Tomek Matkowski Mysza Pl E-Book Scanned By Jmt (Osloskop).doc

(397 KB) Pobierz
Tomek Matkowski

 

Tomek Matkowski

Mysza

 

Cztery misie wchodzą do piwiarni, rozsiadają się przy stole, zamawiają halby piwa i wołają:

- Panie kelner! Kilka myszy na rozgrzewkę!

Kelner przynosi na tacy cztery mysze, a te wskakują na nosy niedźwiedzi i tańczą im na kufach, aż od tego tupania robi się ciepło, i niedźwiedzie opowiadają sobie kawały, ucieszne historyjki, wesołe anegdotki, wymachują rękami, krzyczą...

- O myszach?

- E, gdzieżby, niedźwiedzie są bardzo taktowne. A dla myszek zamawiają ser, który zresztą i tak jest konsumpcją obowiązkową przy piwie, ser żółty, pyszny ementaler, przysypany słodką papryką, a myszy są najedzone, więc chowają ten ser do kieszeni, na później, no i mają prowizję od restauratora.

Niestety, wyszedł przepis o ochronie zwierząt, żeby ich nie wyzyskiwać, i restaurator musiał je zwolnić, chociaż je bardzo lubił, bo mu nabijały rachunki.

Mysza szukała sobie norki i nie znalazła. Zjadła zdechłe muchy i pajęczyny.

Wreszcie wystawiła się sama na sprzedaż, na targu niewolników, bo nie widziała innego wyjścia, bo był taki głód.

Stoi, stoi, tłum kupujących się przechadza ale na nią nikt nie spojrzy, tylko jeden pan wykazał zainteresowanie, ale mysz zadrżała, gdy się jej przyglądał: miał wąsy i był tak jakoś dziwnie podobny do kota...

Nagle wśród kupujących, lekkim krokiem plejboja, ubrany jak bogaty biznesmen lub artysta - pojawił się Niedźwiedź. Spojrzał na mysz i do razu mówi:

- Biorę. Ile?

- Będę panu gotowała, sprzątała - mysz piskliwie, i cienko, i uroczo. Niedźwiedź bez słowa posadził ja sobie na ramieniu i poszli - ona dumna,

z pyszczkiem zadartym, on jak zwykle na luzie, pogwizdując.

Po drodze potrącił ich łokciem pan podobny do kota. Niedźwiedź tylko lekko łapą się odwinął i pan podobny do kota szurnął w tłum, pod nogi kupujących, na dywanik na którym akurat ktoś sprzedawał miękkie, szmaciane lalki.

Mysz zabrała ze swego pokoiku na poddaszu swoje szatki i inne rzeczy osobiste myszy, i pożegnała się z przyjaciółką, z którą razem mieszkały.

Co będzie należało do jej obowiązków? Jak ułożą się stosunki z pracodawcą?

- Zgodziłem mysz, żeby mi gotowała i dostarczała rozrywki. Sam jestem, to mi będzie weselej - wyjaśnił Niedźwiedź.

- Panno Myszo, proszę przyrządzić śniadanie.

I myszka gna do kuchni truchcikiem, cała zadowolona, i pitrasi, i pichci, i przyrządza, aż zapach jajecznicy na całą gawrę się rozchodzi i niedźwiedź wzdycha, zadowolony.

Mysz została też zatrudniona do odpisywania na listy, jako sekretarka. Siedzi przy biureczku, naostrzyła pazurki, naszykowała sobie papieru i atrament, a tu nic, żadne listy nie przychodzą.

Niedźwiedź co jakiś czas wsuwa głowę i pyta:

- No i co? Są listy? A tu nic.

Wreszcie Mysza, której bardzo Niedźwiedzia żal, bo wychodzi smutny, sama do niego pisze listy z całego świata i czyta mu, bo niedźwiedź nie umie, i odpisuje pod jego dyktando.

Niedźwiedź:

- No to proszę odpisać tej wielbicielce z Australii, żeby przyjechała. Potem „przychodzi" odpowiedź: „Nie mogę przyjechać, bo to i tamto..."

Mysz wprowadziła się do Niedźwiedzia z całym swym dobytkiem: patyczkami, niteczkami, igłą zrobioną z igły świerkowej, i ze sreberkiem po gumie do żucia, starannie wyprostowanym i złożonym. Potem u Niedźwiedzia dorobiła się jeszcze szczoteczki do zębów, majteczek i skarpetek.

Ma też własną koszulę nocną, taką do ziemi, plącze się w niej, a jak jest zimno to jeszcze skarpetki zakłada, a przed pójściem spać myje ząbki.

Tę koszulę nocną to Niedźwiedź jej sam kupił, ale perfidnie kupił bardzo długą, tak żeby zamiatała podłogę. Mysza się w niej plątała i upadała, więc wzięła nożyczki i ucięła, skróciła i obrębiła starannie. Więc Miś się nieco zeźlił i powiedział, że zły.

No to myszka pomyślała, pomyślała, wreszcie skombinowała takich piórek jak do szczoteczki i przyszyła na dole, i teraz się nie przewraca a piórkami zamiata, a jak niedźwiedzia nie ma to włącza sobie jego radyjko i tańczy.

Mysz jest straszną pedantką i ma swoją miseczkę, w której pierze swoje małe, mysie rzeczy, a Niedźwiedź jest bałaganiarz, wszystko rozrzuca.

Raz mysz odkryła że to, co myślała że jest szafką z okienkiem, to jest pralka niedźwiedzia, ale nie może sobie dać rady z przyciskami i z instrukcją, prosi Niedźwiedzia ale ten się wymawia, nie chce mu się ruszyć z barłogu, a może mu wstyd, że sam instrukcji nie przeczytał i pralki nie użył, choć ma ją od kilku lat. Wreszcie mysz go nakłania, razem studiują instrukcję, potem Niedźwiedź wraca na barłóg a mysz się bawi praniem.

Teraz pierze bardzo często, nie tylko swoje rzeczy, ale również niedźwiedzie. Gdy tylko Niedźwiedź zrzuca coś z siebie, na przykład skarpetkę, Mysza to chwyta i do pralki. Potem Niedźwiedź się budzi i szuka swojej skarpetki, bo chciałby w niej jeszcze z tydzień pochodzić, a skarpetki nie ma, więc woła:

- Myszo! Myszo! Gdzie moja skarpetka!? Nic nie można znaleźć w tym domu! Gdzie podziałaś moją skarpetkę!? Ty bałaganiaro!

Niedźwiedź i Mysz byli w teatrze. Wprawdzie na bilet ich nie stać, ale weszli do foyer, żeby przynajmniej pooddychać atmosferą kultury. Mysz w eleganckiej sukni, z dziurką na ogonek, trzyma Niedźwiedzia pod ramię, a w drugiej łapce ściska torebkę. Niedźwiedź minę ma godną, stateczną, i tylko łapą co chwila poprawia muszkę, bo go uwiera pod szyją. A potem, kiedy zabrzmiał dzwonek i wszyscy skierowali się do wejścia na salę, niedźwiedź i mysz się dyskretnie wycofali i opuścili teatr (dziękując Pani Bileterce za uprzejmość). A wieczorem, w domu, długo jeszcze wymieniali uwagi o tym, jak to było w teatrze.

Niedźwiedzia wezwano do wojska, na ćwiczenia, widać gdzieś w spisach figuruje jako człowiek. Nie ma wprawdzie ochoty, ale się pociesza, że to dobrze, że to go nobilituje, uczłowiecza, uludzcza, poza tym pozna kolegów.

Szykuje się bardzo starannie: kombinuje mundur, broń, wprawdzie trochę przestarzałą, z bazaru, ale zawsze.

Idzie. Trafia. Wcześniej o godzinę, bo bał się spóźnić. Czekają już pułkownicy, lecz na widok niedźwiedzia:

- Oj, niepotrzebnie pan się fatygował!

Niedźwiedź się zmartwił: więc jednak go nie chcą, bo jest zwierzęciem,.. Ale pułkownicy tak każdego witają, bo okazuje się, że dziś jest Święto Pułku, i pułkownicy mają bardzo wesołe oczki, i ćwiczenia odwołane. Niedźwiedziowi, jak wszystkim, wydano książeczkę wojskową, w której hojnie wpisano, że ćwiczenia odbył celująco i został mianowany oficerem.

A potem był Bankiet Pułkowy, i Niedźwiedź się ze wszystkimi zakolegował, i wodził rej, bo opowiadał rubaszne kawały, i mówił, że teraz mogą wszyscy „iść na sarenki, bo żony myślą, że jesteśmy na ćwiczeniach", i już chciał poprowadzić cały pułk do najbliższej wsi, ale za dużo zjadł i osunął się pod stół, i rekruci bez cenzusu, którzy usługiwali w kasynie, musieli go zanieść do hotelu garnizonowego, żeby się wyspał.

Nazajutrz wrócił do domu i wszystko opowiedział Myszy: jak kopali rowy, i jak strzelali, i jak jechali na czołgach, i w ogóle...

- Myszko, czy coś Ci się stało? - zapytał Niedźwiedź z niepokojem, widząc że Mysza leży na podłodze z łapami do góry.

- To pozycja „zdechłej Myszy" - wyjaśniła Mysz spokojnie. - W ten sposób przechwytuję energię.

-  Moją? - spytał Niedźwiedź lekko zaniepokojony i naraz poczuł, jakby trochę osłabł.

- Nie, kosmiczną.

- Aha - odparł Niedźwiedź - To dobrze - dodał po chwili, ale na wszelki wypadek trochę się odsunął.

A Mysz tymczasem przechwytywała, a gdy się już naenergetyzowała kosmicznie to poszła szykować nieziemski obiadek.

- Niedźwiedziu, może byś pozmywał? - pisnęła po obiadku. Niedźwiedź zrobił głupią minę, wytrzeszczył oczy, rozdziawił pysk i tak

trwał, aż się od niego odczepią. To jego ulubiony sposób, kiedy coś od niego chcą, zwłaszcza coś do zrobienia. Czasem do głupiej miny doda też: „Ja nic nie wiem, ja nic nie wiem..." i jeszcze bardziej wytrzeszczy oczy.

A jeśli już musi coś zrobić, to wtedy udaje niezdarę, tak że w końcu Mysza nie może na to patrzeć jak wszystko mu leci z łap i sama się bierze do roboty ze zbawczymi słowami „z Ciebie to żadna pomoc!".

Czasem, bardzo rzadko, w przypływie wielkiej pracowitości, Niedźwiedź bierze się do dzieła, lecz nawet wtedy nie ma z niego wielkiego pożytku, gdyż jego praca polega głównie na biciu piany, i to niestety w przenośni. Niby pracują razem, ale Niedźwiedź tylko biega, wymachuje łapami, zaaferowany przesuwa talerzyki, donosi co trzeba i w ogóle udaje, że niby coś robi.

- Niedźwiedziu, nie bij piany - mówi Mysza spokojnie, wykonując precyzyjnie i efektywnie to, co do niej należy, na przykład bijąc pianę z białek.

Dziś był obiad z trzech dań, bardzo smaczny.

- Dobrze zrobiłeś tę sałatkę - rzekła Mysza z przekąsem, bo oczywiście to ona ją zrobiła, a Niedźwiedź tylko „bił pianę".

- Sałatki to moja specjalność - odparł Niedźwiedź z dumą i tak spokojnie, że Mysz zrozumiała, że w ogóle nie dostrzegł ironii ani przekąsu w jej słowach, ani nawet tego, że to nie on zrobił sałatkę. I łapki jej opadły.

Po obiadku poszli się przejść.

-Niedźwiedziu, pada deszcz... - rzekła mysza znacząco.

- Niedźwiedziu, pada deszcz... - powtórzyła mysza po chwili, jeszcze bardziej znacząco.

- Niedźwiadku, pada deszczyk, deszczyk pada, - powtórzyła mysz kilkakrotnie, a żeby nie wyglądało, że się powtarza, zaczęła podśpiewywać, bo refren to już wypada powtarzać. Idzie więc tanecznym krokiem, pogwizduje, podśpiewuje:

- Pada deszczyk, pada deszczyk!

Wreszcie przerwała śpiewanie i opowiada niedźwiedziowi historyjkę o panu Hilarym, co to zgubił okulary i szukał ich, i szukał, a miał je na nosie. Niedźwiedziowi się ta historyjka bardzo spodobała, więc komentował ją długo i chichotał, i szedł dalej w deszczu. Więc mysz mu historyjkę o kimś, kto wyszedł w deszcz z parasolem w łapce, ale chociaż deszcz się rozpadał, ten ktoś nie pamiętał, że ma parasol, i chodził po deszczu i moknął, a złożony parasol trzymał w łapie. Niedźwiedziowi ta historyjka się jeszcze bardziej podobała od poprzedniej i aż się zaśmiewał, aż się zataczał, i pytał:

- Jak to? Nie pomyślał, że ma parasol w łapie? A to ciamajda! A to cymbał!

Na to już myszy łapki opadły i człapała smutno w deszczu, u boku niedźwiedzia, który zarykiwał się jeszcze, trzymając złożony parasol w łapie, a z mokrych wąsików kapała jej woda. Ale się nie zaziębiła. Była odporna.

Odkąd został oficerem, niedźwiedź bardzo lubi komenderować. Gdy idą z Myszą na spacer, to wciąż dyryguje:

- W lewo zwrocik, w prawo zwrocik, naprzód marszyk! Lewa, prawa, tylnia, przednia, prawa tylnia! Lewa tylnia! Przednia! Przednia!

A myszka i tak chodzi jak chce, więc jej zamówił smycz wojskową w specjalistycznym sklepie z uprzężą.

- Proszę przyprowadzić zwierzątko, to przymierzymy - powiedział ekspedient, ale Niedźwiedź wyjaśnił, że ma to być niespodzianka.

I była. Mysza, żeby nie robić mu przykrości, pozwoliła się ubrać, ale ciągle się plątali, przewracali, rzemyki mylili, aż niedźwiedź tę uprząż wyrzucił.

Wigilia. Mysz z Niedźwiedziem przy choince siedzą, świeczki zapalili i kolędy śpiewają, na dwa głosy, ryczą, i warczą, i piszczą, wrrrrrrrrrrrrwrrrrrrrr, i nagle „puk puk" do drzwi, to sąsiedzi przyszli się spytać, czy tu nie trzyma się jakichś zwierząt, bo takie odgłosy...?

Niedźwiedź otworzył drzwi.

- Nie, tu nie ma żadnych zwierząt - zdziwił się. Mysz wystawiła głowę zza jego stopy i potwierdziła:

- Tu tylko my mieszkamy, nie ma żadnych sublokatorów. Sąsiedzi spojrzeli na niedźwiedzia i wycofali się, przepraszając.

Niedźwiedź jest tradycjonalistą, gdy chodzi o fryzjera. Siada i rzuca ponuro, tonem nie znoszącym sprzeciwu:

- Na jeża proszę!

- Tak, tak, na jeża, niedźwiadku - mysz go uspokaja, z fryzjerem mrugają do siebie i gdy się zagapi lub zdrzemnie swoim zwyczajem, pan fryzjer robi mu piękną, nowoczesną fryzurkę, radząc się myszy co do wskazówek. I gdy się niedźwiedź budzi, to się trochę boją że ryknie „Miało być na jeża!" ale nie, niedźwiedź tylko spojrzał w lustro, mruknął „Nieźle" i zapłacił.

Do damskiego fryzjera Mysz poszła sama. Akurat był straszny tłok, bo przed Sylwestrem, więc panie spychały się z foteli, i myszę wypchnęła jedna gruba, no to mysza poszła dalej, smutna. Idzie sobie, idzie, a tu jakiś inny fryzjer, właśnie zamykają, stanęła i mówi, jaką miała przygodę. Na to panie fryzjerki tak się uśmiały, że powiedziały:

- Pani siądzie, to jeszcze raz dwa panią weźmiemy po godzinach. I uczesały ją bardzo ładnie.

Na Sylwestra pojechali autobusem (bo może trochę wypiją). Niedźwiedź na dachu, bo poskąpił na bilet, czepia się krawędzi, rozpłaszczony, a czasem łapki wsuwa przez wywietrznik, i nos, i się ogrzewa, bo śnieg, i dach oblodzony. A mysza siedzi w środku, ze skasowanym bilecikiem w łapce, w kapelusiku, wyprostowana. W paletku i szaliczku, z tylnymi nóżkami grzecznie spuszczonymi w dół, tak że majtają się trochę w takt kołysania autobusu. 1 tylko co jakiś czas chucha na szybę, żeby sprawdzić, czy już trzeba wysiadać, czy jeszcze nie, Nagle Niedźwiedź wali łapą w szybę od zewnątrz i wrzeszczy:

- Myszo! Myszo! Czy to tu wysiadamy!?

Pasażerowie aż podskoczyli i cały autobus na nich patrzy, a mysza nie wie, gdzie się podziać.

Niestety, znajomych nie było w domu, widocznie sami gdzieś poszli na Sylwestra, a o nich zapomnieli. Więc Niedźwiedź z Myszą powędrowali na Główny Plac w Mieście, bo tam była zabawa na wolnym powietrzu gdzie każdy może wejść, i tańczyli, i bawili się i było wesoło, i ktoś ich poczęstował szampanem.

Mysza lubi lektury. Pożycza książki, wygryza je od środka, a potem zwraca okładki tak, że nikt nie podejrzewa.

I była bardzo wykształcona. Należała do trzech bibliotek, które zresztą potem zamknięto.

Niedźwiedź też nauczył się czytać, bo nie chciał być gorszy od Myszy. I odtąd Mysza codziennie gazetę w pyszczku przynosi z kiosku. Po drodze przysiada na ławeczce i czyta bo wie, że gdy wróci do domu to Niedźwiedź jej gazetę wyrwie. I rzeczywiście, gdy tylko przekracza próg to Niedźwiedź łaps! za gazetę.

- To dla mnie? Dziękuję Ci, Myszko!

I nawet jeśli Mysza nie chce dać gazety to i tak łapie i przegląda, a Mysz dynda wczepiona ząbkami w czyjąś rubrykę, co Niedźwiedziowi wcale nie przeszkadza, bo on czyta tylko ilustracje, i to te większe. A w ogóle prawdę mówiąc bardziej od czytania to Niedźwiedź woli oglądać telewizor. Uwielbia takie domowe, zaciszne wieczory, kiedy Mysza robi na drucikach a on ogląda telewizorek, chrapiąc, przy czym jeśli tylko Mysza telewizor zgasi, Niedźwiedź się budzi i mrugając oczami protestuje:

- Czemu gasisz, Myszeczko? Taki ciekawy program...

A na noc Niedźwiedź idzie do łóżka z książką, bo lubi przed snem się przenieść w inny świat. Ale zanim zdąży się przenieść, najczęściej już zasypia, i to właśnie na tym innym świecie, tak że następnego dnia inny świat jest bardzo wygnieciony. Mysza kiedyś spróbowała wyciągnąć spod niego książkę, bo bardzo szanuje książki i nie lubi jak się gniotą, ale nie dała rady: ciągnęła za okładkę, ciągnęła, i nic. Niedźwiedź, oczywiście, nawet tego nie poczuł i ani drgnął. W ogóle niedźwiedź jak śpi, to śpi. Jeśli się budzi, to tylko wyjątkowo. Raz zbudził się nagle, usiadł na łóżku, i mówi: „truskawki z cukrem!" i idzie z zamkniętymi oczami do kuchni, obijając się o meble, a mysza woła za nim „niedźwiedziu, przecież truskawki są zamrożone!"

Ale niedźwiedź nie słyszy, bo już chrupie bardzo głośno całą garść truskawek z zamrażalnika, a potem wsypuje sobie do pyska kilo cukru, żeby truskawki były z cukrem, i wraca na barłóg.

- Co mówiłaś, myszko? - pyta.

- Nic, już nic - westchnęła myszka i odwróciła się do ściany.

Mysza, gdy wprowadziła się do Niedźwiedzia, to przez pierwsze noce nie mogła zasnąć, bo Niedźwiedź bardzo głośno chrapie. Ale potem poczuła, że z tego głośnego, regularnego chrapania bije spokój. Tu, w tej norce, przy tym wielkim kudłatym zwierzu czuła się tak spokojna jak nigdy. Rozkoszowała się tym spokojem. Tą ciemną, senną atmosferą. Zdawało jej się, że Niedźwiedź rozsiewa wokół siebie atmosferę senności. Że jego sen jest zaraźliwy. A zarazem trochę broniła się przed snem, żeby jeszcze chwilkę porozkoszować się tą atmosferą spokojnej, dobrej nocy. Tu nic jej nie groziło. Żadne zwierzę tu nie wejdzie. Nie mówiąc już o kocie, którego Niedźwiedź mógłby jednym ruchem rozplaśnić jak karalucha, ale nawet inne, naprawdę duże zwierzęta wyraźnie Niedźwiedzia się boją i uprzejmie schodzą mu z drogi. Niedźwiedź zresztą też jest dla wszystkich uprzejmy i każdego traktuje łaskawie. No, chyba żeby mu ktoś podpadł. Tak, niedźwiedź to jest najsilniejsze zwierzę, chyba tylko wieloryb mógłby dać mu rady, ale wieloryb żyje daleko i pod wodą. A niedźwiedź wyraźnie Myszę lubi. Uśmiecha się na jej widok, chyba się cieszy, że ma w domu coś żywego. Tak rozmyślając Myszka wreszcie zasypia, uśmiechnięta rozkosznie, zakopuje się w sen jak w zeschłe liście, w spokojny, zdrowy sen.

Pewnej nocy Myszę zbudziła wielka, straszna burza. Pioruny biły tak, jakby chciały wpaść do nory. A tu drzwi balkonowe otwarte, i takim urządzeniem niedźwiedziej konstrukcji przyblokowane...

- Niedźwiedziu, niedźwiedziu, zbudź się! - Mysza go szarpie za futro, krzyczy mu wprost do ucha, tak by przekrzyczeć pioruny, od których aż nora drży, a niedźwiedź - jak to niedźwiedź - chrapie i nic.

No to Mysza zabrała się sama do zamykania drzwi: walczy z wiatrem, deszcz ją zlewa aż jej uszy do tyłu odgina, wreszcie: „ŁUPS!" - drzwi puściły i zatrzasnęły się.

Na ten dźwięk niedźwiedź się zbudził. Spojrzał na myszkę, całą mokrą, zdyszaną, z przyklapniętymi uszkami, i spytał, zdziwiony:

- Myszko, a co ty tam robisz dziwnego po nocy?

- Bałam się... - wyjąkała mysza drżącym głosikiem - bałam się, że piorun wpadnie do nory...

- Jaki piorun?

- No, przecież burza taka, że aż nora drży, nie słyszysz?

- A, rzeczywiście, coś tak jakby... - mruknął niedźwiedź i zasnął.

 

Niedźwiedź boruje dziury.

- Rozrajbować muszę - tłumaczy.

- To do kiedy będziesz dziergał te dziurki? - dopytuje się Mysza, bo chce wiedzieć, na którą naszykować obiad.

W ogóle Niedźwiedź uwielbia majsterkować. W niedzielę ubiera swój granatowy kombinezon z szelkami i idzie na podwórko, a z kieszeni na jego szerokiej, owłosionej klatce piersiowej wychyla się uszata, szara mysz i rozgląda się ciekawie po świecie. Potem dyskretnie wyciąga mu z kieszeni narzędzia: kombinerki, młotek, śrubokręt, i zrzuca na ziemię a Niedźwiedź, gwiżdżąc, cały zanurzony w rozmyślaniach jak też to on będzie majsterkował, nawet nie zauważa tego, póki mu kombinerki nie spadną na stopę.

 

Niedźwiedź zawsze marzył o własnym pojeździe, ale oczywiście jako niedźwiedziowi nie przysługiwało mu. Aż tu nagle dostał stare AUTO, takie nic nie warte, zardzewiałe, ale jak się wziął za czyszczenie! Szoruje, szoruje, rdzę drapie, tak bardzo chciałby mieć swoje cztery kółka, oczywiście wie, że nic z tego, bo nie ma motoru, ale po dniu pracy, zziajany, spocony, wsiada do karoserii i warczy „WRRRUM! WRRUMH!" I kręci kierownicą, i udaje, że jedzie.

Mysz czasem siada mu na masce i śmieje się z niego, a on:

- Uważaj, Myszko, bo cię przejadę! Na to ona:

- Jak jedziesz, baranie!

 

Zimą wszyscy odśnieżają. Niedźwiedź z parkingu nie wyjeżdża, ale też odśnieża, jak inni, tyle że nie ma łopaty, ale ma łapy jak łopaty, więc nimi.

Autem wprawdzie nie można jechać, ale jest z niego inny pożytek. Niedźwiedź podrywa na nie dziewczęta, które przechodzą przez podwórko.

-  Zapraszam na przejażdżkę - mówi, i gest łapą robi, wskazując swoje AUTO, a ponieważ auto nie na chodzie i przejażdżka ma być tylko na niby, więc słowo „przejażdżka" wymawia znacząco, w cudzysłowie, i robi przy tym oko.

A potem się dziwi, że dziewczęta przyśpieszają kroku.

 

Mysza właziła na choinkę, przegryzała nitki, a cukierki, orzeszki i inne łakocie spadały na podłogę pod choinkę. Potem je pozbierała i do norki, a nazajutrz chciała się nacieszyć, jakie to ona ma zapasy na zimę, patrzy a tu same łupinki i papierki obślinione. Niedźwiedź chrapie w najlepsze, ale w futerku na brzuchu ma resztki łupinek.

Więc poszła do lasu, gdzie dużo choinek, bo myślała, że na każdej rosną łakocie na Święta. 1 wróciła zmarznięta. 1 kopała, i gryzła ze złości śpiącego niedźwiedzia. A potem siadła w kąciku i sobie popłakała. A potem spakowała swoje niteczki i patyczki i cały swój dobytek i ruszyła w świat, ale w drzwiach niedźwiedź przytrzymał ją łapą i otworzył szufladę. 1 rzekł wzruszony:

- Myszko, ja Cię bardzo kocham!

I sypnął jej orzechów. Po czym wrócił na barłóg i chrapnął.

 

Niedźwiedź nie jest taki zły - gdy go to nic nie kosztuje. Pożyczył myszy samochód i nauczył ją prowadzić. Mysza, tak jak się przedtem z niego śmiała, tak teraz sama zapadła na bakcyla motoryzacji. Siedzi za kierownicą, cała zadowolona, ledwo ją widać, tylko duże uszy sterczą, ale jedzie, i gdy ktoś jej przeszkadza, to się wychyla i krzyczy:

- Ty baranie jeden! Kup se furmankę!

Po czym zamyka okno, szybciutko, żeby nic słyszeć odpowiedzi, i kuli się za kierownicą ze śmiechu, i piszczy! A trąbić lubi! A na widok niewprawnych kierowców mruczy do siebie:

- To pewnie baba za kierownicą! Tak to jest, jak samicy dać prawo jazdy...

Co prawda Mysza sama też nie jest jeszcze mistrzem, zwłaszcza jak parkuje to jej zawsze wyjdzie krzywo i miś musi poprawiać. Wspomaganie kierownicy jej robi, łapą, bo mysza twierdzi, że krzywo wyszło tylko dlatego, że ciężko jej kręcić.

- No to jak, Myszko, w którą stronę kręcimy? - pyta niedźwiedź z przekornym uśmieszkiem - Ja ci wszystko pomogę, ty tylko dyryguj!

A i tak wychodzi jej krzywo.

 

Niedźwiedź z Myszą wybrali się na lodowisko, żeby prowadzić zdrowy tryb życia. Pięknie jeżdżą, mysz piruety na ogonie kręci, to znów udaje, że wiosłuje do przodu i chce się wyrwać, a Niedźwiedź ją za ogon przytrzymuje. Entuzjazm widowni. Tylko, że niedźwiedź się co chwila przewraca, więc się trochę śmieją, ale jak warknie, to zaraz klaszczą z entuzjazmem.

 

Gdy wracali z lodowiska to przechodzili pod jakimś dachem z którego zwisały sople i nawisy śniegowo-lodowe i nagle łup! łubudu! i coś leci, więc niedźwiedź się rzucił na myszę, żeby ją osłonić własnym ciałem. Niedźwiedź ma mocny łeb, więc mu się bryły lodu potłukły na głowie w drebiezgi i nic mu nie było, ale myszę wbił niechcący w pryzmę śniegu i teraz nie może jej znaleźć. Kopie, kopie łapami, przystawia ucho do pryzmy i słyszy takie jakieś „szur, szur", widać mysza próbuje sobie utorować drogę, i płacz cieniutki. Więc kopie, kopie w tym miejscu i jest!!! Prawie zamrożona, chucha na nią, mysz otwiera oczki i widzi, że niedźwiedź płacze, to znaczy, że się o nią bał, ale okazuje się, że to nie łzy tylko resztki lodu stopiły mu się na łbie i spływają po nosie (przynajmniej tak wyjaśnił).

 

Któregoś dnia mysz wybrała się autem samodzielnie i oczywiście jak na złość zakopała się kołami w zaspę. Daleko od domu, więc musi sobie radzić. Wie, że najlepszy sposób to podłożyć pod koła choinkę, bo Niedźwiedź tak mówił. Szuka po śmietnikach, ale jeszcze nikt choinek nie wyrzuca, bo to dopiero tuż po Świętach. Więc zapukała do jakiegoś domu i pożyczyła choinkę, taką z lampkami, bombkami. Rzeczywiście pomogło, tylko choinka była teraz taka jakaś złachana i zeszmatkowana.

Myszka miała straszną ochotę podłożyć ją pod drzwi, zadzwonić i czmychnąć, albo wydrapać na ścianie pazurkiem „dziękuję" i odejść, ale się przemogła i mężnie czekała, chociaż cała dygotała...

- Przepraszam pana bardzo - wyjąkała, cała drżąca, gdy drzwi otworzył ten sam facet o pysku buldoga, który jej choinkę pożyczył - ale właśnie tak się jakoś złożyło...

- Czego? - przerwał jej buldog warknięciem.

I w tej chwili mysza się nagle uspokoiła, wzięła na odwagę i palnęła:

- Ta pańska choinka jest jakaś do kitu, wybrakowana, pan zobaczy co się stało, cała zdechła tak jakoś! - i zrobiła mu awanturę, a buldog tak zbaraniał, że patrzył to na myszę, to na choinkę i nic nie mówił, a mysz odeszła z godnością, i dopiero na półpiętrze puściła się biegiem, a jak już była w samochodzie to znowu zaczęła dygotać i ledwo trafiła kluczykiem w stacyjkę i zaraz zapuściła motor i ruszyła, a kropelki potu spływały jej jeszcze po nosie.

 

- Sroga zima - rzekł Niedźwiedź - będziemy dokarmiać zwierzęta. Mysz przyklasnęła, bo sama wiedziała, co to głód. Wystawili miseczkę z otrębami. W nocy wyglądają, a tu jeżyk zajada, ale na ich widok podskoczył, może nie był pewien czy ta miseczka to dla niego, szybko się odsunął i zaczął się rozglądać, patrzeć w gwiazdy z miną gapia, że niby on tu przypadkiem, po prostu przechodził, wcale nie w sprawie miseczki.

Mysz się dyskretnie wycofała, ciągnąc za sobą niedźwiedzia, który z właściwym sobie wdziękiem, taktem i delikatnością ryknął:

- No jedz, jeżyku, nie bój się nas!!!

 

Mysz z niedźwiedziem trafili przypadkiem na Wieczorek Literacki dla Pisarzy. Chcieli się wycofać, ale Pani w drzwiach ich zachęciła, przywitała tak uprzejmie, że weszli. Nieśmiało przysiedli gdzieś z boczku.

Najpierw Aktorzy czytali kawałki, a potem była dyskusja, a na nich nikt nie zwracał uwagi, więc zabrali się do chrupania orzeszków i paluszków, które stały przed nimi na stole, i schrupali wszystko, i wyszli ociężali i bardzo zadowoleni, i tak im się ten wieczorek podobał, że postanowili sami też zostać pisarzami, chociaż niedźwiedź zauważył przytomnie, że sam Pan Pisarz zjadł najmniej orzeszków, bo nie miał kiedy, bo co sięgnął łapą po orzeszka, to ktoś mu zaraz pytanie zadał, i musiał odpowiadać.

- To złośliwie robili, żeby nie mógł zjeść? - zastanawiała się na głos mysza... Gdy wracali, było już późno i bardzo, bardzo zimno.

- Niedźwiedziu, włącz ogrzewanie, bo mi zimno.

- E tam, przesadzasz, myszko.

- Ale ja zamarznę.

- Przecież mi jest gorąco. A ty jesteś wiktymologia. Cisza.

- Czemu nic nie mówisz, myszko? - puk! Puk! Puk! - O do licha, co ona taka twarda!? Ach... Bidula!

I niedźwiedź wziął ją na łapę, i chuchał na nią, i chuchał, aż ją odchuchał i ożyła i spytała:

- Co taki wiatr?

 

Mysza skakała po Niedźwiedziu i rozrabiała, bo jej się nudziło, bo za oknem mróz; myszy by nie wypędził w taki mróz, ale niedźwiedź zły, bo chciał pracować, bo miał na głowie wielkopomne dzieło do napisania, a w głowie gonitwę myśli („gonitwę myszy?" ucieszyła się Mysza), więc się w końcu zeźlił i posadził mysz na pawlaczu, niech sobie posiedzi, jak taka dowcipna.

- Niedźwiedziu, znieś mnie!

No to się zlitował i zniósł, ale znów rozrabiała, więc za ogon ją i nad wannę, i chlup! Do wody.

A mysz zaraz wypływa, i cała się otrząsa i parska, i próbuje wyjść z wanny, ale nie może, bo się łapki ślizgają po śliskim brzegu. A niedźwiedź się zaśmiewa, zaśmiewa, i idzie sobie trochę popracować, popisać (popiskać?), przynajmniej będzie miał chwilę spokoju, niech mysz się pokąpie, jak taka dowcipna.

...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin