06 Opowieści ze Świata Czarownic 4.txt

(440 KB) Pobierz
Andre Norton



Opowiadania
ze wiata Czarownic
t 4
Przekład: Karolina Bober


Przedmowa	3
Córka Godrona	4
Kwestia magii	13
Cienina burz	49
Pułapka wiec	66
Szepczšca trzcina.	82
Wilkołak	92
Ucieczka przemienionej	118
Sprzedawca mieczy	141

Przedmowa
Wielokrotnie powtarzałam, że opowieci ze wiata Czarownic miały być zebrane tylko w jednej ksišżce. Jej fragment zamierzałam wykorzystać w powieci historycznej, która nie została napisana. Jest jednak w wiecie Czarownic cos, co przycišga zarówno pisarza, jak i czytelników - ci ostatni za chcš wiedzieć o nim coraz więcej.
ródłem całej tej historii był fragment, majšcy stać się poczštkiem powieci historycznej o krzyżowcach, którzy zamiast powrócić do Europy, osiedlili się na Bliskim Wschodzie, zakładajšc tam małe gospodarstwa. Rozwinięcie tego pomysłu dało mi sposobnoć zapoznania się z opowieciami z tamtych czasów i nauczenia się czego więcej o strukturze społeczeństwa tego okresu. Wiedza ta zwišzana byłš z folklorem, balladami Czarodziej ze wiata Czarownic oparty jest na Childe Roland) i okultyzmem.
Z tej mieszanki piorunujšcej zaczęło powstawać coraz więcej opowieci o przygodach ludzi, którzy pod koniec drugiej z kolei ksišżki postanowili wieć samotne życie. Wiele historii zostało zaczerpniętych z ludowych podań, podczas gdy materiały dotyczšce okultyzmu zawdzięczam głównie współczesnym opisom i teoriom zielarstwa, czarnej i białej magii, itp.
Kiedy Opowieci ze wiata Czarownic zostały poczęte, zapragnęłam się dowiedzieć, co inni pisarze mogliby dodać do tej historii. Niewštpliwie stworzyliby miejsca, których istnienia do tej pory nie podejrzewałam: nieznane mi białe plamy. Takwłanie się stało. Nowe wiatło rzucone na starš historię sprawiło, że rozbłysła ona życiem. Mielimy Sokolników mówišcych wreszcie własnym głosem. Wilkołaki i Damy, niebezpieczne zaklęcia, wojowników ożywajšcych zarówno na Wyżynie Hallack, jak i w Estcarpie.
To za jest tom czwarty, złożony z krótszych utworów.
Bardzo się cieszę, ze wiat Czarownic rozrasta się za sprawš innych pisarzy. Coraz silniej wierzę, ze istnieje gdzie inny wiat, inny wymiar, do którego można wejć. Z niecierpliwociš czekam na nowe opowieci, chcę się dowiedzieć, co się jeszcze wydarzy w Krainie Dolin, za górami, na dziwnych morzach, gdzie nie dotarli jeszcze nawet Sulkarczycy.
Pięcioro pisarzy: Pauline Griffin, Mary Schaub, Patricia Mathews, Sasha Miller i ja, powzięło ostatnio kolejne przedsięwzięcie: Kroniki wiata Czarownic. Kroniki znajdujš się w Lormcie, przybytku wiedzy (chociaż pewnie zagubiły się poród pergaminów i ksišg, które gromadzono tam przez wieki). Lormtjest skarbnicš opowieci. Każda następna jest jeszcze ciekawsza niż poprzednie.
Tom ten jest w pewnym sensie wstępem do Kronik, gdyż zapowiada te zmiany. Nie dotyczš one wielkich terenów zamieszkanych przez poszczególne narody, lecz raczej losów małych grupek ludzi, rozsianych tu i ówdzie, oderwanych od normalnego życia i zmuszonych do podejmowania działań, do których nie zawsze sš przygotowane.
Cieszy mnie, że mój wiat jest wzbogacany i rozrasta się dzięki wysiłkom innych pisarzy. Zazdroszczę im, ze tak upiększyli wiat Czarownic, a jednoczenie jestem tym zachwycona.
ANDRE NORTON


Córka Godrona
Ann Miller
i
Karen E. Ridgley

Ileż razy słyszałam historię moich narodzin! O tym, jak matka i ojciec, niewiele starsi niż ja jestem teraz, przysięgali sobie miłoć; jak Godron, sługa Ciemnoci, porwał matkę, kiedy ja rosłam w jej łonie, i chciał się mnš posłużyć w swoich złych zamiarach; o jej wyratowaniu i oczyszczeniu moich narodzin w starym miejscu Mocy. Ale za każdym razem słuchałam uważnie, jak nowej historii, w nadziei, że opowiadajšcy co przeoczyli. Co, co wyjaniłoby narastajšcy we mnie niepokój.
Ach, le dobrałam słowo. Nie chodzi może o niepokój, lecz o poszukiwanie. Wiedziałam tylko, że co mnie przycišga. Co? Gdzie? I wkrótce będę musiała pójć za tš siłš, by znaleć odpowied na pytania, których nie umiem zadać.

- Silistia?
Słyszšc wołanie mojego kuzyna Reldo odłożyłam pamiętnik i opuciłam przytulne miejsce przy oknie. Wyszłam na zewnštrz, w wiatło wiosennego słońca. Kiedy wyłoniłam się z domu, Reldo podniósł rękę, żeby skierować mnie do zagrody. Przyspieszyłam kroku, zgadujšc, że kuzyn chce mi pokazać pierwsze wiosenne rebię, na które oboje czekalimy równie niecierpliwie.
Wdrapałam się na dolnš żerd zagrody i spojrzałam na chwiejšcego się na nogach rebaka, potem wymieniłam zachwycone umiechy z Reldo. Mimo że stał na ziemi, a ja na żerdzi, musiałam patrzeć w górę. Młodszy o rok - niedawno skończył szesnacie lat był ode mnie wyższy o ponad pół głowy, bo bardzo wyrósł ostatniej zimy. Moja matka i jego ojciec, oboje ze Starej Rasy, byli kuzynami, więc Reldo, podobnie jak ja, miał typowe dla tej rasy czarne włosy. Ale jego oczy miały imbirowy odcień oczu jego matki z innego wiata, natomiast moje były jasnoszare, charakterystyczne dla Starej Rasy.
Mój ojciec, Gunnal, przyklęknšł przy trzęsšcym się rebaku, podczas gdy Lenil, ojciec Relda, głaskał i chwalił klacz.
- Miała doć przyzwoitoci, by się orebić rano - zamiał się Lenil. - I nie wycišgać nas z łóżek o północy.
- Może poprosimy jš, żeby pogadała z innymi klaczami - zaproponował ojciec, wyranie zadowolony z pomylnego porodu. Zima była bardzo ciężka, wiele naszych zwierzšt nie zniosło jej lodowatej ostroci. Każdy nowy rebak wzbogaci przerzedzone stado.
Tej zimy stracilimy nie tylko zwierzęta. Na myl o tym spojrzałam na niewielki pagórek w dalekim, wschodnim rogu naszego obejcia, gdzie pod kopcem z kamieni spoczywał mój braciszek. Gdy umarł, bardzo wštpiłam, czy mama zgodzi się, żeby wysłano mnie, abym kształciła budzšcy się Talent. Jednak żal po maleńkim braciszku przyćmił rozczarowanie i poczułam, jak do oczu napływajš mi łzy. Miał jasnobršzowe loczki i niebieskie oczy naszego ojca. Przypominałam sobie błyski radoci w tych oczętach, kiedy wycišgał pulchne ramionka i zginał paluszki, proszšc, żebym go podniosła. A ja brałam go na ręce, miałam się i obracałam nim w górze.
Zastanawiałam się, czy gdybym umiała wykorzystać narastajšcš we mnie Moc, mogłabym go uratować?
Kiedy Reldo dotknšł mojego ramienia, podskoczyłam.
- Riatha cię woła - powiedział, bacznie mi się przyglšdajšc.
Szybko odwróciłam od niego twarz i spojrzałam na dom. W drzwiach stała moja matka.
- Na pewno chce, żebym jej pomogła przygotować południowy posiłek - wyrzuciłam z siebie jednym tchem. Pobiegłam do domu. Starałam się nie okazywać żalu; skoro moja matka była tak dzielna, czułam, że muszę jej dorównać. Ojciec długo i gorzko płakał tej nocy, kiedy trzymał w ramionach swego zmarłego syna, ale mama zniosła to ze stoickim spokojem, dodajšc nam siły swojš postawš. Potem jednak, gdy wszyscy otrzšsnęlimy się z pierwszego szoku, przywarła do mnie, jakby ze strachu.
Wiosenne wydarzenia odrywały jš i resztę rodziny od żalu po tej stracie. Nasza stara maciora oprosiła się tego popołudnia, pięć młodych przeżyło.
- Więcej, niż się spodziewałem, Gunnalu - powiedział Lenil kiedy wieczorem zasiedlimy przy stole.
Mój ojciec chrzšknšł na znak, że się z nim zgadza, kiedy podawalimy sobie miseczki z jedzeniem.
- Wiosna chyba naprawdę nadeszła -powiedziała Varela, matka Relda, z innego wiata. - Winorol pšczkuje, a zwykle wyczuwa pogodę.
Podała kromkę chleba z masłem Jenli, młodszej siostrze Relda. Spojrzałam na dziewczynkę, podobnš bardziej do mnie niż do rodzonego brata - miała ciemnopopielate włosy i szare oczy Starej Rasy, odziedziczone po ojcu. Czy i w niej kwitnie Talent Starej Rasy? Jest jeszcze młoda. Na odpowied trzeba będzie poczekać kilka lat. Czujšc mój wzrok, Jenli odwróciła się do mnie, zrobiła zeza i pokazała mi język.
- Jenli! - skarcił jš Lenil, nie widzšc mojej zabawnej miny. Jenli chichotała, zasłaniajšc się dłoniš.
- Nie gniewaj się na niš - powiedział mój ojciec, unoszšc brew i spoglšdajšc w moim kierunku. - Silistia jš zachęciła, jestem pewien.
Skupiłam się najedzeniu, nie zwracajšc uwagi na rozmowę, dopóki nie usłyszałam swojego imienia.
- Silistia ma siedemnacie lat - mówił Lenil. - To odpowiedni wiek do rozwijania Talentu. Powinna...
- Dlaczego? - zapytała mama, przerywajšc kuzynowi w pół słowa. - Może wyjć za mšż, rodzić dzieci i żyć normalnym życiem. Nie musi rozwijać Talentu. To może być przekleństwo. Dobrze wiesz. Lenil. Nawet teraz ludzie patrzš na Prastarych podejrzliwie i nieufnie.
- Tak, dopóki Mšdra Kobieta albo Czarownica nie jest potrzebna do rozwišzania czyich problemów - dokończył ojciec.
- Nie zgodzę się na to - owiadczyła zdecydowanie mama. Nie opuci domu.
Złociło mnie, że mówiš tak, jakby mnie nie było, albo jakbym nie mogła mówić sama, ale ugryzłam się w język, widzšc zacięte zmarszczki wokół ust matki. Może kiedy mierć braciszka przestanie być wieżš ranš, mama ustšpi. Bardzo chciałam kształcić Talent, nauczyć się nad nim panować i używać go dla dobrych celów. Szczególnie odkšd mój braciszek...
Wyrzuciłam te myli z głowy i wróciłam do jedzenia. To nie miało sensu. Mogłam tylko ić naprzód, nie zmieniać tego, co było już przeszłociš.

Znów miałam sen - kto mnie wolał z głębi gęstego lasu. Matka zabrania mi opowiadać o snach. Mówi, że sš bezsensowne, ale w jej oczach widzę strach. Jest co, czego mi nie chce powiedzieć. Co przede mnš ukrywa? Dlaczego to jš przeraża? To, że chce mnie zatrzymać w domu, jest czym więcej niż zwykłš zachciankš.
Reldo mieje się ze mnie. Dokucza mi, mówišc, że przyzywa mnie tajemniczy ukochany; pyta, czy mogę go poprosić, żeby znalazł dla niego dziewczynę. Wolałabym słyszeć łagodny głos ukochanego, niż ten dziwny zew, który wbija mi się w serce. Wiem, że nie mogę się dłużej wzbraniać przed pójciem za tym, co mnie woła. Potrzeba narasta z każdym dniem.
Jutro pójdę do lasu i poszukam wołajšcego ze sn...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin