niszczenienauki2.pdf

(270 KB) Pobierz
Microsoft Word - niszczenienauki2.doc
Józef Kossecki
P ROCES NISZCZENIA NAUKI POLSKIEJ
Część II
Okres gomółkowski 1
„W 1958 roku organy bezpieczeństwa zlikwidowały 20 organizacji młodzieżowych
uznanych za nielegalne, aresztując 160 osób w wieku 16-25 lat, zajmujących się głównie dru-
kiem i kolportażem ulotek i innych antypaństwowych napisów. W 1959 roku aresztowano za
podobne sprawy 62 osoby” 25 .
Jak widać za groźne antypaństwowe organizacje uważano niezarejestrowane przez
władze grupy młodzieży lub nawet wręcz dzieci, które miały odwagę głosić i upowszechniać
poglądy polityczne sprzeczne z narzuconym przez władze kanonem.
Aby poradzić sobie z opozycyjnie nastawioną młodzieżą nie wystarczyły same repre-
sje, trzeba było objąć kontrolą szkoły, a przede wszystkim wyższe uczelnie - gdyż to właśnie
studenci stanowili element najbardziej aktywny na polu opozycyjnym.
„W uczelniach decydowały o wszystkim nie tylko struktury partyjne, ale i ubeckie czy
esbeckie. Każda uczelnia miała swojego «opiekuna» w wiadomej komendzie, zwykle oficera
średniego stopnia; funkcjonował w niej też «łącznik», czyli młodszy oficer - oficjalnie asy-
stent lub adiunkt. Obydwaj kierowali siatką konfidentów oraz prowadzili nadzór personalny,
zajmując się m. in. tym, kto przejawia jakie poglądy i czy chodzi do kościoła. Oprócz tego, w
każdej szkole wyższej pracowali jako nauczyciele akademiccy oficerowie UB-SB, których «
fachowo» określano jako «pracujący pod przykrywką». Było ich w zależności od wielkości
uczelni - od kilku do kilkunastu; kiedyś w liście do jednego z czasopism pewna pani profesor
podała, że na UJ działało ich aż 32. Nie ujawniali oni swych pozycji, choć ta «tajemnica» nie
dawała się całkowicie ukryć; pozostając w stałym kontakcie z sekretarzami komitetów uczel-
nianych PZPR (zawsze z sekretarzami organizacyjnymi, nie zawsze zaś z I sekretarzami –
przyp. J. K.), mieli istotny wpływ na wszelkie nominacje oraz na zatrudnianie asystentów.
W komórkach administracyjnych szkół wyższych istniały też stanowiska, przeznaczo-
ne dla ukrytych funkcjonariuszy lub stałych «współpracowników». Z reguły - w działach
współpracy z zagranicą, a także w dziekanatach i studiach języków obcych. Każdy kandydat
na asystenta był oceniany wspólnie przez instancję partyjną i strukturę esbecką - profesor nie
1
25
Tamże, s. 167.
J. Kossecki, Wpływ totalnej wojny informacyjnej na dzieje PRL , Kielce 1999, s.203-220. Dodane przez autora:
tytuł, wyodrębnienie części I i pierwszy akapit. Części II-IV dodane i opisane przez Mirosława Ruska (Cz. II,
s.324-326, s.335-338; Cz. III, s.367-369, s.395; Cz. IV, s.423).
miał decydującego głosu, chyba że sam tkwił w tych układach. Przyszły asystent musiał mieć
«czyste konto» ideologiczne, należeć przynajmniej do ZSP, a najlepiej do ZMS – preferowa-
no «funkcyjnych» członków tych organizacji. Partyjność bądź obietnica «wstąpienia» do
PZPR odgrywały najważniejszą rolę. Nieliczne wyjątki dotyczyły np. przypadków, gdy kan-
dydat wywodził się z nieźle notowanej «rodziny profesorskiej» i sam wyznawał «naukowy
światopogląd»” 26 .
Placówki Polskiej Akademii Nauk były w analogiczny sposób kontrolowane przez
centralę MSW. Wyjazdy zaś zagraniczne, zwłaszcza na placówki, były kontrolowane na ana-
logicznych zasadach jak służba zagraniczna, której znaczna część była kadrowymi funkcjona-
riuszami MSW lub wojskowych tajnych służb. Np. w latach siedemdziesiątych istniała niepi-
sana, ale przestrzegana zasada, że w składzie osobowym Ministerstwa Spraw Zagranicznych
35% stanowili oficerowie wywiadu cywilnego, 15% to oficerowie wywiadu wojskowego, a
pozostali – tzn. 50% byli „niezapisani” 27 . Wśród tych „niezapisanych” byli protegowani in-
stancji partyjnych, osoby spokrewnione lub w inny sposób związane z dygnitarzami partyj-
nymi i państwowymi PRL, a także czasami autentyczni fachowcy - np. znający języki obce.
Cały ten niezwykle rozbudowany aparat walki informacyjnej był ociężały i niespraw-
ny. Najczęściej zajmował się „mieleniem sieczki informacyjnej”, co najwyraźniej uwidocz-
niało się na odcinku walki z autentyczną profesjonalną działalnością obcych wywiadów - i to
przez cały okres istnienia PRL. Najlepiej świadczyć o tym mogą, zawarte w Informatorze o
osobach skazanych za szpiegostwo w latach 1944-1984 wydanym w 1986 r. w Warszawie
przez Biuro „C” MSW, dane na temat osób skazanych za szpiegostwo w okresie 1944-1984 r.
(a więc przez prawie cały okres istnienia PRL). Według tego Informatora w latach 1944-1984
za działalność szpiegowską w PRL aresztowano i skazano 2168 osób. Wśród nich – według
H. Piecucha – „(...) rzeczywistych agentów obcych wywiadów jest jednak nie więcej niż 350-
400. Pozostałe osoby to ofiary manipulacji służb specjalnych, sądów i prokuratury. Skazywa-
no na podstawie dowodów sfałszowanych lub istniejących jedynie w wyobraźni sędziów,
prokuratorów i pracowników bezpieki. Pod współpracę z wywiadem często podciągano dzia-
łalność niepodległościową, a nawet opozycyjną.
Ale nawet wśród tych 350-400 osób, szpiegów naprawdę groźnych można policzyć na
palcach jednej ręki, zaś asów było jeszcze mniej. Autor zna tylko dwóch, Jerzego Strawę i
Bogdana Walewskiego. Pierwszy został skazany na śmierć, drugi tylko na 25 lat więzienia.
Pierwszego powieszono, drugiego wymieniono. Wśród ujawnionych agentów przeciwnika nie
było ani jednej osoby rangi pułkownika Kuklińskiego. A przecież dobrze wiadomo, że tacy
ludzie w Polsce działali, nawet na bardzo wysokich stanowiskach. Ale nigdy nie dali się zła-
pać. Sprzyjała temu obowiązująca zasada, że ludzie należący do elity, czyli sitwy, są nieskazi-
telni, a jakiekolwiek wątpliwości na temat ich lojalności są nietaktem. Mówią o tym doku-
menty, np. Oświadczenie. Generał bryg. pil. Adam B... zajmuje tak poważne stanowisko w
ludowym Wojsku Polskim, że problem jego karalności nie może w ogóle wchodzić w grę. W
26
Z. Ż., Nauka po komunizmie , „Myśl Polska”, 2 sierpnia 1998 r.
27
Por. T. Kosobudzki, BEZPIEKA W MSZ - Służby specjalne w polityce zagranicznej RP w latach 1989-1997 ,
Kielce - Warszawa 1998, s. 16.
związku z powyższym wysyłanie zapytań w tej sprawie do Rejestru Skazanych byłoby zbędną
formalnością...
Jeszcze mizerniej przedstawiają się osiągnięcia służb wojskowych – Informacji i
WSW. 28
Ważnym terenem ścierania się wpływów narodowych i wolnomularskich z wpływami
komunistycznymi była nauka.
W okresie po 1956 r. podjęto pewne próby uzdrowienia sytuacji w nauce polskiej.
Wrócili na katedry usunięci wcześniej profesorowie, rozpoczęto szeroko zakrojoną wymianę
naukową z zagranicą (zahamowaną w latach poprzednich). Uzdrowienie nauki okazało się
jednak nie takie proste.
Przede wszystkim w polskiej nauce, a w szczególności humanistyce, zadomowiło się
już w tym okresie wielu pseudonaukowców, którzy w czasach stalinowskich rozpoczęli uła-
twioną i przyspieszoną karierę naukową (właściwie biurokratyczną imitację kariery nauko-
wej), a po 1956 roku byli nadal dobrze ustawieni politycznie i obrastali w tytuły, stopnie i
stanowiska, przede wszystkim zaś kontrolowali główne kanały awansu naukowego. Z kolei
starzy przedwojenni profesorowie z prawdziwego zdarzenia, którzy swój szczytowy okres
rozwoju mieli już za sobą, kształcili się i rozwijali naukowo wiele lat wcześniej i nauczyli się
stosować metodologię naukową, która w drugiej połowie XX wieku była już w dużej mierze
przestarzała; coraz częściej zdarzało się im, że nie mogli zrozumieć prac naukowych ze swej
dziedziny wydawanych za granicą, które teraz docierały do Polski – w okresie bowiem gdy
nauka polska była odcięta od kontaktu z nauką światową, w światowej humanistyce dokonał
się wielki postęp związany z szerokim stosowaniem metod matematycznych, cybernetyki oraz
z szerokim wykorzystywaniem wyników nowocześnie prowadzonych i opracowywanych
badań empirycznych. Trudno było starym przedwojennym naukowcom humanistom uczyć się
matematyki, cybernetyki i tym podobnych „nowinek”, woleli więc żyć w symbiozie z pseu-
donaukowcami stalinowskiego chowu. Jedni i drudzy starali się jak umieli szkolić następców
i wychowali ich „na obraz i podobieństwo swoje”. W rezultacie wychowano pokolenie huma-
nistów, które pod względem metodologicznym można nazwać pokoleniem „młodych starusz-
ków”, a w wielu wypadkach nawet i pseudonaukowców. Oczywiście były wyjątki od tej regu-
ły, ale nie one nadawały ton naszej oficjalnej humanistyce 41 .
Trzeba przy tym wyraźnie zaznaczyć, że nawet tradycyjna humanistyka polska nie
została w pełni odbudowana. Co prawda profesor Tadeusz Kotarbiński został w 1957 r. preze-
sem Polskiej Akademii Nauk, ale np. do programu szkół średnich nie wróciła jako obowiąz-
kowy przedmiot propedeutyka filozofii i wykładana dawniej w jej ramach psychologia. Usu-
nięte z programu studiów prawniczych prawo kanoniczne również nie zostało przywrócone
(usunięto je w okresie stalinowskim, chociaż bez jego znajomości trudno mówić o pełnej
28
H. Piecuch, Akcje specjalne , wyd. cyt., s. 406-407.
41
Jako przykład może tu służyć twórca polskiej cybernetyki Marian Mazur, który po 1956 roku mógł już swój
dorobek z zakresu cybernetycznej teorii układów samodzielnych - mający przełomowe znaczenie dla nauki
światowej - prezentować jawnie, ale musiał się tułać po różnych instytucjach naukowych, nie pozwolono mu
podjąć wykładów z cybernetyki na uczelni, a w końcu odmówiono przyznania tytułu profesora zwyczajnego
(tytuł zaś profesora nadzwyczajnego uzyskał dawniej za prace z zagadnień termoelektryczności).
wszechstronnej znajomości prawa); nie wróciła też do programu studiów prawniczych psy-
chologiczna teoria prawa ani socjologia prawa. W sądownictwie i naukach prawnych wpraw-
dzie oficjalnie potępiono stalinowską teorię dowodów A. Wyszyńskiego, ale w programie
studiów prawniczych nie wprowadzono jako osobnego przedmiotu nowoczesnej teorii dowo-
dów, poprzestając na głoszeniu zasady swobodnej oceny dowodów przez sędziego, ponieważ
zaś trudno jest sądom i organom ścigania obchodzić się bez pomocy jakiejkolwiek teorii do-
wodów, nic więc dziwnego, że w praktyce wymienionych organów PRL pokutowała nadal -
oczywiście nieoficjalnie - teoria A. Wyszyńskiego (tworząc jakby swoisty drugi obieg praw-
ny). Nie wróciła również usunięta w okresie stalinowskim z programu studiów ekonomicz-
nych psychologia gospodarcza (bardzo zemściło się to w okresie wprowadzania gospodarki
rynkowej po 1989 roku, gdyż psychologia gospodarcza to podstawa tego rodzaju gospodarki).
Można ogólnie stwierdzić, że w okresie po 1956 r. w polskiej humanistyce panował
dalej marksizm w jego poststalinowskim wydaniu, dopuszczono tylko pewne elementy nauki
niemarksistowskiej – ale tylko takie, które nie były w zasadniczy sposób sprzeczne z marksi-
zmem-leninizmem.
Ludzie, którzy przed 1956 rokiem zrobili karierę naukową, mieli nadal decydujący
głos zarówno przy układaniu programów studiów jak i w sprawach personalnych, byli bo-
wiem mężami zaufania politycznych dysponentów polskiej nauki. Zadbali też o to, aby swą
pozycję umocnić od strony formalnej, przyznając sobie różne stopnie i tytuły naukowe i
utrudniając awanse młodym ludziom, którzy mogli stanowić dla nich ewentualną konkuren-
cję. Rozbudowywano więc biurokratyczne procedury zdobywania i zatwierdzania stopni i
tytułów naukowych oraz ściśle kontrolowano wszelkie awanse w nauce - zwłaszcza zaś na
uczelniach.
Nie gardzono też donosami politycznymi i oszczerstwami, zaś w stosunku do LND,
która kultywowała prawdziwe nauki humanistyczne, jako podstawę kształcenia swych kadr,
użyto nawet represji policyjno-sądowych.
Oprócz tego na przełomie lat pięćdziesiątych i sześćdziesiątych dokonano posunięcia
bardzo groźnego dla rozwoju nauk technicznych (które ocalały ze stalinowskiego pogromu) -
zabroniono pracownikom politechnik (podobnie zresztą jak i innych uczelni) posiadania do-
datkowych etatów w przemyśle, budownictwie czy biurach projektowych. Wolno było nato-
miast – za specjalnym pozwoleniem – posiadać dodatkowe etaty w aparacie partyjnym, Pol-
skiej Akademii Nauk czy aparacie państwowym. Rezultat był taki, że pracownicy uczelni
technicznych stracili posiadane przedtem stałe kontakty z gospodarką i życiem technicznym
(o ile decydowali się pozostać na uczelni). Wyższe szkolnictwo techniczne w znacznej mierze
oderwało się wówczas od praktyki.
Kiedy po 1956 roku rozpoczął się okres naszej wzmożonej wymiany naukowej z Za-
chodem, ośrodki kierujące w tym czasie nauką polską nie miały nowoczesnej koncepcji wy-
korzystania w naszym interesie tej wymiany. Taką koncepcję miał oczywiście wywiad SB
(polegała ona na kradzieży informacji) i on też w znacznym stopniu sterował wymianą na-
ukową z Zachodem w swoim interesie, a że nie był on zainteresowany w rozwijaniu polskiej
samodzielnej nauki (z tego MSW nie rozliczano), lecz raczej w wykorzystaniu naukowców do
celów rozpoznania ośrodków zachodnich, więc to sterowanie przez MSW wymianą naukową
z zagranicą nie wyszło na zdrowie naszej nauce.
Natomiast ośrodki zachodnie miały swoją koncepcję wykorzystania wymiany nauko-
wej z Polską i innymi krajami komunistycznymi - oczywiście w interesie własnym. Co więcej
dla zachodnich ośrodków walki informacyjnej nie było najważniejsze prowadzenie zwykłego
wywiadu naukowego, lecz kładziono nacisk na subtelną inspirację i propagandę socjologiczną
- a wobec tych działań PRL-owskie służby walki informacyjnej były właściwie bezbronne.
Przede wszystkim rozpoczęto kaperowanie najzdolniejszych polskich naukowców,
zwłaszcza młodych, z których wielu pozostało na Zachodzie m. in. dlatego, że ich rozwój
naukowy był w kraju hamowany przez starszych kolegów, wykształconych w okresie stali-
nowskim.
Jednakże od tego „drenażu mózgów” dla rozwoju nauki polskiej znacznie groźniejszy
był inny proces. Do najciekawszych, najistotniejszych badań dopuszczano na Zachodzie tylko
tych naukowców z krajów komunistycznych, którzy decydowali się pozostać na stałe za gra-
nicą lub byli swego rodzaju „mężami zaufania” (często wręcz agentami wywiadu naukowego)
odpowiednich ośrodków zachodnich. Reszta, a była ich większość, trafiała z reguły tam gdzie
prowadzono mało istotne (zwłaszcza z punktu widzenia zastosowań) badania, nie byli zaś
dopuszczani do badań istotnych.
W rezultacie, po zakończeniu swego pobytu na Zachodzie, nasi naukowcy przywozili
do kraju najczęściej mało istotną i mało użyteczną tematykę badawczą, jako rzekomo tematy-
kę, którą zajmuje się „nauka światowa”. Jeżeli zajmowali się taką tematyką - wówczas liczyli,
że ponownie zostaną zaproszeni na Zachód, zaś PRL-owski wywiad naukowy mógł być za-
dowolony, że rozpoznaje tematykę uprawianą w „nauce światowej”. Z biegiem czasu nastę-
pował wskutek tego proces swoistego „zamulania” naszej nauki drugorzędną problematyką, w
najlepszym razie stanowiącą przyczynkarstwo w stosunku do tego, co uprawiały różne na-
ukowe ośrodki zachodnie, w dodatku często nie najwyższej klasy.
Sytuacja ta była bardzo wygodna dla wszelkiego rodzaju miernot bez talentu, bowiem
uprawiając przyczynkarstwo można się było powoływać na „naukę światową”. Ludzie po-
zbawieni talentu i inwencji twórczej zdobywali coraz większe wpływy na nasze życie nauko-
we, dbając o zdobywanie wszelkiego rodzaju kwalifikacji formalnych i decydując zarówno o
sprawach personalnych jak i tematyce badań naukowych.
Tematy badań, o które dopominały się nasze ośrodki gospodarcze, były bardzo często
przez „światowców” spychane na boczny tor, albo wręcz blokowane – prowadząc takie bada-
nia nie można wszak było uzyskać zaproszeń od zagranicznych ośrodków naukowych, a więc
było się również mniej wartościowym dla wywiadu naukowego PRL-owskiego MSW.
Przyczynkarze zapatrzeni w „naukę światową” starali się też niejednokrotnie o zaj-
mowanie pozycji doradców różnych wpływowych osobistości politycznych, a następnie dbali
przede wszystkim o to, aby przypadkiem jakiś naukowiec z prawdziwego zdarzenia nie za-
groził ich pozycji.
Ośrodki zachodnie zajmujące się walką informacyjną umiały wykorzystywać tę sytu-
ację, podsuwając naszym naukowcom – zwłaszcza tym, którzy opracowywali ekspertyzy na
Zgłoś jeśli naruszono regulamin