Camila Vallejo.docx

(27 KB) Pobierz

Camila Vallejo - chilijska miss comunismo

''Zostań matką moich dzieci!'' - krzyczą do niej mężczyźni. Internauci szukają jej zdjęć w bikini, a ''The New York Times'' pisze o '';rewolucjonistce najbardziej glamour''

 

Camila Vallejo na studiach wstąpiła do Federacji Studentów Uniwersytetu Chilijskiego, a trzy lata później została jej przewodniczącą jako druga kobieta w ponadstuletniej historii tej organizacji

''Zabije się sukę i posprzątane''. Ten tweet z sierpnia 2011 r. autorstwa Tatiany Acuni, sekretarz Rady Książki przy ministerstwie kultury, dedykowany był Camili Vallejo, świeżo upieczonej absolwentce geografii, i kosztował urzędniczkę stanowisko.

Miesiąc wcześniej Vallejo przyczyniła się do utraty pracy aż ośmiu ministrów: edukacji, ekonomii, sprawiedliwości, obrony, górnictwa, energii, planowania oraz infrastruktury. Nowy minister edukacji i szef resortu rolnictwa złożyli dymisję kilka miesięcy później. Ze stanowiska zrezygnował też szef chilijskiej policji. Wszystko przez atrakcyjną 24-latkę ze srebrnym kolczykiem w nosie.

- Była twarzą i głosem protestów, które sparaliżowały cały kraj. To, co działo się na ulicach, można porównać do cegły wybijającej witrynę luksusowej wystawy, na której Chile prezentowało się jako prymus w Ameryce Łacińskiej. Narracja o chilijskim sukcesie politycznym i ekonomicznym legła w gruzach - mówi Fernando Carrasco, reporter polityczny stacji Mega TV.

Potem jakiś użytkownik Twittera upublicznił adres zamieszkania i numer telefonu Vallejo. Na wniosek jej rodziców sąd przyznał Camili ochronę policyjną. Musiała też wyprowadzić się z domu.

- Wkurwiła - i to jest odpowiednie słowo - naprawdę wielu ważnych ludzi - ocenia Carrasco.

- Jeśli coś się stanie Camili, odpowiedzialność poniesie rząd - mówił w jednym z wywiadów Reinaldo Vallejo, ojciec dziewczyny.

Nie taka znowu demokracja

''Chilijska zima'' - tak nazwano wybuch studenckiego niezadowolenia, który rozpoczął się w maju 2011 r. Chilijscy studenci, do których przyłączyli się profesura, uczniowie szkół średnich i związkowcy, sparaliżowali życie wszystkich największych miast, okupując uniwersytety, licea i siedziby partii rządzącej koalicji i zmuszając rząd do skrócenia roku szkolnego.

Żądania studentów w Chile odzwierciedlały w jakimś sensie pragnienia rówieśników na Bliskim Wschodzie, w nowojorskim Zuccotti Park czy na madryckim Puerta del Sol. Ale to właśnie Chilijczycy mieli największe powody do protestów, choć na pierwszy rzut oka Chile na tle regionu jest uporządkowanym państwem ze stabilnymi demokratycznymi instytucjami. Ma największy dochód narodowy brutto na głowę w Ameryce Południowej - 15 tys. dol. Konsekwentnie zwalcza się tam biedę (w 1990 r. biednych było 40 proc. obywateli, dziś jest ich 15 proc.). Ale pod względem dystrybucji dochodu jest jednym z krajów o największych nierównościach na świecie i plasuje się wśród takich państw jak Suazi czy Namibia.

Uzyskanie wykształcenia w Chile jest proporcjonalnie najdroższe na świecie - rok studiów kosztuje średnio 6 tys. dol., podczas gdy średnia roczna pensja wynosi 8,5 tys. dol. Jak więc zdobywa się wyższe wykształcenie? Dzięki kredytom bankowym, które zadłużają studentów i ich rodziny na długo po otrzymaniu dyplomu.

- Przeciętny chilijski student kończy naukę z długiem 45 tys. dol., podczas gdy w USA ten wskaźnik sięga 27 tys. dol. - wylicza Marcel Claude, ekonomista z Uniwersytetu Chilijskiego.

Według zeszłorocznego raportu OECD, organizacji skupiającej 34 najbardziej rozwinięte kraje na świecie, miesięczne raty na opłacenie uniwersytetu są w Chile trzy razy wyższe niż we Włoszech, cztery razy większe niż w Hiszpanii i aż 19 razy wyższe niż we Francji.

- Edukacja jest podstawowym prawem człowieka, a przez ponad 30 lat przedsiębiorcy spekulowali i bogacili się dzięki marzeniom i oczekiwaniom młodych ludzi i chilijskich rodzin! - krzyczała Camila Vallejo podczas jednej z manifestacji.

To właśnie koszty edukacji pogłębiają przepaść między bogatymi a biednymi. - Bez dyplomu dobrej uczelni nie znajdziesz dobrze płatnej pracy. Bez dobrych zarobków nie możesz posłać dzieci na dobry, czyli drogi, uniwerek. Członkowie elit - od przedszkola, podstawówki, przez szkołę średnią, na uczelniach kończąc - kiszą się we własnym elitarnym sosie: nawiązują przyjaźnie, które potem są biletem wstępu do ekonomicznych i politycznych kręgów decyzyjnych. To zaklęte koło, które Camila Vallejo stara się przerwać - tłumaczy Stephanie Vielleux, pedagog z Santiago de Chile.

Geografia komunistyczna

Camila Antonia Amaranta Vallejo Dawling urodziła się w kwietniu 1988 r. - kilka miesięcy przed referendum, w którym Chilijczycy zdecydowali, że rządząca od 1973 r. prawicowa junta musi odejść. Chile wchodziło na ścieżkę demokratycznej transformacji. - Nie zaznała dyktatury, ale po rodzicach - zaciekłych przeciwnikach reżimu wojskowego - odziedziczyła podziw dla Allendego oraz komunistyczne poglądy. Po Marieli, swojej matce kartografce, odziedziczyła zamiłowanie do geografii - mówi Roxana Savard, koleżanka Camili ze studiów.

Może dziwić, że Vallejo - biorąc pod uwagę jej charyzmę, zdolności retoryczne i medialny instynkt - nie studiowała politologii, dziennikarstwa ani public relations. Otrzymała absolutorium w katedrze geografii Uniwersytetu Chilijskiego i właśnie pisze pracę magisterską o skutkach trzęsienia ziemi w regionie Biob~o.

- Jako nastolatka Camila chciała być anarchistyczną artystką. W liceum czytała Michaiła Bakunina i uczestniczyła w grupach czytelniczych młodych anarchistów. Słuchała Davida Bowiego, lubiła malarstwo Gustava Klimta i chciała studiować scenografię - opowiada Savard.

Do momentu, kiedy stała się rozpoznawana i zaczęła otrzymywać pogróżki, mieszkała z rodzicami w dzielnicy La Florida, która tak jak wiele obszarów stołecznego Santiago de Chile i reszty miast w kraju jest przestrzennym symptomem dysproporcji ekonomicznych. Miejsce, w którym wychowała się Camila, można przypisać do niższej klasy średniej, ale często jedna przecznica oddziela Chile ''ładne'' - to z jednorodzinnymi domkami z basenem i asfaltowymi ulicami - od Chile ''brzydkiego'' - konstrukcji mieszkalnych z blachy i nieotynkowanej cegły, gdzie na nieoświetlonych skrzyżowaniach sprzedaje się el paco, czyli silnie uzależniający tani proszek, odpad powstający przy produkcji kokainy. Camila chodziła do liceum Colegio Raimapu, gdzie uczono dzieci przeciwników generała Pinocheta, chociaż jej rodzice nigdy nie byli aresztowani w czasach dyktatury.

Reinaldo Vallejo za młodu był członkiem Partii Komunistycznej i jako przystojny, ale niezbyt utalentowany aktor zarabiał drugoplanowymi rolami w popularnych telenowelach w latach 80. Dziś razem z Marielą, matką Camili i niegdyś także aktywistką komunistyczną, prowadzą niewielki sklep ze sprzętem do klimatyzacji.

 

Polityczne zacięcie Camili dało o sobie znać już w 2007 r., kiedy będąc studentką drugiego roku na Uniwersytecie Chilijskim, wstąpiła do Komunistycznej Młodzieżówki Chile (JCC), studenckiego ramienia Partii Komunistycznej. Rok później weszła do rady Federacji Studentów Uniwersytetu Chilijskiego (FECh) i została wiceprzewodniczącą Centrum Studentów Geografii. Jednak ambicje Camili były większe.

- Wierzę, że zmiany, jakich można dokonać na poziomie uniwersytetu, ale także na poziomie kraju, przeprowadzi się poprzez organizacje studenckie i pracę kolektywną, ponieważ zmian nie dokonuje się w pojedynkę. Dlatego postuluję o przewodnictwo w Federacji Studentów Uniwersytetu Chilijskiego - deklarowała w 2010 r., siedząc na trawniku i popijając oranżadę w kiepsko zmontowanym spocie wyborczym. Wtedy większość Chilijczyków - a zwłaszcza rząd - zajęta była świętowaniem po spektakularnej akcji wydobycia 33 zasypanych górników. Innym wiodącym tematem była odbudowa kraju po lutowym trzęsieniu ziemi i tsunami.

W listopadzie 2010 r. Camila Vallejo jako druga kobieta w ponadstuletniej historii FECh została przewodniczącą tej organizacji, najważniejszej instytucji studenckiej w Chile skupiającej ponad 30 tys. członków.

- Nikt, nawet ona sama, nie spodziewał się rozmiarów tego, co miało nadejść - mówi Fernando Carrasco.

Pacyfka z gazu

Prologiem do studenckich manifestacji, których przez ostatni rok odbyło się ponad 6 tys. (wg danych chilijskiego MSW), był bunt ekologów przeciw projektowi HidroAysén zakładającemu budowę pięciu gigantycznych hydroelektrowni na rzekach Baker i Pascua leżących w sercu chilijskiej Patagonii, drugiej co do wielkości rezerwie słodkiej wody na świecie.

9 maja 2011 r. na ulice największych miast wyszło 30 tys. osób. Carabineros - chilijska policja - brutalnie spacyfikowali pokojowe marsze. - W tej atmosferze protestu, którą wzniecili sprzeciwiający się HidroAysén, studenci zdecydowali, że nadszedł moment, by głośno wykrzyczeć problemy zżerające chilijski system edukacji od dekad i żądać zmian - mówi Macarena Machin, studentka piątego roku socjologii na Uniwersytecie Chilijskim i uczestniczka wszystkich - jak zaznacza - protestów.

12 maja nadeszła kolej na studentów. Protest w Santiago, który zgromadził 15 tys. osób, zorganizowała Konfederacja Studentów Chile (CONFECh) skupiająca federacje studenckie poszczególnych uczelni. Główne żądania studentów to bezpłatna edukacja, zwiększenie wydatków państwa na szkolnictwo oraz zmiany w systemie przyznawania stypendiów.

Camila Vallejo nie była - i nie jest - jedynym głosem i organizatorem manifestacji. Wraz z nią studencki ruch mobilizowali też Gabriel Boris oraz Giorgio Jackson, lider Federacji Studentów Katolickiego Uniwersytetu Chilijskiego. - Jeśli porównać ją z nimi, to wcale nie ma nad nimi przewagi intelektualnej - zauważa prof. René R~os, socjolog z prestiżowego Katolickiego Uniwersytetu Chilijskiego. Ale to ona stała się twarzą ''chilijskiej zimy''.

Światowe media już od czerwca donosiły o zamieszkach w Chile, skupiając się głównie na ich karnawałowym aspekcie - 3 tys. osób przebranych za zombie wykonało choreografię kultowego ''Thrillera'', obrazując ''chilijski thriller edukacyjny''; setki par przez 1800 sekund (30 min) namiętnie całowało się przed pałacem prezydenckim, symbolizując 1,8 mld dol., czyli kwotę potrzebną do sfinansowania darmowej edukacji.

Uwagę zwracały też tzw. cacerolazos - umawiane za pomocą portali społecznościowych protesty, podczas których uderza się łyżkami w garnki, wydając przeraźliwy hałas. Ale mówiono też o aktach przemocy.

- Wszystkie organizowane przez nas marsze mają charakter pokojowy. Nie mamy wpływu na zachowanie niewielkiej agresywnej grupy zakapturzonych, których jedynym celem jest zadyma - tłumaczyła w jednym z wywiadów Camila. Podpalenia samochodów, barykady z płonących opon i plądrowanie supermarketów oraz sklepów RTV przez grupy anarchistów, przez które niemal za każdym razem pokojowe demonstracje zamieniały się w regularną wojnę z policją, dały władzom argument do delegalizowania studenckich protestów. - To było zielone światło do rozpędzania studentów za pomocą armatek z wodą zmieszaną ze żrącymi środkami chemicznymi. Zapach rozpylanego gazu łzawiącego utrzymuje się w mieście przez kilka dni po akcji - mówi Macarena Machin. - Carabineros zrzucają tyle tego gówna, że nawet gryzienie cytryny z solą nie pomaga - dodaje, opisując metodę łagodzenia skutków działania gazu.

12 sierpnia Camila Vallejo wraz z towarzyszami przyniosła pod La Monedę - siedzibę prezydenta Chile - setki pustych puszek po policyjnym gazie w kartonowym pudle. ''Tu jest 50 mln pesos (ok. 100 tys. dol.) w postaci gazu łzawiącego''. Następnie ułożyli z tych pojemników symbol pokoju, a Camila uklękła przy nim i pozowała do zdjęć. Fotografia obiegła cały świat. Od tej pory Camila nie mogła już publicznie całować swojego chłopaka, Kubańczyka mieszkającego w Chile od 2002 r., nie ściągając uwagi paparazzich. Zrezygnowała też z pisco sour i tańca w ulubionych barach malowniczej dzielnicy Bellavista.

Rewolucja w stylu glamour

Zanim skończył się rok 2011, niemiecki ''Die Zeit'' poświęcił Camili Vallejo pierwszą stronę jako ''osobie roku naznaczonego protestami młodych na całym świecie''. Czytelnicy brytyjskiego ''The Guardian'' także uznali ją za postać roku. ''Piękno - najbardziej nierówna ze wszystkich nierówności - umieściła sprawiedliwość i równość w centrum narodowej debaty'' - tłumaczył hiszpański ''El Pa~s'', ogłaszając ją jedną z najbardziej wpływowych osób roku 2011.

Wystarczy dziś wpisać ''Camila Vallejo'' w Google i pojawi się prawie 5 mln odniesień. Jej konto na Twitterze śledzi ok. 450 tys. osób. Z anonimowej liderki studenckiej organizacji stała się osobą, której wypowiedzi analizują wszystkie chilijskie media.

Bo ma to, co media kochają: atrakcyjny wygląd i umiejętność jasnego artykułowania myśli. - Cokolwiek Camila powie, cokolwiek zrobi, jest atrakcyjne zarówno wizualnie, jak i dźwiękowo - mówi Fernando Carrasco z Mega TV. - Camila jest świadoma siły swojego wyglądu. To komunistyczny sex symbol i - oprócz jej charyzmy i inteligencji - to właśnie ten paradoks sprawia, że nikt nie jest w stanie przejść koło niej obojętnie - mówi jej koleżanka Roxana. Paradoks, o którym mówi, polega na tym, że komunistyczny dyskurs Vallejo jest chętnie rozpowszechniany przez chilijskie media głównego nurtu, które reprezentują interesy elit. A dla nich z natury rzeczy komunistka Camila jest solą w oku.

Według ankiety Corporación Opción, chilijskiej organizacji sondażowej związanej z ONZ, 43 proc. nastolatek w wieku 14-18 lat ze wszystkich Chilijek w historii najbardziej podziwia Camilę Vallejo. W tyle zostały tak znaczące nazwiska jak Michelle Bachelet, była prezydent (32 proc.), i Violetta Parra, najsłynniejsza chilijska pieśniarka (27 proc.).

''Zostań matką moich dzieci!'', ''Zaakceptuj mnie na Facebooku!'' - krzyczą do niej mężczyźni podczas protestów. Internauci przekopują sieć w poszukiwaniu jej wakacyjnych zdjęć w bikini, a ''The New York Times'' nazwał ją ''rewolucjonistką najbardziej glamour'', podkreślając jej nieprzeciętną urodę.

Kokietują ją światowe gwiazdy popkultury. Alex Kapranos, wokalista szkockiej grupy Franz Ferdinand, tweetował do niej: ''Camila Vallejo: zabujałem się''. Niezaproszony przyjechał do niej Roger Waters, były członek Pink Floyd. - Dyskutowaliśmy o tym, jak zburzyć mur nierówności w Chile - wspominała to spotkanie Camila. - Na początku Camilę drażniło to, że media skupiły się na jej urodzie. Ale później zdecydowała się wykorzystać zainteresowanie swoją osobą do promowania swoich projektów - wyjaśnia Sofia Aldea, dziennikarka ''Pauli'', jednego z najważniejszych chilijskich czasopism kobiecych.

Kwiat chilijskiej rewolty

''Studencka syrena'', ''kwiat chilijskiej rewolty'', ''Camilaska'' - to tylko kropla w morzu metafor, którymi prasa i politycy określają Camilę. Kiedy porównują ją z prezydentem Pinerą, używają określenia ''piękna i bestia''.

Vallejo i postulaty ruchu studenckiego popiera 82 proc. społeczeństwa, Sebastiána Pinerę - jedynie 29 proc., a w stolicy - tylko 23 proc. Są to najniższe wskaźniki poparcia dla prezydenta w demokratycznej historii Chile. - Sebastián Pinera musi sobie zadawać pytanie: co, do cholery, dzieje się na ulicach? Od kilku lat ponad 5 proc. wzrostu PKB, niedawno przyjęli nas do OECD, miedź sprzedaje się jak ciepłe bułeczki... - żartuje Fernando Carrasco.

Jeśli już, to Pinera powinien pytać o to, co dzieje się w głowach ludzi. ''Szczerą pewnością siebie, zachowaniem zwyczajnej dziewczyny i piękną twarzą zaskarbiła sobie sympatię i zaufanie robotników oraz klasy średniej. Wydawało się, że » Camilaska «była w wiadomościach i programach politycznych prawie każdej nocy - i kiedy ludzie jej słuchali, to odkrywali, że się z nią zgadzają. Dlaczego przez ponad dwie dekady biernie znosili niesprawiedliwy system edukacji narzucony przez zdyskredytowaną dyktaturę?'' - mówił pisarz Alejandro Zambra w rozmowie z ''The New York Times''. Wszyscy zastanawiają się teraz, czy Camila i Partia Komunistyczna będą umieli przekuć tę sympatię i zaufanie ludzi w polityczny kapitał. Przemiana ze studenckiej liderki w polityka grozi utratą wiarygodności, ale Vallejo jest świadoma tego, że instytucjonalizacja ruchu studenckiego może przynieść korzyści. Największym jej problemem jest pogodzenie członkostwa w Partii Komunistycznej z działalnością w ruchu studenckim.

Komunistyczne poglądy Vallejo były głównym celem krytyki konkurentów podczas grudniowych wyborów władz FECh, które Camila przegrała z Gabrielem Borisem i objęła funkcję wiceprzewodniczącej. Kontrowersje wzbudziło też jej spotkanie z Fidelem Castro na początku kwietnia, po którym stwierdziła, że ''wszystkie refleksje Fidela stanowią światło i nadzieję dla Chile''. Jedna z najsłynniejszych blogerek świata, kubańska dysydentka Yoani Sánchez miała żal do Camili o to, że nie spotkała się z opozycją. ''Chilijka przybyła jak zawsze w swojej otoczce glamour, ale podporządkowana sztywnemu protokołowi i posłuszna kubańskim władzom. Ciekawy paradoks, że z antyhegemonicznej postawy w swoim kraju Camila przeszła do dzielenia słów i uśmiechów z hegemonią oficjalnej doktryny kubańskiej'' - napisała autorka ''Generación Y''.

Prawicowi politycy, którzy obawiają się startu Vallejo w październikowych wyborach samorządowych i parlamentarnych w 2013 r., celują właśnie w jej najczulsze punkty: ''Camilita (Kamilka) nadaje się na konkurs piękności i do niczego więcej. Każdy deputowany UDI ośmieszy ją w czasie wyborów. Czy miss comunismo się odważy?'' - tweetował deputowany Felipe Ward z prawicowej UDI. Ale miss comunismo i manifestacje studentów sprawiły, że temat edukacji znów stał się dla Chilijczyków najważniejszy, a Sebastián Pinera i jego rząd zaczęli myśleć, jak zaspokoić żądania studentów. Po spektakularnych dymisjach osób z zaufanego kręgu Pinery, będących próbą ratowania popularności prezydenta, rząd starał się dogadać ze studentami. 3 września 2011 r. odbyło się pierwsze spotkanie liderów studenckich z prezydentem, ale ten odrzucił ich postulaty. Obie strony jeszcze kilka razy siadały do negocjacji, które kończyły się fiaskiem.

Dopiero 23 kwietnia br. Harald Beyer, nowy minister edukacji, zapowiedział reformę: oprocentowanie kredytu studenckiego spadnie z 6 do 2 proc., co eliminuje prywatne banki z tego finansowania, ułatwiony ma być dostęp do stypendiów. Dwa dni później 80 tys. studentów wyszło na ulice po raz pierwszy w 2012 r., a wieczorem prezydent Pinera w orędziu do narodu zapowiedział reformę podatków. Przewiduje ona zwiększenie opodatkowania firm, które ma dać od 700 mln do 1 mld dol. ekstra - przychód ten ma być przeznaczony na edukację. Klasa średnia będzie mogła odpisać od podatku aż 50 proc. wydatków na edukację dzieci.

- Te reformy to sukces naszego ruchu, ale pozostał problem bogacenia się na edukacji. Rząd legitymizuje bogacenie się prywatnych uniwersytetów i ośrodków kształcenia technicznego. Nie ma dziś żadnej propozycji, która dawałaby edukację darmową i dobrej jakości - oceniła rządowe propozycje Vallejo w rozmowie z CNN.

Wydaje się, że Camila wołałaby jednak przekonywać, niż uwodzić. Zaskakujące jest to, że na razie udaje jej się robić dwie rzeczy jednocześnie. Jednak prawdziwy test dla niej i ruchu studenckiego, który sprawił, że chilijska polityka nigdy nie będzie już taka sama, odbędzie się nie na ulicach, ale przy urnach. - Myślę, że zmienia się w potężną kobiecą figurę o silnej tożsamości ideologicznej i jeżeli w tym wytrwa, to prawdopodobnie umocni się jako ważna postać chilijskiego komunizmu dalekiego już od ortodoksji - twierdzi Guillermo Holzmann, politolog z Uniwersytetu Chilijskiego. Chilijska Partia Komunistyczna, która w 2010 r., po 37 latach, wróciła do parlamentu z politycznego marginesu, na który brutalnie zepchnęła go dyktatura, obecnie ma trzech deputowanych. - Camila spadła komunistom z nieba. Zresztą spójrz na jej twarz: to anioł.

Zgłoś jeśli naruszono regulamin