Łysiak Waldemar - Talleyrand - droga Mefistofelesa.pdf

(904 KB) Pobierz
238802578 UNPDF
Waldemar Łysiak
Talleyrand - droga mefistofelesa
Książkę tę, której tematem są trzy
główne siły motoryczne: władza,
pieniądze i seks — dedykuję
politykom.
„ Rozumny książę nie powinien być lojalny, jeżeli prak-
tykowanie lojalności, dotrzymywanie przyrzeczeń, mogło-
by zaszkodzić mu, a także wtedy, kiedy wygasły już powo-
dy, dla których dał słowo. Lecz będąc kłamcą i obłudni-
kiem, trzeba dobrze maskować ową naturę lisa, upiększa-
jąc swoje wiarołomstwo. Kto zręczniej gra uczciwego, ten
lepiej na tym wychodzi. Kto wie o tej prawdzie, ten sku-
teczniej będzie łamał dawane przez siebie uroczyste przy-
sięgi i szczęśliwiej będzie kultywował przeniewierstwo (...)
Książę zatem nie musi posiadać cnót, a nawet nie powi-
nien ich mieć, gdyż z reguły przeszkadzają, wszelako wi-
nien udawać, że je ma i że kieruje się dobrem. Dla za-
chowania władzy łub wpływów trzeba traktować moralność
nie lepiej niż kobietę luźnych obyczajów'
Mikołaj Machiavelli, „Książę"
Korsykanina Bonapartego — chociaż było tylu
świetnych rywali do chwały złotomedalowej (Alek-
sander Wielki, Hannibal, Cezar, Karol XII, Fryde-
ryk Wielki i inni) — historia mianowała „bogiem
wojny", najlepszym wodzem wszech czasów. Któż
winien nosić laur „boga polityki"! Jej bezkon-
kurencyjnym teoretykiem mianowano Włocha Ma-
chiavellego (za jedną tylko rozprawę dydaktyczną
— za „Księcia"), i tutaj nie ma rozbieżności, pa-
nuje zgoda historyków oraz politologów. A w prak-
tyce? Kto był praktycznym numerem 1 w dziedzi-
nie polityki stosowanej? Współczesna moda ame-
rykańska wskazuje księcia Klemensa Lothara Met-
ternicha (austriackiego męża stanu sprzed dwustu
lat, ministra i kanclerza służącego Habsburgom),
a to dlatego, że lansuje go pan Kissinger, którego
Jankesi uważają (z trudnych do zrozumienia przy-
czyn) za polityka bardzo dużego formatu. Wszela-
ko większość ekspertów jest innego zdania niż Kis-
singer (Kissinger doktoryzował się rozprawą o Metternichu, co wszystko
tłumaczy). Wskazują bezapelacyjnie Francuza, księcia Karola Maurycego
de Talleyrand-Perigord.
Wszelkie cnoty i wszelkie grzechy uważane dziś przez krytyczną opinię
publiczną za typowe dla polityków, znajdowały w Talleyrandzie pierwszo-
rzędnego wyraziciela. Był równie mistrzowski jako rycerz racji stanu i ja-
ko sabotażysta racji stanu, jako cichy manipulator i jako głośny propagan-
dysta, jako orędownik finansów państwa i jako złodziej grosza publiczne-
go, jako filantrop i jako notoryczny łapownik. Jego nazwisko stało się sy-
nonimem polityka; Marian Hemar swój wiersz „Propaganda" (1946) za-
czął od wersu: „Cóż uzyskają zręczne Talleyrandy?...". Dzisiejszy szary
obywatel nie bez przyczyny sądzi, że „zręczne Talłeyrandy", czyli poli-
tycy, uzyskują głównie prywatne korzyści, i że wyłącznie dlatego parają
się polityką. Hasło TKM („ — Teraz, k...., my!") stanowi swoiste logo
politykierskiego fachu. Owo „teraz" wyznacza moment dorwania się do
władzy, czyli do „koryta" vel do „żłobu" (start „zbijania szmalu"), a cha-
rakterystyczną pierwszą reakcją na wieść o zwycięstwie wyborczym jest
10
uzmysłowienie kumplom: „ — Teraz, chłopaki, będziemy tłuc dużą ka-
sę!". Książę de Talleyrand-Perigord, biskup Autun, mieści się i w tym
prostackim modelu. Chociaż miał opinię człowieka wzorowo dystyngowa-
nego, bezbłędnie kryjącego swe emocje — gdy pierwszy raz został minis-
trem, nie wytrzymał, i niby pijany parobek, którego uszlachcono, klepał
plecy kolesiów, krzycząc: „ — Teraz dopiero zbijemy fortunę, wielką for-
tunę!", czyli identycznie jak to czynią dzisiaj chamy nobilitowane przez
demokrację na polityków ergo „mężów stanu". Był więc politykiem kom-
pletnym według dzisiejszych (lub może raczej nieśmiertelnych) standar-
dów, dysponował wszystkimi typowymi plusami i minusami.
Warto tu uściślić terminologię. Talleyrand nie był mistrzem polityki rzą-
dzącej (dwukrotnie sprawował urząd prezesa rady ministrów, każdorazo-
wo bez rewelacji, gdyż brakowało mu talentów organizacyjnych, dyspo-
nenckich i biurokratycznych); był raczej wirtuozem polityki negocjacyjnej
(układy), intryganckiej (spiski), wreszcie przedstawicielskiej (ambasady),
co sprawia, że należy go zwać wszechczasowym „królem dyplomatów".
Został w tej mierze istotnie geniuszem niezrównanym, dzięki predyspozy-
cji wrodzonej — urodził się dyplomatą (negocjatorem i konspiratorem),
tak jak Mozart urodził się artystą (grajkiem i kompozytorem). Bez pre-
dyspozycji władczych, bez żelaznej siły charakteru, nie mógł Talleyrand
zostać sternikiem państwa (jak Richelieu czy Mazzarini). Zamiast kręgo-
słupa żelaznego natura dała biskupowi Autun gumę, czyli giętkość. Kunszt
negocjacyjny „króla dyplomatów" bazował m.in. na świetnym zrozumie-
Zgłoś jeśli naruszono regulamin