Gry i zabawy.pdf

(140 KB) Pobierz
Gry i zabawy
Gry i zabawy
armatka - do metalowej obudowy od chińskiego wkładu, wsypywało się zeskrobaną z
zapałek siarkę. Następnie wylot rurki zatykało się kawałkiem twardej kredki świecowej
(miękkie się nie nadawały- topiły się). Teraz wystarczyło nakierować armatkę na cel,
koniec rurki z siarką mocno podgrzać i następowało odpalenie. Piękny huk i
rozkwaszona na ścianie kredka świadczyły o prawidłowo wykonanej robocie.
bączki - alternatywne wykorzystanie wybuchowych właściwości mieszanki saletry z
cukrem; brało się kapsel (zamknięty maściak czyli opakowanie po maści tygrysiej)
drążyło dziurę, upychało mieszankę, podpalało i odchodziło na parę metrów: płomień
wydobywający się dziurą sprawiał, że bączek unosił się w powietrze i wyczyniał dzikie
harce; trzeba było uważać, żeby nie oberwać.
bęben - zabawa podwórkowa, oparta na popularnym dawniej "salonowcu". Wytypowana
ofiara była klepana w zad przez jednego z uczestników, poczym musiała zgadywać kto
jej tak przyłoił. W razie niepowodzenia, "bębnowi" wyznaczano zadanie do wykonania.
Najczęściej bieg do koła bloku, lub przysiady. Po kilku nie udanych próbach
zdemaskowania kata, "bęben" opuszczał zabawę pod pretekstem konieczności
obejrzenia jakiegoś fajnego filmu w TV .
bilard z grzybkiem - gra elitarna, dostępna jedynie w ośrodkach wczasowych czy
bogatszych klubokawiarniach. Czasami zawłaszczana do gabinetów, przez
rozmiłowanych w tej rozrywce, dyrektorów (widziałem niedawno jakiś polski film, gdzie
dwóch poważnych mężczyzn omawia plany produkcyjne przy bilardzie z grzybkiem).
Gra polegała na trafianiu bilą w odpowiednio punktowane otwory w stole, ale tak by nie
przewrócić stojącego na środku grzyba. Występowała też w wersji dziecięcej,
odpowiednio zminiaturyzowana.
bilardy - taka imitacja fliperów. Wystrzeliwało się z kanału stalową kulkę i obserwowało
się jej drogę licząc na to, że kulka zatrzyma się w jakimś wysoko punktowanym miejscu.
Cała tablica była powybijana gwoździami. Tworzyły one kanałki i zatoczki w których
właśnie zatrzymywała się kulka.
bitwa na splówki - splówka była bez wątpienia najistotniejszym elementem
wyposażenia szkolno - podwórkowego. Poza dywersyjnymi atakami w pojedynkę,
organizowano też zbiorowe bitwy na splówki. Proste zasady: wygrywa ten kto komu
więcej napluje. Najbardziej cenione były celne, snajperskie strzały z plasteliny. Snajper
musiał posiadać długą, najlepiej szklaną rurkę. Posiadacze rurek z czeskich ołówków
wykonywali szarże plując na oślep ryżem.
1
bolec - nie wiem do czego służyły , ale były kiedyś takie bolce /prawdopodobnie kołki do
wstrzeliwania/ - gwoździe bez łepków, zakończone gwintem, było ich pełno, szczególnie
na placach budów lub w skrzynce z narzędziami mego ojca, zbierało się to żelastwo i
ostrym końcem przykładało do asfaltu a od góry za pomocą kamienia tłukło się, robiąc
dziurę w asfalcie na głębokość około 0,5 cm, do dziury zeskrobywało się siarkę z
zapałek, w takiej ilości by zapełnić około pół dziurki, potem delikatnie wkładało na to
ponownie bolec ostrym końcem, z asfaltu bolec musiał wystawać w pozycji pionowej,
potem na bolec rzucało się wcześniej użyty kamień, który przyciskał bolec do siarki, a ta
wybuchała, dając niewielki huk oraz iskry /derfic/
chłopek - gra "dziewczyńska" polegająca na skakaniu po narysowanym na asfalcie
"chłopku" i zaliczaniu kolejnych etapów. Dodatkowo trzeba było celnie rzucać drobnym
kamyczkiem w odpowiednie pola "chłopka". Charakterystyczny obrót w podskoku na
głowie biedaka był jedną z trudniejszych ewolucji. Ten ostatni element wiele dziewcząt
przeniosło z powodzeniem w dorosłe życie.
chodzenie na... - każdy na coś chodził. Ale nie myślę tu o chodzeniu na jakieś zajęcia
pozalekcyjne, które były zupełnie nie popularne. Chodziło się w zależności od lokalizacji:
na kulki od łożysk, na szklane rurki do plucia, na skórki do procy, na kapsle pod
garmażerkę, na cegły na budowę itd. Rozrywka polegała na grupowym pozyskiwaniu
rozmaitych, wydawało by się, bezużytecznych przedmiotów, które służyły potem dalszej
zabawie. Przykładem z życia niech będzie relacja przysłana przez Magdę S. /obecnie z
Teksasu - nie mylić z popularnym dawniej określeniem dżinsu/: "Ciekawym przejawem
modnego w latach 70-tych zbieractwa było to, co ze swoimi kolegami robił mój mąż, tzn.
szperanie w okolicach zaplecza ZURTu (dla niewtajemniczonych - Zakład Usług
Radiowo-Telewizyjnych), by znaleźć zużyte części odbiorników telewizyjnych, lampy
radiowe itd. Rzucanie lampami o chodnik dawało niezłe efekty pirotechniczne." Darku
-szczerze zazdroszczę, rzucanie żarówkami wykręcanymi z windy, nie było aż tak
efektowne.
chodzenie po ogrodzeniu - z gatunku sportów ekstremalnych. Polegało na jak
najdłuższym chodzeniu w pozycji pionowej, po szkolnym ogrodzeniu. Ogrodzenie służyło
też do wykonywania efektownych "przerzutek" na drugą stronę i jako naturalna bramka
przy grze w piłkę.
chowanego - popularna zabawa podwórkowa, znana terz pod nazwą "w szukano".
Kryjący za pomocą specjalnej odliczanki, odmierzał czas na ukrycie się pozostałych
graczy. Treść wyliczanki: "Pałka, zapałka, dwa kije, kto się nie schowa ten kryje" poczym
następowało odliczanie do ustalonej wcześniej liczby. Najczęściej było to 100. Następnie
rozlegał się przeraźliwy okrzyk "Szuuuuukaaam!!!" i kryjący ruszał ostrożnie na łowy.
Należało wytropić ukrytych kolegów, zanim zdążą dobiec do miejsca "zaklepywań".
Triumfalny okrzyk " Raz, dwa, trzy za siebie" nie pozostawiał złudzeń, ktoś nas
przechytrzył. Jeśli nie potrafiliśmy się pogodzić z porażką, nie pozostawało nam nic
innego jak kilkakrotnie krzyknąć "Pobite gary" i udać się do domu.
2
ciupy - jedna z gier podwórkowych oparta na rekwizytach znajdowanych na podwórku.
Do gry potrzebne były drobne kamyczki, które należało w odpowiedni sposób podrzucać
i łapać, zaliczając kolejne etapy trudności.
cymbergaj - za pomocą grzebienia i monet rozgrywało się mecze piłkarskie. Ławka
wytyczała rozmiary boiska. Należało tak uderzać grzebieniem w monetę-piłkarza, żeby ta
popchnęła monetę-piłkę w kierunku bramki.
dmuszki - gra hazardowa. Wspaniała gra na drobne monety. Do walki stawało dwóch
zawodników. Ustalało się stawkę gry tzn. jakimi monetami będzie się grało. Na przemian
dmuchało się w swoja monetę starając się nakryć nią monetę przeciwnika. Jeśli się to
udało, obie monety nasze. Typowy widok na przerwach "śniadaniowych" to pogarbione
nad parapetami grupki uczniów porozumiewających się między sobą
charakterystycznymi krótkimi dmuchnięciami " Py, Py". "Dmuszki" zostały zabite przez
galopującą inflację, a późniejsze wprowadzenie do obiegu ciężkich nieużytecznych
monet nie mogło poprawić sytuacji.
dupa biskupa - beznadziejna gra ale jakie wdzięczne słowa tu padały - gra w 24 karty;
po rozdaniu gracze wykładają karty awersem do góry i po wyłożeniu na stół, kolejno po
każdym graczu trzeba było cos zrobić. I tak 9 - powiedzieć dupa biskupa, 10 - złapać się
za ucho, walet - powiedzieć merci monsieur, dama - powiedzieć merci madame, król -
zasalutować, As - przykryć dłonią kupkę kart. Jeśli ktoś się pomylił lub ostatni położył
rękę na Asie, to zbierał leżąca kupkę kart. Wygrywał ten, któremu skończyły się karty.
/podziękowania dla Marzeny/
dwa ognie - zwana również "zbijakiem", podstawowa konkurencja na koloniach i
lekcjach WF. Zasady proste: dwóch zawodników staje na przeciwko siebie, pomiędzy
nimi dowolna ilość graczy w charakterze zwierzyny do odstrzału. Zbijający ciskają piłką w
piszczących z rozkoszy graczy eliminując ich w ten sposób z dalszej gry. Jeśli piłka
została złapana przez niedoszłą ofiarę, gracze zamieniali się rolami i była okazja do
słodkiej zemsty. Słyszałem o próbach gry w "zbijaka" piłką lekarską. /o grze przypomina
Marzena A . /
gazda - (znana też jako getto) gra hazardowa polegająca na na trafieniu monetą z
pewnej odległości w narysowane na ziemi pole.
Gra w place - Zazwyczaj traktowana jako sport uzupełniający do "gry w nogę". Często
rozgrywana w przypadku braku odpowiedniej liczby zawodników do tejże . Na
asfaltowym, lub ziemnym boisku wytyczano przylegające do siebie bokami kwadratowe
"place". Jednostką miary był krok lub stopka, a wielkość placu umowna. Grało minimum
dwóch zawodników, nie spotkałem więcej niż ośmiu grających. Do gry używało się piłki
do nogi, lub siatki. Im większe były place, tym trudniejsza gra. Zasady gry stanowiły, że
piłka po podaniu mogła tylko raz odbić się na placu przeciwnika, lub mogła być odbita z
tzw. "pierwszej" zanim dotknęła boiska. Po przyjęciu można było żonglować piłką przed
3
podaniem, o ile nie dotknęła ziemi. System punktów karnych, tworzące się koalicje
niszczące wybranych zawodników, skomplikowane zasady dotyczące podań (np. tzw.
szczury), przyjęć( czy obojczyk to już ręka) powodowały, że często rozgrywano
pasjonujące pojedynki nawet przy sztucznym oświetleniu (latarnia uliczna) do późnych
godzin wieczornych nie zważając na konsekwencje grożące po powrocie do domu.
/Tomasz Drozd/
gra w kapcia ( w kapola) - odpowiednik piłki nożnej rozgrywanej na korytarzu szkolnym
za pomocą złożonego w pól miękkiego kapcia szkolnego.
grzebień - kolejny przykład pomysłowości w wykorzystaniu przedmiotów codziennego
użytku do niecodziennych celów. Zabawa polegała na wybijaniu zębów z grzebienia
przeciwnika. Jeden zawodnik trzymał w dłoniach swój grzebień (ząbkami do góry),
przeciwnik natomiast walił w te ząbki, grzbietem własnego grzebienia. Wygrywał ten kto
pierwszy powyłamywał przeciwnikowi wszystkie ząbki. Stosując odpowiednie techniki
uderzeń, zawodnicy klasy mistrzowskiej potrafili wykosić cały grzebień jednym
uderzeniem. Bardzo istotny element stanowił odpowiedni sprzęt do gry. Wysokiej klasy
grzebień charakteryzował się odpowiednio wyprofilowanym grzbietem, elastycznym
uzębieniem i nie wystającymi, najlepiej zaokrąglonymi, skrajnymi kłami. Z dobrym
grzebieniem można było przetrwać wiele pojedynków, nie tracąc zbyt wielu ząbków.
Grzebień mógł stawać do walki, pod warunkiem, że miał chociaż jeden ząbek (skrajne
kły się nie liczyły). Źle dobrany sprzęt szybko dawał się we znaki swojemu użytkownikowi
mocno kalecząc dłonie. Najbardziej wytrwałych graczy możną było rozpoznać po
licznych bliznach w okolicach kciuka. Były to nieuniknione kontuzje spowodowane
kurczowym trzymaniem grzebienia podczas walk.
guma - gra polegająca na wykonywaniu przez zawodniczki (czasem zawodników),
obowiązkowych układów skokowych, , aż do tzw. "skuchy". Układy wykonywano skacząc
po gumie do skakania, rozciągniętej pomiędzy dwiema zawodniczkami. Gumę
wykonywało się z białej gumy gaciowej szerokości 0.5 cm. Długość gumy to zazwyczaj 4
do6 m przed związaniem. Skoki wykonywano na kilku podstawowych wysokościach.
Były to: kostki, łydki, kolanka, uda, półdupki, pas i ekstremalnie, paszki. Notowano też
próby zaliczania układu na wysokości "szyjka" , ale najczęściej bez sukcesów. Gra
nacechowana dużym ładunkiem emocjonalnym, wywoływała częste spory i kłótnie,
najczęściej na tle różnic w interpretacji poprawności skoku.
hacle - (czasami hacele) kupowane w sklepie z częściami żelaznymi, małe ciężkie
elementy (do podków końskich) o kształcie, który powodował ,że doskonale wkładało się
je pomiędzy palce. 5 hacli (haceli) służyło do gry w hacle - rozłożone na dłoni hacle
podrzucało się w górę i łapało na różne skomplikowane sposoby. Pamiętam, że istniało
wiele wymyślnych technik. Niektórzy do gry używali zwykłych kamieni ale to było
nieprofesjonalne.
4
/Rawik/
hobby - PRL-owskie zamiłowania hobbistyczne, to jedno z bardziej fascynujących
zagadnień minionego okresu. Hobby tamtych lat, to głównie wszelkie zbieractwo. Bardzo
modne było kolekcjonowanie zagranicznych opakowań po papierosach , które pięknie
eksponowane na słomianej macie, były ozdobą nie jednego mieszkania. Kolekcjonerzy
czaili się pod hotelami i czyhali na cudzoziemców którzy bez najmniejszego żalu
wyrzucali na śmietnik te cenne przedmioty. Bliźniaczym hobby było zbieranie puszek po
piwie . Były na tyle cenne , że trzymano je często za szkłem w regałach, częściej jednak
były zwieńczeniem meblościanek. Było to bardzo eleganckie i światowe. Piwo w puszce
było symbolem dobrobytu zachodniego świata, puste puszki po piwie dawały posmak
Europy. Kolejnym niezrozumiałym dziś hobby, było zbieranie prospektów zachodnich
firm. Nie miało znaczenia czego one dotyczą, miały być kolorowe i pochodzić z zachodu.
Częste więc były wyprawy do zagranicznych przedstawicielstw lotniczych, gdzie leżały
kolorowe prospekty. Jednak zbyt powszechne zainteresowanie polskiej młodzieży,
działalnością zagranicznych firm spowodowało zaniechanie wykładania prospektów w
dostępnych miejscach. To dało początek nowej pasji: adresy . Zdobywało się adresy
zagranicznych firm i wysyłało się prośbę o przysłanie folderów reklamowych, z uwagi na
nasze szalone zainteresowanie działalnością firmy. Co do treści próśb zawartych w
listach, nie można mieć jednak całkowitej pewności, gdyż treść ta była wielokrotnie
odpisywana podczas wymian adresów i mogła być wielokrotnie modyfikowana przez nie
znających rządnych języków hobbistów. . Informacje napływające z terenu za
pośrednictwem Magdy /obecnie z dalekiego Teksasu/, przypominają jeszcze o pasji
zbierania opakowań po zagranicznych słodyczach . Podobnie jak przy "historyjkach" z
Donaldów, przeglądaniu zbiorów towarzyszyło wywąchiwanie zapachów z eksponatów.
Magda przypomina również o innym popularnym hobby: "Cala moja rodzina
kolekcjonowała rozmaite odznaki (metalowe i plastikowe), które kupowało się w
kioskach Ruchu, dostawało od znajomych, zdobywało na rajdach harcerskich albo które
dostawali w pracy rodzice (np. niesławna Brygada Pracy Socjalistycznej). Odznaki te
znajdowały swoje poczesne miejsce na "słomiankach" - uroczym elemencie wyposażenia
każdego socjalistycznego gospodarstwa domowego (maskującym krzywe źle
otynkowane ściany, pokryte kiepskiej jakości farba). Zbierano również : nalepki, etykiety
zapałczane, papierowe serwetki, pocztówki, zdjęcia aktorów (w tym radzieckich),
żelaźniaki, Małe Modelarze, modele plastikowe do sklejania, , breloczki, proporczyki,
znaczki okolicznościowe (wpinane w klapę) i znaczki pocztowe.
hali halo, miasteczko się pali - o tej tajemniczej zabawie wiem tylko tyle, że co jakiś
czas na podwórku rozlegał się głośny okrzyk informujący o pożarze w miasteczku.
Bawiły się w to dziewczyny. Czasami słyszało się jeszcze "gąski, gąski do domu" i dalej
coś o strachu przed wilkiem co nóż ostrzy. Ale to prawdopodobnie już całki inna historia.
Osoby zorientowane w tej materii proszę o garść informacji na ten temat.
inteligencja - jedyna gra dydaktyczna, która przyjęła się bez ingerencji i przymusu
dorosłych. Na wybraną losowo literę należało wypisać na kartce nazwy państw, miast,
rzek, zwierząt , samochodów, imion itp. Ciekawy był sposób wyboru litery. W myślach
5
Zgłoś jeśli naruszono regulamin