Waltari Mika - Mikael 1 - Mikael Karvajalka.pdf
(
2119 KB
)
Pobierz
24917522 UNPDF
Mika Waltari
MIKAEL
Tom I: Mikael Karvajalka
Tłum:
Zygmunt Łanowski
CZ
ĘŚĆ
PIERWSZA
DZIECI
Ń
STWO
l
Urodziłem si
ę
w dalekiej krainie, któr
ą
opisywacze
ś
wiata nazywaj
ą
Finlandi
ą
. Ten pi
ę
kny i
rozległy kraj mało jest znany ludziom wykształconym: Na Południu wyobra
Ŝ
aj
ą
sobie,
Ŝ
e kraj
poło
Ŝ
ony tak daleko na Północy musi by
ć
surowy i nie nadaje si
ę
na mieszkanie dla ludzi i
Ŝ
e
jego mieszka
ń
cy s
ą
niecywilizowanymi dzikusami, którzy odziewaj
ą
si
ę
w skóry zwierz
ą
t i
Ŝ
yj
ą
w okowach poga
ń
stwa i zabobonów. Pogl
ą
d ten jest zgoła pocieszny.
Finlandia wcale nie jest biedna. Lasy pełne s
ą
tam zwierzyny, a w wartkich rzekach dokonuje
si
ę
wsz
ę
dzie zyskownych połowów łososia. Mieszczanie z Abo prowadz
ą
ruchliwy handel
zamorski, a ludno
ść
wybrze
Ŝ
a Zatoki Botnickiej zna si
ę
na sztuce budowania okr
ę
tów
dalekomorskich. Nie brak tam drzewa ani masztowych sosen i z Abo wywozi si
ę
do innych
krajów, oprócz suszonej ryby i skór oraz artystycznie wykonanych drewnianych naczy
ń
, tak
Ŝ
e
surowe
Ŝ
elazo wytopione z rudy pochodz
ą
cej z jezior w gł
ę
bi kraju. Wywóz suszonej ryby i
solonego
ś
ledzia jest tak bogatym
ź
ródłem dochodów,
Ŝ
e herezja pewnie dłu
Ŝ
ej si
ę
tu nie
utrzyma, gdy
Ŝ
lekcewa
Ŝ
y dni postu, a
ś
wi
ę
cenie postu według nakazów Ko
ś
cioła jest
nieodzownym warunkiem dobrobytu wielu fi
ń
skich mieszczan.
Tyle o kraju, gdzie si
ę
urodziłem i wyrosłem, a opowiadam o tym dlatego,
Ŝ
eby wykaza
ć
,
Ŝ
e
nie jestem pochodzenia poga
ń
skiego.
Pewnej nocy, pó
ź
nym latem, gdy miałem sze
ść
czy siedem lat
Ŝ
ycia, admirał Jutów, Otto
Ruud, przepłyn
ą
ł z flot
ą
niepostrze
Ŝ
enie obok twierdzy w Abo, omijaj
ą
c
ś
pi
ą
ce stra
Ŝ
e, i
zaskoczył handlow
ą
cz
ęść
miasta niespodziewanym atakiem o
ś
wicie. Straszliwa grabie
Ŝ
Abo
odbyła si
ę
w roku 1509, na pi
ęć
" lat przed beatyfikacj
ą
ś
wi
ę
tego Hemminga, wi
ę
c musiałem
zobaczy
ć
ś
wiatło dzienne w roku 1502 lub 1503.
2
Pami
ę
tam,
Ŝ
e ockn
ą
łem si
ę
w jakim
ś
ło
Ŝ
u. Przykryty owcz
ą
skór
ą
le
Ŝ
ałem w mi
ę
kkich
lnianych prze
ś
cieradłach, a wielkie psisko lizało mnie po twarzy. Gdy odsun
ą
łem jego pysk,
pies ogromnie si
ę
rozbawił i chwyciwszy mnie ostro
Ŝ
nie z
ę
bami za r
ę
k
ę
, chciał baraszkowa
ć
.
W jaki
ś
czas potem do ło
Ŝ
a podeszła chuda, szaro ubrana niewiasta, spojrzała na mnie
zimnymi szarymi oczyma i nakarmiła mnie zup
ą
. S
ą
dziłem,
Ŝ
e dostałem si
ę
do nieba, i wielce
byłem zdziwiony,
Ŝ
e kobieta nie ma skrzydeł anielskich. Tote
Ŝ
zapytałem nie
ś
miało:
— Czy jestem w niebie?
Dotkn
ę
ła moich dłoni, szyi i czoła dłoni
ą
tward
ą
jak deska i zapytała:
— Boli ci
ę
jeszcze głowa?
Obmacałem głow
ę
i spostrzegłem,
Ŝ
e jest obanda
Ŝ
owana. Nie czułem jednak
Ŝ
adnego bólu.
Zrobiłem wi
ę
c szybko znak przeczenia, ale natychmiast zabolało mnie mocno w karku.
— Jak si
ę
nazywasz? — spytała — Mikael — odparłem. Wiedziałem to dobrze, bo
ochrzczono mnie imieniem
ś
wi
ę
tego archanioła.
— Czyim synem jeste
ś
? — pytała dalej.
Zrazu zawahałem si
ę
, ale w ko
ń
cu powiedziałem:
— Mikaela Konwisarza! — I sam spytałem ciekawie:
— Czy naprawd
ę
jestem w niebie?
— Jedz zup
ę
— odrzekła zwi
ęź
le. — Ach tak, to
ś
ty syn Gertrudy... Przysiadła na brzegu
ło
Ŝ
a i pogłaskała mnie lekko po bol
ą
cym karku.
— Jestem Pirjo, córka Matsa z rodu Karvajalka — powiedziała. — Le
Ŝ
ysz w moim domu
i piel
ę
gnuj
ę
ci
ę
ju
Ŝ
od kilku dni...
Wtedy przypomniałem sobie nagle Jutów i wszystko, co si
ę
potem wydarzyło. I tak si
ę
zl
ą
kłem, usłyszawszy jej imi
ę
,
Ŝ
e nawet zupa ju
Ŝ
mi nie smakowała.
— Wi
ę
c jeste
ś
czarownic
ą
? — zapytałem, cho
ć
wcale nie miała wygl
ą
du wied
ź
my.
ś
achn
ę
ła si
ę
i zrobiła znak krzy
Ŝ
a.
— To tak mnie nazywaj
ą
za plecami? — zapytała ze zło
ś
ci
ą
. Ale opanowała si
ę
i wyja
ś
niła:
— Nie jestem wcale czarownic
ą
, tylko lecz
ę
ludzi. Gdyby Bóg i wszyscy
ś
wi
ę
ci nie obdarzyli
mnie zdolno
ś
ci
ą
uzdrawiania, i ty, i wielu innych zmarłoby w czasie tej kl
ę
ski.
Zawstydziłem si
ę
mojej niewdzi
ę
czno
ś
ci, ale z drugiej strony nie mogłem przecie
Ŝ
prosi
ć
jej
o przebaczenie, gdy
Ŝ
wiedziałem,
Ŝ
e jest na pewno słynn
ą
w Abo czarownic
ą
z rodu
Karvajalka.
— Gdzie s
ą
Jutowie? — zapytałem Odpowiedziała,
Ŝ
e odpłyn
ę
li przed kilku dniami,
zabieraj
ą
c z sob
ą
jako je
ń
ców ksi
ęŜ
y, ławników, radnych miejskich i zamo
Ŝ
niejszych
mieszczan. Abo było teraz biednym miastem, bo Jutowie w ci
ą
gu ostatnich lat grabili na
morzu najlepsze jego statki. A obecnie zrabowali nawet najcenniejsze kosztowno
ś
ci z
katedry. Powiedziała mi te
Ŝ
,
Ŝ
e ju
Ŝ
ponad tydzie
ń
le
Ŝę
w jej domu, trapiony gor
ą
czk
ą
i
bólami.
— Ale jak si
ę
tu znalazłem? — zapytałem wpatruj
ą
c si
ę
w ni
ą
, a w tej
Ŝ
e chwili ujrzałem,
Ŝ
e
jej głowa zmienia si
ę
w dobroduszny ko
ń
ski łeb. Nic si
ę
jednak nie zl
ą
kłem, bo wiedziałem,
Ŝ
e czarownice mog
ą
zmienia
ć
posta
ć
. Pies podbiegł do mnie, machaj
ą
c ogonem, i lizał mi
r
ę
ce, a ja znów widziałem moj
ą
gospodyni
ę
w ludzkiej postaci. Nie w
ą
tpiłem ju
Ŝ
dłu
Ŝ
ej,
Ŝ
e
jest czarownic
ą
, a równocze
ś
nie poczułem do niej du
Ŝ
e zaufanie.
— Masz ko
ń
sk
ą
twarz — powiedziałem nie
ś
miało.
Poczuła si
ę
tym dotkni
ę
ta, poniewa
Ŝ
, jak to zwykle kobiety, była pró
Ŝ
na, cho
ć
jej najlepsze
lata min
ę
ły ju
Ŝ
bardzo dawno. Opowiedziała mi,
Ŝ
e wykupiła si
ę
od grabie
Ŝ
y, wyleczywszy
ma
ś
ciami i masa
Ŝ
em Juta, kapitana okr
ę
tu, który skr
ę
cił stop
ę
, wyskakuj
ą
c z
Ŝą
dzy łupu jako
pierwszy na l
ą
d.
Trzeciego dnia grabie
Ŝ
y miasta jeden z Jutów przyniósł mnie do niej nieprzytomnego i
zapłacił jej trzy grosze srebrem?
Ŝ
eby mnie uleczyła. Ten miłosierny uczynek zrobił z
pewno
ś
ci
ą
dla zmazania swoich grzechów, bo spl
ą
drowanie katedry przyprawiło wielu Jutów
o ci
ęŜ
kie wyrzuty sumienia. Z opisu domy
ś
liłem si
ę
,
Ŝ
e był to ten sam człowiek, który zabił
mego dziadka i babk
ę
.
Opowiedziawszy mi, w jaki sposób dostałem si
ę
do jej domu, pani Pirjo dodała:
— Wyprałam twoj
ą
koszul
ę
z krwi, a portki wisz
ą
tam na kołku. Mo
Ŝ
esz si
ę
wi
ę
c ubra
ć
i i
ść
,
dok
ą
d chcesz, bo ja dotrzymałam obietnicy, a leczenie było warte wi
ę
cej ni
Ŝ
trzy grosze
srebrem.
Nie miałem na te słowa
Ŝ
adnej odpowiedzi. Ubrałem si
ę
i wyszedłem na podwórko. Pani
Pirjo zamkn
ę
ła drzwi chaty i poszła opatrywa
ć
chorych i rannych, którzy nie dostali si
ę
do
klasztoru lub do Szpitala
Ś
wi
ę
tego Ducha, i uznali,
Ŝ
e jak ju
Ŝ
koniecznie trzeba umiera
ć
,
lepiej to zrobi
ć
u siebie w domu. Siadłem na schodkach, w sło
ń
cu, bo nogi wci
ąŜ
jeszcze
miałem słabe od choroby, patrz
ą
c bezmy
ś
lnie na bujn
ą
letni
ą
traw
ę
i dziwne ro
ś
liny w
ogródku, i nie wiedz
ą
c, dok
ą
d mam pój
ść
. Pies przysiadł koło mnie, obj
ą
łem go ramieniem za
kark i zapłakałem gorzkimi łzami.
i Tak znalazła mnie pani Pirjo, gdy wróciła wieczorem do domu, ale zerkn
ę
ła tylko na mnie z
niech
ę
ci
ą
i weszła bez słowa do wn
ę
trza. Po chwili podała mi przez drzwi kawałek chleba ze
słowami:
— Rodzice twojej matki nieboszczki s
ą
ju
Ŝ
pochowani we wspólnym grobie razem z innymi
biedakami pomordowanymi przez Jutów. W całym mie
ś
cie panuje zupełny zam
ę
t i nikt nie
wie, od czego zaczyna
ć
na nowo. Kawki skrzecz
ą
ju
Ŝ
pod okapem twego domu.
Nie zrozumiałem znaczenia tych słów, ale ona wytłumaczyła mi je ja
ś
niej:
— Nie masz ju
Ŝ
domu, biedaku — powiedziała. — Nie mo
Ŝ
esz go odziedziczy
ć
, bo jeste
ś
nie
ś
lubnym dzieckiem twojej matki. Według ustnej obietnicy zło
Ŝ
onej przez Konwisarza
Mikaela, syna Mikaela, i jego mał
Ŝ
onk
ę
dla zbawienia ich dusz klasztor zabrał ich dom i
ziemi
ę
, na której stoi.
Tak
Ŝ
e i w tej sprawie nie miałem nic do powiedzenia. Ale w chwil
ę
pó
ź
niej pani Pirjo wyszła
do mnie jeszcze raz i wetkn
ą
wszy mi w dło
ń
trzy grosze srebrem powiedziała:
— We
ź
twoje pieni
ą
dze! Niech mi si
ę
to liczy na S
ą
dzie Ostatecznym za zasług
ę
,
Ŝ
e z
miłosierdzia i bez ch
ę
ci zysku uzdrowiłam ci
ę
, biedaku, cho
ć
mo
Ŝ
e byłoby lepiej,
Ŝ
eby
ś
umarł. A teraz ju
Ŝ
zabieraj si
ę
st
ą
d i nie zawadzaj mi dłu
Ŝ
ej.
Podzi
ę
kowałem pani Pirjo za jej dobro
ć
, poklepałem psa na po
Ŝ
egnanie i zawi
ą
załem trzy
srebrne pieni
ąŜ
ki w r
ą
bek koszuli. A potem powlokłem si
ę
w kierunku mego domu brzegiem
rzeki, a po drodze widziałem,
Ŝ
e drzwi w domach bogaczy były te
Ŝ
powywalane, a z ratusza
powyrywano i pokradziono szklane okna. Nikt na mnie nie zwracał uwagi, bo mieszczki
zaj
ę
te były rozdzielaniem zastrachanych krów, przyp
ę
dzonych z kryjówek po lasach, a
s
ą
siedzi bobrowali po opuszczonych zagrodach, ratuj
ą
c nadaj
ą
ce si
ę
do u
Ŝ
ytku ruchomo
ś
ci,
Ŝ
eby si
ę
nie zmarnowały albo nie wpadły w r
ę
ce złodziei.
Wszedłem do naszego domu i nie znalazłem tam ju
Ŝ
nic — ani kołowrotka, ani beczki na
wod
ę
, ani garnka czy ły
Ŝ
ki, czy cho
ć
by najmniejszej szmatki dla okrycia ciała, nic oprócz
zakrzepłych kału
Ŝ
krwi, która nie wsi
ą
kła w tward
ą
polep
ę
. Poło
Ŝ
yłem si
ę
na przypiecku i
płakałem gorzko, dopóki mocno nie zasn
ą
łem.
3
Zbudziło mnie wczesnym rankiem wej
ś
cie czarno odzianego mnicha. Ale nie przestraszyłem
si
ę
go, bo twarz miał przyjazn
ą
i okr
ą
gł
ą
. Pozdrowił mnie w imi
ę
bo
Ŝ
e i zapytał; — Czy to
twój dom? — A gdy odpowiedziałem twierdz
ą
co, dodał: — Raduj si
ę
, bo klasztor
Ś
wi
ę
tego
Olafa przej
ą
ł to domostwo i oswobodził ci
ę
w ten sposób od wszelkich trosk, jakie poci
ą
ga za
sob
ą
posiadanie dóbr ziemskich. To z pewno
ś
ci
ą
cudowne zrz
ą
dzenie boskie,
Ŝ
e zostałe
ś
przy
Ŝ
yciu,
Ŝ
eby ogl
ą
da
ć
tak radosny dzie
ń
, bo musisz wiedzie
ć
,
Ŝ
e wysłano mnie tu,
Ŝ
ebym
oczy
ś
cił t
ę
chat
ę
od wszelkich diabelskich podst
ę
pów, które czyhaj
ą
w miejscach, gdzie
nast
ą
piła gwałtowna
ś
mier
ć
.
Zacz
ą
ł sypa
ć
sól i kropi
ć
ś
wi
ę
con
ą
wod
ą
z przyniesionego naczynia podłog
ę
i piec, zawiasy
drzwi i okiennice, kre
ś
lił znak krzy
Ŝ
a i mamrotał mocne łaci
ń
skie zakl
ę
cia. Potem rozsiadł si
ę
na przypiecku, wydobył ze swego zawini
ą
tka chleb, ser i suszone mi
ę
so i tak
Ŝ
e mnie
pocz
ę
stował jedzeniem, mówi
ą
c,
Ŝ
e mały posiłek jest konieczny po tak wyt
ęŜ
onej pracy.
Gdy ju
Ŝ
zjedli
ś
my, powiedziałem,
Ŝ
e pragn
ę
kupi
ć
msz
ę
Ŝ
ałobn
ą
,
Ŝ
eby wyzwoli
ć
dusze
Konwisarza Mikaela i jego
Ŝ
ony od m
ą
k czy
ść
cowych, bo wiedziałem, i
Ŝ
m
ę
ki te s
ą
okropniejsze od wszelkich ziemskich bólów.
— Masz pieni
ą
dze? — zapytał mnie zacny mnich. Rozwin
ą
łem r
ą
bek koszuli i pokazałem
mu moje trzy srebrne pieni
ąŜ
ki. U
ś
miechn
ą
ł si
ę
jeszcze
Ŝ
yczliwiej, pogładził mnie po
włosach i rzekł: — Nazywaj mnie ojcem Piotrem, bo Piotr to moje imi
ę
, jakkolwiek nie
jestem opok
ą
. Nie masz wi
ę
cej pieni
ę
dzy?
Potrz
ą
sn
ą
łem głow
ą
przecz
ą
co, a on zasmucił si
ę
wyra
ź
nie i powiedział,
Ŝ
e za tak mał
ą
sum
ę
nie mo
Ŝ
na kupi
ć
mszy
Ŝ
ałobnej.
— Ale — ci
ą
gn
ą
ł dalej — gdyby
ś
my na przykład mogli ubłaga
ć
ś
wi
ę
tego Henryka, który
sam doznał nagłej
ś
mierci z r
ą
k morderców,
Ŝ
eby wstawił si
ę
w niebie za dusze tych zacnych
ludzi, nie w
ą
tpi
ę
,
Ŝ
e moc tak
ś
wi
ę
tego wstawiennictwa byłaby wi
ę
ksza od najlepszej mszy
Ŝ
ałobnej.
Prosiłem go,
Ŝ
eby mnie nauczył, jak mam przedstawi
ć
moj
ą
pro
ś
b
ę
ś
wi
ę
temu Henrykowi, ale
on potrz
ą
sn
ą
ł kwa
ś
no głow
ą
:
— Twoja skromna modlitewka niewiele wpłynie na
ś
wi
ę
tego Henryka. Obawiam si
ę
,
Ŝ
e
utonie jak mysz w cebrze z pomyjami w powodzi modłów, które bij
ą
w tej chwili o jego
ś
wi
ę
ty tron. Gdyby natomiast jaki
ś
naprawd
ę
mocny w modłach człowiek, który po
ś
wi
ę
cił
całe swoje
Ŝ
ycie posłusze
ń
stwu, ubóstwu i czysto
ś
ci, zaj
ą
ł si
ę
twoj
ą
spraw
ą
i na przykład
przez tydzie
ń
we wszystkich godzinach kanonicznych odmawiał modlitwy za twoich
zmarłych dziadków,
ś
wi
ę
ty Henryk z pewno
ś
ci
ą
nakłoniłby ucha,
Ŝ
eby posłucha
ć
, o co
chodzi.
— Gdzie
Ŝ
znajd
ę
człowieka tak mocnego w modlitwie? — zapytałem pokornie.
— Widzisz go przed sob
ą
— o
ś
wiadczył ojciec Piotr z naturaln
ą
godno
ś
ci
ą
. To mówi
ą
c,
wyj
ą
ł mi z r
ę
ki srebrne monetki i wło
Ŝ
ył je do swego mieszka. — Eozpoczn
ę
modły ju
Ŝ
dzi
ś
przy nabo
Ŝ
e
ń
stwach o godzinie siódmej i dziewi
ą
tej, a potem b
ę
d
ę
je odmawiał dalej w czasie
pierwszych i drugich nieszporów. Ciało moje nie wytrzymuje nocnego czuwania, tote
Ŝ
nasz
zacny przeor zwalnia mnie cz
ę
sto od nocnych modlitw i nabo
Ŝ
e
ń
stw. Nie obawiaj si
ę
jednak,
Ŝ
e twoi drodzy zmarli na tym ucierpi
ą
, pomno
Ŝę
bowiem odpowiednio ilo
ść
modlitw w
innych porach kanonicznych.
Nie zrozumiałem wszystkiego, co mówił, ale ton jego był tak przekonywaj
ą
cy,
Ŝ
e czułem, i
Ŝ
zło
Ŝ
yłem spraw
ę
w odpowiednie r
ę
ce, i kornie mu dzi
ę
kowałem. Gdy wyszli
ś
my na dwór,
zaparł drzwi, zrobił kilkakrotnie znak krzy
Ŝ
a i udzielił mi błogosławie
ń
stwa. Potem
rozstali
ś
my si
ę
, a ja zacz
ą
łem kr
ąŜ
y
ć
koło chaty pani Pirjo, bo nie wiedziałem, dok
ą
d si
ę
uda
ć
.
Dr
Ŝ
ałem,
Ŝ
e pani Pirjo rozgniewa si
ę
, je
ś
li mnie zobaczy, bo zd
ąŜ
yłem ju
Ŝ
zmiarkowa
ć
,
Ŝ
e
była to kobieta surowa. Tote
Ŝ
trzymałem si
ę
w ukryciu, ale gdy zacz
ą
ł pada
ć
deszcz,
w
ś
lizn
ą
łem si
ę
do obory.
Ś
ciany jej obrastał mech, na pokrytym darni
ą
dachu rosła trawa i
kwiaty, a jedynym mieszka
ń
cem był wieprzek. Patrz
ą
c na jego tłuste boki, zacz
ą
łem mu
zazdro
ś
ci
ć
,
Ŝ
e ma dach nad głow
ą
i nie potrzebuje si
ę
trapi
ć
o jedzenie i picie. Z braku
lepszego zaj
ę
cia zasn
ą
łem na wi
ą
zce słomy, a zbudziwszy si
ę
, znalazłem obok siebie
wieprzka, który poło
Ŝ
ył si
ę
przy mnie tak,
Ŝ
e le
Ŝ
eli
ś
my bok przy boku i grzali
ś
my si
ę
nawzajem. W chwil
ę
potem weszła pani Pirjo z
Ŝ
arciem dla wieprzka 1 wielce si
ę
oburzyła
zobaczywszy mnie w chlewiku.
— Czy
Ŝ
ci nie mówiłam,
Ŝ
eby
ś
si
ę
st
ą
d zabierał?! — wybuchn
ę
ła. Wieprzek szturchn
ą
ł mnie
przyja
ź
nie ryjem w bok i podniósł si
ę
do koryta.
ś
arcie składało si
ę
ze str
ą
czków grochu,
buraków, mleka i kaszy. Cicho zapytałem, czy mog
ę
podzieli
ć
jedzenie z wieprzkiem.
Powiedziałem to nie tyle z głodu, bo zbyt byłem przygn
ę
biony,
Ŝ
eby odczuwa
ć
głód — ale
dlatego,
Ŝ
e wieczerza wieprzka wydała mi si
ę
smaczniejsza ni
Ŝ
wszystko, co dostawałem do
jedzenia u dziadków od bardzo, bardzo dawna.
— Niewdzi
ę
czny i bezczelny chłopak z ciebie — powiedziała gniewnie pani Pirjo. —
Uwa
Ŝ
asz,
Ŝ
e wieprz powinien mnie uczy
ć
miłosierdzia, bo grzeje ci
ę
swoim ciałem i ch
ę
tnie
dzieli z tob
ą
posiłek? Czy
Ŝ
nie dałam ci trzech srebrnych monet? Za takie pieni
ą
dze nawet
dorosły chłop potrafiłby zapewni
ć
sobie chleb i dach nad głow
ą
na par
ę
mie si
ę
cy.
Mieszczanin czy brat cechowy dałby ci za to roczne utrzymanie i przyj
ą
ł na ucznia, gdyby
ś
umiał z nim pomówi
ć
odpowiednio. Dlaczego nie u
Ŝ
ywasz swoich pieni
ę
dzy?
Odpowiedziałem,
Ŝ
e ju
Ŝ
je zu
Ŝ
yłem. Zapytała, czy uwa
Ŝ
am si
ę
za ksi
ę
cia albo kardynała,
Ŝ
e
tak wyrzucam pieni
ą
dze w błoto. Broniłem si
ę
, mówi
ą
c,
Ŝ
e wcale ich nie wyrzuciłem w błoto,
tylko dałem ojcu Piotrowi,
Ŝ
eby odmówił modły za biedne dusze moich dziadków i w ten
sposób uwolnił je od czy
ść
cowych m
ą
k.
Pani Pirjo przysiadła na progu chlewu, trzymaj
ą
c z roztargnieniem koryto w jednej r
ę
ce,
Ŝ
eby
wieprzek mógł je
ść
, drug
ą
za
ś
podpieraj
ą
c sw
ą
dług
ą
brod
ę
. Przez chwil
ę
patrzyła na mnie, a
w ko
ń
cu zapytała:
— Czy
ś
ty niespełna rozumu?
Odparłem,
Ŝ
e nie wiem na pewno, jak z tym jest. Dotychczas nikt nie mówił nic takiego o
mnie, ale odk
ą
d rozbito mi głow
ę
,
Ŝ
ycie wydaje mi si
ę
bardzo dziwne i zaskakuj
ą
ce.
Pani Pirjo pokiwała głow
ą
i rzekła:
— Mogłabym ci
ę
zaprowadzi
ć
do
Ś
wi
ę
tego Ducha, gdzie by ci
ę
pewnie przyj
ę
li z powodu
twego upo
ś
ledzenia i umie
ś
cili razem z innymi półgłówkami,
ś
lepcami i chorymi na
padaczk
ę
. Ani przez chwil
ę
bowiem nie w
ą
tpi
ę
,
Ŝ
e usłyszawszy, co mówisz, uwierzyliby,
Ŝ
e
jeste
ś
słaby na umy
ś
le. Ale je
ś
li potrafisz trzyma
ć
j
ę
zyk za z
ę
bami i udawa
ć
rozs
ą
dnego,
mo
Ŝ
e uda mi si
ę
dogada
ć
z cechem Mikaela Konwisarza i skłoni
ć
cechowych braci,
Ŝ
eby
zapłacili za twoje utrzymanie a
Ŝ
do czasu, gdy doro
ś
niesz na tyle,
Ŝ
eby zarabia
ć
na chleb.
Prosiłem o wybaczenie,
Ŝ
e nie umiem składnie przemawia
ć
, ale nigdy nie rozmawiałem du
Ŝ
o
z nikim, bo gdy mówił Mikael Konwisarz, trzeba go było słucha
ć
bez sprzeciwu, a gdy głos
zabierała babka, prawiła tylko o okropno
ś
ciach piekła i grozie ognia czy
ść
cowego, a w tych
sprawach wiadomo
ś
ci moje były tak nikłe,
Ŝ
e nie mogłem jej nic odpowiedzie
ć
.
—- Ale — dodałem — znam za to kilka słów po niemiecku i po szwedzku, a nawet po
łacinie.
Nikt nigdy nie odzywał si
ę
do mnie tak przyja
ź
nie i wyrozumiale jak pani Pirjo i tak mnie to
rozpaliło,
Ŝ
e natychmiast odb
ę
bniłem wszystkie obce i niezrozumiałe słowa, które z jakiego
ś
powodu utkwiły mi w pami
ę
ci — z ko
ś
cioła, z mieszcza
ń
skich kramów, z cechowej gospody,
z portu, jak na przykład salve, pater, benedictus, male, spiritus, pax vobiscum, haltsmaul,
donnerwetter, sangdieu, i heliga kristus. Gdy zadyszany ko
ń
czyłem wyliczanie, pani Pirjo
zatkała r
ę
kami uszy. Ale
Ŝ
e nie miałem nic do stracenia, opowiadałem dalej,
Ŝ
e wiem, jak
Wygl
ą
da wiele liter, i umiem napisa
ć
swoje imi
ę
. A gdy mi nie wierzyła, Wzi
ą
łem patyk i
nakre
ś
liłem w błocie, najlepiej jak potrafiłam, MIKAEL. Pani Pirjo nie umiała wprawdzie
czyta
ć
, ale zapytała, kto mnie nauczył tej sztuki. Odparłem,
Ŝ
e nikt, ale
Ŝ
e z pewno
ś
ci
ą
szybko naucz
ę
si
ę
czyta
ć
, je
ś
li kto
ś
zechce mnie uczy
ć
.
Gdy tak rozmawiali
ś
my, dzie
ń
zbli
Ŝ
ył si
ę
ku ko
ń
cowi i zacz
ę
ło zmierzcha
ć
. I sko
ń
czyło si
ę
na tym,
Ŝ
e pani Pirjo zaprowadziła mnie do izby, zapaliła łojówk
ę
i zacz
ę
ła obmacywa
ć
moj
ą
ran
ę
ko
ś
cistymi palcami. Powiedziała,
Ŝ
e igł
ą
i nici
ą
zszyła mi skór
ę
na głowie, ale rana
ropieje, wi
ę
c przemyła j
ą
, obło
Ŝ
yła ple
ś
ni
ą
i paj
ę
czynami i obanda
Ŝ
owała na nowo. Dała mi
tak
Ŝ
e je
ść
i pozwoliła spa
ć
w ło
Ŝ
u pod derk
ą
za swoimi plecami, prosiła tylko,
Ŝ
ebym jej w
nocy nie dotykał, bo jest dziewic
ą
, cho
ć
nazywaj
ą
j
ą
pani
ą
Pirjo. Nie rozumiałem, czego si
ę
z
mojej strony obawiała, ale obiecałem,
Ŝ
e jej nie tkn
ę
.
Tak oto doszło do tego,
Ŝ
e zostałem u pani Pirjo. Pomagałem jej we wszystkim, zbierałem
łajna czarnych kogutów, wycinałem koniom włos z ogona i runo z karków baranów w
mieszcza
ń
skich oborach oraz szukałem miejsc, gdzie rosły po
Ŝ
yteczne zioła lecznicze, i
zrywałem je przy nowiu ksi
ęŜ
yca. Najwa
Ŝ
niejsze jednak było to,
Ŝ
e ojciec Piotr na jej pro
ś
b
ę
uczył mnie pisa
ć
i czyta
ć
oraz kształcił w sztuce rozwi
ą
zywania rozmaitych po
Ŝ
ytecznych
zada
ń
rachunkowych za pomoc
ą
ró
Ŝ
a
ń
ca.
Plik z chomika:
gothicaz
Inne pliki z tego folderu:
Waltari Mika - Cztery Zmierzchy.pdf
(612 KB)
Waltari Mika - Trylogia Rzymska 01 - Tajemnica królestwa.pdf
(1568 KB)
Waltari Mika - Trylogia Rzymska 02 - Rzymianin Mintus.pdf
(1977 KB)
Waltari Mika - Trylogia Rzymska 03 - Mój syn Juliusz.pdf
(1663 KB)
Waltari Mika - Czarny Anioł.pdf
(0 KB)
Inne foldery tego chomika:
Baśnie
Duńska
Islandzka
Norweska
Szwedzka
Zgłoś jeśli
naruszono regulamin