25 DZIEŃ PIERWSZY O p o w i e ć p i e r w s z a S P O W I E D C I A P P E L L E T T A Ser Cepparello, fałszywš spowiedziš zwiódłszy więtego braciszka, umiera. Za życia był hultajem co się zowie, po mierci obwołano go więtym, mianujšc go więtym Ciappelletto. Stosownš rzeczš jest, miłe białogłowy, aby człek każdš sprawę zaczynał w więte i podziwienia godne imię Tego, kto był twórcš wszystkich rzeczy. Jako że mnie opowieci nasze zaczšć przypadło, chcę tedy na poczštek rzec o jednym z cudów bożych, tak aby po wysłuchaniu tej przypowieci nadzieja nasza, którš w Bogu pokładamy, okrzepła, niewzruszonš się stała i aby Jego imię zawsze było wychwalane. Wszystkie sprawy tego wiata sš znikome i marne, pełne wnštrz siebie i wokół trosk, trudów i goryczy i nieskończonym niebezpieczeństwom podległe. Żyjšc poród nich i będšc ich czšstkš, nie moglibymy dać im odporu ani obronić się, gdyby szczególna łaska boska nie dodawała nam sił i przezornoci. Ta łaska spływa na nas nie wskutek jakich zasług naszych, lecz dzięki dobrodziejstwu bożemu i modlitwom tych, którzy żyjšc na wiecie, z woli Boga byli miertelnymi, tak jak my jestemy, teraz zasię, dzielšc z Nim wiecznoć, sš błogosławieni. Do nich, jako do orędowników, wiedzšcych przez eksperiencję o naszej słaboci, obracamy się z naszymi sprawami i potrzebami, nie miać zanosić prób naszych do Najwyższego Sędzi. Co więcej, Bóg, pełen wielkiego dla nas miłosierdzia, rozeznawa, że miertelnymi oczami naszymi nie możemy przeniknšć tajemnicy Jego boskiej mšdroci. Nieraz przytrafia się może, że powszechnym mniemaniem omyleni, wybieramy naszym orędownikiem przed Nim tego, kto na wieczne wygnanie jest osšdzony. Ale jako że dla Boga nic skrytym nie jest, tedy patrzy on bardziej na czystoć myli modlšcego się nili na jego niewiedzę i potępienie orędownika, ku któremu modlšcy się obracajš, i wysłuchuje ich prób, tak jakby one do błogosławionego zaniesione były. Jawnie to widać z tej noweli którš teraz wam opowiedzieć zamierzam, i jawnie, powiadam, nie wedle osšdu bożego, ale ludzkiego mniemania. ŤPowiadajš tedy, że Musciatto Franzesi[6], z wielkiego i bogatego kupca we Francji stawszy się rycerzem, miał cišgnšć do Toskanii wraz z bratem króla francuskiego, Karolem bez Ziemi, przyzwanym i do przybycia naglonym przez papieża Bonifacego. Jak to często u kupców się przytrafia, sprawy Musciatta w wielkim były zawikłaniu. Nie mogšc ich łatwo i szybko do porzšdku doprowadzić, umylił polecić to różnym ludziom. Na wszystko znalazł sposób, jedna tylko wštpliwoć mu pozostała: nie wiedział, komu poruczyć wydobycie długów, jakie mu się należały od różnych Burgundczyków. Dobrze wiedział zasię, że Burgundczycy sš ludmi wiarołomnymi, występnymi i złej wiary. Nie mógł w mylach natrafić na człeka tak szczwanego, co by się potrafił niegodziwoci Burgundczyków przeciwstawić. Gdy się długo nad tym głowił, przyszedł mu nagle na pamięć niejaki ser[7] Cepparello z Prato[8], który go często w jego domu w Paryżu odwiedzał. Był to człek niskiej postury i w stroju swym wielce wymuskany. Francuzi nie wiedzšc, co oznacza włoskie słowo cepparello, myleli, że to cappello czyli wianek, a ponieważ był niskiego wzrostu, nazwali go nie Cappello, lecz Ciappelletto; pod tym imieniem znany był wszędzie, chocia niektórzy i wiedzieli, że się zwie Cepparello. A owóż i jego życie: będšc notariuszem, za wielki srom sobie by to poczytywał, gdyby choć jeden dokument, sporód tych nielicznych aktów, które sporzšdzał, prawdziwym, a nie fałszywym się okazał. Fałszywych aktów dostarczał, ile kto chciał, a czynił to czasem za darmo z większš ochotš, niż ten, co by za to sowitš zapłatę miał otrzymać. wiadczył fałszywie z wielkim upodobaniem, proszony lub nieproszony. W owych czasach we Francji wiara w przysięgę była niewzruszona. Toteż nie troszczšc się o to, że krzywoprzysięga, zawsze brał górę we wszystkich sprawach, które miały być jego przysięgš rozstrzygnięte. Z lubociš dokładał starań, aby kłótnie wzniecać między krewniakami lub przyjaciółmi; im więcej z tych sporów nienawici i zła płynęło, tym ukontentowanie jego większe było. Nigdy nie odmawiał, przeciwnie, ochotnie się zgadzał brać udział w morderstwach i innych zbrodniach; nieraz też własnymi rękoma ludzi mordował lub srogie rany im zadawał. Z lada powodu blunił Bogu i wszystkim więtym, będšc z przyrodzenia człekiem porywczym wielce. Do kocioła nie chodził nigdy; plugawymi słowy szydził z wszelkich sakramentów, za to chętnie i często odwiedzał szynki, burdele i inne miejsca hańbišce. Białogłowy miłował jak pies kije, natomiast lubował się w występku przeciw naturze. Rabować i krać znaczyło dlań tyle, co dla więtego jałmużnę dawać. Obżerał się i pił, nie dbajšc, że nieraz zdrowie na szwank naraża. Był także zawołanym szulerem. Ale po cóż się nad nim w tylu słowach rozwodzę? Wystarczy powiedzieć, że był to może najgorszy człek, jaki kiedykolwiek na wiat przyszedł. Władza i wpływ Musciatta przez długi czas ochraniały występnika przed pomstš różnych osób, którym krzywdę wyrzšdził, a takoż przed sprawiedliwymi wyrokami sšdów. Ów to Cepparello przyszedł na myl panu Musciatto. Musciatto, znajšc doskonale jego życie, umylił, że jest to człek ze wszech miar do wypełnienia jego zamysłów sposobny. Przyzwał go do siebie i rzekł: Jak ci wiadomo, moci Ciappelletto, wkrótce stšd ze wszystkim odjechać muszę; krom innych, pozostajš mi jeszcze sprawy z tymi oszustami, Burgundczykami; wiem, że nikt nie jest od ciebie zdatniejszy do tego, aby od nich dług mój wydobyć. Niewiele teraz masz do roboty, we na siebie tę sprawę, a ja przyrzekam ci, że będziesz się cieszył faworem sšdów i że dam ci z odebranych pieniędzy częć należnš i sprawiedliwš. Imć Ciappelletto w samej rzeczy nic wówczas do roboty nie miał i biedę wielkš znosił, widzšc zasię, że jedyny obrońca i opiekun go opuszcza, bez zbytnich tedy namysłów, koniecznociš przymuszony, rzekł, że chętnie służyć jest gotów. Gdy już wszystkie warunki omówione zostały, Ciappelletto otrzymał pełnomocnictwo i piernacz od króla i zaraz po odjedzie messera Musciatto wyruszył do Burgundii, gdzie go nikt nie znał. Tutaj, wbrew swojej naturze, zaczšł łagodnie i pokornie z dłużnikami postępować, byle celu dopišć, ostawiajšc sobie na koniec inne rodki. Zamieszkał w domu dwóch braci, Florentczyków, którzy na lichwę pienišdze pożyczali. Przez wzglšd na pana Musciatto gospodarze w wielkim go mieli zachowaniu. Zdarzyło się, że tam Ciappelletto zachorzał. Bracia zaraz przyzwali medyków i sługi, aby go mieli na pieczy i czynili wszystko, by mu zdrowie przywrócić. Alici wszelki ratunek daremny się okazał. Poczciwina był już stary, a przy tym zdrowie miał nadwštlone hulaszczym trybem życia; według orzeczenia medyków z każdym dniem musiało mu się pogarszać, jako człekowi na nieuchronnš mierć skazanemu. Dwaj bracia wielce się tym trapili. Pewnego dnia, znajdujšc się w izbie, przyległej do kom- naty, w której Ciappelletto chory leżał, zaczęli mówić z sobš w te słowa: Co mamy poczšć z tym człekiem? spytał jeden drugiego. Zaiste, niemały kłopot nam sprawił. Wydalić go teraz z naszego domu, tak ciężko chorego, byłoby to dla nas hańbš i dowodem niewielkiego rozumu. Ludzie widzieli przecie, żemy go przyjęli, gocili, a potem i leczyć troskliwie kazali, teraz zasię mieliby ujrzeć, że wypędzamy go z domu miertelnie chorego, chocia nam nic złego uczynić nie mógł. Z drugiej strony, jest to taki hultaj, że, ani chybi, nie będzie się chciał wyspowiadać ani przyjšć ostatnich sakramentów. Gdy umrze bez spowiedzi, żaden kociół jego ciała nie przyjmie. Jak zdechłego psa wrzucš go do pierwszego lepszego dołu. Gdyby się zasię i wyspowiadał, to grzechy jego sš tak wielkie i straszne, że nie znajdzie się taki ksišdz lub braciszek, co by go mógł rozgrzeszyć. Nie otrzymawszy za rozgrzeszenia, równie do jamy wrzucony będzie. Jeli tak się stanie, lud tutejszy, który, nienawidzšc profesji przez nas sprawowanej, le o nas mówi i tylko czeka sposobnoci, aby nas ograbić, powstanie przeciwko nam z okrzykiem: Nie cierpimy tutaj dłużej tych psów lombardzkich[9], od których nawet kociół się odwrócił! Napadnš na nasze domy i nie tylko dobra nasze złupiš, ale jeszcze i życia nas pozbawić mogš. Tak więc czy inaczej, na przypadek jego mierci, le z nami będzie. Ser Ciappelletto, który leżał niedaleko od miejsca ich rozmowy, majšc słuch wyostrzony, jak to się często u chorych zdarza, słyszał wszystko, co dwaj bracia mówili. Za czym przywołał ich i rzekł: Nie chciałbym wam niepokoju sprawiać i szkód przyczyniać. Słyszałem, cocie o mnie mówili, i jestem pewien, że nastšpiłoby to, czego się obawiacie, jeliby rzeczy poszły tym trybem, jakecie przypuszczali. Alici będzie inaczej. W cišgu mego życia tyle nagrzeszyłem przeciwko Bogu, że teraz, w godzinie mierci mojej, jeden grzech więcej żadnej różnicy nie sprawi. Przyzwijcie do mnie najbardziej wištobliwego mnicha, jeli taki się znajdzie, i ostawcie mi swobodę działania, a ja wasze i moje sprawy takš modłš uładzę, że wszystko dobry obrót wemie, ku waszemu ukontentowaniu. Dwaj bracia, chocia niewielkš ufnoć w jego słowa pokładali, jednakoż udali się do klasztoru i poprosili, aby który z mšdrych i więtych mnichów wyspowiadał Lombardczyka leżšcego na łożu niemocy w ich domu. Dano im mnicha sędziwego, słynšcego z wištobliwoci żywota i w Pimie więtym wielce zawołanego. Ten człek czcigodny cieszył się szczególnie wielkš estymš wszy...
aniona