Dawson Jodi - Tajna misja.pdf

(631 KB) Pobierz
34471844 UNPDF
Jodi Dawson
Tajna misja
34471844.001.png 34471844.002.png
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Daniel West od dawna cieszył się opinią twardogło-
wego. Niestety, żelazna patelnia, która walnęła go w czo­
ło, okazała się niezwykle solidna. Daniel jęknął, niemile
zdumiony, i oparł się plecami o zimną, ceglaną ścianę.
W mglistej księżycowej poświacie zamajaczyła przed
nim filigranowa postać otoczona wianuszkiem gwiazd.
Pokręcił głową, usiłując odzyskać ostrość wzroku i przyj­
rzeć się lepiej twarzy napastnika.
Błąd.
Ten wysiłek wywołał nagłą falę gorąca. Daniel osunął
się powoli wzdłuż ściany i opadł na kupkę zwiędłych li­
ści. Jego dżinsy natychmiast nasiąkły wilgocią. Towa­
rzyszący całemu zajściu zapach smażonego boczku po­
wodował jeszcze większe poplątanie myśli.
Daniel odchylił głowę do tyłu i obserwował, jak po­
stać uzbrojona w żelazną patelnię opuszcza swój oręż
i powoli zbliża się do niego: Delikatne palce zbadały tę
część jego czoła, na której zaczął wyrastać potężny guz.
Zamknął oczy, bo nagły zawrót głowy mógł się za­
kończyć upadkiem w chryzantemy. Mimo to wyczuł, że
kobieta przykucnęła obok niego.
• -' Pozostawiam ci prawo wyboru. - Nocną ciszę prze­
rwał jej stanowczy głos.
- Wyboru czego?
Otworzył oczy i zajrzał w zielone źrenice. Wiedział,
kim była. Obiekt jego tajnej obserwacji, Katherina Ben­
nett, mysz, która mogła doprowadzić go do sera. Jej luźne
związki z osobnikiem podejrzanym o zorganizowanie se­
rii napadów na banki stanowiły wszystko, co wiedział.
Miał je dokładnie zbadać.
Teraz tajemnicę diabli wzięli. Dobra robota, Sherlocku,
pomyślał z autoironią. Jednak mimo wszystko zmusił się do
skoncentrowania na jej słowach i nie spuszczał z niej wzroku.
Katherina stała, ściskając oburącz uchwyt patelni.
- Czy mam zadzwonić na policję i zameldować im
o schwytaniu obleśnego podglądacza, czy też wezwać
pogotowie, żeby zajęło się twoją głową?
- Nie jestem żadnym podglądaczem - usiłował spro­
stować Daniel.
- Zatem twoje wyjaśnienie, czemu węszyłeś w ciem­
nościach wokół mojego domu, brzmi...
No i co ma jej teraz powiedzieć? Prawda mogłaby go
kosztować kolejnego guza. Daniel zdołał dźwignąć się na
kolana i skrzywił się, gdy zimna wilgoć wdarta się przez
spodnie do kolan. Wyciągnął rękę w stronę Katheriny Ben­
nett, by upewnić się, że nie ma do czynienia ze zjawą.
Groźne warczenie dobiegające go zza pleców dziew­
czyny sprawiło, że zamarł w bezruchu.
- Buster jest moim psem obronnym. - Katherina
obejrzała się i cicho zagwizdała. Obok niej natychmiast
pojawiła się ogromna psia bestia. Nieprawdopodobnie
długi język zwieszał się komicznie z jednej strony pyska.
Daniel ukucnął. Sytuacja robiła się coraz bardziej
skomplikowana. Pora stawić jej czoło. Sięgnął do tylnej
kieszeni, by pokazać Katherinie jakiś dokument.
W tej samej chwili Buster uderzył go niczym stoper
w drużynie rugby. Po sekundzie Daniel leżał na plecach,
wpatrując się w rozwarty pysk kudłatego potwora. Za­
marł w bezruchu. W tej sytuacji nawet oddychanie było
ryzykownym przedsięwzięciem.
- Słyszałem... o pokoju... do wynajęcia - wyszeptał
kącikiem ust.
- Szuka pan pokoju? - Katherina spojrzała na niego
z niedowierzaniem. - Czemu nie wszedł pan frontowymi
drzwiami?
Daniel zerknął na psa, Katherina wstała, wykonała
drobny ruch dłonią i, o dziwo, straszne bydlę posłusznie
zeszło z piersi Daniela.
- Kobieta, która poleciła mi ten dom, wspomniała, że
większość mieszkańców korzysta z tylnego wejścia. - Da­
niel podniósł się do pozycji siedzącej i ostrożnie dotknął
czoła. Nie było to do końca niezgodne z prawdą. Rzeczy­
wiście, pracownica agencji wspominała o czymś takim.
Katherina skrzyżowała ramiona i sceptycznie uniosła
brew.
- Mary poleciła panu pokój ze śniadaniem u mnie?
- Jej powątpiewanie było widoczne.
Daniel ze wszystkich sił starał się uczynić swą historię
wiarygodną, jednak głuche dudnienie w głowie nie po­
magało mu w tym.
- Szukałem czegoś miłego i spokojnego. Mary po­
wiedziała, że „Naked Moon Tearoom" jest właśnie takim
miejscem, a panią nazwała królową relaksu.
Katherina zawahała się przez moment, po czym wy­
ciągnęła rękę i uśmiechnęła się pod nosem.
- Skoro Mary pana przysyła, jak mogę pana odprawić
z kwitkiem?
Patrzył na jej rękę, jakby nie wierząc, że Katherina
pomoże mu wstać.
Katherina przybrała zniecierpliwiony wyraz twarzy.
- Jestem silniejsza, niż na to wyglądam.
Posłusznie podał jej rękę, a ona pociągnęła go i wstał.
No, prawie wstał. Otwartą dłonią oparł się o ścianę, bo
wciąż kręciło mu się w głowie.
Katherina wsunęła się pod jego ramię, a czubek jej
głowy ledwo sięgał mu do podbródka.
- Przepraszam. Przyjechał pan tu odpocząć, a ja
zdzieliłam pana po głowie. Pomogę panu wejść do środ­
ka. - Spojrzała na niego z niepokojem. - Nie jest pan
przypadkiem prawnikiem?
- Nie. - Daniel przywarł do jej ciepłego ciała. Ku­
sząco miękkiego. Czuł, że jest silna. - Czemu pani pyta?
- Chyba nie zamierza pan wnieść przeciwko mnie
oskarżenia?
Zdumiała go jej prostolinijność. W swej pracy nieczęsto
spotykał się z tą cechą. Szkoda, że nie może odwzajemnić
się szczerością. Przynajmniej dopóki nie zbada natury jej
związków z Filcherem, nie było o tym mowy.
Niezdarnie pokuśtykali w stronę tylnego wejścia pię­
trowego domu w stylu wiktoriańskim.
Blask lampy nad drzwiami w pierwszej chwili oślepił
Daniela. Szybko spojrzał w dół, co dało mu okazję, by
przyjrzeć się dokładniej swojej gospodyni. Obiektowi swych
obserwacji.
Zdumiał się. Czarno-białe zdjęcie panny Katheriny
Bennett nie oddawało wszystkiego. Rozpuszczone, czar­
ne włosy opadały do połowy pleców, a zwiewny szlafrok
z materiału w kolorze nocnego nieba przylegał do ciała,
uwydatniając kuszące kształty. Twarz, najwyraźniej świe­
żo umyta, promieniała zdrowiem. Słowem atrakcyjna
i przystojna panna.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin