Scheler Max - O zjawisku tragiczności.pdf

(141 KB) Pobierz
Max Scheler
Max Scheler
O zjawisku tragiczności *
Nie zamierzam tu mówić o żadnych formach artystycznych, w których dochodzi do
przedstawienia czegoś tragicznego. Jakkolwiek badanie istniejących już form tragedii może
dostarczyć bogatego plonu dla poznania, czym jest tragiczność, to jednak do zjawiska
tragiczności nie dochodzimy dopiero dzięki artystycznemu przedstawieniu. Tragiczność jest
raczej istotnym pierwiastkiem samego świata. Materiał, który wybiera dla siebie
artystyczne przedstawienie i tragik, już sam w sobie musi zawierać mroczną rudę tego
pierwiastka. Dla osądzenia, czym jest prawdziwa tragedia, trzeba przedtem ujrzeć w jak
najczystszy sposób samo zjawisko tragiczności. Jest również rzeczą wątpliwą, czy tragiczność
jest specyficznie „estetycznym” zjawiskiem. Wszak nadzwyczaj często mówimy w życiu
codziennym i w historii o tragicznych zdarzeniach i o losach tragicznych, a nie zajmujemy
przy tym żadnej postawy estetycznej. Należy też wykluczyć tutaj wszelkie pytania co do
samego oddziaływania tragiczności na nasze uczucie i co do tego, w jaki to sposób możemy
upajać się tragizmem, danym nam w formie artystycznej. Wszystko to bowiem nie może nam
powiedzieć czym jest tragiczność. Zazwyczaj stosowane badanie „psychologiczne”,
które zaczyna od wykrycia przeżyć widza i obserwatora tragicznego zdarzenia i usiłuje potem
na tej podstawie znaleźć i opisać „obiektywne warunki”, niby „bodźce” owych przeżyć, omija
raczej sprawę, o którą chodzi, niż ją rozjaśnia 1 . Powiada ono tylko, jak tragiczność działa, nie
zaś, czym jest.
„Tragiczny” – to wszak przede wszystkim cecha zdarzeń, losów, charakterów itd.,
którą w nich samych spostrzegamy i oglądamy, która w nich ma swe siedlisko. „Tragiczny”
– to ciężkie chłodne tchnienie, które wychodzi z rzeczy samych, to mroczna poświata,
która je otacza i w której świta nam pewna szczególna własność świata, nie zaś naszego
„ja”, jego uczuć lub przeżyć współczucia czy strachu. To, co się dzieje w widzu, gdy ujrzy
coś tragicznego, gdy dozna owego ciężkiego, chłodnego tchnienia, przychodzącego z rzeczy,
gdy patrzy na promieniejący mrok, który unosi się dookoła głowy „tragicznego bohatera”, jest
całkiem niezawisłe od zdolności widza do poznawania tego zjawiska z jego szczególnym
symbolicznym sensem wskazującym na pewną określoną własność świata. Istnieją natury – a
znajdują się wśród nich i wielcy ludzie – które są ślepe lub półślepe na tragiczność, np.
* w: Arystoteles, Dawid Hume, Max Scheler, O tragedii i tragiczności . Przeł. W. Tatarkiewicz, T.
Tatarkiewiczowa, R. Ingarden. Kraków 1976, s. 49-95.
1 Tak czyni również sławna definicja Arystotelesa, że tragicznym jest to, „co budzi współczucie i strach”.
1
Rafael, Goethe, Maeterlinck 2 . W każdym razie musimy najpierw wiedzieć, co to jest
tragiczność, by opisywać te przeżycia. Nadto przeżycia te są w ciągu dziejów znacznie
bardziej zmienne niż sama tragiczność. Tragedia Ajschylosa wywołuje dziś na pewno całkiem
odmienne uczucia niż za jego czasów, natomiast zawarty w niej tragizm może być dostępny
każdej epoce.
Od przeżyć, których widz doznaje w obliczu tragicznego konfliktu, należy jednak
oczywiście odróżnić akty duchowe, przy pomocy których poznajemy to, co tragiczne –
owo wewnętrzne skierowanie spojrzenia i odczucia, na którego linii nam się objawia
tragiczność, akty te są przedmiotem teorii przeżycia tragiczności. Nie ma ona nic wspólnego z
opisami jego psychicznych skutków. Sprawa ta bliższa jest zagadnieniu istoty tragiczności i
istotnych warunków zjawiania się jej i nie da się od niego oddzielić.
Jakżeż więc wobec tego należy postąpić? Czy mamy sobie zebrać rozmaite przykłady
tego, co tragiczne, tzn. wszelkie zdarzenia i wypadki, o których ludzie powiadają, że robią
wrażenie czegoś tragicznego, i potem indukcyjnie zapytywać, co też mają „wspólnego”?
Byłby to pewien rodzaj metody indukcyjnej, na której poparcie można by także użyć
eksperymentu. Tymczasem nie posunęłoby nas to nawet tak daleko, jak obserwowanie naszej
jaźni wówczas, gdy na nas działa coś tragicznego. Jakim prawem bowiem mielibyśmy ufać
sądom ludzi, że jest tragiczne to, co oni tak nazywają? Ilość głosów na pewno nie odgrywa
tu roli. I jak mamy rozstrzygnąć, które oświadczenie jest ważne, a które nie, jeżeli nie wiemy,
co to jest tragiczność? A przyjąwszy nawet, żeby nas kto o tym pouczył, że mielibyśmy przed
sobą jakieś pstre zbiorowisko różnych rzeczy, które ludzie słusznie nazywają czymś
„tragicznym” – to zachodzi pytanie, co by było wówczas „wspólnego” w tym zbiorowisku, co
uzasadniałoby ten sąd? Z pewnością to tylko, że wszystko to nazwano czymś tragicznym.
Wszelka indukcja zakłada przecież, że już wiemy i czujemy, co jest tragiczne, tzn.
nie to, które rzeczy i zdarzenia są tragiczne, lecz czym jest sama tragiczność, czym jest jej
„istota”.
Chcemy postąpić inaczej. Te lub inne przykłady (a także sądy innych ludzi) nie mają
nam dostarczyć podłoża dla indukcyjnego postępowania, prowadzącego do uzyskania na
drodze abstrakcji pojęcia tragiczności, lecz mają służyć jedynie jako pewien środek
przygotowawczy, za pomocą którego chcemy dojrzeć, co też właściwie leży w kierunku
wskazanym przez sens i znaczenie słowa „tragiczny”, jakie zjawisko (fenomen)
wypełnia to znaczenie, niezależnie od tego, kto tego słowa używa i do jakiego celu, i przy
przeżywaniu jakich przeżyć zjawisko to jest dane. Przykłady nie są dla nas faktami, na
2 Por. Maeterlincka: Mądrość i przeznaczenie
2
których by „tragiczność” była niejako naklejona jako ich cecha, lecz są tylko czymś, co
zawiera konstytutywne warunki ujawniania się tragiczności; czymś, co daje nam sposobność
do wynalezienia tych warunków i do ujrzenia na ich tle samej tragiczności. Nie o
dowodzenie chodzi tu, lecz o otwarcie oczu na tragiczność, o jej pokazanie.
Należy się także wystrzegać utożsamiania samej tragiczności jako pewnego
fenomenu z jej metafizycznymi, religijnymi lub innymi spekulatywnymi
interpretacjami. Tragiczność nie jest dziełem lub następstwem jakiejś „interpretacji”
świata i jego losów: jest stałym i potężnym wrażeniem 3 , które sprawiają pewne rzeczy, i jest
czymś, co samo znów może ulegać całkiem różnym interpretacjom. Teorie tego rodzaju, jak
np. teoria rozwinięta przez Maeterlincka (będąca w gruncie rzeczy teorią wszelkiego
zdecydowanego racjonalizmu i panteizmu), według której tragiczność ma być tylko
następstwem błędnego i przemijającego ujęcia świata i – co więcej! – ma rzekomo płynąć
ze sposobów odczuwania epok barbarzyńskich i ich niepohamowanych namiętności, lub też
ma być pewnego rodzaju nagłą konsternacją na widok wad świata, którym nie umiemy
„jeszcze” zaradzić, albo wreszcie – jak mówi Maeterlinck – ma być zawsze tylko skutkiem
tego, że „w pobliżu nie było żadnego mędrca”, który by bieg rzeczy sprowadził znów na
właściwe tory, itp. – wszystkie te teorie są już przez to samo całkiem błędne. Nie wyświetlają
one, lecz negują istotę tragiczności na rzecz swego sposobu ujmowania świata, na rzecz epok,
które być może oduczyły się widzieć tragiczność. My zaś wysnuwamy wniosek, że te
interpretacje świata są błędne, ponieważ nie ma w nich miejsca na nie ulegający wątpliwości
fakt tragiczności. I że małe są czasy, które faktu tego nie widzą.
Metafizyczne interpretacje tragiczności są bardzo ciekawe. Lecz założeniem ich jest
sam fenomen tragiczności. Niektórzy metafizycy, jak np. Hartmann, robią nawet Boga
bohaterem tragicznym. Inni sądzą, że tragiczność jest czymś, co leży na powierzchni rzeczy,
lecz że poza każdą tragedią kryje się niewidzialna harmonia, w której roztapia się wszystko,
co tragiczne. Skądkolwiek jednak bije źródło losów tragicznych, czy z ostatecznych podstaw
bytu, czy tylko z ludzkiej namiętności i niepokoju – nawet by to pytanie rozstrzygnąć, trzeba
wpierw poznać, czym jest tragiczność.
Wszelkie „interpretacje” rozbijają się o stały ląd faktów, które niemo im urągają.
Trzeba – i to nie tylko, gdy chodzi o tragiczność – przeciwstawić ruchliwemu
intelektowi naszej epoki – fakty.
(…)
3 W tekście niemieckim występuje słowo „Eindruck” które trudno oddać innym słowem polskim jak „wrażenie”.
Trzeba jednak pamiętać, że nie ma to znaczyć tyle, co „Empfindung”, i że chodzi tu o przedmiotowy jakościowy
rys świata, a nie o pewien stan subiektywny tego, kto ze światem obcuje. (Przyp. tłumacza).
3
3. Węzeł tragiczny
Istnieje wypadek, w którym całkowicie spełnia się nasz warunek, żeby zachodził spór
między podmiotami wysokich wartości dodatnich i żeby w nim zginął jeden z tych
podmiotów. Dzieje się to wtedy, gdy podmioty wartości nie stanowią wcale różnych zdarzeń,
rzeczy, osób, lecz zlewają się w jedno zdarzenie, w jedną rzecz, w jedną osobę; co
więcej, o ile to możliwe, w jedną i tę sama właściwość lub w jedną i tę samą siłę, w jedną i tę
samą zdolność.
W najwłaściwszym sensie tragicznym jest przeto, jeżeli ta sama siła, która pozwala
pewnej rzeczy urzeczywistnić jakąś wysoką wartość dodatnią (tejże rzeczy lub innej), staje się
w tymże samym działaniu przyczyną zniszczenia tej właśnie rzeczy jako podmiotu wartości.
Gdzie bezpośrednio przeżywamy działalność, która, realizując wysoką wartość,
równocześnie i w tym samym akcie działania podkopuje warunek jej istnienia lub też
innej z nią związanej wartości, tam wrażenie tragiczności jest najpełniejsze i najczystsze.
Że ta sama dzielność lub ta sama odwaga, która pozwoliła komuś dokonać sławnego
czynu, naraża go na niebezpieczeństwo życia, którego człowiek średnio sprytny łatwo może
uniknąć, a które jego gubi („gdybym był rozważny, nie zwałbym się Tellem”); że w pewnych
okolicznościach ktoś, właśnie dzięki cennemu, idealnemu przywiązaniu wagi do dóbr
duchowych, ponosi i musi ponieść porażkę wobec małostkowości życia codziennego; że
według powiedzenia pani de Staël „każdy ma wady swoich cnót”; że te same istotne rysy
charakteru czynią człowieka zdolnym do dokonania jego najlepszych czynów, a równocześnie
zawiniły w sprowadzeniu „katastrofy” – wszystko to są fakty wybitnie „tragiczne”.
I nie potrzeba do tego specjalnie ludzkich spraw. Galerię obrazów niszczy pożar
powstały z urządzenia do ogrzewania, które właśnie miało ustrzec te obrazy ode zniszczenia;
ten fakt ma już w sobie nieco tragicznego charakteru. „Tragiczny” jest lot Ikara, który w tej
samej mierze traci skrzydła woskiem przytwierdzone, w jakiej zbliża się do słońca,
roztapiającego wosk.
Trafnie mówi się obrazowo o „węźle” tragicznym. Obraz ten uzmysławia właśnie
wewnętrzne, nierozwiązalne, z istoty płynące połączenie, które w dynamicznej jedności
tragicznego działania i przebiegu przysługuje dwu szeregom przyczynowym –
stwarzającemu wartości i niszczącemu je.
Lecz z tego, co powiedzieliśmy, wynika jeszcze coś innego. Kolebką tragiczności –
dziedziną, w której się może pojawić – nie są ani wyłącznie stosunki zachodzące pomiędzy
wartościami, ani też same stosunki zdarzeń przyczynowych i sił, które je niszczą, lecz
szczególny związek pomiędzy stosunkami wartości a stosunkami przyczynowymi. Jest
4
istotną cechą naszego świata – a że istotną, więc i cechą każdego świata – że przyczynowy
bieg rzeczy nie troszczy się wcale o wartości w nim się przejawiające, że żądania, które
wartości ze swej strony stawiają co do tworzenia jednostek przedmiotowych lub co do
odbycia się pewnego rozwoju i dokonania się procesu w kierunku zrealizowania pewnego
„ideału” – tak jakby nie istniały dla przyczynowego biegu rzeczy. Ten prosty fakt, że „słońce
przyświeca dobrym i złym”, umożliwia dopiero tragedię. Jeżeli przyczynowy rozwój rzeczy
idzie przez jakiś czas w kierunku równoczesnego wzrostu wartości, to nowa jego faza
przypomina wkrótce człowiekowi, że to był tylko „przypadek” i że to wcale nie polegało na
wewnętrznej zgodności lub uwzględnianiu przez przyczynowość rzeczy postulatów
realizacji zawartych w wartościach.
Bez tego podstawowego stanu rzeczy nie byłoby żadnej tragedii.
Tragedia nie byłaby możliwa ani w świecie, który w ten sposób zawierałby w sobie
„moralny porządek świata”, że siły i zdolności byłyby dokładnie według ich wartości
rozdzielone na poszczególne rzeczy i miałyby moc odpowiednią, działanie zaś ich
stosowałoby się do wymogów stawianych przez wartości co do tworzenia jednostek
przedmiotowych, linii rozwojowych i ich zgodności – ani też w takim świecie, w którym
można by wyczuć, że siły owe są na zasadzie praw skierowane przeciw tym wymogom –
przeciwdziałając im lub unikając ich zrealizowania. Świat „diabelski” tak samo usuwałby
tragiczność jak świat doskonale boski – fakt, o którym zapomniał Schopenhauer w swej nauce
o tragiczności.
To, co tragiczne, jest nam więc tylko wówczas dane, jeżeli zajmujemy taka postawę,
że nasze spojrzenie duchowe spoczywa w jednym, niepodzielnym akcie zarówno na
przyczynowości rzeczy, jak na wymogach stawianych przez same wartości.
Gdy po zajęciu takiej jednolitej postawy duchowej poszczególne akty czynności
duchowej już to idą w kierunku wymogów stawianych przez wartości i starają się dany stan
rzeczy ująć syntetycznie w im odpowiadające jednostki, już to idą krok w krok za wypadkami
określonymi przyczynowo – powstaje w nas naoczne zrozumienie tego, iż te dwie w
równym stopniu rzeczowe i obiektywne „prawidłowości” są od siebie niezawisłe. W tej
niezawisłości wykrywamy jakby ostatnie formalne „tło” wszelkich tragedii.
Oczywiście w nagiej wiedzy o tym stanie tragiczność nie jest nam jeszcze dana.
Dopiero tam, gdzie ta niezawisłość staje się całkiem widoczną w pewnym konkretnym
zdarzeniu – występuje zjawisko tragiczności.
To, co właśnie powiedzieliśmy, rzuca także nowe światło na nasze określenie. Nigdzie
bowiem owo naoczne, bezpośrednie zrozumienie nie jest jaśniejsze i – jeśli tak można
5
Zgłoś jeśli naruszono regulamin