79 FRANCESCA I Gdy przepływalimy przez cieninę, Coertze zaproponował, abymy skierowali się prosto do Włoch. Słuchaj, powiedzielimy Metcalfe'owi, że płyniemy do Hiszpanii odparłem. Uderzył pięciš w zręb kokpitu. Ale nie mamy czasu. Musimy go znaleć nie ustępowałem. Już ci mówiłem, że na nieprzewidziane trudnoci zarezerwowałem cały miesišc. To włanie jedna z takich trudnoci. Na dotarcie do Włoch zużyjemy miesišc zamiast dwóch tygodni. W ten sposób pozostajš w zapasie jeszcze tylko dwa tygodnie jednak musimy tak zrobić. Może uda nam się nadrobić trochę czasu we Włoszech. Zaczšł narzekać twierdzšc, że niepotrzebnie obawiam się Metcalfe'a. Czekałe na tę okazję piętnacie lat, możesz zaczekać jeszcze dwa tygodnie. Popłyniemy do Gibraltaru, Malagi i Barcelony, popłyniemy na Riwierę, do Nicei i Monte Carlo; póniej do Włoch. Zobaczymy walki byków i jaskinie hazardu, będziemy robić to wszystko, co inni turyci. Staniemy się najbardziej niewinnymi ludmi, jakich Metcalfe kiedykolwiek oglšdał. Ale Metcalfe został w Tangerze. Umiechnšłem się słabo. Teraz jest zapewne w Hiszpanii; w swojej fairmili mógł nas wyprzedzić, kiedy tylko chciał. Do diabła, mógł nawet przylecieć do Gibraltaru samolotem albo przypłynšć promem. Jeli sšdzi, że co knujemy, będzie miał nas na oku. Przeklęty Walker wybuchnšł Coertze. Zgoda powiedziałem. Lecz to niczego nie zmienia. Zaczšłem wyliczać błędy, które popełnilimy. Najważniejszym było bez wštpienia napomknięcie Walkera o licie kredytowym w obecnoci Aristide. Było to kłamstwo w dodatku niepotrzebne list kredytowy miałem ja i Walker mógł o tym powiedzieć. Zachowanie kontroli nad finansami ekspedycji stanowiło jedyne w miarę pewne zabezpieczenie, że Coertze nie rzuci się na mnie. Wcišż nie wiedziałem, gdzie znajduje się kopalnia ze złotem. Teraz oczywicie Aristide przeprowadzi wród swoich przyjaciół bankierów małe dochodzenie w celu stwierdzenia finansowego statusu bogatego pana Walkera. Informacje uzyska w całkiem prosty sposób wszyscy bankierzy trzymajš się razem, a etyka może ić do diabła i dowie się, że Walker nie podejmował pieniędzy z żadnego banku w Tangerze. Może się tym zbytnio nie przejšć, może jednak zapytać o to Metcalfe'a i wówczas ten znajdzie kolejnš zagadkę na swojej licie podejrzeń. Wysonduje Aristide i w rezultacie dowie się, że Walker i Halloran wykazali przesadne zainteresowanie napływem i odpływem złota z Tangeru. Mógłby pójć do Casa Saeta i powęszyć. Nie znalazłby tam niczego, co stałoby w sprzecznoci z postaciš wykreowanš przez Walkera, lecz włanie ten wizerunek wydałby mu się najbardziej podejrzany, gdyż Walker zniszczył go doszczętnie, kiedy był pijany. Na wzmiankę o złocie nastawiłby pilnie uszu człowiek pokroju Metcalfe'a na zapach złota reaguje bardzo szybko; i ja na jego miejscu zainteresowałbym się bardzo ruchami jachtu żaglowego Sanford". Wszystkie te przypuszczenia opierały się na założeniu, że Walker po pijanemu nie powiedział nic o złocie. Jeli powiedział, to bomba już poszła w górę. Zawinęlimy do Gibraltaru i spędzilimy dzień, gapišc się na małpy Barbary i oglšdajšc jaskinie wykonane przez ludzi. Następnie pożeglowalimy na Malagę i zmuszeni bylimy wysłuchać znacznie więcej muzyki flamenco, niż moglimy znieć. Zdarzyło się to drugiego dnia w Maladze. Jak dobrzy turyci, wybralimy się z Walkerem do cygańskich jaskiń, kiedy zdałem sobie sprawę, że jestemy ledzeni. Gdziekolwiek szlimy, natykalimy się na młodego wšsatego człowieka o ziemistej cerze. Usiadł nieco dalej, gdy jedlimy w ulicznej kawiarni, pokazał się nad przystaniš jachtowš, bił brawo tańczšcym flamenco, gdy poszlimy zobaczyć Cyganów. Reszcie nic nie powiedziałem. Jeżeli nas ledzono, stanowiło to tylko potwierdzenie klasy Metcalfe'a. W każdym porcie nad Morzem ródziemnym miał z pewnociš przyjaciół i nie nastręczało mu większych trudnoci poproszenie ich o tę drobnš przysługę. Ruchów jachtu nie da się tak łatwo ukryć, on sam za siedział zapewne w Tangerze, jak pajšk porodku sieci, i otrzymywał telefony z wszystkich miejsc, do których zawijalimy. Znał wszystkie nasze ruchy oraz wydatki do ostatniego peseta. Moglimy tylko próbować zachowywać się jakby nigdy nic i mieć nadzieję, że jeli przecišgniemy to dostatecznie długo znuży się. Może dojdzie do wniosku, że jego podejrzenia okazały się nieuzasadnione. W Barcelonie poszlimy we trójkę na walkę byków. Miałem niezłš rozrywkę, próbujšc rozpoznać człowieka Metcalfe'a. Nietrudno było go znaleć, jeli się szukało. Okazał się nim wysoki zbój o zapadłych policzkach. Trzymał się tego samego schematu, co człowiek w Maladze. Miałem niemal pewnoć, że jeli ktokolwiek miałby okrać Sanforda", to jeden z przyjaciół Metcalfe'a. Rozeszła się już z pewnociš wiadomoć, że jestemy jego zwierzynš i mniejsze płotki zostawiły nas w spokoju. Wynajšłem strażnika wyglšdał na takiego, który za dziesięć pesetów sprzedałby własnš matkę i poszlimy na walkę byków. Nim wyszlimy, starannie przygotowałem dekoracje: sporzšdziłem sporo fikcyjnych notatek dotyczšcych kosztów założenia stoczni w Hiszpanii, spreparowałem też materiały, które rzekomo zebrałem. Zostawiłem plan podróży, z grubsza opisujšcy naszš przyszłš trasę aż do Grecji, oraz listę z adresami ludzi, których miałem odwiedzić. Następnie wymierzyłem co do cala miejsca, na których leżały wszystkie papiery. Kiedy wrócilimy, stróż powiedział, że było spokojnie, więc zapłaciłem mu i odszedł. Papiery zostały przejrzane, więc do zamkniętej kabiny włamano się z powodzeniem mimo obecnoci stróża lub raczej przy jego pomocy. Zastanawiałem się, ile mu zapłacono. Rozmylałem też nad tym, czy moja harówka przekonała Metcalfe'a, że rzeczywicie niewinnie się włóczymy. Z Barcelony wyszlimy przez Zatokę Lwiš do Nicei, opuszczajšc Majorkę, gdyż zaczynało brakować nam czasu. Znowu zajšłem się interesami", odwiedzajšc stocznie. Ponownie dostrzegłem obserwatora, lecz tym razem popełniłem błšd. Powiedziałem o nim Coertzemu. Zagotował się. Czemu nie powiedziałe mi wczeniej? zapytał. Jaki miałoby to sens? odparłem. I tak nic nie możemy zrobić. Doprawdy? rzekł zagadkowo i zamilkł. Niewiele zdarzyło się w Nicei. Jest to przyjemne miejsce, jeli nie ma się pilnych spraw gdzie indziej. Zostalimy tam jednak tylko tak długo, ile wymagał nasz kamuflaż, po czym pożeglowalimy do Monte Carlo, równie miłego dla turystów miasta. W Monte Carlo zostałem wieczorem na pokładzie Sanforda", a Coertze i Walker zeszli na lšd. Niewiele było do zrobienia prócz zwykłych prac gospodarskich, odpoczywałem więc w kokpicie chłonšc spokój nocy. Tamtych nie było do póna, a gdy wrócili, Walker zachowywał się nienaturalnie cicho. Kiedy Coertze zszedł pod pokład, zagadnšłem go: Co się stało? Zaniemówiłe? Jak ci się podobało Monte? Skinšł głowš w stronę zejcia pod pokład. Sprał kogo. Zrobiło mi się zimno. Kogo? Jaki facet łaził za nami przez całe popołudnie. Coertze go zauważył i powiedział, że się z nim rozprawi. Pozwolilimy facetowi ledzić nas, dopóki nie zrobiło się ciemno. Wtedy Coertze wyprowadził go w jakš alejkę i dołożył mu. Wstałem i zszedłem na dół. Coertze siedział w kuchni i moczył spuchnięte knykcie. A więc w końcu dopišłe swego powiedziałem. Musisz używać swoich cholernych pięci zamiast rozumu. Jeste gorszy od Walkera. O nim przynajmniej można powiedzieć, że jest chory. Coertze spojrzał na mnie zaskoczony. O co chodzi? Słyszałem, że kogo pobiłe. Coertze spojrzał na swojš pięć i umiechnšł się do mnie szeroko. Nie będzie już nas niepokoić, z miesišc poleży w szpitalu! Rany boskie, w dodatku powiedział to z dumš! Zawaliłe wszystko powiedziałem z naciskiem. Już niemal doprowadziłem Metcalfe'a do punktu, w którym musiał zostać przekonany, że jestemy w porzšdku. Teraz pobiłe jednego z jego ludzi, więc już wie, że jestemy przeciwko niemu i że co ukrywamy. Równie dobrze mógłby zadzwonić do niego i powiedzieć: Wkrótce będziemy mieli trochę złota, wpadnij i we je od nas". Jeste skończonym durniem. Twarz mu pociemniała. Nikt tak do mnie nie mówi uniósł pieć. Ja do ciebie tak mówię odparłem. A jeli mnie tkniesz palcem, możesz złotu posłać całusy na do widzenia. Za nic na wiecie nie poprowadzisz ani tej, ani żadnej innej łodzi, a Walker ci nie pomoże, bo cię nie znosi. Uderz mnie i wylatujesz na dobre. Wiem, że mógłby mnie złamać na pół i możesz tego spróbować, lecz taka przyjemnoć kosztowałaby cię, ni mniej, ni więcej, tylko pół miliona. Na tę próbę sił zanosiło się od dawna. Zawahał się, niezdecydowany. Ty pieprzony Angliku powiedział. No dalej, uderz mnie odezwałem się i przygotowałem na przyjęcie ciosu. Uspokoił się i pogroził mi. Zaczekaj tylko, aż się to skończy rzekł. Tylko zaczekaj. Wtedy się polic...
aniona