Anders Karen - W pogoni za szczęściem.pdf

(620 KB) Pobierz
untitled
18479856.001.png
Karen Anders
W pogoni za szczęściem
Rozdział pierwszy
Austin Taggart przeczuwał kłopoty.
Zdjęcie tej kobiety paliło go w dłonie, sprawiało,
że oddech mu przyspieszał, a hormony zaczynały
skakać jak meksykańska fasolka. Jej blada, gładka
skóra wydawała się świecić wewnętrznym blas-
kiem, a oczy nawet na zdjęciu były hipnotyzująco
błękitne i przyciągały jak magnes czy raczej... trąba
powietrzna.
– A niech cię, Manny. – Austin rzucił teczkę na
biurko, wycierając ręce w dżinsy, jakby obawiał się,
że zdjęcie może spowodować jakąś chorobę. – Na-
prawdę nie masz nic innego?
Manny Santana, pracodawca Austina i jeden
z niewielu ludzi w Sedonie, którzy trudnili się
poszukiwaniem zbiegłych przestępców, spojrzał na
Austina nieco zaskoczony, a oczy mu się zwęziły.
– Od ilu lat się tym zajmujesz? – zapytał, przy-
glądając się pilnie swemu wspólnikowi, a zarazem
najlepszemu pracownikowi.
– Od trzech, ale to nie ma nic do rzeczy. – Austin
wzruszył ramionami zakłopotany.
– Więc wiesz, że w ciągu tych trzech lat nie było
łatwiejszego zadania za tak duże pieniądze.
– Nie wydaje mi się, żeby łatwo z nią poszło.
– O czym ty mówisz, amigo ? Powinieneś być mi
wdzięczny, że zostawiłem ci tę sprawę. Wiesz
doskonale, że jeśli odzyskasz pieniądze, które ukrad-
ła Francesca Maxwell, otrzymasz w nagrodę dziesięć
procent tej sumy. Mówię ci, to bułka z masłem.
– Ta dziewczyna wpędzi mnie w kłopoty, stary.
– Niby jak? – Manny spojrzał na teczkę i roze-
śmiał się. – Nigdy wcześniej nie była notowana,
waży jakieś pięćdziesiąt parę kilo i wygląda jak anioł.
– Wiem, co mówię. Nie będzie łatwo.
Austin był pewien, że kobieta, która tak wygląda,
musi być źródłem kłopotów. Była blondynką. Już
sama myśl o dotknięciu jej jedwabistych, potar-
ganych wiatrem włosów sprawiała, że palce go
mrowiły. Miała świetną figurę i duże, niewinne
niebieskie oczy, dla których nawet diabeł by się
nawrócił. Zastanawiał się przez chwilę, jakie
brzmienie mógł mieć jej głos. Pewnie był lekko
ochrypły. Poczuł wzbierającą panikę. W żadnym
wypadku nie będzie szukał tej kobiety. Absolutnie.
Manny nadal przyglądał mu się pilnie. Nagle jego
twarz rozjaśniła się, jakby w głowie zapaliła mu się
żaróweczka.
– Chodzi o to, że jest blondynką, amigo ? Niech
cię cholera z tą twoją indiańską magią. To, że się już
kiedyś tak wydarzyło, nie oznacza, że stanie się raz
jeszcze. To łatwa forsa.
– Nie śmiej się ze mnie. Mój instynkt nigdy mnie
nie zawodzi. Pamiętasz Shelly? – No właśnie, Shelly.
Zadurzył się w tej blondynce, a ona zagrała mu na
nosie. Wciąż bolało. Zrobiła z niego skończonego
głupka. Oparł się o biurko i popatrzył Manny’emu
prosto w oczy. Shelly zraniła go mocniej niż inne
kobiety, które znał, bo przez moment wydało mu
się, że ją kocha z wzajemnością. – Nie licz na mnie.
– Posłuchaj. Nie bądź głupi. To łatwa forsa.
– Manny podał mu zdjęcie. – Ta mała prawdopodob-
nie zemdleje na sam twój widok.
Austin poczuł, że żołądek mu się zaciska, a szósty
zmysł ostrzega go, podnosi włosy na karku. Zmarsz-
czył brwi, szukając rozsądniejszych argumentów.
Wiedział, że powinien bardziej słuchać swojego
instynktu niż Manny’ego. Nie miał zamiaru zbliżać
się do tej kobiety.
– Jaką sumę ukradła?
– Okrąglutki milion.
– Milion? Ona?
– Zgadza się.
– Jak ją złapali?
– Chyba ktoś ją wsypał. Ja nie zadaję pytań.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin