Wilks Eileen - Niewłaściwa żona.doc

(575 KB) Pobierz

EILEEN WILKS

Niewłaściwa żona

 

Tytuł oryginalny: The wrong wife

Seria wydawnicza:   Harlequin Desire (tom 328)

 

 

 

 

ROZDZIAŁ PIERWSZY

Czyjaś głowa spoczywała na poduszce obok niej.

Cassandry nie przeraził ten widok. Poranek nie był po­rą sprzyjającą szybkim reakcjom i logicznemu myśleniu. Znała ten profil. Ale czyja noga tak poufale zaplątała się pomiędzy jej nogi?

Ta kwestia wydała się jej na tyle interesująca, że Cassie zmarszczyła czoło i zamrugała oczami.

Głowa miała bardzo szlachetny kształt. Nie nazbyt okrą­gły, kanciasty czy podłużny, lecz dokładnie taki, jak być powinien. Włosy, miękkie i gęste, w promieniach budzą­cego się dnia połyskiwały kruczą czernią. Cassie uśmiech­nęła się. Niezależnie od pory dnia, włosy Gideona zawsze były piękne.

Gideona?

Jej serce zatrzymało się na chwilę, a potem zaczęło wa­lić z szaleńczym pośpiechem.

Gideon. Gideon Wilde. To głowa Gideona spoczywała na poduszce, zaledwie o kilkanascie centymetrów dalej.

Przecież doskonale znała kształt jego głowy, kolor wło­sów i linię szyi oraz karku. Szerokie barki przechodziły w mocne plecy, które odtwarzać mogła jedynie z pamięci, gdyż nie zamierzała okazywać teraz, jak bardzo fascynuje ją jego osoba. To były plecy Gideona, gdyż on sam leżał na brzuchu w tym ogromnym dziwnym łóżku, wyciągnięty niczym syty kot w słoneczny dzień.

I chociaż w tej chwili nie mogła zobaczyć nic więcej, gdyż resztę ciała leżącego obok mężczyzny spowijało prze­ścieradło, logika sugerowała, że noga, tak intymnie przy­ciśnięta do jej nogi, również należy do Gideona. Musku­larne udo Gideona przyciśnięte do jej nagiego...

Fala gorąca i wstydu ogarnęła Cassie, kiedy zdała so­bie sprawę, czego nie ma na sobie. Podobnie jak Gideon. Do jej świadomości zaczęły wracać obrazy z wczorajszego dnia i... nocy.

Pamiętała, jak w biurze jej brata zadzwonił telefon. Wraz z Ryanem pojechali później na spotkanie z Gideonem w Blue Parrot Lounge. Pamiętała spędzone tam go­dziny, podróż na lotnisko, jaskrawe światła Las Vegas, a potem... noc. Pamiętała ją bardzo dokładnie.

Ponad szerokimi barkami, które częściowo przysłaniały jej widok, wyłaniały się smukłe, pozłacane meble luksuso­wego apartamentu. Ich lśniące kształty przywodziły na myśl opowieść o Kopciuszku. W nogach łóżka stała disnejowska wersja pirackiego kufra pomalowana na jasny, pa­stelowy kolor. Na wieku leżał jej bukiet. Kremowe róże, orchidee i róże o ton jaśniejsze niż rumieniec, jaki okrył jej policzki, gdy przypomniała sobie wydarzenia sprzed paru godzin.

O, tak, to był z pewnością wyjątkowy ranek. Twarz Cassie rozjaśnił radosny uśmiech, kiedy przysunęła się bli­żej do leżącego obok mężczyzny.

Jej ruch obudził go. Gideon Wilde wydał przeciągły, gardłowy jęk. Przewrócił się na plecy, ciężkim ramieniem trącając przy tym brodę Cassie.

- Auu!

Uniósł gwałtownie powieki, by po chwili znów zacisnąć je mocno. Towarzyszył temu cichy, żałosny jęk.

Zdawała sobie sprawę, że Gideon dużo wczoraj wypił; zarówno przed telefonem do jej brata, jak i później. Wie­działa, że rzadko pozwalał sobie na więcej niż jednego drinka, teraz więc musiał być w wyjątkowo kiepskiej for­mie. Mimo to powinien bardziej uważać na to, co robi z rękami. Cassie zmarszczyła czoło, potarła brodę i odsu­nęła się na bok o kolejnych kilka centymetrów.

Znów uniósł powieki. Spojrzał na Cassie. Wyglądał fa­talnie. To znaczy, Gideon nigdy nie wyglądał naprawdę okropnie, tym razem jednak zdecydowanie przywodził na myśl kowboja z reklamy Marlboro, wracającego do domu po nocnej hulance. Jego ciemne oczy były zmętniałe, a szlachetnie wykrojone usta skrzywione. Gideon normal­nie sprawiał wrażenie człowieka zrównoważonego i pew­nego swych racji. Cywilizowane maniery pomagały mu w kontaktach z ludźmi, którzy inwestowali wielkie pienią­dze w prowadzone przez niego interesy związane z ropą i gazem.

Ale nie dzisiejszego ranka. Przekrwione, zmęczone oczy i cień zarostu nie sprzyjały zachowaniu wyniosłości. Cassie uśmiechnęła się nieśmiało.

- Dzień dobry - szepnęła.

Jego źrenice rozszerzyły się, a potem w oczach pojawił się wyraz bezbrzeżngo przerażenia.

- O, mój Boże.

Prawie udało się jej uciec.

Reakcje Gideona były stłumione przez poczucie winy i najgorszego kaca, jakiego doświadczył w życiu. Cassie wraz z prześcieradłem była już na brzegu łóżka, kiedy Gideon zorientował się, że za chwilę zostanie w łóżku sam i to bez żadnego przykrycia. A był nagi. Nagi, w łóżku z młodszą siostrą swojego najlepszego przyjaciela.

Chwycił brzeg prześcieradła i pociągnął. Cassie opadła z powrotem na łóżko, tracąc równowagę. Materac drgnął pod jej ciężarem. Gideonowi udało się nie zwymiotować. Zamknął podrażnione światłem oczy, poprawił prześcierad­ło i leżał bez ruchu, modląc się duchu, by Cassie znów nie zaczęła się wiercić.

Po d...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin