Dzieci Apokalipsy - INDRA SINHA.txt

(710 KB) Pobierz
INDRA SINHA





Dzieci Apokalipsy





INDRA SINHA





ANIMAL'S PEOPLE

Przelozyla Ewa Horodyska



Proszynski i S-ka





Dla Sunil





Od wydawcy





Te opowiesc w jezyku hindi zarejestrowal na serii tasm dziewietnastoletni chlopak z indyjskiego miasta Khaufpur. Zgodnie z umowa zawarta przez niego z dziennikarzem, ktory sie z nim zaprzyjaznil, pojawily sie w niej wylacznie slowa nagrane na tasmach. Niczego nie zmieniono, jedynie przetlumaczono na jezyk angielski. Trudne wyrazenia - jak sie okazalo, francuskie - zapisano poprawnie, by ulatwic rozszyfrowanie ich znaczenia. Miejsca, w ktorych tasma zostala zatrzymana, a pozniej uruchomiona ponownie, zaznaczono odstepami. Nagrania sa roznej dlugosci i przedstawiane zgodnie z numeracja. Czesc z nich zawiera dluzsze fragmenty wypelnione tylko takimi dzwiekami, jak dzwonki rowerow, swiergot ptakow, urywki melodii oraz - w jednym wypadku - kilkuminutowym niepohamowanym i niewytlumaczalnym smiechem.Na koncu ksiazki zamieszczono slowniczek.

Informacje o miescie mozna znalezc na stronie www.khaufpur.com





Tasma pierwsza





Bylem kiedys czlowiekiem. Tak mowia. Sam tego nie pamietam, ale ludzie, ktorzy mnie znali w dziecinstwie, powiadaja, ze chodzilem jak czlowiek, na dwoch nogach. "Taki byles slodki, niesforny aniolek. Stawales na palcach, Zwierzaku, synku moj, i szperales w kredensie za jedzeniem" - mniej wiecej tak mowia. Tyle ze przewaznie nie bylo nic do jedzenia, no i w rzeczywistosci to nie ludzie tak mowia, tylko Ma Franci, i nawet nie tymi slowami, bo mowi: "Tu etais si charmant, comme un petit ange mechant" - tak brzmi jezyk uzywany w jej kraju. Ale tak naprawde nie jestem jej synem ani zadnym aniolem, choc istotnie, Ma zna mnie od narodzin, czyli prawie od dwudziestu lat. Wiekszosc ludzi z naszej okolicy nie zna swojego wieku, a ja znam, bo urodzilem sie kilka dni przed tamta noca, ktorej nikt w Khaufpurze nie chce pamietac, lecz nikt tez nie potrafi jej zapomniec."Sliczny byl z ciebie chlopczyk, kiedy miales trzy, cztery latka. Wielkie oczy, czarne niczym Jezioro Gorne noca, masa bujnych lokow. I pieknie sie usmiechales. Tu etais un vrai bourreau des couers, twoj usmiech mogl zlamac serce matki" - mowila.

Chodzilem niegdys wyprostowany. Tak twierdzi Ma Franci, czemu mialaby klamac? Ale nie jest to dla mnie zadna pociecha. Czy to uprzejmie przypominac slepcowi, ze kiedys widzial? Kaplani szepczacy magiczne slowa na ucho zmarlym nie mowia przeciez: "Glowa do gory, przeciez swego czasu zyles". Nikt nie pochyla sie nad gownem lezacym w pyle i nie zapewnia tkliwie: "Nadal przypominasz ten kebab, ktorym niegdys byles...".

Ilez razy powtarzalem Ma Franci: "Nie chce juz dluzej byc czlowiekiem". Ale i tak nigdy nie dotarlo to do jej popieprzonego mozgu. A moze po prostu nie uwierzyla mi; co mozna zrozumiec, biorac pod uwage, ze moj widok - unikam luster, ale istnieje cos takiego jak cien - budzil we mnie nieskrywana odraze. W chwilach szalu, kiedy glosy przekrzykiwaly sie w mojej glowie, wypelniala mnie wscieklosc na wszystko, co sie porusza, a chocby tylko stoi na dwoch nogach. Moja zazdrosc obejmowala niekonczaca sie liste obiektow: Ma Franci, inne zakonnice z sierocinca, nocny stroz Chukku, kobiety z dzbankami na glowach, kelnerzy balansujacy z czterema tacami na jednym ramieniu. Nienawidzilem patrzec na dzieciaki grajace w klasy. Mierzil mnie widok tancerzy, tresowanych niedzwiedzi, ktore sprowadzali ci gnoje z Agry, ludzi chodzacych na szczudlach, kuli jednonogiego zebraka Abdula Saliqa spod bramy Pir. Zazdroscilem czaplom, slupkom, drabinom opartym o sciany. Przygladalem sie rowerowi Farouqa i zadawalem sobie pytanie, czy i on nie zasluguje na miejsce na mojej liscie rzeczy znienawidzonych.

Jak mozesz to zrozumiec?

Na swiat ludzi powinno sie spogladac z poziomu twoich oczu. Gdy ja podnosze glowe, patrze prosto w czyjes krocze. To calkiem inny swiat, ten ponizej pasa. Mozesz mi wierzyc, rozpoznaje tych, co nie umyli sobie jaj, czuje odor zaszczanych i obsranych tylkow oslonietych plotnem, przez ktore nikla won nie dociera do twojego nosa, a pierdniecia cuchna nadprogramowo. W chwilach szalu krzycze do ludzi na ulicy: "Sluchajcie! Chocbyscie byli nie wiem jak nieszczesliwi - a nikt nie jest tak szczesliwy, jak na to zasluguje - przynajmniej stoicie na dwoch nogach!".

Nie martw sie. Wszystko zostanie wyjasnione w odpowiednim czasie. Nie jestem taki madry jak ty. Nie robie z kazdego slowa wymyslnego siekanego kotleta, nie przerabiam zdan na sznycle. Z moich ust nie wyfruna nagle blekitne zimorodki. Jesli chcesz uslyszec moja historie, musisz sie pogodzic ze sposobem, w jaki ja opowiadam.





Tasma druga





Pierwsza rzecz, jaka chce powiedziec, jest skierowana do kakadu dziwnikarza, co tu przyjechal z Ostralii. Salaam, dziwnikarzu, to ja, Zwierzak, mowie do tasmy. Nie tej, ktora mi dales. Tamta juz nie dziala, zmoczyl ja deszcz, a czarne grudki to prawdopodobnie gowienka skorpionow. Musialem ja ukryc, gdy sobie poszedles, w otworze w scianie. Dlugo tam lezala, nie nagralem tego, co obiecalem, a teraz jest spieprzona. Myslisz sobie pewnie: szorty przepadly, co za strata.Chciales uslyszec moja historie, powiedziales, ze opiszesz ja w ksiazce. Ale ja nie chcialem o tym mowic. Zapytalem: "I coz w tym wielkiego? Zamiescic moja historie w ksiazce? Jestem kims malym, nawet nie czlowiekiem, jakie znaczenie moze miec moja opowiesc?". Stwierdziles wtedy, ze czasami na tym swiecie opowiesci malych ludzi moga wiele zdzialac. Wy, gownojady, zawsze tak mowicie.

Napisano wiele ksiazek o tym miescie i zadna nie zmienila niczego na lepsze. Czym twoja sie od nich odrozni? Bedziesz pobekiwal jak wszyscy. Bedziesz mowil o zasadach, prawie, sprawiedliwosci. Slowa te brzmia tak samo i w moich, i w twoich ustach, lecz znacza co innego. Zafar uwaza, ze sa jak cienie ksiezyca odbite w fabryce Kampani - wiecznie zmieniaja ksztalt. Tamtej nocy dusila nas trucizna, a teraz slowa.

Pamietasz mnie, dziwnikarzu? Bo ja cie pamietam, ciebie i ten dzien, gdy tu przyszedles z Chunaramem. Jak mogles zatrudnic tego siostrojebce jako swego charge d'affaires? Wszystko moglby oddac za pieniadze. Czy nie kazal ludziom placic za patrzenie, jak odrywa sobie maly palec? Zapewne nie wiedziales, bo skad miales wiedziec, ze dorabia sobie na cudzoziemcach. Codziennie wychodzi na spotkanie Shatabdi, czeka na peronie pierwszym, dokladnie w miejscu, gdzie zatrzymuje sie klimatyzowany wagon pierwszej klasy. Wysiadasz z pociagu i masz glupia mine. Po co tam stoi Chunaram? "Tak, prosze, zamowic taksowke?". "Potrzebny hotel?". "Najlepsze uslugi w Khaufpurze. Zobaczyc miasto? Przewodnik? Tlumaczenie? Dziwnikarz?" Gdy tylko sie dowiedzial, po co przyjezdzasz, gotow byl pokazac ci wszystko. Prawdziwe okrucienstwo, najgorsze przypadki. Ludzi takich jak ja. "Ten chlopiec", mowil ci zapewne, "stracil tamtej nocy wszystko".

Ale miales mine, kiedy cie tutaj przyprowadzil, kiedy odsunales plastikowa plachte i przecisnales sie przez otwor w scianie. Jak lakomie rozgladales sie po tym miejscu. Wyczuwalem twoj glod. Pochlonalbys wszystko. Obserwowalem cie, gdy ogarniales spojrzeniem klepisko, chropowate kamienne sciany, wysuszone placki nawozu obok ognia, dym wijacy sie w powietrzu niczym ramie sardarji ukladajacego wlosy.

Na moj widok rozblysly ci oczy. Naturalnie probowales to ukryc. W jednej chwili nabrales powagi. W twoim namaste zabrzmial ton, ktory poznalem - wyciszony szacunek, jakbys odmawial modlitwe, znalazlszy sie w obecnosci wladcy smierci. "Dziwnikarz" - poinformowal mnie Chunaram rozchichotany, jakby znalazl wor zlota. Juz to odgadlem. "Nie zna hindi", dodal. "Zwierzaku, tu jest piecdziesiat rupii dla ciebie i po prostu opowiadaj, dopoki tasma sie nie zatrzyma". "O czym mam opowiadac?". "O tym, co zwykle, a o czymze by innym?" - Zaczal sie juz chylkiem wycofywac.

Och, zebys widzial wyraz swojej twarzy, kiedy Chunaram sie ulotnil. Byles przerazony. No, ale on ma jeszcze inne zajecia, prowadzi herbaciarnie. Zauwazyles jego dziewiec palcow, gdy wykonywal gest pozdrowienia? A zatem, co mialem robic? Siedziales, ghurr-ghurr na mnie, jakby twoje oczy byly guzikami, a moje - dziurkami w nich. Przemowilem: "Nie gap sie tak na mnie, do kurwy nedzy, bo wiecej sie nie odezwe". Powiedzialem to w jezyku hindi. Mam nie zdradzac, ze znam troche inglisz, bo Chunaram dostaje ekstrakase za tlumaczenie. Uniosles kciuki w gescie aprobaty i gapiles sie dalej. Nazwalem cie palantem - kiwnales glowa, usmiechnales sie do mnie. Khaamush, umilklem wtedy. Po pewnym czasie do pierwszego milczenia dodalem nastepne.

Wewnatrz twojej czaszki mysli chrobotaly niby szczury. Slyszalem je jak glosy przemawiajace w mojej glowie: dlaczego ten chlopak przestal mowic, dziwolag z niego wiekszy niz ze skrzydlatego weza, opiera sie o sciane z taka okropna mina, bylby przystojny, gdyby nie ten ponury wyraz twarzy, ale ma klate, zupelnie jak u zapasnika, w dodatku wyrasta z poskrecanych ledzwi, do ktorych doczepiono nogi niczym klebki sznurka, o Boze, jego klatka piersiowa faluje, jakby lada chwila mial zwymiotowac, moze jest chory, chlopcze, co ci dolega, niestety, moje bezslowne pytania pogarszaja tylko jego paroksyzmy, chyba dostanie jakiegos ataku, co mam robic, jesli umrze, o rety, moje kolejne niespokojne proby nawiazania kontaktu polaczone z okreznymi ruchami rak pytajacymi "dlaczego?" i z unoszeniem brwi zdaja sie wywolywac gwaltowne drgawki, usta wykrzywione w bolesnym grymasie, czy wezwac lekarza, gdzie tu mozna w ogole znalezc lekarza i gdzie ja wlasciwie jestem, do cholery, co ja tutaj, kurwa, robie...

Prawde mowiac, dziwnikarzu, staralem sie wowczas nie pokazac, ze sie z ciebie smieje. A potem - coz robic? - mowilem. Twoja tasma pelzla powoli. Byles zadowolony, po to tutaj przeciez p...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin