciebie, do�� mam wys�uchiwania impertynencji. Musisz pami�ta�, �e jestem panem twojego �ycia i twojej �mierci, czego nie poczytuj� sobie za zaszczyt. - Ale czego w�a�ciwie ��da...
pokuj106