Le baiser dernier.txt

(9 KB) Pobierz
Miałem złe przeczucia. Co mi mówiło, że stanie się co strasznego. Co, co całkowicie zmieni moje dotychczasowe życie.

Z każdym upływajšcym dniem, ten wesoły, czuły i delikatny mężczyzna, jakim byłe, całkowicie się zmienił. Twoje piękne ciemne oczy, stały się martwe i pozbawione tej tajemniczej iskry.

Umiech, co raz rzadziej pojawiał się na twojej twarzy.  Melodie, które tworzyłe stały się smętne i pozbawione tej dawnej energii. Naprawdę nie wiem, co się takiego stało, że tak się zmaniłe? Próbowałem to z ciebie wycišgnšć, przekonać cię by powiedział mi prawdę. Milczałe lub szybko zmieniałe temat. Dawniej mówilimy sobie wszystko, dzielilimy się swoimi radociami, tajemnicami, smutkami, dlaczego przestałe mi już ufać? A może ukrywasz to przede mnš, bo nie chcesz mnie martwić?

Nie odebrałe mojego telefonu ani pierwszego ani pištego. Przez to moja podwiadomoć zaczęła wyczuwać najgorsze. Znalazłem się przed twoim domem. Pukałem, dzwoniłem z dobrych parę minut. Cholera, co raz mocniej zaczšłem panikować. Przypomniałem sobie po chwili gdzie trzymasz dodatkowe klucze. Znalazłem je, drżšcymi palcami próbowałem wsunšć je do zamka, co było doć trudne, bioršc pod uwagę mój stan. W końcu udało mi się otworzyć drzwi
- Aiji!  krzyknšłem, ale nie dostałem do ciebie żadnej odpowiedzi.  Może, go nie ma?  szepnšłem, chwytajšc telefon, wybierajšc twój numer. Dwięk dzwonka dochodził z salonu, co oznaczało, że znajdowałe się w domu. Przecież, ty nigdy nie rozstawałe się ze swojš komórkš, byłe wręcz od niej uzależniony. Tylko, dlaczego nie odebrałe, nie stanšłe przede mnš? Moja panika zaczęła się wzmagać, przejmować nade mnš kontrole.

Przeszukałem prawie cały dom, aż w końcu znalazłem cię w łazience. Siedziałe przy cianie, w wietle jarzeniówki twoja twarz była strasznie blada.  Dopiero po chwili zauważyłem, że z twojej prawej dłoni wolnym strumieniem sšczy się krew. Znalazłem się przy tobie - Aiji
Oderwała wzroki od rany i spojrzałe mi prosto w oczy
- maya  złapałe mnie za rękę, gdy chciałem wybrać numer pogotowia  Nie. Daj mi umrzeć
- Nie! Nie mogę ci na to pozwolić  mówię, chcšc przełożyć telefon do drugiej wolnej dłoni. Wyrywasz mi go i rzucasz nim o drzwi. - Aiji - spojrzałem na ciebie. Byłem przerażony widzšc twojš, co raz to bledszš twarz, oraz  to jak z każdš upływajšcš sekundš opadasz z sił. - Proszę, daj sobie pomóc. Błagam - już nie mogłem powstrzymać łez, które spływały po mojej twarzy mocnymi strumieniami. - Aiji
Dotknšłe zakrwawionš dłoniš mojego policzka, głaskajšc go delikatnie  Przepraszam. Ja już nie chce dalej żyć, już nie mam do tego siły. maya ja nie mam, dla kogo dalej go cišgnšć, zrozum jestem nikim. Rozumiesz, maya?
- Nie. To nie prawda. Masz dla kogo żyć. Masz kogo, kto cię potrzebuje. Ja cię potrzebuje. Nawet nie wiesz jak bardzo  obrysowałem palcami linię twojej szczęki i ust  Aiji jakocham cię. Od tak dawna i tak bardzo mocno. Proszę daj sobie pomóc. Nie zostawiaj mnie, proszę
- maya  szepnšłe, a ja cię pocałowałem
Osunšłe się po cianie, twoje ciało legło na zimnych kafelkach.
- Nie!! Proszę Aiji. Nie zostawiaj mnie. Obud się bałagan! Otwórz oczy proszę. Nie zostawiaj mnie!! chwyciłem cię w ramiona, przyciskajšc twoje martwe ciało do mojego. Całujšc twoje zimne, skostniałe wargi.  Boże, dlaczego mi go zabrałe?! Co ja ci takiego zrobiłem?!  Odpowied, dlaczego?!

Stałem się niczym zombie. Chodziłem, mówiłem, jadłem, spałem robiłem to wszystko niczym automat. Od twojej mieci, zamieszkałem w twoim mieszkaniu. Wchodzšc do łazienki, nie mogłem, nie potrafiłem nie uronić łez. Choć nie ma cię przy mnie, ja wcišż czuję twojš obecnoć. Z twojego łóżka i z ubrań powili zaczšł wietrzeć twój zapach. Choć miałem, kupowałem twoje ulubione perfumy, to i tak nie było to samo. Twój zapach to nie tylko one, ale kilka innych czynników. Oglšdanie naszych clipów, DVD, wywiadów. Słuchanie skrzynki pocztowej i automatycznej sekretarki pomagały mi zapamiętać barwę twojego głosu. Twoje gitary sš dla mnie niczym więtoć. Symbolem czego, co było najważniejsza częciš ciebie. Czasem brałem jednš z nich do ręki, grajšc nasze stare utwory.

Minuta po minucie, dzień po dniu, miesišc za miesišcem, miały mi jak na zwolnionym filmie. A ja, co raz częciej zastanawiałem, rozważałem możliwoć odebrania sobie życia. Tak bardzo chciałem znów być przy tobie, a jedynym sposobem by tego dokonać jest włanie samobójcza mierć . U nas w Japonii nikt tak naprawdę nie nosi broni, ale jak to się mówi dla chcšcego nic trudnego.  Po kilku dniach udało mi się zakupić stary rewolwer. Tak chcę zagrać w Rosyjska Ruletkę. Postanawiajšc, że jeli nie uda mi się siebie zabić w trzeciej próbie. Odsunę do siebie myli samobójcze i zacznę żyć od nowa. Oczywicie nie chciałem dalej żyć, bo dłużej bez ciebie nie wytrzymam.

Dzi w nocy, było podobnie jak w tamtš noc. Noc twojej mierci. Usiadłem na tym samym miejscu w łazience, w którym widziałem cię po raz ostatni. Nabiłem broń, zakręciłem. Choć moja dłoń drżała doć mocno, przystawiłem lufę do skroni, pocišgnšłem za spust i nic. Za drugim razem tak samo  Ja chcę znów być przy tobie. Błagam cię nie odbieraj mi szansy połšczenia się z tobš. Ja chcę umrzeć, tak bardzo tego chcę  poprosiłem wpatrujšc się w sufit. Przymknšłem powieki  Aiji  szepnšłem twoje imię, wolno pocišgajšc za spust

Zerwałem się z wanny. Co ja tu robię? Przecież powinienem już nie żyć i być w twojej łazience a nie w swojej? Co jest? Przebrałem się w pierwsze lepsze ciuchy. Spojrzałem na zegarka na jego wywietlaczu wywietliła się za piętnacie dziewišta. Mrugnšłem, ale godzina wcišż była taka sama. Na kalendarzu ciennym i w komórce za widniała data 15 marca 2009r, czyli dzień twojej mierci. Cholera, co jest? Czyży to był tylko zły koszmar? Na jaki czas odetchnšłem z ulgš.
 
Zadzwonił telefon, nie zdšżyłem do niego podejć, wiec odezwała się automatyczna sekretarka.
maya mam nadzieje, że Aiji jest z tobš?
Podniosłem słuchawkę  Nie. Nie ma go ze mnš. Co się stało?
- Nie odbiera ode mnie żadnych telefonu, ani gdy dzwonie na stacjonarny ani na komórkę.
- Spróbuje się z nim skontaktować.
- Dobra. Pamiętaj, że jutro macie wywiad.
Odłożyłem słuchawkę. Wybrałem twój numer, tak jak w tym koszmarze nie odebrałe nawet za pištym razem. Kurde, a jeli to, co mi się niło, było czym na kształt wizji? Jeli ty naprawdę będziesz próbował popełnić samobójstwo? Nie, nie będę się nad tym dużej zastanawiać. Pojadę do twojego mieszkania.
 
Znalazłem się pod nim w przecišgu piętnastu minut. Od razu zabierajšc się za szukanie kluczy. Znalazłem je i wepchnšłem do zamka, przekręcajšc go i otwierajšc drzwi. Musilem się upewnić, dlatego zadzwoniłem do ciebie, jeszcze raz. Dwięk twojego telefonu zabrzmiał w salonie. Wepchnšłem komórkę do kieszeni, od razu ruszajšc w stronę łazienki. Znalazłem cię tam. Siedziałe na podłodze, trzymajšc scyzoryk przy nagarsku prawej ręk.i
- Aiji, odwaliło ci!  Krzyknšłem na ciebie, wyrywajšc z twojej dłoni scyzoryk  Co ty chcesz do cholery zrobić?!  Chwyciłem cię za ramiona i podniosłem.
- m-maya j-ja  zaczšłe się jškać.
- Co ty?! No kurwa, co?!  Nie wiem, dlaczego to zrobiłem, ale uderzyłem cię w twarz  Jak mi powiesz, że nie masz, po co, ani dla kogo żyć. Albo, że nikt cię nie potrzebuje, lub jestem nikim. To nie ręczę za siebie! Czy ty tak w ogóle mylisz?! Zabijesz się i co dalej?! Czy ty już naprawdę do reszty zgłupiałe?!
- maya, ale - znów ci się dostało
- To prawdš?! Ty się do kurwy nędzy zastanów, co ty pierdzielisz?! Nikt cię nie potrzebuje? A ja, to co niby kurde jestem duch?! Nawet nie wiesz, jak ja cię potrzebuje, jak bardzo mi na tobie zależy. Czy ty tego nie widzisz?  Pocałowałem cię - Nie widzisz tego, że cię kocham?! Jeli by z sobš skończył, ja zrobiłbym to samo. Rozumiesz? Bez ciebie moje życie nie ma sensu  chwyciłem twojš twarz w dłonie  Musisz żyć, jak nie dla siebie to dla mnie.
- maya ja mylałem, że ty  Znów cię pocałowałem.
- Jak mogłe pomyleć, że cię nie kocham? Gdybym ci to mocniej okazał, to nigdy by nie próbował się zabić. Aiji trzeba było się mnie o to spytać. Jakby się zebrał na odwagę, to dawno bylibymy już razem.
Nie mogłem już dłużej wytrzymać, musiałem mieć cię całego. Od tak dawna chciałem cię całować, kochać się z tobš. A teraz skoro mam tš szanse, to nie mogę jej nie wykorzystać.
 
Położyłem cię na łóżku, zatapiajšc się po raz kolejny w twoich ustach. Całowałem cię nie spiesznie i doć delikatnie. Wiem, ze nie jeste z porcelany, ale ja chcę się z tobš kochać w ten sposób. Jęknšłe, kiedy musnšłem swoim językiem o twój. Drżšcymi palcami zaczšłem odpinać twojš koszulę. Składajšc drobne pocałunki na każdym odkrytym skrawku twojej skóry. Szeptałe na przemian mojš ksywkę i imię. Twój szept działam na mnie o wiele mocniej niż wszystkie afrodyzjaki wiata. Przejechałem językiem po twoim podbrzuszu. Odpinajšc klamrę od paska. Na powrót całujšc twoje genialnie skrojone usta. Rozpišłe mojš koszule, sunšc dłoni po moim brzuchu, przenoszšc je pónej na plecy
- Kocham cię  te dwa słowa powtarzałem niczym mantrę. Chcš ci przez to przekonać, że moja miłoć do ciebie jest prawdziwa i niepowtarzalna. Wzišłem cię w usta, wygišłe się pod wpływem tego doznania. Chciałem dać ci jak najwięcej przyjemnoci, to się dla mnie najbardziej liczyło. Doszedłe w moje usta. Sam rzuciłem z siebie ubranie. Nie chciałem w ciebie wchodzić, bo od tak dawna sam marzyłem o tym by poczuć cię w sobie. Od razu się na ciebie nabiłem, mocno zagryzajšc dolnš wargę. Jednym ruchem znalazłem się pod tobš. Ruszałe się we mnie, jednoczenie całujšc mnie w usta. Ból szybko minšł, ustępujšc przyjemnoci. Wsunšłe swojš dłoń miedzy nas, zaciskajšc i symulujšc mojš męskoć. Po wszystkim wtuliłem się w ciebie, a ty głaskała mnie po włosach.
 
Od tego momentu ws...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin