Jacek Kaczmarski - Rejtan czyli raport ambasadora.pdf

(97 KB) Pobierz
12385203 UNPDF
Jacek Kaczmarski
Rejtan, czyli raport ambasadora
Wasze Wieliczestwo, na wstępie spieszę donieść:
Akt podpisany i po naszej myśli brzmi.
Zgodnie z układem wyłom w Litwie i Koronie
Stał się dziś faktem, czemu nie zaprzeczy nikt;
Muszę tu wspomnieć jednak o gorszącej scenie,
której wspomnienie budzi we mnie żal i wstręt.
Zwłaszcza że miała ona miejsce w polskim sejmie,
Gdy podpisanie paktów miało skończyć się.
Niejaki Rejtan, zresztą poseł z Nowogrodu;
Co w jakiś sposób jego krok tłumaczy mi,
Z szaleństwem w oczach wszerz wyciągnął się na progu
I nie chciał puścić posłów w uchylone drzwi.
Koszulę z piersi zdarł, zupełnie jak w teatrze,
Polacy - czuły naród - dali nabrać się:
Niektórzy w krzyk, że już nie mogą na to patrzeć,
Inni zdobyli się na litościwą łzę.
Tyle hałasu trudno sobie wyobrazić!
Wzniesione ręce, z głów powyrywany kłak,
Ksiądz Prymas siedział bokiem, nie widziałem twarzy,
Evidemment, nie było mu to wszystko w smak.
Poninskij wezwał straż - to łajdak jakich mało,
Do dalszych spraw polecam z czystym sercem go,
Branickij twarz przy wszystkich dłońmi zakrył całą,
Szczęsnyj Potockij był zupełnie comme il faut.
I tylko jeden szlachcic stary wyszedł z sali,
Przewrócił krzesło i rozsypał monet stos,
A co dziwniejsze, jak mi potem powiadali,
To też Potockij! (Ale całkiem autre chose)
Wszyscy krzyczeli, nie pojąłem ani słowa.
Autorytetu władza nie ma tu za grosz,
Więc bez gwarancji nadal dwór ten finansować
To może znaczyć dla nas zbyt wysoki koszt.
Tak przy okazji - portret Waszej Wysokości
Tam wisi, gdzie powiesić poleciłem go,
Lecz z zachowania tam obecnych można wnosić,
że się nie cieszy wcale należytą czcią.
Król, przykro mówić, też nie umiał się zachować,
Choć nadal jest lojalny, pragnę stwierdzić to;
Wszystko, co mógł - to ręce do kieszeni schować,
Wykopaliska
Odcisk palca w wypalonej glinie,
Odprysk złota w popiele ogniska.
Nieskończone na pustej równinie
Prowadzimy wykopaliska.
To ruiny! Ruiny! Ruiny!
Ręce wasze w śmierci po łokcie!
Mówią nam, gdy czyścimy z gliny
Połamane w ziemi paznokcie.
Pochyleni nad ziarnkiem piasku
Za nic mamy mroczne
nieboskłony.
Wczoraj, zanim jeszcze słońce
zgasło,
Zobaczyliśmy Oko Ikony.
A my w miskach sprzed lat trzech tysięcy
Jak co rano jemy ryż na śniadanie
I twierdzimy z uporem dziecięcym,
Ż e nie śmierć to, a
Zmartwychwstanie.
Jutro twarz Jej ujrzymy zapewne.
Dziś, na byłej świątyni dziedzińcu,
Przy ogniskach nucimy rzewnie
Zapomnianą pieśń barbarzyńców.
Na kolanach przez dni i tygodnie
Przed nikomu nieznanym świętym
Upieramy się nader łagodnie,
Że nie gruzy to, lecz fundamenty.
Pijak
wg J. Brela
Napełnij szklankę mi
Ostatni nalej raz
Napełnij szklankę mi
I pójdę bo już czas
Za moje zdrowie pij
Pijemy z winem je
I jeśli chcesz to bij
A jeśli nie to nie
Nie płaczę pozwól pić
Bo wstyd mi sobą być
Napełnij szklankę mi
Napełnij szklankę mi
Tym lepiej jeśli mnie
Cios dosięgnie twój
Upiję wkrótce się
I żal zgubię swój
Pijemy zdrowie twe
Bo łatwo mówić że
Ułoży wszystko się
I już nie będzie źle
Za te dziewczyny pij
Co kochać będą mnie
Za te dziewczyny pij
Co mówią o mnie źle
Tym lepiej jeśli te
Proroctwa kłamstwem są
Upiję wkrótce się
I zawiść zgubię swą
Tym lepiej jeśli te
Dziewczyny zimne są
Upiję wkrótce się
I miłość zgubię swą
Pijemy zdrowie tych
Co dziś weseli są
Przyjaciół krewnych złych
Co z mego życia drwią
Więc pijmy całą noc
Aż zwalę się pod stół
By smutek stracił moc
Bym nie czuł nic com czuł
Tym lepiej jeśli mnie
Rozdrażnią winą swą
Upiję wkrótce się
Nienawiść zgubię swą
Więc pijmy póki źle
Więc pijmy żeby pić
Upiję wkrótce się
Nadziei zerwę nić
Napełnij szklankę mi
Ostatni nalej raz
Napełnij szklankę mi
I idę bo już czas
Napełnij szklankę mi
Ostatni nalej raz
Napełnij szklankę mi
I idę bo już czas
Nie płaczę pozwól pić
Bo wstyd mi sobą być
Napełnij szklankę mi
Napełnij szklankę mi
Nie płaczę zostaw mnie
Rozjaśnia wszystko się
Napełnij szklankę mi
Napełnij szklankę mi
Rozmowa
- Pan, śpiewak, świat widzi ponuro:
Wciąż tylko o stosach i grobach;
Pan wiesza, poddaje torturom,
Głos pana to wieczna żałoba,
Że trwają - pan za złe ma murom,
A mnie się to życie podoba!
- Właśnie, ludzie. Niech pan pomyśli
Starczy im prawdziwych przepaści,
A najgorsze - jeszcze się przyśni;
W cierpieniu - wszyscy są właśni.
Pan mówi, że życie to czyściec,
A oni pragnęliby baśni.
- Proszę pani, ja życie lubię
W jego prawdzie i jego złudzie;
Ale człowiek dąży ku zgubie,
Wiedzieć o tym nie chcą ludzie.
- Proszę pani, przecież to robię.
Opowiadam baśnie choć smutne -
Kim by był niepojęty człowiek
Bez braci Grimm prawdy okrutnej?
- Właśnie, prawda. O co pan pyta?
Obcy panu brak wątpliwości.
To pan śpiewa, co pan przeczytał:
Po prostu świat w książkę uproś cił.
Pan gra, kiedy wszechświat zgrzyta.
Pan przeczy człowieczej miłości!
Właśnie Bóg. Pan Boga nie lubi,
Ale mówi, że wciąż Go szuka.
W pańskich trwogach można się zgubić;
Pojąć sztukę pańską, to sztuka.
Pan publicznie z losem się czubi:
Jaka z tego dla nas nauka?
- Proszę pani, cierpieć się staram.
Starczy spytać żony i dzieci.
Kocham. Miłość - księga stara,
Którą warto Bogu polecić.
- Proszę pani, proszę nie czekać
Na nauki, tezy i wnioski -
Jestem egzemplarz człowieka,
A to znaczy - d iabli, czyśćcowy i boski
Ballada o spalonej synagodze
Zgłoś jeśli naruszono regulamin