Wiśniewski Mój brat Kain.txt

(54 KB) Pobierz
Grzegorz Wi�niewski

M�j brat, Kain

1.
W oddali wyje syrena policyjnego kutra. Narasta, gdy pojazd zbli�a si� do skrzy�owania, a potem opada, gdy kuter 
skr�ca nad kana� i p�dzi na z�amanie karku wzd�u� Nassaukade. Odrapane �ciany budynk�w na g��bokiej niby kanion 
ulicy przez chwil� omywa czerwone, migaj�ce �wiat�o.
Znowu zamieszki wyznaniowe. Gdzie� na po�udniu. W virtualwizji jak zwykle zwal� wszystko na Janczar�w, jakby 
inni terrory�ci nawr�cili si� przez ten czas na pok�j i dobr� wol�.
Podnosz� wzrok wy�ej, na spokojne, nocne niebo. Blade punkciki nielicznych gwiazd z trudem przebijaj� si� przez 
�wietln� �un� miasta. Widz� ich mo�e ze trzy... najwy�ej pi��. Ch�odny, �wie�y podmuch wiatru wpada przez otwarte 
okno i szele�ci haftowanymi r�cznie zas�onami.
Dziewczyna u mojego boku mruczy co� przez sen. Nastawiam ucha, ale ona przytula si� do mojego ramienia i milknie. 
Kr�tko �ci�te, jasnoblond w�osy �askocz� moj� sk�r�. Przygl�dam jej si� ponownie; ciemno�� dodaje jej cia�u 
tajemniczego powabu. Jest drobna i sympatyczna. Ma ma�e piersi i buzi� szesnastolatki. Nie jest w�a�ciwie w moim 
gu�cie, ale przy niej czuj� si� bezpieczniejszy. Takie towarzystwo nie grozi mi zbyt �atwym uwolnieniem impulsu.
A nie chcia�bym jej zabi�.
Muskam d�oni� jej w�osy. Ona zn�w mruczy niczym kotka i przewraca si� na brzuch. Przeszkadza�a jej szorstka 
elsderma blokera, obejmuj�ca m�j �okie�. Siadam na ��ku opuszczaj�c nogi na pod�og�. Przykrywam dziewczyn� 
prze�cierad�em a� po brod� i maszeruj� po perskim dywanie do �azienki. Dyskretne �wiat�o zapala si� automatycznie.
Ca�� �cian� na wprost wej�cia zajmuje lustro. To niedobrze. Nie lubi� swojego odbicia, trudno jest mi spojrze� sobie w 
oczy. Cz�sto pr�buj�, ale teraz odje�d�am wzrokiem gdziekolwiek w bok. Zegar, wkomponowany w fantazyjn� 
umywalk� z ceramiki keiku, pokazuje p� do trzeciej. Wstaj�ce s�o�ce wkr�tce oznajmi nowy dzie�. Powinienem czu� 
senno��, ale nic z tego. Mam co� spieprzone w pniu m�zgowym i rzadko sypiam. Zwykle godzin� lub dwie na dob�. 
Podobno skr�ci mi to �ycie; chyba, �e ci go�cie od Kaina potrafi� mnie od tego uwolni�.
Kolejna noc, w kt�r� nudz� si� jak zwykle.
Zagl�dam przez przezroczyste drzwi �azienki do pokoju. Dziewczyna chyba �pi wystarczaj�co mocno. Za dobra okazja, 
aby j� zmarnowa�. Odpinam rzepy bloker�w i rzucam je pod lustro. Czuj�, jak sk�ra w okolicach obu ramion i obu 
kolan przyjmuje to z rado�ci�. �lady od dermatrod mam ju� odci�ni�te chyba na sta�e. Delikatnie masuj� sobie sk�r�.
Z rolki na �cianie oddzieram skrawek hydroabsencyjnego filtru i naklejam sobie na nozdrza. Potem wchodz� do kabiny 
Wodnego Py�u.
Kompresor zaczyna pracowa� z ledwo s�yszalnym szelestem. Kabin� wype�nia chmura rozpylonej wody, otula mnie 
delikatnie jak obj�cia kochanki. Po ca�ym ciele sp�ywa mi fala przyjemnego ciep�a, akompaniuje jej wszechobecny 
zapach letniego deszczu. Rano, zgodnie z moim �yczeniem, zmienili filtry zapachowe. Przymykam oczy. Nareszcie 
chwila odpr�enia. Co�, na co w towarzystwie rzadko mog� sobie pozwoli�.
Mog� swobodnie my�le�.
Ta nazwa, nazwa konsorcjum podana przez Kaina. Borsig-ViviTech. Jakby znajoma. A mo�e nie.
My�l� o Kainie, �pi�cym spokojnie w pokoju po drugiej stronie korytarza. Przed oczami przesuwaj� mi si� sceny z 
naszego rozstania przed rokiem. Kln� ostro, prawie na g�os. Nie wolno mi wraca� my�lami do tamtych wydarze�, nie 
raz sobie to obiecywa�em. Tamte wspomnienia wzbudzaj� we mnie silne emocje, a silne emocje mog� spowodowa�...
I wtedy nagle to czuj�. Co� jakby skr�t w g�owie, zako�czony przeszywaj�cym wszystkie mi�nie elektrycznym 
szokiem. Wypr�am si� momentalnie, d�awi�c nieprzyjemne uczucie utraty panowania nad w�asnym cia�em. W duszy 
narasta mi fala lodowatej paniki, ale prawie natychmiast t�umi� j� z wpraw�. Mam w ko�cu prawie dwa lata praktyki.
Moje cia�o sk�ada si� p�ynnie do pozycji kokutsu-dachi, z praw� nog� wysuni�t� do przodu i lew� lekko ugi�t�, 
unosz�c� w�a�ciwy ci�ar cia�a. D�onie zamieraj� wyci�gni�te do przodu, mniej wi�cej na wysoko�ci mostka. Wyostrza 
mi si� wzrok i s�uch.
Na szcz�cie nie ma �adnego celu w pobli�u. Nikt nie wymachuje broni�, nikt nie krzyczy, nie zamierza si� do ciosu. 
Nikt nie wykonuje gwa�townych ruch�w. �azienk� wype�nia tylko aromat letniego deszczu i delikatny szum wodnego 
py�u. W my�lach dzi�kuj� dziewczynie za to, �e �pi. Tak naprawd� impuls nie potrzebuje wyra�nego celu i w tym le�y 
m�j najwi�kszy problem. Nag�y ruch, ha�as, ostre �wiat�o - nie wiem, mo�e co� jeszcze - wszystko to mo�e 
sprowokowa� reakcj� tego, co wszczepiono mi w pod�wiadomo��.
Nagle jestem wolny. Impuls zanika.
Zaczynam wychodzi� z transu. Odzyskuj� w�adz� w mi�niach, prostuj� si� wolno i przyciskam plecy do zimnych 
kafelk�w. W ca�ym ciele czuj� pulsuj�cy b�l. To nic, przyzwyczai�em si�. Impuls przejmuje sterowanie gruczo�ami 
wydzielania wewn�trznego i wpuszcza mi do krwiobiegu niesamowity koktajl hormon�w, aby wycisn�� z cia�a jak 
najwi�cej. Tyle, �e potem pr�buje raptownie przywr�ci� stan wyj�ciowy. I robi to szybko. Za szybko, aby mog�o si� 
obej�� bez b�lu. Cierpi� w milczeniu, zaciskaj�c z�by.
Wzrok i s�uch wraca do porz�dku. Na chwil� trac� czucie. To nieprzyjemny moment, na szcz�cie trwa kr�tko. Czucie 
wraca. B�l te�, ale nieistotnie s�aby. Podnosz� d�o� przed oczy. Widz� jak dr�y, to widomy znak, �e zn�w jestem sob�. 
W uszach uspokaja si� dudnienie pracuj�cego ci�ko serca. Si�gam do �ciany i obni�am temperatur� wodnego py�u. To 
pomaga.
Jak zwykle po aktywacji impulsu przychodzi mi na my�l ampu�ka szwajcarskich proch�w, ukryta w jednej z kieszeni 
mojego p�aszcza. Go��, kt�ry mi j� sprzeda�, zwin�� j� z filii korporacji CIBA-Geigy, tej od r�nych 
farmakologicznych �mieci. To mia� by� lek na Alzheimera i DSN; syntetyczny makrowirus dokonuj�cy beta- 
przemiany systemu nerwowego. Mocna rzecz. Facet zaklina� si�, �e CIBA nie odwa�y�a si� tego przetestowa�.
Zawsze to jakie� wyj�cie.
Raptownie wracam my�lami na ziemi�, gdy k�tem oka dostrzegam otwieraj�ce si� drzwi od �azienki. Moja 
dziewczynka wchodzi do �rodka mocno tr�c zaspane oczka. Otwiera drzwi kabiny i pakuje si� w moje ramiona. Nie 
wiem co robi�, zak�ada� blokery czy ryzykowa� pozostanie bez nich. Ta ma�a, nie�wiadoma niebezpiecze�stwa, 
przytula si� do mnie i owija mi nog� wok� biodra. Wo� wiosennego deszczu przenika mnie ca�kowicie, rozlu�niam si� 
i zamykam j� w ramionach.
Moja pod�wiadomo�� przy��cza si�.
2.
Zawsze s�dzi�em, �e wszystko mam ju� za sob�. Dobro. Z�o. I wszystko to, co pomi�dzy. Ale z�udzenie prys�o, gdy 
trzy dni temu moja przesz�o�� powr�ci�a.
Malowa�em akurat, je�li mo�na to tak nazwa�. Polega�o to g��wnie na przelewaniu p�dzlem b��kitnej farby z palety 
wprost w linie, przebiegaj�ce przez ca�e p��tno. Blokery na �okciach mocno mi przeszkadza�y, wi�c linie te by�y do�� 
umownie proste. Wyr�wna�em je bez powodzenia, po czym zabra�em si� za r�wnomierne pokrywanie do�u obrazu 
odcieniem zieleni, dobieranym ca�� godzin�.
Oczywi�cie nie mam �adnych zadatk�w na malarza i prawd� m�wi�c nie interesuje mnie to. Po prostu lubi�em samo 
gmeranie p�dzlem w farbach i rozsmarowywanie ich po pustej p�aszczy�nie. To koi�o moje my�li, pomaga�o si� 
skoncentrowa�. I chocia� na moment zapomnie� o przesz�o�ci, napieraj�cej na m�j umys� jak zimna, betonowa �ciana.
Prywatny o�rodek, w kt�rym zamkn��em si� z w�asnego wyboru le�y w ma�ej wiosce Ankeveen, w pobli�u 
Amsterdamu. Jakie� dziesi�� mil na po�udniowy wsch�d od przedmie��. Sk�ada si� na niego kompleks o�miu r�nych 
budynk�w, stoj�cy wewn�trz ograniczonego wysokim ogrodzeniem, eksterytorialnego obszaru. Mia�em tam wszystko, 
czego tylko mog�em zapragn��: VR-��czno�� z ca�ym �wiatem, najlepsze symulacje i gry dost�pne w Necie, narkotyki, 
dziwki, kompletn� opiek� medyczn�. Mojego prawa do prywatno�ci broni� tuzin najemnik�w, automatyczne dzia�ka i 
sfora zcyborgizowanych brytan�w. Paradise, raj na ziemi. Tak to nazywaj�.
W�a�ciwie ca�a ziele� znalaz�a si� na p��tnie, gdy niespodziewanie w apartamencie rozleg� si� �wist videofonu.
- Po��czenie z gabinetem dyrektora van der Vlygta. Czy przyjmie je pan? - odezwa� si� automat modulowanym, 
�e�skim g�osem.
Zignorowa�em go. Jak zawsze. Tyle �e tym razem sygna� nie umilk� po dw�ch pr�bach.
To by�o dziwne. Personel doskonale wiedzia�, �e je�li rezydent o�rodka od razu nie przyjmuje po��czenia, to nie ma 
ochoty na rozmow�. A je�eli nie ma on na co� ochoty, nale�y uszanowa� jego wol�.
Od�o�y�em na moment p�dzel i zacz��em obserwowa� podwieszony pod sufitem, sterowany g�osem V-Phone Hitachi. 
Dlaczego van der Vlygtowi, szefowi Paradise, nagle zacz�o zale�e� na rozmowie ze mn�? Jak dot�d widzia�em go raz. 
Wystarczy.
W tym momencie �cienny ekran TFT o�y�. Uruchomiony zdalnie.
- To ju� lekka przesada... - zacz��em z naciskiem, ale umilk�em, gdy trafi�em oczami na obraz.
Widok by� zaskakuj�cy. Nicholas van der Vlygt wpatrywa� si� we mnie spojrzeniem pe�nym strachu, a jego krta� 
uwi�ziona by�a w uchwycie stoj�cego mu za plecami wysokiego m�czyzny. Od razu uderzy� mnie wyraz oczu 
tamtego, r�wnie szarych jak zmierzch.
- Ten pan... - wychrypia� z trudem dyrektor, staraj�c si� ocali� resztki godno�ci. - Musi si� koniecznie z panem 
zobaczy�, heer Sanchez.
D�o� na jego krtani nasili�a ucisk.
- On... bardzo nalega... heer Sanchez. Czy m�g�by pan...?
W tym momencie uderzy�a mnie podnosz�ca si� fala wspomnie�. W duszy poczu�em mu�ni�cie lodowatego spokoju. 
Wolno od�o�y�em p�dzel.
- Apartament 12 - powiedzia�em. - Czekam.
Szare jak zmierzch oczy nie zmieni�y wyrazu, ale uwolniony van der Vlygt z ulg� opad� g��biej w fotel. Zacz�� 
masowa� sobie gard�o.
- Id� - rzuci� Kain ch�odno. Ekran zgas�.
Dotarcie do mojego apartamentu nie zabra�o mu wiele czasu. Otworzy�em zdalnie drzwi, gdy tylko us�ysza�em gong. 
Kain stan�� na progu. Po jego wzroku pozna�em, �e sprawdza, czy mam na sobie blokery. Kilka sekund si� waha�...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin