Spisek przeciw konsumentom.doc

(181 KB) Pobierz
Spisek przeciw konsumentom

1

 

http://biznes.onet.pl/spisek-przeciw-konsumentom,18493,5015571,3323181,212,1,news-detal

 

Spisek przeciw konsumentom

Twój sprzęt RTV lub AGD psuje się już po kilku miesiącach od zakupu? To nie przypadek i nic na to nie poradzisz. To wielkie koncerny chcą cię zmusić do ponownego wydania pieniędzy. Przynajmniej według teorii planowanego postarzania produktów. A jak jest naprawdę?

Nie da się ukryć, że wytwarzane dzisiaj produkty, zwłaszcza elektronika, nie cieszą się taką żywotnością, jak ich odpowiedniki sprzedawane jeszcze 15-20 lat temu. Mówiąc wprost, psują się zbyt szybko. Amerykanie przeprowadzili nawet badania, z których wynika, że współczesny telewizor z nowym ekranem LCD będzie działał średnio ok. 5 lat, podczas, gdy jego czarno-biały odpowiednik z 1979 r. działał średnio 12 lat.

Dziwne prawda? Z każdą dekadą technologicznie posuwamy się przecież do przodu, a jednak można odnieść wrażenie, że zbyt szybko, skoro odbywa się to kosztem jakości. Co jakiś czas wybucha na nowo dyskusja na temat planowanego postarzania produktów - teorii, wedle której krótka żywotność produktów to efekt celowej polityki koncernów. Sprzedają produkty, które zaprogramowane są tak, by zepsuć się w szybkim czasie i w ten sposób zmuszać do zakupu nowego sprzętu, pobudzając gospodarkę. A przynajmniej portfele prezesów.

Teoria planowanego postarzania produktów nie jest mitem, jednak rozmiary, jakie przyjmuje w oczach jej zwolenników, zakrawa często o absurd. Absurd, który pozwala sądzić, że producenci nie robią nic poza spiskowaniem przeciw bezbronnym i naiwnym konsumentom.

Zaprogramowane na awaryjność

Zacznijmy od teorii spiskowej. Tworzenie solidnych produktów nikomu się nie opłaca. Wiadomo, im dłużej produkt działa, tym rzadziej wydajemy na niego pieniądze, a to przekłada się na realne przychody firmy. Mało tego, niewiele koncernów utrzymałoby się na rynku, gdyby wydajność ich produktów liczona była w kilkunastu latach. Czyli, im nowszy produkt, tym krótsza jego żywotność? O tym za chwilę...

Benjamin Mako Hill, amerykański programista komputerowy, uważa, że planowane postarzanie produktów, odbywa się poprzez odpowiednio zaprogramowane „antyfunkcje” poszczególnych urządzeń. Chodzi o to, że pewne elementy gotowych produktów są zaprogramowane tak, aby przestały działać po określonym czasie, lub wykonaniu określonej liczby czynności (najczęściej zaraz po upływie czasu gwarancji). Problem w tym, że wiele takich zabiegów jest praktycznie nie do udowodnienia, a producent zawsze może się tłumaczyć stwierdzeniem, że sprzęt nie był używany zgodnie z instrukcją.

Najłatwiej zobrazować to na przykładzie drukarek. Często posiadają wbudowane chipy, które nie pozwalają zużyć całego tuszu do końca. Oficjalnie - z powodu troski o to, by nie zabrudziły nam podłogi. Nieoficjalnie - w ten sposób najłatwiej skłonić nas do zakupu nowego tonera. Tymczasem po zainstalowaniu specjalnego oprogramowania, drukarka może działać dalej bez zastrzeżeń. Czyli została celowo zaprogramowana tak, by nie eksploatować swoich zasobów do końca, w efekcie marnotrawiąc je.

Swego czasu głośno było o chipach w kartridżach drukarek HP, które po wykonaniu określonej liczby wydruków, uśmiercały je. Pozostaje jeszcze kwestia tuszu. Często jego cena jest porównywalna z ceną samej drukarki.

Innym przykładem są telefony komórkowe. Słynny Apple dał się złapać na tym, że baterie w produkowanym przez firmę iPodzie (nano 1G) celowo były obliczone na krótką żywotność. Czasem padały po ośmiu miesiącach i nie dało się ich wymienić. W tej sprawie wytoczono firmie sprawy sądowe. O swoje prawa walczyli amerykańscy konsumenci, a nawet japoński rząd.

Spisek żarówkowy...

Choć o planowanym postarzaniu produktów głośno mówi się dopiero od niedawna, korzenie spisku sięgać mają już lat 20. zeszłego stulecia. Ostatnio sprawę nagłośnił Cosima Dannoritzer w hiszpańsko-francuskiej produkcji dokumentalnej pt.: „Spisek Żarówkowy – nieznana historia zaplanowanej nieprzydatności”.

Otóż, kiedy Thomas Edison wynalazł żarówkę, jej żywotność wynosiła ok. 1500 godzin. W ciągu kolejnych kilku dekad producentom udało się ją zwiększyć do 2500 godzin, a byli i tacy, którzy chwalili się, że ich produkt świeci 3000 godzin. Sytuacja uległa jednak zmianie. W 1924 r. przedstawiciele największych firm spotkali się i zawiązali porozumienie, na mocy którego żywotność żarówek miała być zmniejszona do 1000 godzin. Powód? Oczywiście maksymalizacja zysków. Nieformalny kartel nazywał się Phoebus i zachowało się sporo dowodów na jego istnienie.

Zawiązano nawet specjalny Komitet 1000 Godzin Życia, którego celem było dbanie o przestrzeganie ustalonej żywotności żarówek. Firmy, które przekraczały limit tysiąca godzin, płaciły karę. Słowem, naukowcy celowo pracowali nad tym, aby zmniejszyć żywotność niedawno co wynalezionego produktu.

Philip Kotler, specjalista od marketingu, którego komentarze publikuje „The Economist”, planowane postarzanie produktów uważa za dobrą strategię. Jego zdaniem prowadzi ona do poprawy jakości świadczonych usług i wzrostu konkurencyjności. Tego typu opinie należą jednak do rzadkości. Gospodarka powinna rozwijać się po to, by zaspokajać nasze potrzeby. Tymczasem coraz częściej rozwija się dla samego rozwoju. Gdzieś po drodze umknął jeden szczegół – człowiek.

Komu zależy na naszych pieniądzach?

Od tamtej pory podobną politykę przypisuje się przedstawicielom największych światowych marek. Celowo mają psuć się komórki, drukarki, pralki, telewizory, słowem cały zestaw produktów RTV i AGD. Zwolennicy planowanego postarzania produktów często odnoszą się do przykładu Microsoft’u i sprzedawanych przezeń Windows’ów. Coraz nowsze oprogramowania mają zmusić nas do zakupu bardziej wydajnych komputerów.

Przypomnijmy chociaż przeglądarkę Internet Explorer 9, która nie działa z pomocą popularnej wersji XP. Daleko jestem od obrony Microsoft’u, który często nadużywa swojej pozycji na rynku, ale czy można mieć pretensje o to, że system komputerowy opracowany w 2001 r. jest za słaby, by użytkować najnowsze programy? Dziś w branży komputerowej dekada (choć w tym przypadku niecała) to miliony lat świetlnych rozwoju.

Na pewno większy wpływ na kupno nowych produktów, nawet jeśli nie są nam naprawdę potrzebne, ma moda. Starannie podsycana przez specjalistów od marketingu. Wiele kwestii jest dyskusyjnych. Firma Atmel Corporation produkuje na przykład mini chipy do telefonów komórkowych i aparatów fotograficznych, które uniemożliwiają ich posiadaczom korzystanie z baterii innych firm. Dodajmy, że wybranych produktów nie można kupić bez takiego urządzenia. I znowu, dla jednych będzie to tylko i wyłącznie zapewnienie sobie stałego źródła dochodów, dla innych normalna polityka, w której firma zabezpiecza swoje interesy (chociaż na terenie UE udało się przeforsować ujednoliconą ładowarkę do telefonów komórkowych i laptopów).

Oczywiście nikt nie lubi być robiony w przysłowiowego „balona”. Jeśli ktoś próbuje nas naciągnąć, naturalnie staramy się przed tym bronić. W Wielkiej Brytanii planowane postarzenie produktów uważane jest za naruszenie praw klienta. Są instytucje, jak choćby Office of Fair Trading, czy Trading Standards Institute, które w sprawie trwałości produktów, nawet po wygaśnięciu okresu ich gwarancji, dochodzą praw konsumenckich w sądzie.

Spisek? Jaki spisek?

Nie ma wątpliwości, że zdarzają się firmy, które chcą nieuczciwie zarobić na postarzaniu produktów. Trudno jednak uwierzyć w to, że mamy do czynienia z wielkim światowym spiskiem. Wystarczy wymienić kilka powodów. Po pierwsze renoma i świadomość własnej marki.

– Producenci sprzętu AGD przykładają bardzo dużą wagę do jakości sprzedawanych przez nich urządzeń. Tylko w ten sposób mogą zagwarantować bezawaryjność swoich urządzeń, a tym samym zyskać zaufanie konsumentów. Świadomość marki jest dla nich zbyt cenna, by mogli sobie pozwolić na celowe postarzanie sprzętu. Przy obecnej konkurencji takie działania byłyby czystym samobójstwem. Utraciliby w ten sposób lojalność klienta, o którą bezustannie walczą – mówi Radosław Maj ze Związku Pracodawców AGD, CECED Polska, zrzeszającego największych producentów AGD w Europie.

Sprawa druga to naprawa uszkodzonych urządzeń, która w wielu przypadkach jest niemożliwa lub absolutnie nieopłacalna. Kiedyś urządzenia składały się ze 100 części, dziś z 1000. Niektóre komponenty instaluje się w nierozbieralnych modułach i jeśli zepsuje się jedna część, trzeba wymienić całość. Wcale nie oznacza to, że ktoś celowo nami manipuluje. Niestety prawda jest bardziej przyziemna, mianowicie produkuje się więcej marnej jakości produktów. Chiny skutecznie zaniżają poziom, a wpływ ma na to masowa produkcja.

Wiele osób zachwala produkty z dawnych lat. Są trwalsze i bardziej wytrzymałe. Czy to oznacza, że rzeczywiście lepsze? Niekoniecznie.

– Niestety konsumenci wciąż mają małą świadomość efektywności energetycznej AGD. W milionach gospodarstw domowych nadal eksploatowane są urządzenia mające 10 i więcej lat. Mało kto wie, że najlepsze obecnie na rynku lodówki w klasie energetycznej A+++ zużywają aż o 70 proc. mniej prądu niż kupiona 10 lat temu lodówka w najwyższej wówczas klasie A. Tacy konsumenci tracą ponad 200 zł na rachunkach za prąd – mówi Radosław Maj. – Musimy sobie zadać pytanie, czy stać nas na utrzymywanie „długowiecznych” urządzeń? – dodaje.

Zwiększyć okresy gwarancyjne...

Na ironię jednak zakrawa fakt, że często, mimo energooszczędnych urządzeń, zużycie prądu w gospodarstwach domowych jest podobne do tego sprzed 15 lat, a nawet większe. Niepohamowany konsumpcjonizm sprawia, że w domach mamy kilkukrotnie więcej sprzętu niż kiedyś. Jak zatem ustrzec się przed naciąganiem? Najprostszym sposobem jest unikanie produktów bezfirmowych, tzw. „no name’ów”. To w nich stosuje się najtańsze (czytaj: najgorszej jakości) części. Oczywiście uczciwie byłoby informować konsumentów o rzeczywistej żywotności produktu. Niestety, pozostaje to jedynie w sferze pobożnych życzeń. Nie brakuje jednak prób walki z nieuczciwymi praktykami. W zeszłym roku, minister Andrzej Kraszewski (były już minister środowiska) postulował, by Unia Europejska wprowadziła odgórne regulacje wydłużające żywotność sprzętu RTV i AGD. W jaki sposób? Zmusić producentów, by zwiększyli okresy gwarancyjne, np. do lat 6. Poza tym pojawiła się propozycja, by każdy produkt miał naklejkę z przewidywanym okresem żywotności.

W praktyce nie jest to jednak realne. Czy ktokolwiek wyobraża sobie, aby móc przetestować z osobna każdy produkt? Środki, które pochłonęłyby testy, drastycznie odbiłyby się z kolei na cenie. Pozostaje nam zatem liczyć na to, że kupiony sprzęt nie rozleci się zaraz po upływie gwarancji.

Autor: Kamil Nadolski

Źródło: Onet Biznes

Zgłoś jeśli naruszono regulamin