Zła święta.doc

(143 KB) Pobierz
Zła święta

DomyślnieZła święta

 


Coś o życiu Matki Teresy z Kalkuty. Poznajcie inny punkt widzenia. Poniżej daje tekst z portalu onet, jeśli chcecie wiedzieć więcej, zerknijcie Dom iluzji Matki Teresy



Zła święta
Szokująca prawda o Matce Teresie z Kalkuty
Życie Matki Teresy pełne jest zagadek dalekich od świętości. Może nie należy się więc tak oburzać, że może ją zagrać Paris Hilton, niegdysiejsza jawnogrzesznica.


Paris Hilton, spadkobierczyni hotelowej fortuny, sama zgłosiła się niedawno do roli, gdy dowiedziała się, że powstaje film biograficzny o zakonnicy z Kalkuty. Reżyser T. Rajeevnath ucieszył się, bo z jakichś niezrozumiałych powodów ceni aktorstwo Paris. Powiedział jednak, że kandydatek do roli świętej jest wiele, wobec tego prześwietli Paris dokładnie. Film Rajeevnatha nie powie nic nowego o Matce Teresie. Będzie kolejną wersją jej oficjalnego, świetlistego życiorysu. Scenariusz podobno zatwierdził Jan Paweł II. Ale istnieje też alternatywna historia życia kobiety uznanej przez Watykan za błogosławioną.

Tę historię po raz pierwszy pokazał w roku 1992 także film, tyle że dokumentalny. Zrobił go amerykański dziennikarz Christopher Hitchens. Nazywa się "Misjonarska fucha", a jego treść sprowadza się do takiego twierdzenia: Matka Teresa to fanatyczna przeciwniczka aborcji, która oszukiwała swoich darczyńców i pozwalała ludziom umierać w cierpieniach. Co pozwoliło Hitchensowi postawić tę szokującą tezę?

Wedle Hitchensa świętość błogosławionej z Kalkuty to mit popkultury. Za powstanie tego mitu odpowiedzialny jest jeszcze inny film - dokument BBC "Coś pięknego dla Boga", który w roku 1969 nakręcił Malcolm Muggeridge. To on uczynił z Matki Teresy świętą, a przy okazji sam przeszedł na katolicyzm. Przez lata upierał się, że w czasie filmu zdarzył się cud. Zdjęcia wnętrza przytułku w Kalkucie, które nie miały prawa wyjść w tak słabym oświetleniu, wyszły wyraźne. Choć szybko ustalono, że niezwykła jakość zdjęć to efekt zastosowanej wtedy po raz pierwszy nowej taśmy Kodaka, podekscytowany spotkaniem z Matką Teresą Muggeridge opowiadał wszystkim o boskim świetle naświetlającym filmową kliszę.

Matkę Teresę - ikonę dobroci - oglądaliśmy na filmach i w wiadomościach jako chudą staruszkę w biało-niebieskiej szacie, opatrującą rany trędowatych w piekle Kalkuty. Taką zobaczymy ją w filmie Rajeevnatha, jeśli dotrze na Zachód. Ale wielu ludzi twierdzi, że taki obraz to w większości fikcja literacka lub raczej filmowa.

Matka Teresa? Są lepsi

Pisarka z Lipska Else Bushheuer nie rozumie, skąd ten hałas wokół Matki Teresy. W Kalkucie są dużo skuteczniejsze instytucje charytatywne. Związek Kobiet Bengalu - od lat 30. ubiegłego wieku załatwia kobietom mieszkania i pracę, pomaga w kształceniu się. Ratownicy Kalkuty - brytyjska organizacja założona przez byłą zakonnicę Matki Teresy - leczy ludzi, a nie tylko pozwala im umierać. Ale o nich na świecie nikt nie słyszał. W Kalkucie wciąż jest miejsce tylko dla jednej megagwiazdy dobroczynności. Mimo że ta gwiazda nie żyje od dziewięciu lat.

Else włączyła do swojej książki "Calcutta - Eilenburg - Chinatown" własny pamiętnik z czasów, gdy pracowała jako wolontariuszka w zakonie misjonarek miłości Matki Teresy w Kalkucie. - Widziałam, co widziałam - opowiada i wysyła mi mailem swoje notatki z czasów kalkuckich. Oto fragment: "Jedna z kobiet siedzi na plastikowym krześle. Drży. Cienka nitka śliny biegnie od jej ust do podłogi. Dlaczego nikt nic nie zrobi? - zastanawiam się. Dlaczego golą tu głowy hinduskim kobietom, dla których włosy są dumą i radością? Dlaczego kobiety siedzą półnagie, beznadziejnie wystawione na wzrok wolontariuszy i gości?".

Tak wyglądał przytułek Matki Teresy w Kalkucie w ostatnich latach jej życia. Czy dziewięć lat po jej śmierci coś się zmieniło? Głową zakonu jest teraz siostra Nirmala z Nepalu. O Matce Teresie krytycy mówili, że była katolicką fanatyczką, która chrzciła nieświadomych nędzarzy na siłę, zanim wyzionęli ducha. O jej następczyni - że w ogóle katoliczką nie jest. Tak przynajmniej twierdzi nepalska anglojęzyczna prasa. Kiedy siostra Nirmala przyjeżdża do Katmandu, widywana jest w świątyni boga Sziwy - Paszupatinat - do której nikt poza wyznawcami hinduizmu nie ma wstępu.

Odwiedzam przytułek dla dzieci w Katmandu. 20 maluchów czołga się, raczkuje i turla w niewielkim pomieszczeniu. Między nimi stosy kolorowych zabawek. Na ścianach niezliczone portrety Jezusa i Matki Teresy. Wszystkim opiekuje się jedna młoda kobieta, która nie mówi po angielsku. W środku jest czysto i spokojnie, rząd pustych nocników stoi równiutko pod ścianą. Dzieci jak na komendę rzucają się, żeby mnie przytulić. Jak na standardy Katmandu ten przytułek to Hilton.

Pogromcy błogosławionej

Londyński lekarz Arouop Chatterjee stawia w rozmowie z "Przekrojem" śmiałą tezę: - Dla liberalnie myślących, wykształconych Anglików Matka Teresa przestała być świętą.

Teza niesprawdzona za pomocą żadnych sondaży, ale dla Arouopa pewna. Lekarz ma obsesję na punkcie oszustw Matki Teresy i żeby dać jej upust, najpierw badał przez lata jej działalność w Kalkucie, potem napisał książkę "Werdykt ostateczny", która miała zdemaskować przyszłą świętą. Zawarł tam mocne twierdzenie - opowiadania Matki Teresy o jej działalności dla najbiedniejszych z biednych to zwykłe przechwałki. Twierdzi, że znalazł nawet kilka kłamstw w przemówieniu, jakie błogosławiona wygłosiła, odbierając pokojową Nagrodę Nobla w roku 1979. Na przykład to, że zbierała biedaków z ulic Kalkuty.

- Tych paru chorych, którzy umierają w domu misjonarek miłości w Kalkucie, przywożą miejskie karetki. Ambulanse podarowane zakonowi przez sponsorów przerabiane są na taksówki dla zakonnic - mówi Chatterjee dość znudzonym tonem, jak człowiek, którego pytały o to już setki dziennikarzy. Prywatną wojnę wytoczył Matce Teresie niedługo po tym, jak w roku 1985 przeniósł się z Kalkuty do Londynu. Tutaj dowiedział się, że legenda o albańskiej świętej ma swoje ciemne strony: jego rodzinna Kalkuta pokazana jest w niej jako największy rynsztok ludzkości, a nie miasto wibrującej kultury i nowoczesnej nauki, miejsce narodzin Rabindranatha Tagorego.

Christopher Hitchens miał inne powody, żeby walczyć z mitem świętości Teresy. Hospicjum w Kalkucie odwiedził przy okazji robienia jakiegoś reportażu w Kalkucie. Miał nawet zostawić coś w geście dobroczynności, gdy matka Teresa, która osobiście go oprowadzała, zaczęła atakować zwolenników aborcji. Dla filmowca o lewicowych poglądach to było za dużo. Cofnął rękę zmierzającą do portfela i uczynił Matkę Teresę głównym przedmiotem dziennikarskich śledztw. Od lat ma opinię wroga największej świętej XX wieku, dokładnie od 1992 roku, kiedy zrobił o niej film dokumentalny "Misjonarska fucha", a potem napisał książkę pod tym samym tytułem. Gdy w roku 2003 Jan Paweł II wezwał go na proces beatyfikacyjny Matki Teresy w nieformalnym charakterze adwokata diabła, Hitchens nie posiadał się z radości. - Reprezentuję diabła pro publico bono - opowiadał. Ale nie przekonał watykańskich teologów, żeby wstrzymali się z beatyfikacją.

Nawet dla Arouopa Chatterjee Amerykanin jest zbyt radykalny w krytyce błogosławionej z Kalkuty. Bo dla Hitchensa Matka Teresa była oszustką i fanatyczką winną śmierci i nieszczęść wielu biedaków. Nie tylko dla niego. Matkę Teresę ostro krytykował brytyjski liberalny "Guardian" (jej hospicjum w Kalkucie nazwał "zorganizowana formą zaniedbania"), amerykański lewicujący "Free Inquiry", ale największych spustoszeń w wizerunku świętej dokonał konserwatywny niemiecki "Stern". I to już rok po jej śmierci, w czerwcu 1998, tekstem "Matka Teresa, gdzie są jej miliony?".

Malwersantka?

Nikt nie wie, co się stało z miliardami dolarów, jakie zakon zebrał w ciągu wielu lat działalności. Siostry strzegą swoich finansów jak najświętszej tajemnicy. Doktor Arouop Chatterjee dla "Przekroju": - Misjonarki miłości to organizacja, która ma głosić doktrynę polityczną Watykanu. Pieniądze idą na cele polityczne i religijne, takie jak szkolenie misjonarzy i księży. Trafiają do banku watykańskiego, miejsca tak tajemnego, że nawet Bóg nie ma tam dostępu.

Chatterjeego oburza zwłaszcza to, że - jak twierdzi - Matka Teresa handlowała dziećmi. Film o tym zrobiła jedna z telewizji w Kalkucie. Lekarz odnalazł pewnego Belga indyjskiego pochodzenia, którego matka Teresa sprzedała w roku 1983 za sto tysięcy rupii bogatemu małżeństwu z Belgii. - Wtedy to były ogromne pieniądze - mówi.

Według lekarza błogosławiona sprzedawała małych Hindusów katolickim rodzinom w Europie Zachodniej aż do roku 1992. Dopiero wtedy w Indiach zaczęto egzekwować prawo, które mówi: pierwszeństwo w adopcji mają rodziny indyjskie, potem te z zagranicy. Ile dzieci zdążyła sprzedać przyszła święta - nikt nie wie.

- Kiedy ten Belg pojechał do Kalkuty odnaleźć starszą siostrę, okazało się, że misjonarki sfałszowały jego dokumenty. Według nich jego biologiczna matka miała nie żyć, tymczasem żyje do dziś - mówi Arouop Chatterjee, ale nie potrafi skontaktować mnie z Belgiem.

Była zakonnica z przytułku Matki Teresy w Nowym Jorku Suzan Shields, dziś jedna z głównych autorek artykułów krytycznych wobec Matki Teresy, opowiada o setkach tysięcy dolarów ofiarowanych na pomoc głodującej Etiopii, które nigdy nie trafiły do Afryki. Polka Ewa Kołodziejczyk, była menedżerka tego ośrodka, wspomina o kosztownościach, które w nowojorskim przytułku leżą bezużytecznie.

Pieniędzy na działalność misjonarek nie skąpił milioner Charles Keating, który jak się okazało, okradał tysiące drobnych ciułaczy. Kiedy na początku lat 90. wpadł, przyszła błogosławiona wysłała list do amerykańskiego sądu w jego obronie. Zastępca prokuratora rejonowego Los Angeles Paul Turley odpowiedział natychmiast. Opisał, jakich kradzieży dokonał Keating, i poprosił zakon o zwrot jego datków. Matka Teresa przerwała z nim korespondencję. 1 250 000 dolarów od Keatinga nie oddała nigdy.

Fanatyczka i hipokrytka?

Doktor Arouop Chatterjee wylicza kłamstwa błogosławionej:

1. Powtarzała publicznie, że karmi codziennie w Kalkucie wiele tysięcy ludzi, raz mówiła, że cztery, innym razem, że pięć, czasami, że siedem tysięcy. Nie karmiła więcej niż trzysta osób, w tym swoje zakonnice i wolontariuszy.

2. Powiedziała: "Jeśli jest jakiś biedak na Księżycu, dotrzemy do niego". Tymczasem na ziemi nie przyjmowała do hospicjum ludzi, którzy mieli rodziny, nawet nędzarzy i umierających.

3. W roku 1996 powiedziała amerykańskiemu magazynowi "Ladies Home Journal", że chce umrzeć w swoim hospicjum jak biedacy, którym pomaga. Ale gdy zachorowała, latała pierwszą klasą do najbardziej ekskluzywnych klinik świata, a umarła podłączona do najdroższej medycznej aparatury. W jej hospicjum w tym czasie wciąż umierali biedacy, dla których igły wielokrotnego użytku obmywano letnią wodą i którzy musieli załatwiać potrzeby biologiczne publicznie.

I Chatterjee, i Hitchens twierdzą, że gdy Matka Teresa już została gwiazdą telewizyjną po emisji filmu "Coś pięknego dla Boga", sama wiedziała, jak podtrzymywać swój wizerunek. Przyjaźniła się na przykład z księżną Dianą. Poparła nawet jej rozwód, mówiąc, że małżeństwo czyni ją nieszczęśliwą. Ale w roku 1996 specjalnie poleciała do Irlandii, żeby przed referendum agitować przeciwko prawu dopuszczającemu rozwody.

Dla Hitchensa to zachowanie czysto showbiznesowe. Tak samo jak fakt, że Matka Teresa brała pieniądze od rodziny Duvalierów - dyktatorów Haiti. I to, że ciągle podróżowała po świecie. Od roku 1978 do śmierci w roku 1997 każdą porę monsunów i upalne lato spędzała w Europie albo USA, zwykle walcząc ze zwolennikami prawa do aborcji.

Chatterjee: - Wszędzie opowiadała o wielkiej misji ratowania cierpiących, ale bardzo rzadko jej zakon pomagał ofiarom licznych katastrof w Indiach. Za to ona sama latała na miejsca nieszczęść, żeby pokazać się w telewizji.

Tak było w roku 1984, gdy toksyczna chmura w zakładach Union Carbide w Bhopalu zabiła trzy i pół tysiąca ludzi. Pisze Chatterjee: "Spojrzała na pogrom i trzy razy powtórzyła ?Mówię wam, wybaczcie=". To wszystko.

Reakcja Matki Teresy na niektóre nieszczęścia ściągnęła na nią gromy prasy. Tak było w sprawie tysięcy kobiet z Bangladeszu gwałconych przez pakistańskich żołnierzy w roku 1971. Przyszłej świętej zależało na jednym - żeby nie usuwały ciąż. Te kobiety wieszano nagie za ręce jako automaty do seksu dla żołnierzy, niektóre umierały z wycieńczenia. Pewną ośmiolatkę Pakistańczycy rozcięli nożem, bo była za ciasna dla ich potrzeb. Kobiety, które przeżyły, od przyszłej świętej nie usłyszały słowa pociechy, tylko mowę z moralnym potępieniem aborcji.

Sadystka?

Z notatek Else Bushheuer: "Kunti to pacjentka z łóżka numer 521. Podobno była piękna, gdy tu przyszła, tak mówią inni wolontariusze. Ale tu usycha za życia. Gruźlica, zaawansowane stadium. Kaszle krwią, ma otwarte rany. Leży w apatii. Trochę dalej leży stara kobieta, która skopuje z siebie kołdrę i rozkłada nogi tak, że widać jej genitalia. Gryzła się tak długo w wargi, aż bryzgnęły krwią. Siostry przywiązały jej ręce szmatami do łóżka".

Do domu starców w Katmandu nie można wejść z ulicy. Ciężka metalowa brama broni dostępu. W środku przyjemny zielony ogród, plastikowe krzesełka i kilka grupek dobrze ubranych staruszków i staruszek o pustych oczach. Nie reagują na próby rozmowy. Wykonują rękoma zaledwie kilka gestów, które mogą znaczyć tylko jedno: idź stąd.

Zdaniem Else Bushheuer w przytułkach misjonarek miłości trzeba trochę popracować, żeby dostrzec ogrom nieszczęść: "W następnych tygodniach pięć kobiet opuszcza dom. Ale dokąd kuśtykają te łyse kobiety, dokąd czołgają się, dokąd ślizgają? Są częściowo sparaliżowane, nie mają rodzin, domu i ani centa przy duszy. ?Potrzebujemy łóżek - mówi siostra Georgina. - Kiedy znajdują je chore na ulicach, wracają do nas=. Materace pokryte plastikiem trzeba wyczyścić - ale co zrobić z pacjentami? Kobiety czołgają się po kamiennej podłodze jak dżdżownice, ze czterdzieści naraz, jak zwierzęta, półnagie, oblepiając się brudem, z ogolonymi głowami. ?Nieważne co robimy, jeśli robimy to z miłością= - powiedziała Matka Teresa. Ale tu nie ma śladu miłości. Gdybym miała aparat, zrobiłabym teraz zdjęcie i wysłała je do Amnesty International".

Obrońcy błogosławionej

Krytyka Matki Teresy spotkała się z niewielkim odporem. Pisarz Simon Leys zaatakował książkę Hitchensa w "New York Timesie" za ignorancję teologiczną i tytuł "Misjonarska fucha". Tytuł "Missionary Position" jest zresztą wieloznaczny - w amerykańskim angielskim oznacza także klasyczną pozycję seksualną.

Nieżyjący już jezuicki publicysta Clark Morphew tak odpowiedział na zarzuty byłej zakonnicy Susan Shields: "Muszę zauważyć, że tępienie biedy i analfabetyzmu nie było głównym zadaniem Matki Teresy. Jako młoda kobieta założyła ona rodzaj zakonu, który miał przynieść biedakom świata trochę godności i teologii z Kościoła katolickiego. Nigdy nie udawała, że jest lekarką, która walczy z bólem śmierci albo go osłabia".

Misjonarki miłości nie bronią swojej założycielki. Wydają czasami oświadczenia w różnych kwestiach. Ostatnio, że przepowiednie przypisywane Matce Teresie w prasie to fałszywki. Żądają natychmiastowego zaprzestania pisania o przepowiedniach.

Na oficjalnych stronach internetowych poświęconych Matce Teresie nie ma słowa na temat jej krytyki czy kontrowersji wokół finansów zakonu. Strona www.motherteresacause.info w sześciu językach promuje błogosławioną z Kalkuty jako przyszłą świętą. Strona www.motherteresa.org pokazuje jej nieskazitelność (można z niej ściągnąć interaktywne puzzle z błogosławioną). Watykan powtarza ustami swoich rzeczników, że kanonizacja staruszki z Kalkuty postępuje w dobrym tempie.

Opętana?

Niemiecki "Stern" w słynnym artykule z roku 1998 dopisał kilka nowych elementów do wizerunku największej świętej XX wieku.

Obraz pierwszy: Stary człowiek, któremu siostry odmówiły środków przeciwbólowych, skręca się z bólu na brudnym materacu i głośno wyje. "Cierpisz, a to oznacza, że Jezus cię całuje" - mówi mu Matka Teresa. Starzec warczy: "Powiedz swojemu Jezusowi, żeby przestał mnie całować".

Obraz drugi: Matka Teresa staje przy kasie londyńskiego supermarketu z koszykiem wyładowanym jedzeniem za 500 funtów. Kiedy żądają od niej zapłaty wrzeszczy: "To ma wspomóc dzieło Boga!". Awanturuje się tak kilka minut, w końcu stojący w kolejce biznesmen płaci za jedzenie.

Kilku dziennikarzy "Sterna" miesiącami prowadziło śledztwo, żeby powstał tekst. Zakon odmówił im udzielenia jakichkolwiek informacji finansowych. Od czasu filmów Christophera Hitchensa zakonnice nie rozmawiają też z niekatolickimi dziennikarzami.

Watykan upiera się, że Matka Teresa ma zostać świętą. Liberalna zachodnia prasa nie może w to uwierzyć. "The Observer" o jedynym pośmiertnym cudzie Matki Teresy (był potrzebny, by ogłosić ją błogosławioną) nie napisze inaczej niż w cudzysłowie. Cud zdarzył się Monice Besry, niepiśmiennej kobiecie z Zachodniego Bengalu, która nie wie nawet, ile ma lat. W roku 1998 wyrósł jej gigantyczny wrzód na macicy. Poszła z nim do misjonarek miłości w mieście Patiram. Leki nie koiły bólu. Ale modlitwa do Matki Teresy, której obrazy wisiały na ścianach - owszem. 5 września 1998, w pierwszą rocznicę śmierci błogosławionej, zakonnice przywiązały do brzucha Moniki srebrny medalik Matki Teresy. Następnego ranka po wrzodzie nie było śladu. Arcybiskup Kalkuty Henry D'Souza ogłosił cud. Watykan zbadał sprawę i cud potwierdził, ale dziennikarze podejrzewają, że sprokurowały go siostry z zakonu. Bo dlaczego Monikę leczyło przed cudem aż kilku specjalistów na zewnątrz hospicjum, co jest troskliwością niespotykaną w przytułku Matki Teresy w Kalkucie? Dlaczego jeden z lekarzy, doktor Ranjan Mustafi, twierdzi, że wrzód nie był nowotworem, a jego wyleczenie Monika zawdzięcza standardowym lekarstwom?

Jest coś jeszcze. Arcybiskup Kalkuty przyznał, że tuż przed śmiercią Matki Teresy, 5 września 1997, poddano ją egzorcyzmom. Arcybiskup tłumaczył, że prześladował ją jakiś duch, co wcale nie podważa jej świętości. Ale teolodzy nie mają wątpliwości - Kościół zarządza procedurę egzorcyzmów tylko wobec opętanych.

Matka Teresa została błogosławioną 19 października 2003. Kiedy będzie świętą, nie wiadomo. Watykańcy teolodzy pewnie nie przejmą się głosami krytyki. Nie tylko oni. Knajpki w dzielnicach turystycznych indyjskich miast od Madrasu po Benares wciąż zapełnione są młodymi ludźmi z Zachodu, którzy pracowali lub chcą pracować jako wolontariusze dla misjonarek miłości. Bastian ze Szwajcarii, który półroczny pobyt w Indiach rozłożył na równe trzy części: byczenie się na plażach Goa, medytacje w buddyjskim klasztorze i ratowanie od śmierci nędzarzy na ulicach Kalkuty, przekonuje mnie: - Bez pobytu w hospicjum Matki Teresy nie wyobrażam sobie pełnego doświadczenia Indii.

Gdyby indyjski patriota i wielbiciel Tagorego Arouop Chatterjee słyszał jego słowa, zatrząsłby się pewnie ze złości. Jednak na Bastiana magia Matki Teresy z Kalkuty wciąż działa. Choć przyznaje, że wyobrażenie o Matce Teresie zbudował sobie z migawek w wiadomościach i jakiegoś filmu, który widział dawno temu.

 

...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin