Rose Emilie - Bardzo szczęśliwe zakończenie.pdf

(525 KB) Pobierz
26924570 UNPDF
26924570.001.png
Droga Czytelniczko!
Niestety, już po wakacjach... Myślę, że były udane, choć pewnie
jak zwykle za krótkie. Ciężko wrócić tera/ do starych obowiązków,
rutynowych czynności domowych i codziennej krzątaniny. Mam
nadzieję, że koniec lata i nadchodzącą jesień ubarwią Ci książki
z serii ,.Gorący Romans", a wśród nich nowa powieść Dixie
Browning Kopciuszek Becketta. rozpoczynająca minisenę „Fortuna
Beckettów".
A oto wszystkie wrześniowe książki w serii:
Kopciuszek Becketta ukrywał się na głębokiej prowincji, nie
wiedząc, że czeka na niego niecodzienny prezent. 1 niezwykły
mężczyzna...
Skutki nietypowej randki będą zaskoczeniem przede wszystkini
dla Justina, który żyjąc pracą, nie dostrzega, co się wokół niego
dzieje...
Miłość z lat szkolnych nie rdzewieje - przekonał się o rym
Mark, gdy po latach zobaczył Emily...
Bardzo szczęśliwe zakończenie zawikłanej historii będzie
zawdzięczać Toni tylko Brandowi, przed którym uciekała...
Niania z CIA, Nowe życie Witta („Gorący Romans Duo")
- dwie opowieści o tym, jak odzyskać utracone uczucie i pomóc
ukochanej osobie.
Życzę przyjemnej lektury
Emilie Rosę
Bardzo szczęśliwe
zakończenie
Małgorzata Pogoda
Harleąuin. Każda chwila może być niezwykła.
HARLEOUIN*
Czekamy na listy!
Nasz adres:
Arlekin - Wydawnictwo Harleąuin Enterprises Sp. z o.o.
00-975 Warszawa 12, skrytka pocztowa 21
Toronto • Nowy Jork • Londyn
Amsterdam • Ateny • Budapeszt • Hamburg
Madryt • Mediolan • Paryż
Sydney • Sztokholm • Tokio • Warszawa
26924570.002.png
Tytuł oryginału
Expecting Brand's Baby
Pierwsze wydanie
Silhouette Books, 2002
Redaktor serii
Małgorzata Pogoda
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Opracowanie redakcyjne
Małgorzata Pogoda
Korekta
Stanisława Lewicka
Tej nocy uratuje ranczo. Za wszelką cenę.
Toni Swenson przygryzła wargę, z uwagą przyglą­
dając się mężczyznom ubranym w dżinsy i kowboj-
skie kapelusze, tłoczącym się przy wejściu na Naro­
dowe Finały Rodeo. Usiłowała wypatrzyć tego jedy­
nego, którego geny przekazałyby jej synowi miłość
do koni, bydła i rozległych przestrzeni. Musi urodzić
syna.
Ruszając za tłumem, Toni przełknęła ślinę i otarła
spocone dłonie o dżinsy. Łomot serca zdawał się głu-
szyć wszechobecny hałas. Oddychała głęboko, wcią-
gając dobrze znane zapachy, nieodłącznie związane
z rodeo: grillów i meksykańskich potraw, kurzu
i bydła.
Niespodziewanie odżyło wspomnienie szczęśli­
wych chwil spędzonych z dziadkiem. Mógł jeszcze
pożyć. Serce Toni ścisnęło się boleśnie. Kochała go,
ale czemu, stawiając jej ultimatum, zmuszał ją do
zrobienia czegoś, co było niezgodne z jej przekona­
niami?
Siadając na twardym krześle widowni, zastanawia­
ła się, jak zdołała wytrzymać tyle czasu bez rodeo.
Kiedyś przychodziła tu co roku z dziadkiem, który
© 2002 by Emilie Rosę Cunningham
© for the Polish edition by Arlekin - Wydawnictwo Har1equin
Enterprises sp. z o.o., Warszawa 2003
Wszystkie prawa zastrzeżone, łącznie z prawem reprodukcji
części lub całości dzieła w jakiejkolwiek formie.
Wydanie niniejsze zostało opublikowane w porozumieniu
z Har1equin Enterprises II B.V.
Wszystkie postacie w tej książce są fikcyjne. Jakiekolwiek
podobieństwo do osób rzeczywistych - żywych czy umarłych
- jest całkowicie przypadkowe.
Znak firmowy wydawnictwa Harlequin
i znak serii Harlequin Gorący Romans są zastrzeżone.
Skład i łamanie: Studio Q
Printed in Spain by Litografia Roses, Barcelona
ISBN 83-238-1894-0
Indeks 356948
GORĄCY ROMANS - 592
6
EMILIE ROSĘ
BARDZO SZCZĘŚLIWE ZAKOŃCZENIE
7
usiłował upilnować wnuczkę w tłumie kowbojów -
co nie było łatwym zadaniem, przyznała w myślach.
Kowboje i bydło, ten świat zawsze ją fascynował.
Tego wieczoru ujeżdżacz, wieczny włóczęga bez do­
mu, który wykorzystuje i porzuca przygodne kobiety,
był kimś, kogo potrzebowała. I nie miała wyboru.
Ochrypły, barowy głos ściągnął uwagę Toni na
przechodzących nieopodal mężczyzn.
- Pamiętaj o zasadach. Plecy proste. Jedna ręka
w powietrzu, przed sobą. A kiedy zlecisz, wiej, ile sil
w nogach. Poradzisz sobie, tylko nie pękaj.
Ciemnowłosy, świetnie zbudowany mężczyzna po­
klepał po ramieniu młodszego kolegę. Toni zadrżała,
widząc, jak napinają się potężne mięśnie przedramie­
nia; w przypływie złości musiały mieć niszczycielską
siłę. Stał tuż obok niej. Czarna, skórzana kurtka pod­
kreślała szerokie bary, a obcisłe dżinsy opinały się na
długich nogach. Sądząc po numerze na plecach, był
zawodnikiem. Już samo władcze brzmienie głosu pla­
sowało go na pozycji zwycięzcy.
Przez chwilę rozglądał się dookoła, by wreszcie
odwrócić się w kierunku Toni. Dziewczyna zamarła.
Błysk ciemnych oczu spod ronda czarnego kapelusza
przeszył ją niczym strzała. Nieznajomy wyglądał jak
ucieleśnienie jej najskrytszych marzeń: wydatna
szczęka, kwadratowy podbródek i mocno zarysowa­
ne kości policzkowe. Był ideałem twardego, nieustę­
pliwego faceta. Z ociąganiem odwróciła głowę; nie
tego potrzebowała na dzisiejszą noc. Przeniosła spoj­
rzenie na stojącego obok, błękitnookiego młodzieńca.
Tak, o takiego właśnie młodzieńca jej chodziło: miły,
beztroski lekkoduch. Toni posłała mu zachęcający
uśmiech. Chłopak oblał się rumieńcem i, spłoszony,
zaczął udawać, że szuka kogoś na widowni. Zawie­
dziona, spuściła wzrok. Pamiętaj, jaka jest stawka,
upomniała się w myślach. Pamiętaj, jaką masz misję.
Ranczo zbyt wiele dla niej znaczyło. Nie mogła się
teraz wycofać. Wstała, prostując się z determinacją,
gotowa zagadnąć chłopaka, lecz czarnowłosy demon
zastąpił jej drogę. Spojrzała mu w oczy, siląc się na
swobodny uśmiech, i próbowała go ominąć. Wiedzia­
ła, że potrzebuje genów poczciwego kowboja, a nie
szatańskiego przystojniaka, który szarżuje jak byk,
biorąc życie na rogi.
Brand Lander błysnął w uśmiechu białymi zębami
i musnął rondo kapelusza, ale dziewczyna zdawała
się pochłonięta flirtem z Bobbym Lee. Do diabła,
przecież ten smarkacz ma zaledwie dziewiętnaście lat
i jeszcze nigdy nie był z kobietą, pomyślał z irytacją.
Co więcej, zamierzał wytrwać w tym stanie aż do
ślubu z ukochaną z lat szkolnych, który miał się od­
być po Bożym Narodzeniu. Brand nie mógł pozwolić,
by młodzik uległ pokusie.
- Pospiesz się, bo się spóźnisz - powiedział. - Po­
tem sobie pogadamy. Moja kolej nadejdzie jeszcze nie
tak prędko.
Odwrócił się do pięknej nieznajomej, która najwy­
raźniej planowała zaciągnąć niewinną ofiarę prosto
do bram piekieł. Mimo niewysokiego wzrostu miała
ponętne, kobiece kształty. Była typem kruszynki, któ-
8
EMILIE ROSE
BARDZO SZCZĘŚLIWE ZAKOŃCZENIE
9
rą niektórzy mężczyźni pragnęliby natychmiast oto­
czyć troską - ale nie on.
Bujne, miękkie loki opadały jej na ramiona i piersi,
okalając anielską twarzyczkę o skórze delikatnej ni­
czym białe kwiaty magnolii. Złościło go, że zamiast
patrzeć na niego, bezustannie wodzi wzrokiem za
Bobbym Lee. Nie potrafił też sobie wytłumaczyć,
skąd wzięła się dziwna zawziętość, która malowała
się na jej słodkiej buzi. Ta mała sprawiała wrażenie
kobiety wyjątkowo zdeterminowanej. Zaintrygowała
go do tego stopnia, że, musnąwszy ponownie palcami
rondo kapelusza, zagadnął:
- Cześć, maleńka. Dokąd zmierzasz? - Widząc
pełne złości spojrzenie dziewczyny, domyślił się, że
nie znosiła, gdy czyniono aluzje do jej wzrostu.
- Przepraszam. - Spróbowała obejść aroganta,
lecz ten stanął jej na drodze, na szeroko rozstawio­
nych nogach, z dłońmi wsuniętymi za pas. Kątem oka
zauważyła tytuł mistrza świata, wygrawerowany na
klamrze. Uczyniła krok w lewo, lecz kowboj przesu­
nął się w prawo i znów zagrodził jej drogę. Spróbo­
wała iść w drugą stronę. Natręt powtórzył manewr.
- Chciałabym przejść - burknęła, a jej twarz oblał
rumieniec. - Z drogi, kowboju.
- Nie mogę cię przepuścić, złotko. Tam mają
wstęp tylko zawodnicy.
Niech to diabli, była naprawdę ładna. Nie potrafił
oderwać wzroku od kształtnej postaci. Dawniej bez
wątpienia dałby się jej zauroczyć, ale już nie teraz.
Taka kobieta mogła oznaczać jedynie kłopoty.
- Słuchaj, laleczko, zaraz zaczną się zawody. Le­
piej wróć na swoje miejsce, bo zdekoncentrujesz za­
wodników i komuś stanie się krzywda.
Toni hardo uniosła głowę, czerwona ze złości.
- A może tak zejdziesz mi z drogi, zanim tobie
stanie się krzywda?
Była wściekła, że traci szansę na zawarcie zna­
jomości z potencjalnym ojcem jej dziecka. A czas
ucieka.
- Hej, Brand, po zawodach idziemy w miasto. Za­
bieramy Bobby'ego Lee. Wybierzesz się z nami?
Nadstawiła ucha. Gdy padła nazwa hotelu, w któ­
rym się zatrzymała, serce zabiło mocniej. Może jesz­
cze nie wszystko stracone!
- Będę tam - odparł kowboj, patrząc jej prosto
w oczy.
Toni poczuła, że uginają się pod nią nogi. Odwró­
ciła głowę, by czym prędzej uwolnić się od palącego
spojrzenia mężczyzny.
Tymczasem na arenę wypuszczono olbrzymiego,
rozjuszonego byka, dosiadanego przez Bobby'ego
Lee. Brand momentalnie skupił uwagę na ringu, nie
spuszczając wzroku ze zwierzęcia i jeźdźca. Toni za­
częła się powoli wycofywać. Może jednak Opatrz­
ność nad nią czuwa? Wszak właśnie dzisiaj przypada
najlepszy moment cyklu płodności. Dziś może począć
dziecko, którego dziadek domagał się w testamencie.
Mężczyzna, który ma jej w tym pomóc, przyjdzie do
hotelowego baru - dwanaście pięter poniżej pokoju,
do którego postara się go zaprosić.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin