43 SUDECKI SKARBIEC RZESZY Dobiegał końca kwiecień 1945 roku. W lezšcym u stóp Karkonoszy Hirschbergu (obecnie Jelenia Góra) życie toczyło się niemal tak, jakby na wiecie nie było wojny. Tramwaje kursowały po ulicach, czynne były sklepy sprzedajšce na kartki najpotrzebniejsze do życia, a raczej wegetacji artykuły, na skwerach baraszkowały dzieci, I tylko patrzšc na przechodniów można było się zorientować, że gdzie obok toczy się wojna, że ginš ludzie oraz walš się w gruzy i płonš całe miasta. Na ulgach Hirschbergu widać bowiem było tylko wynędzniałych starców, zaniedbane kobiety i dzieci. Mężczyni ginęli na frontach za fuehrera i ojczyznę lub cierpieli w niewoli. W ten mimo wszystko pokojowy pejzaż centrum miasta wjechała kolumna wojskowych samochodów ciężarowych ze zdjętymi tablicami z numerami rejestracyjnymi, kierujšc się w stronę miejscowego oddziału Banku Rzeszy. Na samochodach były zamontowane karabiny maszynowe, a miny eskorty nie wróżyły niczego dobrego. Wprawdzie żołnierze byli w mundurach Wehrmachtu, to jednak mieszkańcy Hirschbergu podejrzewali, iż sš to przebrani esesmani. Czy tak było naprawdę, trudno ustalić. W każdym razie żołnierzami dowodzili oficerowie SS. Ciężarówki półkolem zatrzymały się przed gmachem banku, dokšd weszli oficerowie. Mieszkajšcy w pobliżu banku starszy mężczyzna usłyszał od swych znajomych zatrudnionych w tej instytucji, że dowódca konwoju, legitymujšc się jakimi dokumentami, zażšdał wydania kilku sejfów. Ponoć omiu sejfów. W większoci z nich miały znajdować się zdeponowane w banku kosztownoci rodziny Schaffgotschów, którzy od wieków rzšdzili Cieplicami i innymi miejscowociami dolnolšskimi. Już bowiem w XIV wieku dworzanin księcia Bolka 1 widnickiego, niejaki Gotscho-Schoff, otrzymał prawo dysponowania ciepłymi ródłami, które nie tylko na lšsku słynęły ze swych właciwoci leczniczych. A w Cieplicach leczyli się między innymi żona Jana III Sobieskiego - królowa Marysieńka oraz Hugo Kołłštaj, by nie zapomnieć o tysišcach innych, zamożnych Polakach, którzy od wieków cišgali do ciepłych wód u stóp Karkonoszy. Rodzina Schaffgotschów zaliczała się do najbogatszych na lšsku, ale oficerów z konwoju interesowały nie tylko ich kosztownoci. Zażšdali również wydania dwóch sejfów, w których najprawdopodobniej znajdowały się zaszyfrowane dokumenty z wynikami badań naukowych, być może częć plonu prac uczonych niemieckich nad rozszczepieniem jšdra uranu. Odpędzajšc nielicznych gapiów żołnierze załadowali ciężkie sejfy na ciężarówki. Starannie zasznurowano plandeki. Zmierzchało, gdy kolumna samochodów ruszyła w kierunku zamglonych szczytów Karkonoszy... * Gdy na poczštku maja 1945 roku kończyła się bitwa o Berlin, a III Rzesza dogorywała pod potężnymi ciosami wojsk sprzymierzonych, rozpoczynała się bitwa o Sudety, która tak naprawdę trwa do dzi. Dlatego też nazwy tej bitwy i jej opisów nie znajdzie się w podręcznikach historii drugiej wojny wiatowej, za w niektórych tylko pracach naukowych i opracowaniach popularnonaukowych wspomina się jakby mimochodem, na ogół jednym lub co najwyżej w kilku zdaniach, o pewnych przedsięwzięciach Niemców, faktycznie inaugurujšcych bitwę o Sudety. Jej główna, decydujšca o dotychczasowym zwycięstwie Niemców faza rozegrała się wtedy, gdy na frontach drugiej wojny wiatowej w Europie umilkły strzały. O przebiegu tej bitwy niewiele da się dzi powiedzieć i napisać czego pewnego. Pewnego w stu procentach. Sporo jest za to domysłów, plotek i legend. Kto gdzie co widział, a częciej tylko słyszał o tym czy owym. Sporo jest także trudnych do sprawdzenia i zweryfikowania szczštkowych informacji, A i czas zrobił swoje. Przyroda zatarła wszelkie lady z lat 1944-45. Zmarli ludzie, którzy wiedzieli lub mogli wiedzieć rzeczywicie co konkretnego, co, co pozwoliłoby przygotować kontratak w bitwie o Sudety. Czy tylko do mitów można spokojnie zaliczyć uporczywie powtarzajšce się pogłoski, że wielu z tych ludzi nie zmarło mierciš naturalnš. Że musieli umrzeć, ponieważ wiedzieli zbyt wiele. Jeli lak było naprawdę, a niektórych przypadków nagiej lub tragicznej mierci tych osób nigdy nie wyjaniono, to byli to polegli w bitwie o Sudety. Pewne jest tylko jedno. Otóż podczas kilku ostatnich miesięcy drugiej wojny wiatowej włanie w Sudetach, od Kotliny Kłodzkiej po Góry Izerskie, ukryto skarby o ogromnej, wręcz chyba bajońskiej wartoci. Złoto i srebro w sztabach i sztabkach, drogocenne kamienie i biżuterię, zastawy stołowe z minieńskiej porcelany, dzieła sztuki. Tu też ukryto wyniki badań uczonych niemieckich, prawdopodobnie nad broniš masowego rażenia, a zapewne również aparaturę z hitlerowskich laboratoriów oraz zapasy tak zwanej ciężkiej wody i rudy uranu. Pewne jest także i to, że jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki w ostatnich tygodniach wojny zniknęły z pejzażu Sudetów fabryki podziemne pracujšce na rzecz gospodarki wojennej III Rzeszy. Były, a dzi ich nic ma. W każdym razie nic widać wejć do nich, bo gdzie wewnštrz gór pozostały wydršżone w skałach sztolnie, zżerane przez korozję maszyny i urzšdzenia, na pewno również wyroby gotowe lub półfabrykaty, których nie zdšżono już użyć w działaniach wojennych lub wyekspediować do innych, często także podziemnych zakładów, gdzie montowano różnego rodzaju bronie i sprzęt wojskowy. Te do dzisiaj zamaskowane fabryki podziemne sš jednoczenie wielkimi cmentarzami. Leżš 6tam szkielety jeńców wojennych, więniów obozów koncentracyjnych i zapewne również robotników przymusowych, których Niemcy wykorzystywali jako niewolniczš silę roboczš. Zbyt dużo widzieli i wiedzieli, by mogli przeżyć wojnę. A jednak wielu przeżyło. Albo w ostatniej chwili zadrżała ręka oprawcy, albo odpowiednie rozkazy nie dotarły na czas, albo też ewakuowano robotników - niewolników w głšb Niemiec liczšc, że być może w innym miejscu przydadzš się jeszcze Rzeszy. Naprawdę nielicznym udało się uciec. Ale wszyscy oni nie potrafili wskazać, gdzie znajdujš się wejcia do podziemnych fabryk. Wszak nie wieziono ich tutaj na wakacje czy wycieczkę. Nie było przewodników, którzy objanialiby uroki okolicy. Pod góry kryjšce w swych wnętrzach zakłady zbrojeniowe jechali w osłoniętych ciężarówkach, a do podziemi wprowadzano ich nierzadko z opaskami na oczach. Tak na wszelki wypadek, bo z góry zakładano, że już nigdy nie ujrzš oni wiatła dziennego. W podziemnych labiryntach mieli pracować, spać i umierać z głodu, chorób lub wycieńczenia. Opłaciła się ta przezornoć. Gdy w Berlinie zadecydowano, że fabryki podziemne majš służyć za miejsca ukrycia najcenniejszych i najwartociowszych dla Niemców przedmiotów, nawet ci, którzy cudem przeżyli, nie trafiš już nigdy do miejsc swej katorżniczej pracy. Chociaż wielu z nich wracało tu w latach powojennych, to jednak bezradnie kręcili się po okolicy... * Jesieniš 1971 roku Telewizja Polska w popularnym wówczas cyklu "Znaki zapytania" wywietliła film "Tajemnica Bursztynowej Komnaty". Po emisji do telewizji nadeszło wiele listów. Był wród nich i ten: "W miejscowoci, w której poprzednio mieszkałem, kršży legenda o bogactwach zakopanych przez Niemców. Prawdopodobnie w czasie wojny wojska niemieckie przywoziły samochodami kufry, które umieszczali w bunkrze, w górze obok cegielni. Poczštkowo nie traktowałem tej pogłoski poważnie, ale zaintrygowało mnie zachowanie Niemców, którzy kilkakrotnie nawiedzali ten teren. W 1968 roku przyjechało małżeństwo, które rzekomo mieszkało w budynku przeze mnie zajmowanym. W czasie dwóch dni pobytu Niemcy bardzo interesowali się terenem obok cegielni, a szczególnie górš. Udawalimy, że nie wiemy, o co im chodzi, lecz obserwowalimy ich zachowanie. Na drugi rok Niemcy ponownie przyjechali, przywożšc ze sobš swoich bliskich krewnych. Wizyty ich powtarzały się przez następne dwa lata, za każdym razem odpoczywali na górze i obserwowali teren. Od tego czasu zaczšłem bliżej interesować się tymi rzekomo zakopanymi skarbami. Z rozmów z rodzinš, która pierwsza osiedliła się w tej miejscowoci, dowiedziałem się, że u podnóża góry, którš opisuję, znajdował się tunel, a w nim lory, które prowadziły w głšb góry. Obywatel ten chciał zbadać, dokšd ten tunel prowadzi, jednak doszedł do miejsca, gdzie woda sięgała po szyję i zawrócił. Póniej tunel został zasypany, nie wiadomo przez kogo i kiedy. Może przez Niemców, którzy pracowali w cegielni po wojnie? Jako stary ceramik uważam, że wyżej wymieniony tunel nie był potrzebny do wydobywania gliny, lecz do innych celów, ponieważ pod górš znajduje się piasek i żwir, co sprawdziłem osobicie, a gliny jest tam pod dostatkiem do 20 metrów. W 1970 roku znowu przyjechali Niemcy, inni, starsza kobieta i mężczyzna w wieku 40 lat. Przyszli do mieszkania i posiedzieli, że mieszkali tu przed wojnš. Chcieli zwiedzić teren. Żona zawiadomiła mnie o ich przybyciu. Po pewnym czasie zauważyłem mężczyznę, który kierował swe kroki w kierunku góry. Obejrzał się dokładnie i zrobił zdjęcie, po pewnym czasie wrócił, zrobił zdjęcie mieszkania i pojechali W dwie godziny póniej zjawił się ponownie z probš, by mu towarzyszyć w zwiedzaniu terenu. On prowadził, poszedł na górę, obejrzał jš i pożegnał się, mówišc...
aniona