Gdy Bóg do Ciebie mówi.doc

(61 KB) Pobierz
Gdy Bóg do Ciebie mówi

Gdy Bóg do Ciebie mówi...

     Panie... Przebudzenia często bywają bolesne... ale jeśli taka Twoja wola, mój Panie... Zbudź mnie z mojego snu, zbudźmnie, mój Panie.. Twoja wola niech się dzieje, nie moja! Choć nie wiem, jak to będzie... Choć nie wiem, czy dam radę... To takie trudne... ŻYĆ według Twojego planu, ...ale postaram się, muszę tylko wiedzieć, czego ode mnie żądasz, czego oczekujesz, ...więc ...mów, nie przestawaj! Mów do mnie, Panie...! I bądź..., bo "Tobie ufam i bać się nie będę"!

****

     To było kilka lat temu... pamięta ten sen do dzisiaj... Do dzisiaj!

     Bezkresny ocean, spokojny nurt lekkich fal, gładka tafla wody, a na niej ogromny statek, a na pokładzie, ona ze swoim maleńkim synkiem... Nagle statek zaczyna tonąć. Wdzierająca się na pokład woda powoli zabija... Do końca towarzyszy jej świadomość nieuchronnej śmierci paraliżując całkowicie jej wolę i ruchy. Oboje giną w głębinach oceanu.

     Pustka. Otchłań. Niebyt. NIC... ... ...

     Nagle, ponownie znajduje się na oceanie. Sytuacja dokładnie taka jak przed katastrofą... Ma świadomość, że zostało darowane jej drugie życie z pełną świadomością tego, co się przedtem wydarzyło... Przed oczami przewijał się kalejdoskop minionych zdarzeń i lęk, straszny lęk, ze historia się powtórzy. Jest jednak jedna zasadnicza różnica, bowiem statek nie płynie pośród gładkich fal, lecz przebija się przez jeden wielki lodowiec, który z łatwością rozdziera. Tak, rozdziera go i kruszy go, niczym ogromne, kruche i lukrowane ciastko. Jednak lęk, który czuje jest równie porażający i wprowadza ją w panikę, ze oto znowu znajduje się w obliczu nieuchronnej katastrofy, i ze tym razem nie będzie już drugiej szansy... Pełna rozgoryczenia na samą siebie wyrzuca sobie swoja lekkomyślność przypisując sobie i wytykając wszystkie możliwe pomyłki i błędy. Obiecuje sobie, ze, jeśli dotrwa do jakiejkolwiek przystani - wysiada, choćby to była bezludna wyspa! Jednak od razu uzmysławia sobie, że podroż ta jest docelowa! Port, do którego płynie statek jest zarazem pierwszym i ostatnim, do którego zawinie. Jest jedynym celem ich podróży. Wokoło, gdzie tylko okiem sięgnąć - same lodowce i czerń nocy, czerń bez końca, bez zarysu lądu, bez jakiegokolwiek światła... Nerwowo przemieszcza się od "burty do burty" ale bez burty..., bowiem nagle okazuje się, ze ten statek to wcale nie jest statek, tylko okazała tratwa! Stoi na jej krawędzi, tuż przy lodowcu - wystarczyłby krok, a znalazłaby się na równej powierzchni lodu... "Wspaniale! Coraz lepiej!" - Pomyślała. Pilnie analizuje sytuację - z bolącą troską spogląda na swojego małego synka, który słodko śpi i nic złego nie przeczuwa. Czule otula go kocem, w zielono-szarą kratę i zastanawia się, gdzie go najbezpieczniej przenieść, aby był bezpieczny. Przypomina sobie, ze "wtedy" do końca nie zatonęła lewa strona statku... a może to była jednak prawa??? Zaczyna się miotać sama ze sobą, nie wie, co robić. Sytuacja ją zaczyna przerastać. Nadzieja wygasa z każdą sekundą. I ten lęk, ten urastający do mega gigantycznych rozmiarów lęk... a właściwie - to, co ona takiego znowu zrobiła???!!! Przekonana, ze za moment rozbiją się o ukrytą, gdzieś we mgle górę lodową, zrezygnowana siada na jakimś kołku, opiera się rękami na kolanach, dłońmi zakrywa swoją twarz. Nawet już płakać nie potrafi. "Panie! Twoja wola! Niech się dzieje tak, jak Ty chcesz... Ja się poddaję, ja już nie mogę... nic nie mogę uczynić... Ja już niczego nie chcę. Nic już mnie nie obchodzi, nie mogę już nic... Czuję się taka bezsilna! Panie..." Nagle, jakby dotknięta przez kogoś, podnosi swoją twarz, spogląda w niebo i ...uświadamia sobie, że noc już minęła, zaczyna świtać... Wraz z pierwszym pojawiającym się promieniem słońca, w jej serce wlała się nadzieja, nadzieja, że najgorsze już minęło. Jednak nie chciała w to uwierzyć, tak bardzo, bowiem bała się złudzeń... próżnych złudzeń.

    Nagle ich tratwa zamienia się w najnormalniejszy prom, który szczęśliwie dopływają do swojego, wytyczonego wcześniej portu - do wyspy ozłoconej słońcem, pełnej bujnej zieleni, palm i radości. Umęczona przeżyciami minionej nocy, nie może uwierzyć własnemu szczęściu. Stoi na trapie, trzymając za prawą rękę swojego synka, a w lewej - podróżną torbę. Uśmiecha się i oniemiała na ludzi, którzy poruszając się po ulicach - tańczą i śpiewają. Dziękuje Bogu za ocalenie i przysięga sobie w duszy, że już nigdy więcej nie popłynie żadnym statkiem...

     - Zaczynamy nowe życie, synku! Mam nadzieje, że lepsze!!!

****

     "Słyszę Twój płacz. Przebija ciemności, wznosi się poprzez chmury, miesza ze światłem gwiazd i trafia do mego serca po promieniu słońca. Bolałem nad wołaniem zająca schwytanego we wnyki, wróbla wyrzuconego z gniazda przez matkę, dziecka bezradnie bijącego rękoma w wodę sadzawki i Syna umierającego na krzyżu. Wiedz, że Ciebie też słyszę. Bądź spokojny. Ucisz się. Przychodzę ukoić Twój smutek, albowiem znam jego przyczynę i wiem, jak go uleczyć /.../ Nie płacz więcej. Jestem z Tobą... a ta chwila jest jak linia dzieląca Twoje życie. Wszystko, co działo się przed nią, to jakby przedłużenie okresu, który przespałeś w łonie matki. Przeszłość umarła. Niechaj umarli grzebią swoich umarłych. Dzisiaj powstajesz ze śmierci za życia. /.../ Jednak kocham Cię i jestem teraz z Tobą w tych słowach, wypełniając proroctwo, że Pan wyciągnie rękę po raz drugi, by odzyskać resztę swego ludu. Wyciągnąłem rękę. To jest ten drugi raz. Ty jesteś moim ludem /.../"

     Słowa ostatnio przeczytanego listu z książki Oga Mandino pt. "Największy cud świata" dziwnie "chodziły jej po głowie" W ogóle, tak jakoś wszystko ostatnio wydawało jej się dziwnie dziwne, dziwnie nierealne, bo jakieś inne... jej życie... Takie pogmatwane, skomplikowane, niedoceniane przez nią samą... ostatnio miało inny smak...

     Tego wieczora nie za bardzo miała ochotę na zabawę. Chyba w ogóle nie miała ochoty na nic... Jedynie na to, by w ciszy i samotności zamknąć się w Sercu Pana Jezusa i usnąć w Nim i śnić..., ale na pewno już nie tańczyć i bawić się w gronie prawie obcych jej ludzi. Postanowiła sobie jednak, że będzie dzielna i jakoś to przeżyje. Zrobi to dla... Ale psyt! Żeby nie powiedzieć za dużo!

     Ktoś ją z daleka wołał do wspólnej zabawy, ale ona zrobiła tylko niewinną minę, uśmiechnęła się, naprężyła i spięła wszystkie mięśnie i w tym samym momencie, jakby we własnym wnętrzu usłyszała głos "Możesz wybrać... Możesz wstać i iść do nich i bawić się i tańczyć! Idź! Tańcz! Raduj się tą chwilą. Ale wybór należy do Ciebie. Ja mogę się tylko tobie przyglądać..." "Nie mogę! Nie potrafię! Wybacz mi! Ja sobie tak cichutko posiedzę tylko... to nie dla mnie... przecież ja nie narzekam... tak jest dobrze..." Coś ją ścisnęło za gardło. Jak wytrzyma tyle czasu? No cóż, będzie musiała...

    Parkiet był jej! Jej czerwona sukienka lekko wirowała w tańcu, niczym zwiewna wstęga rzucona na wiatr i przez niego porwana w nieograniczoną przestrzeń czasu... Intensywne rumieńce pokryły jej zwykle blade policzki. Oczy lśniąc nieziemskim blaskiem przykuwały uwagę swym spojrzeniem.

     Sympatyczny, szpakowaty mężczyzna tańcząc z nią, z uśmiechem i ogromną życzliwością przyglądał się jej tanecznym ruchom.

     - Jesteś taką piękną kobietą. Jesteś cudowna. Wspaniale tańczysz. Dlaczego nie chciałaś tańczyć? Nie powinnaś się smucić... Wiesz, co jest napisane w Biblii?

     Do końca nie rozumiała tego, co się dzieje i nie wiedziała w tym momencie, o co mu chodzi, ale na wszelki wypadek przytaknęła. Czasami tak robiła, liczyła, bowiem, że na tym temat się zakończy.

     - No właśnie! A Ty jesteś smutna! Ciesz się, raduj się! Nie bądź smutna... Ja cię wcześniej obserwowałem. Znam cię, chociaż ty nie znasz mnie. Wiem o tobie wszystko, wiem o twoim życiu wszystko i przyglądałem się tobie. Nie chce, żebyś była smutna. Życie jest piękne, tylko trzeba je odpowiednio chwytać, nie bać się! Ty masz żyć! Jesteś taka piękna, jesteś cudowna, masz wspaniałego syna. Powinnaś być szczęśliwa. Zasługujesz na szczęście!

     On mówił do niej jednym ciągiem, a ona jak zamurowana milczała i słuchała...

     - Miłość, to jest coś wspaniałego! Miłość jest wspaniała! Jest piękna! Boża Miłość! Szanuję taką miłość, ale nienawidzę obłudy! Ty jesteś kobietą pobożną, prawda? Siedziałem dzisiaj za tobą, obserwowałem cię. Domyśliłem się, że to ty. Widziałem, jak się modliłaś... Nie smuć się! Raduj się. Dzisiaj każdy powinien być wesoły. Dzisiaj jest dzień radości! Ty wiesz, co jest napisane w Biblii. Bóg każe być radosnym! Twoje życie powinno być radością! Chcę żebyś była szczęśliwa, chcę żebyś się śmiała! Jesteś piękna! Jesteś cudowna! Dlaczego tego się boisz?!

     - Ależ ja nie jestem smutnaja jestem szczęśliwa...

     "Znowu się zaczyna" - Pomyślała. Ciągle wszyscy się jej czepiają i dziwią się, dlaczego jest sama. Wszystko sprowadzają do tzw. "ziemskiego życia", a może jest coś, czego ona nie widzi, czego nie chce zobaczyć...?

     - Oczywiście, możesz być szczęśliwa tak, że sobie wmówisz, że jesteś szczęśliwa, przyjmując to, co jest. Godząc się na to, co jest. Ale ty zasługujesz na więcej! Ja chcę, żebyś była szczęśliwa prawdziwie. Żebyś czuła, że żyjesz! Bóg stworzył nas do radości! Do szczęścia! Tak, naprawdę! I ja będę prosił Boga o radość, o szczęście dla ciebie! Jestem przekonany, że On też tego dla Ciebie pragnie.

     W tym momencie zatrzymał się i głośnym szeptem zaczął żarliwie się modlić:

     - O, Boże!!! Proszę daj jej szczęście!!!! Błagam Cię!!!!! Daj, aby była szczęśliwa!!!! Prawdziwie szczęśliwa!!!! Daj jej Życie!!!!!

     No nie, tego jeszcze nie było! Stanęła jak wryta. Co to ma znaczyć???! Zmieszana rozejrzała się wokoło. Kilka osób, dziwnie im się przyglądało... właściwie, to nic nowego. Często "dziwnie" na nią spoglądano.

     A on ponownie zwrócił się do niej, mówiąc:

     - Nie chcę dla siebie, tylko dla ciebie!!!! Ja już swoje przeżyłem, ja już niewiele potrzebuję, ale ty jesteś młoda! Tobie dopiero do życia! Ty musisz być szczęśliwa! Jesteś wspaniała! Oczywiście nikt nie jest doskonały i bez skazy... nie przejmuj się tym, co było kiedyś. Życie jest piękne - powtórzył - tylko trzeba nauczyć się je chwytać. Życie jest piękne!!!! Żyj!!! Nie bój się go! Wszystko przed tobą! Uwierz w to! Chwytaj życie pełnymi garściami. Niczego od ciebie nie chcę. O nic mi nie chodzi. Wiesz, ja jestem dla ciebie jakby zesłaniem, tak to odbieram... Nie rozumiem tego, ale tak to odczuwam. Otrząśnij się z tego. Zacznij żyć!!

     Nagle zwrócił się do niej z zapytaniem:

     - A ty, za kogo mnie uważasz?! Powiedz! Ale powiedz prawdę! Za kogo mnie uważasz???! Za szaleńca?!

     Zamurowało ją. Czuła się, jak we śnie. Całkiem dla niej obcy człowiek, spadł jej jakby z nieba i na dodatek przejęty jej historią, przejęty jej życiem, o którym z nim wcale nie rozmawiała... Człowiek, którego wcześniej nigdy w życiu nie widziała, a jeśli nawet kiedyś go spotkała, to ani jednego słowa z nim nie zamieniła i wcale go nie pamiętała. Nie miała pojęcia o jego istnieniu. Oniemiała. Osłupiała. I wszystko razem! To, o czy rozmawiała z Bogiem prze ostatnie dni... A nawet miesiące... Teraz stoi przed nią mężczyzna, który jakby czytał w jej myślach, w jej sercu, pełnym lęku przed życiem...i każe jej żyć... a ona... już zapomniała, ...bo kiedyś przymuszona wyrzekła się swoich pragnień i pogubiła gdzieś swoje marzenia... Potem już dobrowolnie się ich wyrzekła i miała nadzieję, że już tak na zawsze pozostanie...

     "Miłość jest darem, za który nie żąda się niczego w zamian. Wiesz teraz, że niesamolubna miłość jest sama w sobie nagrodą. /.../"

     Ale ona kiedyś uważała inaczej - że ludzka miłość niesie ze sobą tylko cierpienie, ból, rozłąkę, rozczarowanie i zdradę...Pamięta to doskonale... Nigdy więcej! Czasem bywa tak, że nikt nie chce źle ale i tak wychodzi ...jak zawsze - takiego mogłaby użyć określenia. Jednak zdawała sobie sprawę, że bez miłości nie potrafiłaby istnieć, więc postanowiła kochać ...Boga... i człowieka, ale tylko ze względu na Niego, w bezpiecznej odległości. Do postawionego znaku: STOP! I to bez własnych upodobań! Ale czy tak się da?

     "Wyjawiono Ci nawet tajemnicę, że możesz poruszać góry, dokonywać niemożliwego. Nie uwierzyłeś nikomu. Spaliłeś mapę wskazującą kierunek do szczęścia, zrezygnowałeś z prawa do spokoju ducha, zdmuchnąłeś świece ustawione wzdłuż przeznaczonej Ci drogi do chwały; szedłeś, potykając się, przerażony i zagubiony w mrokach bezradności i żalu nad sobą, aż wpadłeś w piekło, które sam stworzyłeś. Potem płakałeś..."

     Całą swoją miłość, swoje pragnienia oddała Jemu! Właściwie powinna zrobić to na samym starcie, wtedy uniknęłaby tylu błędów i cierpień, które zadała sama sobie i innym. Doświadczyła, że jest łatwiej żyć, gdy niczego się nie oczekuje, gdy niczego się nie pragnie od życia, od innych... Tak jej się bynajmniej wydawało... Wydawało jej się, ze On zażądał od niej, aby zapomniała o swoich pragnieniach... Ale, czy aby tak było naprawdę? Ale, czy On tego od niej aby na pewno oczekiwał? Czy taki to był plan Jego miłości względem niej? Przez lata trwała jak we śnie, smutnym śnie, który ukochała bardziej niż życie. Tak, gdyby mogła, przespałaby swoje własne życie... Bo gdy śpi, to tak nie boli... A teraz to niesamowite spotkanie i niesamowite pytanie... "Za kogo mnie uważasz?" Co miała mu odpowiedzieć? Przecież nie miała wątpliwości..." Panie Boże! Gdy Ty mówisz... usta milczą... dusza śpiewa, świat rozbrzmiewa - mów do mnie jeszcze...! Mów do mnie, Panie ...Nie przestawaj! Niech uwierzę! Niech się stanie! A potem, pozwól mi, dziękować Tobie w Tobie... najpełniej i najpiękniej ...tak jak potrafię ...MIŁOŚCIĄ... przemienioną... taką jak Twoja... Mój Panie...!" czyż nie tak się ostatnio modliła? Jak bardzo Bóg musi kochać człowieka, skoro Sam interweniuje....???!!! Tak! Teraz już wiedziała, teraz przekonała się na swojej skórze... Bóg nie zostawia człowieka samego, ON słyszy jego wołanie, jego płacz i odpowiada... "Panie...!"

     - No, odpowiedz mi, za kogo mnie uważasz???? - Ponownie zapytał pilnie wpatrując się w jej oczy swoimi niebieskimi jak niezapominajki oczami..

     - Za kogoś, kto w tym momencie jest dla mnie Bożą odpowiedzią... jest narzędziem w ręku Pana, aby do mnie dotrzeć... - Odpowiedziała nieco zmieszana, ale zgodnie z prawdą.

     - Tak! Dokładnie, tak!

     Przypomniała sobie wszystkie listy napisane do Niego! Wszystkie paciorki różańca, zroszone słonymi łzami... jej wołania. Jej prośby. Łzy napłynęły do jej oczu. Tylko On wie... i ona... ich słodka tajemnica... A ludzie tak często patrząc na nią, z dezaprobatą kiwali głowami... i nie rozumieli... "Rozkapryszona! Przewróciło się jej w głowie. Sama nie wie, czego chce!" a jej serce z bólu pękało i umierało nie mogąc umrzeć... Musiała żyć! Wiec żyła, ale jakby za szybą, jakby we śnie... na jawie - a we śnie. Przez te wszystkie lata, jej serce najpierw przebite jej słabością, jej grzechem - oczyściło się, zmiękczyło, odnowiło... Znalazło ukojenie, ciszę... odpoczęło... Może jest już na tyle silne, aby się przebudzić?! Nie! Jeszcze nie teraz! Nie! Znowu boli! Ale ten głos jest tak natarczywy! Nie ustępuje!

     - Żyj! Kochaj! Bóg jest Miłością! On ciebie kocha już dziś i pragnie Twego szczęścia już dziś! Ja też tego dla ciebie pragnę! Dzisiaj już nie pozwolę ci się wymknąć. Bo ty jesteś taka, że jak się ciebie puści, to potem trudno cię złapać. Dzisiaj masz być szczęśliwa! Uśmiechaj się! Masz takie piękne oczy! Życie jest piękne! Uwierz mi! Musisz w to uwierzyć! Proszę cię! Proszę, uwierz w to! Uwierz w to, ze Bóg kocha ciebie! Jesteś piękna! Jesteś cudowna! Pamiętaj o tym. Stałem za tobą, gdy się modliłaś. Widziałem, jak długo o coś prosiłaś Boga! Powiedz, czego od Niego chcesz? O co Go prosiłaś? Ale powiedz prawdę! Ja będę wiedział, gdy skłamiesz. Ja wiem... Powiedz, o co prosiłaś Boga???

     - Nie wiem... nie pamiętam... chyba mu dziękowałam, za to, że jest... nie pamiętam...

     Tak, zdała sobie sprawę, że naprawdę nie pamięta, czy ona o coś prosiła Boga. Chyba nie... dawno przestała prosić o cokolwiek dla siebie... Jej modlitwa - to otwieranie serca w milczeniu przed TYM, KTÓRY WIDZI wszystko i Sam obdarowuje tym, co potrzebne...

     "Dałem Ci ziemię i uczyniłem jej panem. Następnie, by umożliwić Ci rozwinięcie w pełni Twoich możliwości, położyłem raz jeszcze rękę na Tobie i obdarzyłem Cię mocami, jakich nie zna żadne inne stworzenie we wszechświecie po dziś dzień. Dałem Ci moc myślenia. Dałem Ci moc miłości. Dałem Ci moc woli. Dałem Ci moc śmiania się. Dałem Ci moc wyobraźni. Dałem Ci moc tworzenia. Dałem Ci moc planowania. Dałem Ci moc mowy. Dałem Ci moc modlitwy. Byłem z Ciebie bezgranicznie dumny. Stworzyłem dzieło doskonałe, największy cud. Pełną żywą istotę.

     Kogoś, kto potrafi się przystosować do każdego klimatu, znieść wszystkie trudy, podjąć każde wyzwanie. Kogoś, kto potrafi rządzić swym przeznaczeniem bez mojej interwencji. Kogoś, kto potrafi działać na podstawie wrażeń i odczuć, kierując się nie instynktem, lecz myśląc i rozważając, jakie działanie będzie najlepsze dla niego i całej ludzkości. /.../ Dałem Ci bowiem jeszcze jedną moc, moc tak wielką, że nie posiadają jej nawet moi aniołowie. Dałem Ci wolność wyboru. Wyposażając Cię w ten dar, wyniosłem Cię ponad aniołów."

     - Gdy przyszedłem do ciebie po raz pierwszy, odrzuciłaś mnie ...Nie chciałaś tańczyć. Teraz widzę w twoich oczach radość! Tak ma być! Tańcz! Tańcz! Życie jest tańcem! Tak, tańcz, tak jak teraz! Życie jest jedno! Bóg nakazuje się weselić! Nie odrzucaj tego, co Bóg pragnie Ci ofiarować!

     Po chwili, dodał z lekkim wyrzutem:

     - A ty nie chciałaś tańczyć...

     "Ciesz się każdym dniem, dzisiaj... i jutro, jutro. Dokonałeś największego cudu świata. Zmartwychwstałeś ze śmierci za życia. Nie będziesz już użalał się nad sobą, a każdy nowy dzień będzie wyzwaniem i radością. Narodziłeś się ponownie... lecz tak samo jak poprzednio, możesz wybrać porażkę i rozpacz, albo powodzenie i szczęście. Wybór należy do Ciebie. Wyłącznie do Ciebie. Ja mogę się tylko przyglądać, tak jak przedtem - z dumą lub smutkiem. Zapamiętaj więc cztery prawa szczęścia i powodzenia. Licz swoje dary. Głoś swoją cudowność. Przejdź następną milę. Używaj mądrze swej mocy wolnej woli. I zapamiętaj jeszcze jedno, które dopełni te cztery: Rób wszystko z miłością - miłością do siebie, miłością do ludzi, miłością do mnie. Obetrzyj łzy. Wyciągnij rękę, uchwyć moją dłoń i wyprostuj się. Pozwól, bym przeciął całun, który Cię krępował."

     Czas minął. Na koniec podeszła do niego, aby mu podziękować.

     - I wybieraj radość! I wybieraj życie! Niech cię Bóg błogosławi...!

****

     Maryjo, wierna Służebnico Pana, Ty, która doskonale pełniłaś Jego wolę, Ty nieustannie pouczasz nas: "Uczyńcie wszystko, cokolwiek wam powie..." i ja dzisiaj przychodzę przed Twój Tron, aby błagać Cię o wstawiennictwo... Matko moja, tak jak wtedy, na weselu w Kanie Galilejskiej, słudzy przynieśli stągwie wody - tak i ja dzisiaj przynoszę przed Twojego Syna stągwie mego serca, wypełnione wodą zranień, grzechu - mojego własnego i grzechu drugiego człowieka; wodą łez rozczarowania, zdrady przyjaciela, cierpienia, bezsensu i rezygnacji... i szepczę odpuść mi, jako i ja odpuszczam... i proszę i błagam o cud przemiany... Niech, Pan Życia i Miłości, przemieni wodę w wino, które jest symbolem pełnej miłości i radości weselnej - radości życia, tak by i inni, czerpawszy i kosztując go razem ze mną, trwali w TYM, KTÓRY JEST źródłem prawdziwej Miłości i Radości - a On niech trwa w nas! Amen.
 

 

...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin