Zmierzch Fanfick - Rozdział‚ I.doc

(112 KB) Pobierz

                                                                    ROZDZIAŁ I   

 

 

   Alice ocknęła się po kilku godzinach miarowego kołysania się. Jej oczy na powrót przybrały złotą barwę, a na twarzy zagościł tak bardzo utęskniony uśmiech. Wiem, że zobaczyła coś o czym nie powinnam była wiedzieć. Nie nabiorę się na ten wymuszony optymizm.

   Od kilku tygodni każdy swój dzień spędzam w domu Cullenów. Otoczona bezwzględną opieką słodkiej siostry Edwarda, umieram z braku świeżego powietrza. Wszystko byłoby w porządku, gdyby był tutaj razem ze mną. Ostatnio coraz częściej wyrusza na polowania. Brakuje mi tembru jego głosu. Nie mogę dłużej udawać, że niczego się  nie domyślam. Przeraża mnie jednak myśl o tym, co może być powodem tego dziwnego zachowania.

Spojrzałam znów na Alice. Siedziała teraz nieruchomo wpatrując się w ścianę obok mojej głowy. W białej, satynowej bluzeczce wyglądała jeszcze piękniej niż zwykle. Po raz kolejny poczułam się zbędna. Dosyć tego, zapytam wprost.

-         Alice, przyjaźnimy się, prawda? - wychrypiałam.

      Rzuciła mi zdziwione spojrzenie.

-         Jasne – odparła cmokając mnie w policzek. Nadal wyglądała na lekko zdezorientowaną.

-         W takim razie dlaczego mnie pilnujesz? - bąknęłam pod nosem. 

Jej bliskość wciąż mnie zawstydzała. 

-         Nie mam konkretnego powodu.  - uśmiechnęła się – Bardzo lubię spędzać z tobą czas.

Chyba że źle się bawisz. -  dodała robiąc smutną minkę.

      Poczułam wyrzuty sumienia. Znałam te chwyty, ale ponownie uległam. Była taka urocza.

Jak mogłam w ten sposób potraktować biedną Alice? Czemu ona winna? W chwilę potem zdałam    

sobie sprawę, że Jasper stoi w drzwiach. Świetnie, po prostu świetnie. A więc to jego sprawka. 

Jeszcze się z nimi wszystkimi policzę. To znaczy, kiedy już będę sobą.

  

 

 

    Odprowadzona pod sam dom przez moich prześladowców w końcu znalazłam się we własnym pokoju. Z salonu dobiegały oznaki żywej rozmowy pomiędzy Alice, a Charlim. Modliłam się, żeby nie wpadł na pomysł zaproszenia jej na noc.

Przejechałam dłonią po materacu mojego łóżka i rzuciłam się na dawno nie zmienianą pościel. Jej zapach już nie przypominał wyrafinowanej woni Edwarda. Pachniał raczej zużytymi skarpetkami. Nie miałam siły wpatrywać się tępo w okno, które co wieczór zostawiałam szeroko otwarte. Jakby to coś zmieniało. Wymknęłam się na palcach do łazienki i zamknęłam drzwi na klucz. Miałam nadzieję, że głośny szczęk zamka nie wzbudzi niczyjej ciekawości. Nie mogłam nie skorzystać z tej błogiej chwili samotności. Musiałam pomyśleć nad wszystkim dopóki paranormalne zdolności moich przyjaciół nie dosięgały mojej głowy. Po pierwsze: co było powodem tych nagłych i długotrwałych zniknięć Edwarda? Zazwyczaj bał się zostawić mnie samą na chociażby kwadrans, a co dopiero na dobrych kilka tygodni. Jedną z przyczyn mogło być spełnienie mojego najskrytszego marzenia. Pozwoliłam dreszczom obejść moje ciało. Tak, ten wariant najbardziej mi odpowiadał. Ale to, że Cullenowie nie opuszczają mnie ani na krok nijak odnosiło się do tej tezy. Rzecz, która była przez nich tak skrzętnie ukrywana musiała być czymś bardziej poważnym. Podeszłam do lustra. Tym razem nie odbijała się w nim roześmiana twarz. Dostrzegłam dziwną melancholię w swoich oczach. A więc nie tylko ja się martwię.

-         Puk, puk – zawołał melodyjny głos. - Długo będziesz tu przesiadywać? Chciałabym przebrać się w piżamę. - Alice zachichotała – Zapowiada się wspaniały wieczór!

Tak. Cudowny.

Przed wyjściem jeszcze raz obiegłam spojrzeniem lustrzaną taflę, związałam włosy i wyszłam na przeciw swojemu marnemu przeznaczeniu.

 

 

   Spędziłam uroczą noc pod pilnym wzrokiem Alice. Zostałam uczesana, pomalowana i  przebrana. Myślę, że stałam się dla niej czymś w rodzaju młodszej siostry na której wypróbowuje się swoje szaleńcze zdolności charakteryzatorskie. Kilka razy próbowałam uciec pod pretekstem wyjścia do łazienki, ale rezygnowałam po zobaczeniu jej rozczarowanej miny. Za każdym razem, gdy zaczynałam o coś wypytywać, znajdowała mi nowe zajęcie lub torturowała dodając kolejną czarną kreskę na mojej powiece.

    Leżąc na podłodze wykończona pielęgnacyjnymi zabiegami bacznie obserwowałam moją towarzyszkę. Postanowiłam udawać, że śpię, ale musiałam zerkać spoza zmrużonych powiek, żeby kontrolować sytuację. Liczyłam na kolejną wizję, a moje szanse powiększyły się, od kiedy uważała, że zasnęłam.

-         Kiepska z Ciebie aktorka. - usłyszałam za plecami rozbawiony, damski głos. Aż podskoczyłam z zaskoczenia.

-         Wcale nie udaję. Prawie udało mi się zasnąć. - odpowiedziałam nadąsana.

      Alice pokręciła zrezygnowana głową. Pierwszy raz od kilku tygodni pojawiło się na jej twarzy       

      przygnębienie.

-         Dlaczego jesteś taka nieszczęśliwa? Robię wszystko co w mojej mocy, żeby chociaż trochę poprawić Ci humor. - spojrzała na mnie smutnym wzrokiem. - Co robię nie tak?

-         Nic, tylko..- nie wiedziałam jak zacząć. Miałam szansę wypytać o Edwarda. - trochę się pogubiłam. Wiesz, ta sytuacja trochę mnie męczy.

-         Jaka sytuacja? - zapytała zdziwiona. Przepraszam, czy ja na pewno rozmawiam z Alice? Jak mogła taka być tak niedomyślna!

-         Sytuacja z Edwardem. Gdzie on się tak długo podziewa? - liczyłam na dłuższą wypowiedź, ale usłyszałam tylko krótkie i wiążące:

-         Ach.

-         A więc? - zapytałam z nadzieją w głosie.

-         Czy zauważyłaś jak ostatnio pogoda się psuje? Może wyjechałybyśmy na jakiś czas w jakieś ciepłe, ustronne miejsce? - nie dowierzałam w to co powiedziała. To już szczyt ignorancji.

-         Alice..- jęknęłam.

-         Nie daj się prosić, to tylko kilka dni.

-         Nie. Chcę być, kiedy Edward wróci. Chcę go zobaczyć już teraz. - powiedziałam stanowczo i przytupnęłam nogą.

-         Bella, nie zachowuj się jak dziecko. Nic się nie stanie, jak trochę od siebie odpoczniecie.

Jak mogła tak mówić. Wiedziała ile on dla mnie znaczy. Przecież odchodziłam od zmysłów. Moje płuca odmówiły mi posłuszeństwa, a ledwo zagojona rana znów zaczęłam krwawić. Nie ma go przy mnie. Zmienił zdanie. Odszedł. Opuścił. Zniknął. No tak, wiadomo, nie mógł być rzeczywisty. Alice też zaraz się rozpłynie i zostanę sama w tej dusznej, letniej nocy.

-         Dobrze się czujesz? - zapytała zaniepokojona. Zdziwiona że jeszcze tam stała spojrzałam w jej kierunku.

-         Gdzie jest Edward? - wydusiłam.

-         Zrobił sobie wakacje.

-         Chcę do niego zadzwonić – zaoponowałam.

-         To nie możliwe – pokręciła głową.

Przyglądnęłam jej się uważnie. Wyglądała jakby walczyła ze sobą. Zaraz potem odpłynęła. Skorzystałam z chwili nieuwagi i wybiegłam się z pokoju. Przez okno w salonie zobaczyłam ogromny, blady księżyc a na jego tle mój stary samochód. Postanowiłam zaczerpnąć trochę świeżego powietrza. Wychodząc na ganek potknęłam się o u szczerbiony schodek i wpadłam w świeże błoto. Genialnie, moje dresy wyglądają teraz jak pożywka dla pieczarek.

Edward, pomocy! Gdzie jesteś, gdy Cię tak bardzo potrzebuję? Zanikam, zanikam.

...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin