ŚLUZA.txt

(538 KB) Pobierz
Alistair MacLean
   
luza
   
(Floodgate)

Przełożył Jarosław Kotarski
   
Davidowi i Judy

Wstęp
   
   Dwa dziwne i w sumie podobne zdarzenia, jakie miały miejsce nocš trzeciego lutego, dotyczyły magazynów wojskowych i nie miały ze sobš żadnych wyranych zwišzków.
   Wydarzenie w De Doorns w Holandii było tajemnicze, widowiskowe i tragiczne zarazem, to drugie w Metnitz w RFN było o wiele mniej tajemnicze, zgoła nie widowiskowe, a nawet odrobinę komiczne.
   Na warcie przy znajdujšcym się w bunkrze holenderskim magazynie amunicji, o półtora kilometra na północ od De Doorns, znajdowało się trzech ludzi. Dwaj mieszkańcy wioski, którzy owej nocy cierpieli na bezsennoć, zameldowali o strzelaninie z broni maszynowej  potem okazało się, że strażnicy byli uzbrojeni w takie pistolety  a następnie o potężnym wybuchu. Na miejscu okazało się, że krater miał szećdziesišt metrów szerokoci i dwanacie głębokoci. Domy w wiosce zostały mocno uszkodzone, ale nikt z mieszkańców nie zginšł.
   Najprawdopodobniej strażnicy otworzyli ogień do napastników i jaka zbłškana kula spowodowała eksplozję. Nie znaleziono żadnych ladów po strażnikach czy ewentualnych napastnikach.
   W RFN  Frakcja Czerwonej Armii  dobrze znana i doskonale zorganizowana grupa terrorystyczna owiadczyła, że to ona jest odpowiedzialna za atak na bazę w Metnitz i to jej członkowie bezproblemowo załatwili dwóch strażników przy magazynie amunicyjnym.
   Obaj żołnierze mieli być nietrzewi i kiedy intruzi wychodzili, podobno nakryli ich jeszcze kocami, bo noc była chłodna. NATO zaprzeczyło owiadczeniu o pijaństwie swoich żołnierzy, ale nic nie powiedziano o kocach. Intruzi owiadczyli, że zabrali z magazynu pokanš iloć broni  w tym też niektóre jej rodzaje znajdujšce się na utajnionych spisach broni NATO. Armia USA zaprzeczyła temu owiadczeniu.
   Prasa niemiecka zaczęła roztrzšsać całš sprawę. Jeli chodzi o kwestię infiltracji baz wojskowych, Frakcja Czerwonej Armii była rekordzistš.
   A jeli idzie o ochronę baz, armia amerykańska też jest rekordzistš, tyle że nieudolnoci: jej bazy sš najłatwiejszymi do opanowania.
   Frakcja Czerwonej Armii chlubi się swoim drobiazgowo przeprowadzanymi, akcjami. Tym razem podała do publicznej wiadomoci dokładnš listę broni skradzionej z Metnitz. Detale, jakie podano w licie a dotyczšce tajnej broni, nie zostały jednak nigdy opublikowane. Stwierdzono, że jeli owiadczenie było prawdš, armia amerykańska bezporednio lub też poprzez rzšd niemiecki wydała po prostu natychmiastowy zakaz publikacji tych informacji na łamach prasy.

Rozdział pierwszy
   
    To oczywiste, że jest to robota jakiego szaleńca  Jon de Jong, wysoki, szczupły i szpakowaty, ascetyczny dyrektor lotniska Schiphol wyglšdał doć żałonie, w jego słowach brzmiała nuta goryczy. Jednak okolicznoci, towarzyszšce sytuacji, w jakiej się obecnie znajdował, usprawiedliwiały w stu procentach jego zachowanie.  To czyste szaleństwo. Ten kto musi być wariatem, szaleńcem i maniakiem, by robić co tak obłędnego, idiotycznego i bezsensownego.
   Niczym zasuszony profesor, którego do złudzenia przypominał, de Jong miał słaboć do pedanterii oraz do nadmiernej tautologii w swych długich i obrazowych wypowiedziach.
    To wariat.
    Można przyznać temu rację  odparł de Graaf.
   Pułkownik de Graaf był barczystym mężczyznš słusznej wagi o mocno pomarszczonej smagłej twarzy, która dodawała mu powagi i idealnie pasowała do funkcji komisarza policji stolicy Holandii.  Rozumiem i zgadzam się z tobš, ale jedynie do pewnego stopnia z oczywistych względów. Wiem, jak się czujesz, przyjacielu. Twoje ukochane lotnisko  jedno z najlepszych w Europie
    Lotnisko w Amsterdamie jest najlepsze w Europie  ucišł de Jong, wpatrujšc się w przestrzeń.  To znaczy było.
    I będzie. Odpowiedzialny za to przestępca z pewnociš nie jest normalny, ale to jeszcze nie znaczy, że jest wariatem. Być może on cię nie lubi, czuje do ciebie jakš urazę. Może to były pracownik, zwolniony z pracy z jakiego powodu, który nie chce się pogodzić ze swoim losem. Może to jeden z mieszkańców przedmieć Amsterdamu, który doszedł do wniosku, że poziom decybeli, jaki powodujš przelatujšce samoloty, jest nie do zniesienia. Możliwe również, że to jaki miłonik przyrody, który słusznie zauważył, że spaliny z silników odrzutowców zanieczyszczajš atmosferę, tyle że wybrał nieortodoksyjnš metodę protestu. W naszym kraju jest cała masa miłoników przyrody.
   A może po prostu nie podoba mu się polityka naszego rzšdu.  De Graaf przeczesał dłoniš swoje szpakowate włosy.  Powodów może być wiele. Przypuszczam jednak, że ten człowiek jest równie normalny jak ty czy ja.
    Proszę się rozejrzeć, pułkowniku  rzekł de Jong zaciskajšc i rozluniajšc pięci oraz drżšc na całym ciele. Reakcje były odruchowe, choć spowodowane dwoma odmiennymi rzeczami: frustracjš i gniewem, jakie go ogarnęły, oraz powiewami lodowatego wiatru wiejšcego z północnego wschodu, znad Ijsselmeer (a wczeniej znad Syberii). Na dachu głównego budynku lotniska Schiphol z całš pewnociš odczuwało się to jeszcze bardziej przejmujšco niż gdziekolwiek indziej.
    Normalny człowiek? Tak jak ty czy ja? Czy ty lub ja moglibymy być odpowiedzialni za tę okropnoć? Proszę spojrzeć, pułkowniku.
   De Graaf rozejrzał się wokoło. Gdyby był dyrektorem lotniska, z całš pewnociš trudno byłoby mu patrzeć, nie czujšc żalu ciskajšcego go za serce. Lotnisko Schiphol po prostu znikło, skryło się pod powierzchniš lekko falujšcego jeziora, rozcišgajšcego się aż po horyzont.
   ródło powodzi można było dostrzec bez trudu: blisko olbrzymich zbiorników paliwa, w tamie ochronnej leżšcego na południu kanału widniała szeroka wyrwa. Szlam, muł i kamienie pokrywajšce powierzchnię grobli po obu stronach krawędzi wyrwy nie pozwalały wštpić, że uszkodzenie luzy nie nastšpiło z przyczyn naturalnych czy przypadkowych.
   Woda, która wlała się przez owš wyrwę miała równie widowiskowe jak niszczšce skutki. Budynki lotniska wytrzymały powód niemal bez szwanku, choć zalane zostały piwnice. Uszkodzenia jednakże urzšdzeń elektrycznych i elektronicznych okazały się doć poważne. Koszty przywrócenia budynku do stanu pełnej używalnoci na pewno będš wynosić miliony guldenów  pomylał de Graaf. Same budynki, choć zatopione, pozostały jednak nietknięte. Lotnisko Schiphol zbudowano solidnie i mocno zakotwiczono w terenie.
   Samoloty, niestety, kiedy nie latajš, sš bardzo delikatnymi maszynami i, rzecz jasna, nie bywajš w żaden sposób przymocowywane do podłoża. De Graaf na moment przymknšł oczy, by nie patrzeć na ten ciskajšcy serce widok. To, co działo się na płycie lotniska, mogło przypominać scenę z koszmarnego snu. Małe samoloty dryfowały na północ. Niektóre z nich, wcišż jeszcze utrzymujšc się na wodzie, kręciły się w kółko. Kilka znikło całkowicie w odmętach fal. Tuż ponad powierzchnię wody wystawały dwa stateczniki należšce najwyraniej do małych, jednosilnikowych maszyn, które pod wpływem naporu wody przechyliły się do przodu opierajšc obcišżonymi przez silniki dziobami o płytę lotniska. Kilka dwusilnikowych odrzutowców pasażerskich  737 i DC 9 oraz trzysilnikowych Trident 3 i 727 zostało rozrzuconych po całej płycie lotniska; ich dzioby wskazywały wszystkie strony wiata. Dwie maszyny przechyliły się na bok, dwie inne zostały częciowo zatopione  nad wodę wystawały jedynie górne fragmenty kadłubów, jako że ich podwozia nie wytrzymały naporu wody. Olbrzymie 747, tristary i DC 10 znajdowały się wcišż na swoich miejscach, co zawdzięczały jedynie swojej wadze, gdyż z zapasem paliwa ważyły od trzystu do czterystu ton. Dwa z nich przewróciły się na bok, bo prawdopodobnie potężna fala w mgnieniu oka oderwała ich podwozia. Nie trzeba było być specjalistš, by wiedzieć, że nadawały się tylko do kasacji: prawe skrzydła były wygięte w górę pod kštem jakich dwudziestu stopni, z lewych zostały tylko wyrwane mocowania do kadłubów  same płaty, całkowicie oddzielone od reszty maszyn skrywały fale.
   Kilkaset metrów dalej, na pasie startowym, wystawało spod wody podwozie fokkera friendshop próbujšcego w ostatniej chwili rozpaczliwie wystartować. Bardzo możliwe, że pilot nie widział zbliżajšcej się doń ciany wody, a być może zauważył jš i uznał, że nie ma nic do stracenia i mimo wszystko podjšł próbę ucieczki. Nie zdšżył jednak osišgnšć prędkoci potrzebnej do startu, zanim pochwyciła go fala. Nie ta główna, lecz poprzedzajšca jš niewielka, majšca może cztery lub pięć centymetrów wysokoci, ale wystarczyła, by z fokkera uczynić z tragicznym skutkiem wodnosamolot. Maszyna kapotowała i fale pokryły jš w mgnieniu oka.
   Samochody i ciężarówki obsługi lotniska po prostu znikły pod wodš.
   Jedynymi fragmentami pojazdów obsługi, które wystawały ponad powierzchnię fal, były trzy czy cztery stopnie schodków lotniczych i szczyt cysterny. Nawet końce dwóch rękawów, służšcych do wsiadania bezporednio z budynku lotniska, pogršżone były bezradnie w mrocznych odmętach.
   De Graaf westchnšł, potrzšsnšł głowš i zwrócił się do de Jonga, który niewidzšcymi oczami spoglšdał na zniszczone lotnisko, jak gdyby wcišż jeszcze nie rozumiał tego, co się wydarzyło.
    Masz rację, Jon. Obaj jestemy normalni i to niemożliwe, abymy mogli być sprawcami czego takiego. To wcale nie oznacza, że zbrodniarz odpowiedzialny za ten makabryczny dowcip jest niespełna rozumu. Dowiemy się tego  ten kto z pewnociš poinformuje nas, dlaczego to zrobił i zapewniam cię, że jego motywy będš jeli nie rozsšdne, to z całš pewnociš logiczne. Wiem, nie powinienem był użyć słowa dowcip  tak jak ty nie powiniene był użyć słów idiotycznego czy bezsensownego. Efekt, jaki to wydarzenie miało wywołać, był z góry zaplanowany, to nie było działanie jakiego pacjenta szpitala psychiatrycznego pod wpływem chwil...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin