PAWE� SOLSKI Chude ko�eczki Jakkolwiek na to patrze�, Wac�aw S�p-Bereza nie mia� powod�w do rado�ci... Oczywi�cie, trawy od naszej strony s� wysokie. W og�le po tej stronie Dniepru kryj� konia z je�d�cem, ale taka trzcina jak zaszumi, cho�by teraz, noc�, strach ogromny! I nie tak, �eby on, Wac�aw, si� tam skrada� i zad sw�j tch�rzowski skrycie d�wiga�. Ot, hycnie, jakby z tego wy�artego kawal�tka nowiu, co chytrze kosi promieniem. Raz po zaro�lach, zn�w na odmian� po Dnieprze. Trzeba prawd� powiedzie�, �e S�p-Bereza to nie jaki� chudy szlachetka. O nie! Pan jest pe�n� twarz�. Jak Dzikie Pola szerokie i niema�e. Powiadaj� o nim, �e kawa� z niego... Trzyma on �adnych par�dziesi�t wiosek; i m�g�by tak se by� i by�. Ponios�o go jednak. Na dobr� spraw� nie wiadomo, co wi�kszy wp�yw mia�o. Brak cz�owieka, co ucha nadstawi, li ta pasja czytania, rozp�tana g��wnie za spraw� niejakiego Szekspira. Ewentualnie jedno i drugie. Sprawiedliwo�ci nale�y odda�, �e przyjaciele, no mo�e tu nam si� pi�ro omskn�o, raczej znajomi, ostrzegali Wac�awa, �e �le si� takowe czytelnictwo ko�czy. Cho�by ten zakonnik, co dla klasztornych potrzeb w drog� du�o si� puszcza�. O! �eb klecha ma! Wiadomo, macza� go w nie jednej beczce z w�d�. Ot� twierdzi� on: Dobrodzieju nasz klasztorny i wielce mi�o�ciwy Panie Wac�awie, daj�e pok�j temu Anglikowi. Siedzisz i �l�czysz �lepia, niczym koby�a o kamienie kopyta szlifuj�ca, ty w onego Szekspira! Zrozum, nie wszystko w ksi�gach stoi... Czy wiesz m�j Panie, co on, tw�j autor, wyprawia�? S�p-Bereza zaintrygowa� si� wielce tym wykrzyknionym wyprawia� i zaraz ci�gnie klech� za oz�r. Wysi�ku mocy nie potrzebowa�, bo zakonnik sam mowny wielce. �w Szekspir bywa� w ohydnym lokaliku "Glob", Panie S�pie. Przywabia� tam m�odych ch�opc�w i ca�kiem jak zwierz z samic�, a my z kobitami, to jest tfu, wy m�j �askawco, post�powa�. - Ooo! - wykrzykn�� S�p-Bereza - co� takiego. My�la�em, �e tylko ksi��� Sanguszko to z otrokami dzia�a�, ale patrz m�j braciszku i zamorskie huncfoty podpatrzy�y. Ksi��� Sanguszko niepomiernie sobie chwali� te - tu zastanowi� si� nad s�owem, lecz zmy�lny zakonnik podrzuci� mu migiem. - Figliki - jednocze�nie wpad� w tok jego wymowy i kontynuowa� sw�j wyw�d smakuj�c s�owa jak t�ust� kaczk�. - Tu z Panem Dobrodziejem zakonu naszego trzymam. To i my bidule w paskudnych chwilach dopuszczamy si�... Tfu, diable parszywy, bacz sobie, my ludzie poczciwi, Panie Wac�awie, od takiego Szekspira trzeba czego� wymaga�, jakiego� opami�tania. Wstrzemi�liwo�ci. Cz�ek na� si� powo�a, a tu wrogowie tymi wszetecze�stwami bach po �lepiach. Jaki� on taki niepowa�ny, bez planowania wyprzedzeniowego... Szczy�, Panie Dobrodzieju zakonu naszego, na onego Szekspira, bo tylko ohyda b�dzie! Jednak m�w ch�opu �wi�te s�owa, a ch�op moja krowa. Tak z Panem Wac�awem by�o. Czyta�, czyta�, a� przysposobi� si� lubo wypaczy� si� i hajda do karczmy, co o dzie� drogi by�a. Wcale nie na rozstaju dr�g, tylko tak z boczku, pod lasem. Za baranim skokiem, przy jeziorze. Zbierali si� w niej najsamprz�d Chocho�y z kobitami swemi, nie brakowa�o te� Tatar�w, Lach�w z podgolonymi �bami, no i tych, co to nie wiadomo kto, a prawd� m�wi�c, to zbiegli ch�opi. Kompanii dope�niali �ydzi, co to na r�nych instrumentach dudnili albo ich dudniono. Jak to na Dzikich Polach. Za� w karczmie kot�owa�o si�, a ona sama, bywa�o, przesun�a si� par� metr�w w t� lub w tamt� stron�. W samych izbach ciemno by�o, cho� oko wyjmij, mimo �e i co rusz drzwi otwierano. W�a�ciciel �wiat�a nie sk�pi�, bo nie chcia�, aby go go�cie z torbami pu�cili, co to chlaj�c i �r�c z g�osem ohydnym, co rusz na drzwi okiem puszczali, kuglaj�c, jak tu cichcem wymkn�� si�. Ze smrodem, w�dk� walczono, a sto�y i zydle od tego cuchtu pochyli�y si�, zgarbacia�y i zgrzybia�y ca�kiem. O r�baniach, bitkach czy zwyczajnych obiciach pyska wspomina� g�upio, bo to ka�dy ledwo oczka przemyje sam, ju� zna. W takiej to komitywie ju� drugi dzie� popasa� Wac�aw S�p-Bereza. W tym miejscu, co drugi nie zawaha�by si� siebie ucieszy� pom�wieniem Pana Wac�awa od �wini, cho� jak �yj�, tego bydl�cia nie widzia�em pijanym. Nasz opisywany natomiast pijany by�, jak... tylko on potrafi�. C� robi�! To mia� by� egzegeta Szekspira? Plun�� wypada tylko ze s�owem na ustach - polska szydera! W czasie gdy S�p si� kiwa� w widzie alkoholowym na zydlu sponiewieranym, spostrzeg� nagle, �e doko�a jegomo�cia z polska ubranego t�um si� spory zebra� bez wzgl�du na ma��. Chocho� z Lachem, Parch z Turkiem i reszta ho�oty. Rozpozna� zaraz, �e to Pan Benedykt �mig�owski. Znany wsz�dzie z dziwno�ci niepowszedniej swojej. Mianowa� si� on tym, �e cho� raczej dobroci cz�owiek by�, i� syn diab�a on pewnikiem. Siedzia� wi�c sobie na �awie, o belki �ciany wygodnicko rozparty, wodzi� �lepkami spod d�ugich, dziewczy�skich rz�s i tokowa� k�amstwo pod�e, jak jasno pojmowa� S�p-Bereza. - U Hiszpan�w kr�la - gada� Benedykt �mig�owski - popasa�em, kiedy dziewki mi si� w�a�nie zachcia�o i to mocno. Lecz tam wielce skomplikowany jest to problem, bo wsz�dzie one jako g�si chodz�, a m�czy�ni jako drugi dr�b hebrajski. Sami wi�c widzicie, przyst�p utrudniony. Jak na szatana kiwni�cie spodoba�a mi si� jedna taka... co tu du�o gada�, w sam raz ku przodowi by�a. Dowiedzia�em si�, �e Klara ma na imi�. Mieszka w domu tym a tym. Od rynku krok�w trzy. Masz jednak babo koguta. Jak si� dosta� do �rodka? Lecz wnet, s�uchajcie, my�l� sobie, po co mnie s� sztuczki magii znane, je�eli ich nie mam do siebie dopuszcza�! Gdy s�owa te wyrzek�, wszyscy go�cie z ca�ej gospody cia�niej si� zgromadzili i ch�on� opowie�� jak niemowl�ta pier� mleczn�. - Zrazu w paskudztwo tam pieszczone si� przemieni�em, co je ma�p� chrzcz�. Jest to bestia do kusego podobna, z chwostem chwytnym. Wiecie, gad cz�ekokszta�tny. S�u��ca Klary w ogr�dku mnie nasz�a i swojej pani jako bawide�ko do sypialni zanios�a. Ta si� ze mn� jak z kotem pobawi�a i do klatki na noc cisn�a. Siedz� ja w tej ciasnocie pr�t�w i twardej deski miejscami zapaskudzonej przez poprzednie bydl�ta. Mroczek tymczasem coraz wi�kszy, ale ju� po chwili co� ja�niej zacz�o si� robi�. U Hiszpan�w zwyczajnie, ksi�yc i gwiazdy to si� lubuj� popisywa� noc�. Tamtejszym zwyczajem dziewka przy otwartym oknie sypia�a. Ju� i sam kima� duma�em, gdy jaki� szelest s�ysz�. Ju� i Klara si� zerwa�a. Piszczy tym swoim g�osikiem... Dalej wiadomo, gach przez okno w�azi, ona mu w ramiona pada migiem. Na bar��g uwalili si�, samych sodomistycznych stosunk�w osiem! odbyli, a mnie z �a�o�ci to ogon a� usycha�. Wnet kochanek jej, paskudnik, co to wbrew naszego �wi�tego Ko�cio�a naukom ch�do�y�, znu�ony wielce przysn��. To ja posta� jego przybra�em i dalej kobiecie nie daj� spokoju. Tak si� jednak... zafrapowa�em, �e tak powiem i na lowelasa uwagi nie zwraca�em. On za� od trz�sienia rozbudzi� si� ca�kiem i �adny kawa�ek czasu mia� widok na nas. Ju�em snu� my�li, koniec z tob�, Benedykcie drogi, ostre �elazo, kiszki ci, poczynaj�c od plec�w rozp�ata! Raptem, istotnie co� poczu�em... No take�my si� w tr�jk� zafrapowali, �e dopiero ko�o przyj�cia s�u�by, ca�kiem jasnym rankiem przestali. Wtedy dowiedzia�em si�, �e kochanek Klary zwie si� Kichot czy Cerwantes. Ko�lawo, jak to cudze. - ��esz! - wrzask rozleg� si� w izbie. Gardzieli na ton ca�y u�ywa� pan Wac�aw S�p-Bereza. - ��esz paskudniku - zapala� si� pan Wac�aw - i ludzi poczciwych tumanisz. - Ha, ha - roze�mia� si� jegomo�� Benedykt i rzek�: - Nim ksi�yc tu drugi raz przykolebie si�, twojego konia w os�a zamieni�. Teraz za� moi kochani, precz z tym pijanym znawc� literatury! Zaraz r�k ch�tnych sfora ucapi�a S�pa-Berez� i z rozmachem cisn�a za karczm� na ty�y, gdzie ohydztwo �mietnika si� rozci�ga�o. Pan Wac�aw przery� je z chy�o�ci� �bika i si�� tura, jeno wbrew swojej woli i na samym szczycie spok�j odnalaz�. Pocz�tkowo le�a� przycupni�ty i mimo pija�stwa zestrachany. Niedu�o wody up�yn�o i mu przesz�o. Zacz�� wi�c ucho �apczywie nadstawia�, bo oczyma jeszcze nie �mia� szpulowa�. Coraz wyra�niej �owi� s�uchami, jaki rejwach i sejmik na tym �mietniku odchodzi. Okaza�o si�, �e dwa szczury dorodne tak z boku jego czerepu siedz�. Jeden ogni�ek kapusty wcina, drugi resztki marchewki szamie i co k�s ugryz�, to s�owo powiedz�. - Widzisz ty, kumie, jak pijanica �bem wyr�n��? - tak se gadaj�. - Co to za figura? - pyta drugi. - Czy�by� ty nie zna� Pana S�pa-Berezy? - odpowiada. - Wiejskiej m�drali, co Panu Benedyktowi chcia� bobu zada�, a sam go si� na�ar�, tylko zgni�ego. Tu oba gryzonie roze�mia�y si� z�o�liwie. - Hej, kompanie - wrza�nie jeden - on �lepia rozwiera. - A ci�nij mu tej rzepy obrzynek, to �z� pu�ci! - odpowie drugi. - Aaa! - j�kn�� Pan Bereza - Bestie szkaradne, jak z g�owy alkohol wylezie, dobior� si� do was. Ogony wam do pysk�w przybij�. - Ty - wrzasn�� szczur na to - gnojku! W naszej sadybie bawisz, a gospodarzy chcesz brzytw� obdzieli�! ? - Tego ju� za wiele - ozwa� si� drugi - Czekaj, kumie, urz�dzimy szlachetk�. Cisza nasta�a. Rozwar� wi�c ociupink� oczko Wac�aw i widzi dwa wielkie szczurze zady, kt�re prosto w jego s�uchy mierz�. Wnet bestie wypu�ci�y swoje d�ugie chwosty w muszle s�uchowe Pana Wac�awa, jednocze�nie odra�aj�co powietrze psuj�c. Mia�y mu tymi ogonami b�benki powywierca�. Zerwa� si� S�p na r�wne nogi, cho� by� pijany, a �mietnik ob�lizg�y jak kamienie w Dnieprze. Szczury polecia�y na d� na kark�w z�amanie. S�p-Bereza kaczym chodem pogna� do stajni konika do drogi sposobi�. Tak oto jedzie przez trzcin las nad rzek� do siedziby swojej. Wstyd powiedzie�, �e on, Wac�aw S�p-Bereza, na o�le po stepie posuwa. Step noc�, tu, nad Dnieprem, pi�kny jest. C� zreszt� mog� z tego pi�kna wam przekaza�, ja b�kart pochodzenia �ydowsko - jakiego� nie znanego, z tego pi�kna nigdy ju� nie opisanego! ...
pokuj106