4 Korespondując [Telanu].pdf

(97 KB) Pobierz
33672325 UNPDF
SERIA HERBACIANA - część 4 Korespondując
Seria Herbaciana 4:
Korespondując
autorstwa Telanu
tłumaczyła Clio
Seks oznacza dla nas wiele rzeczy. Może być sposobem na okazanie komuś miłości, na
rozluźnienie napięcia czy choćby diabelnie dobrą zabawą.
Harry westchnął ciężko i zamknął Seks wśród tej samej płci - podręcznik dla
czarodziejów . Większość poranka zmarnował już na czytanie, ale książka była tak
cholernie wciągająca. I dostarczała wielu informacji - no, o ile nie zagłębiała się w stek
filozoficznych bzdur na temat Czym Jest Seks . Odkąd wrócił na Privet Drive, czuł, jakby
żył w środku.
W każdym razie do diabła z Fredem i George'em. I wielkie im dzięki. Harry przełknął
ciężko, otwierając książkę ponownie na rozdziale Seks oralny i jak to się dokładnie robi ,
którego kartki były już nieźle poznaczone jego palcami. W dniu, kiedy przybył do domu,
ledwo tylko spojrzał na swoją ponurą ciotkę i kuzyna, a zamiast tego wciągnął bagaż po
schodach, rozpakował kilka rzeczy, aż wreszcie poddał się i sięgnął po książkę, przelatując
wzrokiem spis treści z głodem wiedzy, jakiego nigdy nie okazywał w szkole ani w niczym
innym za wyjątkiem może quidditcha.
Oczywiście najpierw zajrzał do rozdziałów, które wyglądały na najbardziej ekscytujące.
I zaczerwienił na jakieś szesnaście różnych sposobów, zanim zdał sobie sprawę, że nie
tylko większość rzeczy brzmi... no, wstrętnie, ale także nie ma pojęcia, o co właściwie
chodzi. Westchnął więc ciężko i wrócił do początku: Rozdział pierwszy: Podstawowa
biologia .
Napletek. Jądra. Sutki. Masa nieprzyzwoitych kawałków ze szczegółowym opisem
każdego, nie wspominając o wszystkich innych potencjalnie erogennych strefach, o
których nigdy wcześniej nawet nie słyszał. (Pachy? Co jest seksownego w pachach?) A co
do, um, prostaty, po prostu nie potrafił wyobrazić sobie niczego ukrytego... t a m , co
mogłoby być tak diabelnie podniecające. Ale gdy przestudiował już trochę więcej, odkrył,
że wielu ludzi najwyraźniej lubi... um, to i może k i e d y ś nie byłoby takim złym
pomysłem spróbować. Kiedyś. D a l e k o w przyszłości.
Dziś był ostatni dzień lipca, jego urodziny, a każdego dnia od powrotu ze szkoły
zaglądał do książki, zwykle późną nocą. Był więc zupełnie pewien, że jak na razie wszystko
dobrze pamięta. Niektóre pomysły z miejsca mu się spodobały. Inne przypadły mu do
gustu po kilkukrotnym przeczytaniu o nich i uświadomieniu sobie, że właściwie tak -
chociaż pozycja sześćdziesiąt dziewięć brzmiała nieco dziwnie, myśl istotnie przyprawiała
go o erekcję, która wymagała natychmiastowej pomocy. Ale niektórych rzeczy nie potrafił
sobie nawet wyobrazić, nigdy, nigdy. Na przykład, w żaden sposób
żaden sposób nie zamierzał lizać
czyjegoś... cóż.
Może wszystko to byłoby łatwiejsze do przyswojenia, gdyby nie myślał o konkretnej
osobie za każdym razem, gdy czyta o nowej czynności seksualnej. Może nawet byłoby
prościej, gdyby tą konkretną osobą był ktokolwiek poza Snape'em. Po prostu nie był w
stanie wyobrazić sobie Snape'a robiącego niektóre z tych... r z e c z y . Albo robienia ich
Snape'owi, jeśli o to chodzi. Snape nosił tą swoją mroźną powściągliwość niczym
dodatkową koszulę i choć seks mógł oznaczać wiele rzeczy, Harry był całkowicie pewien,
że powaga, godność i dostojeństwo nie są jednymi z nich.
Oczywiście, Snape wcale nie był taki powściągliwy i z pewnością nie mroźny podczas ich
ostatniego spotkania.
Cholera. Głowa Harry'ego opadła na książkę z cichym jękiem, gdy poczuł, jak znów się
podnieca. Nie wiedział, co się z nim stało tego lata, ale jego prawa ręka przechodziła
lepszy trening niż kiedykolwiek wcześniej. Książka w połączeniu ze wspomnieniem
1
33672325.002.png
SERIA HERBACIANA - część 4 Korespondując
pocałunków Snape'a i własną, raczej pobudzoną wyobraźnią Harry'ego wydawały się
doprowadzić go do stanu niemal stałej erekcji. Czasami miał wrażenie, że nigdy się jej nie
pozbędzie. Dzięki Bogu, że nie był w Hogwarcie; Dursleyowie mogli go nienawidzić, ale
przynajmniej zostawiali go w spokoju i po raz pierwszy w życiu Harry był głęboko
wdzięczny za samotność. Mógł zaspokajać się tak często, jak mu się podobało. I robił to.
I doprawdy bardzo, bardzo wyraźnie potrafił sobie wyobrazić Snape'a robiącego
niektóre rzeczy, o których czytał.
Na myśl o Snapie jego oczy znów automatycznie powędrowały do okna, by zobaczyć,
czy już się ściemnia. Westchnął. Słońce powoli, ale nieubłaganie zbliżało się do horyzontu,
to prawda, ale minie jeszcze dobrych kilka godzin, zanim zapadnie zupełna noc, kiedy
będą mogły przylecieć sowy. Rona, Hermiony i Hagrida przybyły planowo o północy, w
pierwszej minucie dnia jego urodzin - ale nic od Snape'a. Harry czuł się trochę winny, że
tak go to rozczarowało; w końcu przyjaciele przysłali mu jak zawsze cudowne prezenty, a
jedzenie, które spakowały Hermiona i pani Weasley, było przepyszne. Ale... Jednak miał
nadzieję... I w końcu Snape pisał do niego wcześniej.
Mniej więcej kazał Snape'owi pisać do siebie latem, mimo to był zdumiony, gdy obudził
się którejś czerwcowej nocy i zobaczył dużą, brązową sowę, tłukącą się stanowczo w okno
i niosącą mały zwój pergaminu od mistrza eliksirów. Wiadomość była dość zwięzła:
Hogwart jest spokojny bez wszystkich tych kłopotliwych uczniów dokoła, Snape wreszcie
przeprowadził kilka cennych badań, a skoro o tym mowa, ma nadzieję, że Harry tego lata
przerabia książki, a nie leni się i pozwala, by zmarnowało się cenne szkolenie. A przy
okazji, jeśli Harry ma ochotę odpisać, musi zrobić to od razu i wysłać tą samą sową,
albowiem bardzo dziwnie wyglądałoby, gdyby sowa Harry'ego Pottera zaczęła dostarczać
regularne wiadomości nauczycielowi eliksirów w Hogwarcie.
Harry wpuścił sowę, która pofrunęła cicho na żerdź na komodzie i rzuciła pogardliwe
spojrzenie Hedwidze zamkniętej w klatce, podczas gdy on usiadł i próbował wymyślić w
odpowiedzi coś choćby w połowie tak elokwentnego. W końcu poddał się i nagryzmolił
tylko kilka banałów o tym, że lato mija mu dobrze, jakie badania Snape prowadzi, ma
nadzieję, że wszystko się powiedzie, i jakiego podręcznika do eliksirów będą używać w
przyszłym roku? Po chwili wahania dopisał jeszcze proste "Tęsknię za tobą" z nadzieją, że
Snape nie uzna tego za sentymentalne, ale podejrzewał, że to przede wszystkim
samotność musiała skłonić uwięzionego w szkole mistrza eliksirów, by do niego napisał.
Sowa wróciła tydzień później, niosąc ciężko wyglądający podręcznik z kolejnym krótkim
listem wsuniętym do środka. Harry zrozumiał aluzję i postanowił pilnie przestudiować
książkę. Trzymał się postanowienia i czytał (okropny, jałowy, n u d n y ) tekst z taką
koncentracją jak, nawet jeśli o wiele mniejszym entuzjazmem, podręcznik do seksu.
Naprawdę zamierzał dobrze radzić sobie z eliksirów w tym roku, nie tylko lecieć po
łebkach. Nie zamierzał dawać Snape'owi żadnych wymówek. Zamierzał poznawać materiał
z zastanowieniem, tak jak Hermiona - jeśli nie lepiej - i to od pierwszego dnia zajęć.
Zamierzał być g o t ó w . Nawet jeśli było to tak nudne jak tysiącletnie kości.
Od tamtego czasu dostawał listy co tydzień.
Z ciężkim westchnieniem Harry znów zamknął książkę do seksu. Dzisiaj nie zaglądał do
eliksirów i chociaż kusiło go, by poobijać się w urodziny, nauka pomogłaby odwrócić jego
myśli od sowy od Snape'a, która nie przybyła. Wyciągnął więc zwój pergaminu i zaczął
ostrożnie robić notatki z Rozdziału 12, Części trzeciej, Liść Firminu: Trujący, mimo to
przydatny . Ugh.
Tak minęła godzina czy dwie, aż na piętro doleciał cięty głos ciotki Petunii, wzywający
go na obiad.
Wstał z łóżka, ostrożnie podmuchał na atrament i, zwijając pergamin, rzucił ostatnie
spojrzenie na okno, po czym zszedł na dół.
* * *
Pół godziny później wrócił na górę po obiedzie, który, jak zawsze, przebiegał w cichej i
ponurej atmosferze. Tylko to lato i następne , powiedział sobie. A tego została tylko
2
33672325.003.png
SERIA HERBACIANA - część 4 Korespondując
połowa. To i następne. Potem nigdy, nigdy nie będziesz musiał ich oglądać.
Oczywiście, obiady u Durseyów miały jedną korzyść, z której nigdy wcześniej nie
zdawał sobie sprawy: ciotka Petunia bardzo lubiła banany. Upierała się, że Dudley ma za
mało potasu. I prawdopodobnie miał, biorąc pod uwagę olbrzymią ilość skrobi i tłuszczu,
jakie pochłaniał zamiast faktycznych środków odżywczych. Banany oczywiście nie były
przeznaczone dla Harry'ego, ale że kupowała je w wielkich kiściach, nigdy nie zauważała,
że jeden znika co jakiś czas.
Harry zaczerwienił się, wyciągając banana spod za dużej, rozciągniętej koszulki, gdzie
go wepchnął. Nie interesowały go tylko dla smaku. Podczas swoich ...aa, studiów nad
książką Freda i George'a, zaczął irytować się, zdawszy sobie sprawę, że choć teoria była
dobra, nie mógł p o ć w i c z y ć z żadną... częścią ciała. I niech go diabli, jeśli chciał być
niezdarny jak głupi dzieciak podczas pierwszego razu! Chciał być w tym dobry dla Sna...
dla swojego kochanka, desperacko chciał go zadowolić.
I któregoś dnia wszedł do kuchni i... walnęło go natchnienie. Jak zawsze miało w
zwyczaju. W końcu one były idealne. Właściwy kształt i można było łatwo pozbyć się
dowodów na działalność, w przeciwieństwie do prawdziwego życia ...ee, zabawek, które
trzeba było trzymać ukryte pod materacem albo pod podłogą, albo w innych niedogodnych
miejscach. No i były o wiele smaczniejsze.
Harry spędził kolejną sekundę, by złożyć głębokie i serdeczne podziękowania za to, że,
nie licząc Hedwigi, jest w tym pokoju zupełnie sam, i że nikt, ale to nikt nie wie, iż swoje
wieczory spędza, czytając książkę o seksie i dotykając i oblizując obranego banana, ciągle
spoglądając na ruchome ilustracje, by upewnić się, że robi to dobrze. Zazwyczaj
mężczyźni na obrazkach unosili kciuki do góry, co dodawało otuchy; po tym wszystkim
czuł, jakby znał ich osobiście.
Znów popatrzył z irytacją w ciemniejące niebo. Listy Snape'a nigdy nie przychodziły o
tej samej porze; czasem mogły przybyć tuż po zapadnięciu zmroku, czasem Harry rzucał
się do okna o wpół do czwartej nad ranem. Nie był pewien, czy to sowa okazjonalnie
zboczyła z drogi, czy po prostu Snape zakładał, że Harry nie śpi wtedy, kiedy i on. Ale było
to cholernie wkurzające.
Spojrzał znów na podręcznik do eliksirów na łóżku, w myślach kręcąc na niego nosem, i
stanowczo tłumiąc rumieniec, skupił się na sprawdzaniu, jak głęboko może wchłonąć
banana, nie zaciskając szczęk.
* * *
Szykując się już do spania, Harry powiedział sobie twardo, że nie jest rozczarowany.
Ani trochę. Snape nie był sentymentalnym typem, prawda? I, by być sprawiedliwym,
Harry nie powiedział mu, kiedy dokładnie wypadają jego urodziny, tyle tylko że w lipcu.
Poza tym, dziś był ostatni dzień lipca, więc gdyby Snape zamierzał cokolwiek, powinien to
zrobić do tej pory...
Nie bądź głupi, Potter warknął na samego siebie głosem, który brzmiał raczej jak głos
Snape'a. Dostajesz listy co tydzień; może po prostu czeka na środę, jak zawsze, albo
zupełnie zapomniał... To nie wydawało się niemożliwe, pomyślał Harry, ugniatając
poduszkę pod głową i próbując zasnąć. Lepiej zrobi, jeśli zaakceptuje prawdę, że...
O czymkolwiek chciał pomyśleć, znikło w okamgnieniu, gdy ostry dźwięk stukania
dobiegł od okna. Harry zerwał się z łóżka, niemal się potykając, próbując wyplątać się z
prześcieradeł i mając nadzieję, że hałas nie był spowodowany przez przypadkowy obiekt,
który trafił w szybę. Ale nie, to była duża brązowa sowa Snape'a, trzepocąca się na
zewnątrz ze zwojem ściśniętym pazurami. Czy to Harry'ego wyobraźnia, czy rzeczywiście
zwój wyglądał na grubszy niż zazwyczaj? Zażenowany tym, jak z podniecenia trzęsą się
jego ręce, niepotrzebnie mocno szarpnął okno i pozwolił sowie wlecieć do środka. Wielki
ptak tym razem przysiadł na poręczy łóżka, wcześniej upuściwszy zwój na biurko.
Harry rozpromienił się.
- Cześć, Acheron - powiedział, świadom, że po jego twarzy rozlewa się bardzo głupi
uśmiech, i czule popieścił wspaniałą głowę. On i Acheron raczej dobrze poznali się przez
3
33672325.004.png
SERIA HERBACIANA - część 4 Korespondując
ostatnie kilka tygodni i brązowa sowa wydawała się lubić Harry'ego. - Cieszę się, że cię
dziś widzę!
Acheron zahuczał cicho i niecierpliwie, a Harry skrzywił się z żarliwą nadzieją, że
Dursleyowie nie usłyszą.
- Wiem, wiem, zaraz na to spojrzę - powiedział uspokajająco.
Wyszczerzył zęby i odwróciwszy się do klatki Hedwigi, otworzył ją. Wydała sowi dźwięk
szczęścia i dwa ptaki pofrunęły razem na żerdź na komodzie, gdzie pochyliły puchate
głowy i zaczęły cicho parskać. Harry, siadając przy biurku, nie mógł powstrzymać
prychnięcia; z początku Acheron i Hedwiga nie byli wielkimi przyjaciółmi, ale wyraźnie
wydawali się rozgrzewać. Powiedział sobie, że naprawdę powinien wspomnieć o tym w
liście do Snape'a, ale ironia była tak gruba, że był pewien, że mu nie uwierzy.
W każdym razie dostał, na co czekał: list na urodziny. Ale zatrzymał się przed
przeczytaniem, częściowo chcąc przedłużyć oczekiwanie, a częściowo zastanawiając się,
jaki też list urodzinowy może napisać ktoś taki jak Snape. Czy byłby jak... Albo nie, może
bardziej jak...
Harry wywrócił oczami i rozwinął pergamin.
I zamrugał. Powodem, dla którego zawiniątko wyglądało na grubsze niż zwykle, było
coś wciśniętego we środek; ściślej mówiąc, jakiś obiekt, ostrożnie owinięty w miękki,
zielony materiał. Po rozwinięciu tkanina ukazała małą szklaną buteleczkę zawierającą
niewielką ilość płynu o różanej barwie. Harry zamrugał, a potem zdał sobie sprawę, że to
ma całkowity sens. Snape przysłał mu na urodziny eliksir - oczywiście. Być może nawet
sam go przyrządził. Ale co to za eliksir? Harry podniósł buteleczkę i przez chwilę patrzył na
płyn w świetle lampy, obserwując, czy zmieni kolor albo konsystencję, chcąc przekonać
się, czy potrafi zgadnąć samemu, zanim przeczyta list. Ale wyglądał absolutnie
nieznajomo.
Cóż, wobec tego najlepiej się dowiedzieć. Wciąż uśmiechając się głupawo, Harry
ostrożnie odstawił fiolkę na bok i zaczął czytać. List zaczynał się w typowy sposób, bez
przerwy na niepotrzebne, sentymentalne przywitania jak "Drogi Harry" czy choćby "Cześć,
Potter". Snape zawsze od razu przechodził do rzeczy.
Rozumiem, że dziś są twoje urodziny; cóż, Wszystkiego Najlepszego więc.
Harry znów wywrócił oczami, ale uśmiechnął się szeroko.
Mam nadzieję, że spędziłeś dzień przyjemnie, a przynajmniej dostałeś wieści od
przyjaciół. Z pewnością otrzymałeś pełno bezużytecznych prezentów, które zupełnie
przepędziły z twojej głowy myśli o nauce - dyrektor na pewno by to pochwalił. Wydaje mi
się, że słyszałem, jak Hagrid wspominał, że planuje wysłać ci album z fotografiami
"interesujących stworzeń".
Uśmiechając się, Harry spojrzał na album, który leżał na jego nocnej szafce i
przedstawiał strona po stronie fotografie niektórych najstraszniejszych potworów świata.
Czasami sam Hagrid stał koło bestii, uśmiechając się szeroko i machając. Harry nie miał
pojęcia, kto zgodził się zrobić tak osobliwe zdjęcia.
W załączeniu znajdziesz fiolkę (o ile Acheron jej nie upuścił) somniesperusa. To napój
nasenny, ale raczej niezwykły: jeśli zażyjesz go na pół godziny przed snem, zadziała on
na układ nerwowy i przeczesze twój nieświadomy umysł. Będziesz śnił o dawno
zapomnianych rzeczach, które chciałbyś pamiętać, albo może o czymś, co bardzo
pragniesz zdobyć. Nie jest to eliksir dla bojaźliwych, gdyż pokazuje nam prawdę o nas
samych, na którą czasem nie jesteśmy gotowi - może jeszcze nie rozumiesz, o czym
mówię. A ja wiem, że nie brak ci odwagi; wręcz przeciwnie, ku mojemu sporadycznemu
zaniepokojeniu.
Harry zamrugał i jeszcze raz przeczytał ostatnie zdanie. Czy mu się wydawało, czy
Snape właśnie przyznał, że czasem się o niego martwi?
Pewnie było śmieszne odczuwać w tym momencie rozprzestrzeniające się we wnętrzu
ciepło.
Skoro o tym mowa, zażyj eliksir według własnego uznania. Pragnę zaznaczyć, że
odszuka tylko przyjemne dla ciebie marzenia i wspomnienia, więc nie obawiaj się
koszmarów - aczkolwiek czasem możemy być zszokowani, dowiadując się, co naprawdę
4
33672325.005.png
SERIA HERBACIANA - część 4 Korespondując
sprawia nam przyjemność. O czymkolwiek będziesz śnił, mam nadzieję, że spodoba ci się.
Marszcząc czoło, Harry przejrzał jeszcze raz cały akapit. "Rzeczy zapomniane, o których
chciałbyś pamiętać"... Dokładnie jak daleko w jego marzenia może sięgnąć ten eliksir? Czy
mógłby może śnić o swoich rodzicach, zanim pojawił się Voldemort? Czy wspomnienia
dziecka w ogóle się rejestrują? Przełknął ciężko na myśl, że Snape mógł mu dać szansę na
odkrycie tej części jego życia, o której zawsze myślał, że przepadła na zawsze.
Ale jeśli było to tak niewinne, po co te ostrzeżenia? Znów zmarszczył brwi. "Czasem
możemy być zszokowani, dowiadując się, co naprawdę sprawia nam przyjemność" -
pewnie o to mu chodziło. Myślał przecież, że umrze z upokorzenia, gdy zdał sobie sprawę
ze swego pociągu do mistrza eliksirów. Harry na próżno zastanawiał się, czy Snape czuł to
samo.
Może nie powinien zażywać go dzisiaj? Był piekielnie ciekawy, ale skoro eliksir przyszedł
w tak małej ilości, a poza tym nigdy o nim nie słyszał, Harry miał pełne respektu uczucie,
że była to naprawdę bardzo rzadka i skomplikowana mieszanka. Zdecydował, że zachowa
ją na noc, kiedy naprawdę będzie potrafił ją docenić, na noc, gdy będzie potrzebował
słodkich snów. To był naprawdę znaczący podarunek. Czytał dalej.
Życie tutaj toczy się szybko. Dyrektor zamówił kilka książek, które okazały się bardzo
pomocne w moich badaniach, aczkolwiek każdego dnia oczekuję polecenia, by zwrócić je
do biblioteki. Co jest zupełnym absurdem, ponieważ jestem pewien, że nie zainteresują
nikogo poza mną.
Harry uśmiechnął się raczej łobuzersko, wyobrażając sobie, jak Snape traci punkty dla
Slytherinu za wykradanie książek z biblioteki, choć sam gnębił za to Harry'ego w pierwszej
klasie.
Mimo to mnie dni mijają raczej powoli, szczególnie z moimi ograniczeniami odnośnie
wchodzenia i wychodzenia. Nie mogę więcej zdradzić w liście, ale ostatnio nie było
żadnych oznak Aktywności i jestem pewien, że jedna popołudniowa wycieczka na Aleję
Pokątną celem uzupełnienia zapasów nie stanowiłaby znaczącego zagrożenia dla mojej
osoby. Ale dyrektor jest upartym człowiekiem.
Harry westchnął i potrząsnął głową, wiedząc, że Snape się dąsa, i wiedząc także, że on,
Harry, z pewnością robiłby to samo. Źle, że Snape nie ma własnej wersji Mapy
Huncwotów; mógłby przynajmniej wykradać się do Hogsmeade na piwo kremowe. Ale bez
względu na nowy kierunek, jaki obrała ich znajomość, Harry ani myślał dzielić tego
szczególnie drogiego obiektu z mistrzem eliksirów. Niektórych obietnic po prostu się nie
łamie, a był zupełnie pewien, że Fred i George (nie wspominając prawdziwych
Huncwotów) umieściliby Snape'a bardzo daleko na liście Osób, Którym Można Pokazać
Mapę, może gdzieś zaraz przed "osoby, których imiona kończą się na '-oldemort'".
Ale Harry starał się w tych dniach nie myśleć zbyt wiele o Voldemorcie.
Były przyjemniejsze rzeczy do rozpamiętywania.
Oczy zaczęły go piec, przypominając o późnej porze; mrugnął kilka razy i przeczytał
ostatni akapit.
Mam nadzieję, że dobrze wykorzystujesz podręcznik do eliksirów, który ci posłałem
(Harry westchnął. Snape zawsze to pisał.) Nie każdy jest super gwiazdą jak panna
Granger, ale wierzę, że jeśli tylko się postarasz, jesteś w stanie nie być tak strasznie
nieudolnym na moich lekcjach.
Usta Harry'ego zacisnęły się w niezupełnie przyjemnym uśmiechu. O tak, jest. I
dowiedzie tego. Tylko poczekaj, Snape. Tylko poczekaj.
Zostaje tylko miesiąc, zanim wrócisz do szkoły; dyrektor wspomniał, że przez jakiś czas
będziesz u Weasleyów. Podejrzewam, że jakakolwiek prośba o zachowanie ostrożności
pozostanie całkowicie bezowocna, skoro pałętasz się z tą bandą. Ale pamiętaj o tym, że
skoro nie ma śladów Aktywności, nie oznacza to, iż ona nie istnieje.
Harry prychnął. Naprawdę, czy Snape ma go za durnia? Oczywiście, że gdzieś istniała
"Aktywność". Ale przecież on i Ron nie zamierzali iść jej szukać podczas wakacji. O ile,
rzecz jasna, nie była naprawdę oczywista, albo tuż pod ich nosami, albo coś tak
niebezpiecznego, że wymagało natychmiastowego zbadania...
Harry zamrugał, a potem westchnął, przyznając bardzo niechętnie, że może, może
5
33672325.001.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin