Brama Nr 13 - NEFF ONDREJ.txt

(44 KB) Pobierz

NEFF ONDREJ

Ondrej Neff

(Brana cislo trinact)

Brama numer 13

Z "NF" 1/91

Prolog Kosmiczna rolka byla najdonioslejszym wynalazkiem dwudziestego pierwszego wieku i obok odkrycia ognia i kola najwspanialsza zdobycza ducha w calych dziejach ludzkosci. Rozwoj fizyki niekauzalnej prowadzil do stworzenia pierwszej parasyngularnosci, ktora stala sie prawdziwa brama do gwiazd. Jak oblakane wydaly sie wobec tego mrzonki o rakietach miedzygwiezdnych! Tylko stworzenie parasyngularnosci jest przepustka do gwiazd. Kazda rozwinieta cywilizacja, bez wzgledu na to gdzie i na ktorym poziomie Kosmosu istnieje, wczesniej czy pozniej musi dorosnac do fizyki niekauzalnej, a gdy skonstruuje parasyngularnosc, chcac nie chcac nawiazuje kontakt ze wszystkimi pozostalymi cywilizacjami, ktore juz swoje parasyngularnosci posiadaja. To bardzo proste: poszczegolne parasyngularnosci sa jakby rolkami gwiezdnej kolejki. Bez parasyngularnosci nie mozna nawiazac miedzygwiezdnego kontaktu, a cywilizacja, ktora stworzy parasyngularnosc, nie moze takiego kontaktu nie nawiazac.Skonstruowanie parasyngularnosci na Ziemi otworzylo nowa karte w historii ludzkosci. Wiele epizodow tej historii mialo doslownie awanturniczy przebieg i warte sa tego, by kolejno o nich opowiadac. Wiekszosc z nich miala miejsce w kosmosie, na planetach zamieszkiwanych przez istoty, w ktorych istnienie ludzie onegdaj nie chcieli wierzyc, a ktore teraz weszly do ich codziennego zycia. Niektore zdarzenia rozegraly sie jednak tu, na Ziemi, a o jednym z nich wlasnie teraz opowiemy. Doszlo do niego wkrotce po wybudowaniu parasyngularnosci czyli rolki, jak zaczeto potocznie mowic. Wyroznia sie ono tym, ze mialo miejsce w Czechach, na terenie bylego poligonu wojskowego niedaleko Zatca. Tam powstala pierwsza anomalia czasowa, wowczas nowosc, z ktora naukowcy nie potrafili sobie dac rady. Pierwszy znalazl sie w obszarze anomalii doktor Ivan Trziska. Kiedy dlugo nie wracal, wyruszyl mu na pomoc doktor Jan Havel, jego przyjaciel. A oto relacja z ich przygod.

Nareszcie! Niecierpliwie wygladalem twojego przybycia, Mistrzu. Tak dluga podroz musiala cie zmeczyc. Nim pospieszysz dalej, wejdz wiec, prosze.

Slowa te wypowiedzial mezczyzna na oko szescdziesiecioletni, niewysoki, ale o barczystych ramionach, a klatka piersiowa i wielkie spracowane rece mogly nalezec do atlety. Czarne kedzierzawe wlosy i broda byly poprzetykane siwymi nitkami. W swietle dziennym wygladal chyba sympatycznie, nawet dobrotliwie, poniewaz mial wielkie zywe oczy, a zmarszczki swiadczyly o tym, ze lubil sie smiac. Lecz w zielonej poswiacie wygladal potwornie - zreszta jak wszyscy w tym miescie grozy. Podal przybyszowi reke, proszac o ostroznosc przy przekraczaniu lezacego na progu trupa.

Havla troche zaskoczyla zyczliwosc tego nieznanego mezczyzny, ale naprawde tylko troche. Po kilku godzinach spedzonych za Bariera jego zdolnosc zdumiewania sie zostala powaznie stepiona. Starannie ominal zwloki (juz dawno przestal je liczyc) i pozwolil sie prowadzic przez nisko sklepiony korytarz oswietlony kilkoma kopcacymi luczywami. Po drodze mineli drzwi. Byly uchylone, a w szparze blyskaly bialka przerazonych oczu.

Bylo tu czuc stechlizna, ale rowniez wyziewami laboratorium chemicznego. W porownaniu z trupim odorem na zewnatrz byla to przyjemna zmiana.

Pan domu, gdyz nie bylo watpliwosci, ze do niego nalezala ta wysoka kamienica o krytym dachowka spadzistym dachu, wyrozniajace sie tym, ze wszystkie okna na ulice miala zamurowane, zaprowadzil Havla do przestronnej sali, wylozonej porzadnie sfatygowanymi plytami z piaskowca. Panowal tu przejmujacy ziab, mimo ze na dworze bylo cieplo, jak przystalo na prawdziwa lipcowa noc. Troche przyjemniej bylo przy samym kominku, w ktorym strzelalo kilka na wpol spalonych polan. Gospodarz posadzil Havla w niewygodnym debowym fotelu, a sam usadowil sie na niskim, bogato rzezbionym stolku, zapewne florentynskiego pochodzenia.

-Slucham - powiedzial z rekoma pokornie zlozonymi na kolanach - i czekam na rozkazy, Mistrzu.

Havel troche sie zmieszal, poniewaz mezczyzna, z pewnoscia dwukrotnie starszy od niego, patrzyl na niego przenikliwie a zarazem ulegle. "Diabli wiedza z kim mnie pomylil i czego sie po mnie spodziewa. Gdybym mu kazal wziac do reki rozpalone polano, zrobilby to bez mrugniecia" - pomyslal i wpadlo mu do glowy, ze moglby starego wyprobowac. Odchrzaknal z zaklopotaniem. Nie, profesor Lippert na pewno nie po to go tu wyslal, a major Pospiszil rowniez nie bylby zachwycony jego wybrykami.

"Musze mu mowic po imieniu" - uzmyslowil sobie.

-Jestes Jan Mateusz Vohrubka, alchemik - powiedzial starajac sie, by slowa te zabrzmialy najpewniej, jak przystalo na... wlasciwie kogo? Na pierwszego asystenta dyrektora Instytutu Fizyki Niekauzalnej, na specjalnego wyslannika osiemnastego departamentu ministerstwa spraw wewnetrznych czy na jakiegos Mistrza?

Jan Mateusz Vohrubka skromnie spuscil wzrok. Mial zaczerwienione powieki, zapewne od kilku nocy nie spal.

-Uczen Szymona Tadeusza Budka z Leszyna i Falkenbergu - cicho dodal. Potem ponownie podniosl swoje zywe spojrzenie. - Slucham. Trzynasta brama sie otworzyla. Co dalej, Mistrzu? Jestem bezradny.

Rece na kolanach mu sie trzesly.

-Nie odwiedzil cie w ostatnich dniach jakis cudzoziemiec?

Uczony zamrugal oczyma.

-Cudzoziemiec? Masz na mysli tego zlodziejaszka?

"Wreszcie" - pomyslal Havel. Trzy dni chodzil po miasteczku, zanim wpadl na trop Trziski. W koncu pomogl mu zebrak, ktory nie chcial uwierzyc w to, o czym byli przekonani wszyscy mieszkancy - ze nastal koniec swiata. Ciagle siedzial na schodach kosciola i obserwowal, co sie wokol dzieje.

-Nazywa sie Ivan Trziska.

Powinien dodac "doktor nauk scislych". A poza tym lowca przygod. Albo wariat.

Uczony przepraszajaco wzruszyl ramionami.

-Pojmali go moi ludzie - powiedzial - i przekazali halabardnikom sedziego. W tej chwili najpewniej juz spiewa na torturach. Wzieli go do ratusza z samego rana.

Doktor Ivan Trziska na torturach!

Alchemik zauwazyl, ze jego gosc sie przerazil i pospiesznie dodal:

-Ale mozliwe, ze jeszcze nie przyszla na niego kolej. W miescie dopust bozy, jak sam raczyles widziec, zbrodniczy motloch opuscil barlogi i morduje, i lupi, i cala noc zeszla, nim dotarli tu sedziowscy pomocnicy. Moze go tylko wepchneli do komorki - maja na ratuszu taka, gdzie spedzaja wszystkie szumowiny i inne zakaly, i kapia rzezimieszkow w lazni.

Havel wstal.

-Zaprowadzisz mnie do ratusza - rozkazal alchemikowi - i uwolnisz tego czlowieka.

-Jak bym mogl, Mistrzu...

-Ty? Czlowiek tak bogaty w zloto?

Byl to tak zwany strzal z biodra, ale celny. Alchemik przestraszyl sie, jego kedzierzawa broda zaczela drzec. Mial solidna brode, jakby druciana.

-Jak kazesz, Mistrzu, ale wynik Wielkiego Dziela... na swieckie cele...

"Ten oszust chce mi wmowic, ze sam wyprodukowal to zloto" - uzmyslowil sobie Havel. Byl zmeczony i - co tu ukrywac - na smierc przestraszony, gleboko wstrzasniety okropnosciami, ktore widzial w miescie: szubienice i wolno stojace drzewa obwieszone trupami; bijatyki, przy ktorych lala sie krew; kobieta skopana do nieprzytomnosci; pochod wzajemnie biczujacych sie fanatykow; koscioly nabite tlumem niewyobrazalnie biednych nedzarzy; dzieci porzucone w brudnym rynsztoku i umierajace z glodu; chmary szczurow okupujace kazdy ciemny zakamarek, ktorym zapewne tylko watahy sparszywialych psow uniemozliwialy przejecie wladzy w tym oszalalym miescie; a do tego zielona poswiata Bariery, to zimne swiatlo, ktore swoja natarczywoscia potrafiloby doprowadzic do obledu najwiekszego stoika. Nastal koniec swiata, w to wierzyli wszyscy mieszkancy miasta, i kazdy reagowal po swojemu. Jeden szedl zamordowac sasiada, inny w miejscu publicznym spolkowal, ten sie modlil, ow targal sie na zycie. Gdzieniegdzie plonely ognie, gdzie indziej rozlegaly sie piesni dziekczynienia Panu, ktory zstapil na Ziemie, by ostatecznie osadzic grzechy zywych i umarlych.

Anomalia czasowa...

Rownania Prusa, no i pierwsze eksperymenty laboratoryjne w dziedzinie fizyki niekauzalnej dopuszczaly mozliwosc powstania anomalii czasowych, ale nikt nie potrafil sobie wyobrazic, ze w praktyce dojdzie do czegos takiego.

Westchnal. Nie byl nastrojony do dlugich dyskusji z tym starym oszustem.

Dal mu do zrozumienia, ze jest zirytowany, a stary - jak na te warunki nawet bardzo stary mezczyzna - niemal rozerwal sie w sluzalczej gorliwosci, mimo ze w aluzjach, chociaz bardzo poczciwie, wyrazal pewne niezadowolenie czy raczej zdziwienie wobec polecenia, jakie mu wydawal ten, ktorego uwazal za jakiegos Mistrza. Nagle sie podniosl i usmiech rozjasnil jego zmartwiona twarz. Zawolal:

-Mistrzu, ten czlowiek... ow Trziska, jest twoim pomocnikiem, prawda?

-Owszem - ponaglil go Havel - chodzmy juz!

-Czemu sie nie ujawnil! Czemu przemilczal swoje... chyba ze zakaz...

Teraz, kiedy zrozumial, czy chociaz przypuszczal, ze zrozumial zamiary Mistrza, kipial zapalem. Przywolal dwoch pomocnikow, ponurych mlodziencow, jednego z urwanymi palcami lewej reki, drugiego niemego, poniewaz, jak sie pozniej okazalo, kiedys kat odcial mu jezyk. Rozkazal im, by uzbroili sie w halabardy, a na wszelki wypadek rowniez w pistolety; mimo ze sedzia juz piec lat temu zakazal posiadania broni palnej, w okresie tak niezwyklym przestalo obowiazywac niejedno zarzadzenie nie tylko sedziego, ale i cesarza.

Droga do ratusza, gdzie w podziemiach miescily sie sale tortur i miejskie wiezienie, minela bez przygod, co ze wzgledu na okolicznosci mozna bylo uznac za cud. Havel jednak z niepokojem zauwazyl, ze dzialanie stymulatora psychicznego, w ktory zaopatrzono go na podroz przez Bariere i ktory pomogl mu zachowac zdrowe zmysly w tych przerazajacych warunkach, szybko slabnie.

Kiedy wchodzili do budynku ratusza, strzezonego przez oddzial niezbyt trzezwych halabardnikow, zdal sobie sprawe, ze wszystkie okropnosci, ktorych byl dotad swiadkiem zdarzyly sie jakby niep...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin