Grażyna - Adam Mickiewicz.pdf

(174 KB) Pobierz
Microsoft Word - Dokument1
The Project Gutenberg EBook of Grazyna, by Adam Mickiewicz
This eBook is for the use of anyone anywhere at no cost and with
almost no restrictions whatsoever. You may copy it, give it away or
re-use it under the terms of the Project Gutenberg License included
with this eBook or online at www.gutenberg.net
Title: Grazyna
Powiesc Litewska
Author: Adam Mickiewicz
Release Date: February 22, 2009 [EBook #28153]
Language: Polish
Character set encoding: UTF-8
*** START OF THIS PROJECT GUTENBERG EBOOK GRAZYNA ***
Produced by Jimmy O'Regan, Ewa Jaros and the Online
Distributed Proofreading Team at http://dp.rastko.net
(Produced from images generously made available by CBN
Polona http://www.polona.pl)
[Str. 1]
GRAśYNA.
[Str. 3]
GraŜyna.
POWIEŚĆ LITEWSKA
przez
ADAMA MICKIEWICZA.
CHICAGO, ILLS.
325665448.001.png 325665448.002.png
NAKŁADEM I DRUKIEM WŁAD. DYNIEWICZA,
1895.
[Str. 5]
GRAśYNA.
Powieść Litewska przez Adama Mickiewicza.
Coraz to ciemniej, wiatr północny chłodzi,
Na dole tuman , a miesiąc wysoko
Pośród krąŜącej czarnych chmur powodzi
We mgle niecałe pokazywał oko.
I świat był nakształt gmachu sklepionego,
A niebo nakształt sklepu ruchomego—
KsięŜyc, jak okno, którędy dzień schodzi.
Zamek na barkach nowogrodzkiej góry
Od miesięcznego brał pozłotę blasku;
Po wałach z darni i po sinym piasku
Olbrzymim słupem łamał się cień bury,
Spadając w fossę, gdzie wśród wiecznych cieśni
Dyszała woda z pod zielonych pleśni.
Miasto juŜ spało, w zamku ognie zgasły;
Tylko po wałach i po basztach straŜe
Powtarzanemi płoszą senność hasły.
Wtem się coś zdala na polu ukaŜe:
Jakowiś ludzie biegą tu po błoniach;
A gałąź cieniu za kaŜdym się czerni
A biegą prędko, muszą być na koniach,
A świecą mocno, muszą być pancerni.
ZarŜały konie, zagrzmiała podkowa,
Trzej to rycerze jadą wzdłuŜ parowa.
Zjechali, stają, a pierwszy z rycerzy
Krzyknie, i w trąbkę mosięŜną uderzy.
Uderzył potem raz drugi i trzeci,
StraŜnik mu z baszty rogiem odpowiada;
Brzękły wrzeciądze, pochodnia zaświeci,
I most zwodzony z łoskotem opada.
Na tentent koni zbiegli się straŜnicy,
Chcąc bliŜej poznać i męŜa i stroje.
Pierwszy mąŜ jechał w zupełnej zbroicy,
Jaką zwykł Niemiec przywdziewać na boje;
I krzyŜ miał czarny na białej kapicy,
325665448.003.png 325665448.004.png
I krzyŜ na piersiach u złotej pętlicy,
Trąbkę na plecach, kopię u toku,
RóŜaniec w pasie i szablę u boku.
[Str. 6] Poznali męŜa Litwini z tych znaków;
Więc cicho jeden do drugiego szepce:
"To jakiś urwisz od zgrai KrzyŜaków;
Tuczny, bo pruską krew codziennie chłepce.
O, gdyby nie był tu nikt więcej z warty,
Zarazby w bagnie skąpał się ten plucha;
AŜ pod most pięścią zgiąłbym łeb zadarty!—
Tak oni mówią; on niby nie słucha:
Lecz musiał słyszeć, bo się bardzo zdumiał,
A chociaŜ Niemiec, Litwina rozumiał.
"KsiąŜę jest w zamku?" "Jest, lecz o tej porze
Bardzoście wasze poselstwo spóźnili;
Dziś nie moŜecie stawić się we dworze,
Chyba na jutro." "Jutro? ani chwili!
Zaraz, natychmiast, choć w spóźnioną porę,
Litaworowi o posłach donieście;
Niebezpieczeństwo na mą głowę biorę,
A wy dla znaku pierścień tylko weźcie.
Nie trzeba więcej! skoro ujrzy godło,
Pozna, kto jestem, i co nas przywiodło."
Cichość do koła, zamek we śnie leŜy:
Co za dziw? Północ; jesienią noc długa—
Za cóŜ dotychczas w Litawora wieŜy
Lampa, jak gwiazdka, między kratą mruga?
Wszak dziś powrócił, jeździł w kraj daleki:
Snu potrzebują troskliwe powieki.
On przecie nie śpi. Posłano na zwiady:
Nie śpi; lecz Ŝaden z pałacowej straŜy,
Ani z dworzanów, ani z panów rady,
Do progu jego zbliŜyć się nie waŜy.
Daremnie poseł i grozi i prosi:
Groźba i proźba na nic się nie przyda;
Kazano wreszcie obudzić Rymwida.
On wolę pańską nosi i odnosi,
On głową w radzie, prawą ręką w boju,
Jego nazywa ksiąŜę drugim sobą:
W obozie, w zamku, jemu kaŜdą dobą
Wstęp do pańskiego otwarty pokoju.
W pokoju ciemno, i tylko od stoła
Kaganiec światłem konającem płonął.
Litawor chodził po gmachu dokoła,
A potem stanął i w myślach utonął.
Słucha co Rymwid o Niemcach powiada,
Ale mu na to nic nie odpowiada;
To się rumieni, to wzdycha, to blednie,
Wydając twarzą troski niepowszednie.
Poszedł ku lampie, Ŝeby ją poprawił;
[Str. 7] Wrzekomo poprawia, a do głębi ciśnie:
Wcisnął nareszcie i całkiem zadławił—
Nie wiem, przypadkiem, czyli teŜ umyślnie.
Snać, Ŝe poskromić nie mógł wnętrznej wrzawy,
I w pogodniejsze wystroić się lice;
A jednak nie chciał, by sługa z postawy
Zgadnął pańskiego serca tajemnice.
Znowu komnatę obchodzi do koła;
Lecz kiedy okna kratowane mijał,
Widna przy blasku miesięcznego koła,
Co się przez szyby i kraty przebijał—
Widna posępność zmarszczonego czoła,
Przycięte usta, oczu błyskawica,
I surowego zagorzałość lica.
Potem w róg gmachu zwraca się z pośpiechem,
KaŜe podwoje zamknąć Rymwidowi.
Siadł, i z kłamliwą spokojnością mówi,
Szyderskim mowę zaprawując śmiechem:
"Wszak mi sam z Wilna przywiozłeś Rymwidzie,
śe Witołd, pan nasz moŜny i łaskawy,
Miał mię podwyŜszyć ksiąŜęciem na Lidzie,
I spadłe dla mnie po Ŝonie dzierŜawy,
Jak swoję własność, lub zdobycze cudze,
Litaworowi podarował słudze?"—
"To prawda, ksiąŜę—" "My więc po te dary
Jako przystało, wystąpimy godnie.
KaŜ wynieść na dwór ksiąŜęce sztandary,
Zapalić w zamku ognie i pochodnie.—
Gdzie są trębacze? niechaj o północy
Zjadą na miasto, a stanąwszy w rynku,
Na cztery wiatry trąbią z całej mocy,
A póty będą trąbić bez spoczynku.
Póki się wszystko rycerstwu rozbudzi.
Niech kaŜdy piersi zbroją ubezpiecza,
Nasadzi groty i pociągnie miecza.
Zgotować Ŝywność dla koni i ludzi:
KaŜdemu z męŜów zgotuje niewiasta,
Ile zjeść moŜna od ranka do zmroku.
Czyj koń na paszy sprowadzić do miasta,
Nakarmić i wziąść na drogę obroku;
A skoro słońce z Szczorsowskiej granicy,
Pierwszym promieniem grób Mendoga draśnie,
Czekać mię rzeźwo, zbrojno i zapaśnie."
Tak mówi ksiąŜę. Wprawdzie jego mowa
Zaleca zwykłe do drogi przybory;
Lecz za co nagle, i niezwykłej pory?
[Str. 8] Dla czego postać była tak surowa?
A kiedy mówił, choć gwałtowne słowa
Biegą, Ŝe jedno drugiego nie ścignie;
Zda się, jakoby wyszła ich połowa,
A reszta w piersiach przytłumiona stygnie.
Ta postać coś mi niedobrego wróŜy,
I głos ten myśli upojnej nie słuŜy.
Umilkł Litawor: zdało się, Ŝe czeka,
Az Rymwid z wziętem odejdzie rozkazem.
I Rymwid milczy, a odejście zwleka;
Bo to co słyszał, i co widział razem,
Kiedy stosuje i waŜy w rozumie,
Z lekkich słów cięŜką rzecz odgadnąć umie.
Ale cóŜ pocznie? Zna, Ŝe ksiąŜę młody
Namowom cudzym mało daje ucha,
I nie lubiący w długie brnąć wywody,
Zamiary knuje w swojej głębi ducha;
A skoro uknuł, nie dba na przeszkody,
I hamowany tem sroŜej wybucha.
Lecz Rymwid, jako wierna panu rada
I zacny rycerz w litewskim narodzie,
Zapewne hańbie niemałej podpada,
Gdzieby powszechnej nie zabieŜał szkodzie,
Milczeć, czy radzić? na dwoje myśl dzieli,
Waha się; w końcu na drugie ośmieli.
"Panie! gdziekolwiek chęci twoje godzą,
Nigdyć na ludziach i koniach nie zbędzie;
WskaŜ tylko drogę, my za twoją wodzą,
Nie patrząc kędy, gotowi iść wszędzie
I Rymwid pewnie nie przyjdzie ostatni.
Ale, o panie, na róŜnym miej względzie
Pospólstwo ślepe, twoich rąk narzędzie,
I męŜów, którzy na coś więcej zdatni.
Bo i twój ojciec, choć lubił sam z siebie
Wyciągać skrycie przyszłych dzieł osnowy;
Jednak, nim gminne miecze ku potrzebie,
Wprzódy ku radzie mądre wzywał głowy;
Kędym ja nieraz z wolnem zdaniem siadał,
A com umyślił, śmiało wypowiadał!—
Więc i dziś, wybacz, jeźli w szczerym głosie
Zeznam, co serce ustom przekazało:—
Długo ja Ŝyłem, i na siwym włosie
Dźwigam i czasów i czynów niemało;
Zgłoś jeśli naruszono regulamin