Gemmell David - Rycerze mrocznej chwały.pdf

(1611 KB) Pobierz
Office to PDF - soft Xpansion
David Gemmell
RYCERZE
MROCZNEJ CHWAŁY
103063644.002.png
DEDYKACJA
Prawdziwi przyjaciele to rzadkość, lecz bez nich życie nie
miałoby żadnej wartości.
Rycerzy mrocznej chwały poświęcam moim dobrym przyja-
ciołom i sąsiadom, Val i Mikowi Adamsom. Dedykuję ją także
Ivanowi Kellhamowi, Sue Blackman oraz pracownikom Village
Video w Hastings, którzy cierpliwie spełniali kaprysy autora,
pożyczając mu filmy spod lady, ilekroć" zapragnął oderwać się od
swego komputera.
103063644.003.png
PODZIĘKOWANIA
Jak zwykle pragnę wyrazić wdzięczność Lizie Reeves za
wskazówki, Jean Maund za korektę, a także Stelli Graham,
Tomowi Taylorowi i Edith Graham za ich komentarze.
Dziękuję również Val, mojej przystani na burzliwych falach
życia.
103063644.004.png
P ROLOG
Szybował gdzieś pod gwiazdami, wysoko ponad ob-
laną blaskiem księżyca ziemią, odczuwając zarazem smutek i
wielką radość. Był to sen. Nawet w wieku dziesięciu lat wie się,
że ludzie tak naprawdę nie potrafią latać. Ale bez względu na to,
czy był to sen, czy też nie, w tej właśnie chwili był sam i był
wolny.
Nikt tu nie wychłoszcze go za kradzież ciastka na miodzie,
nikt go nie zbije za niedoskonale, mimo wielogodzinnych starań,
wyczyszczone srebra.
Gdzieś tam — nie potrafił tego określić dokładniej — znaj-
dowało się ciało jego zmarłej matki. Myśl o tym przeszyła mu
serce jak nóż. Jednak, jak to dziecko, odrzucił ją i popatrzył na
jaskrawo świecące gwiazdy. Wydawało się, że są bardzo blisko,
więc spróbował się do nich wznieść, lecz mimo wszelkich wy-
siłków cały czas znajdowały się poza jego zasięgiem, zimne i
niedostępne. Spowolnił swój lot i popatrzył w dół.
Gabala wydawała mu się teraz niewielką krainą na prze-
ogromnej ziemi. Puszcza nad Oceanem wyglądała jak wilcza
skóra, góry zaś przypominały zmarszczki na ciele starca. Chło-
piec zniżył lot, aż nagle zaczął spadać, zataczając kręgi. Widząc,
że zbliża się do ostrych zębów gór, krzyczał ze strachu. Nie-
spodziewanie chłopiec przestał spadać i poszybował ponownie.
Koło Portu Pertii widział na morzu wielkie okręty — tryremy —
7
103063644.005.png
o kwadratowych żaglach i z podniesionymi wiosłami, a na lądzie
światła wiosek i miast. Na murach fortecy Macthy paliły się
cztery wielkie ognie, połyskując jak świeczki na torcie urodzino-
wym. Jak najszybciej oddalił się od tych świateł i skierował w
stronę odległych gór.
Z całej duszy pragnął więcej nie wracać do domu, chciał
zawsze już tak szybować z dala od udręk niewolnictwa. Za życia
matka dbała o Luga — nie jak o niewolnika, ale jak o własne
dziecko, krew ze swej krwi. Jej ramiona zawsze były gotowe
objąć go serdecznym uściskiem.
A potem okazało się, że odeszła... kiedy on spał. Pocałował
ją na dobranoc, zanim go odprowadzono do pomieszczenia, które
dzielił z pięcioma innymi chłopcami. Kiedy wykonał swoje
poranne obowiązki, pobiegł do jej pokoiku. Leżała tam przykryta
białym całunem. Odsłonił jej twarz. Miała przymknięte powieki
i półotwarte usta. Nie oddychała ani się nie poruszała.
Znalazł go podstarzały niewolnik domowy imieniem Patri-
caeus i zaniósł do swojego pokoju. Lug zdawał sobie sprawę, że
gdzieś go niosą, ale nie mógł się poruszyć. Był jak sparaliżo-
wany. Czuł, że Patricaeus układa go w swoim łóżku i okrywa
kocem, ale nawet nie miał siły zamknąć oczu. Stary człowiek
łagodnie pogładził go po policzku i delikatnie przymknął mu
powieki.
Przez pewien czas chłopiec spał. Potem coś się stało i jego
dusza poszybowała w mrok.
Lug zadrżał, chociaż wcale nie było mu zimno, i zatęsknił za
matką. W tym samym momencie skierował swoją uwagę na jakiś
ruch w dole, na ziemi. Po dłuższej chwili spostrzegł dziewięciu
jeźdźców posuwających się w mroku jeden za drugim na wiel-
kich białych rumakach. Zniżając lot, skierował się w ich stronę
i zauważył, że mieli na sobie srebrne zbroje, a z ich ramion
luźnymi fałdami opadały białe płaszcze. Wjechali na jakąś łąkę
i zatrzymali się, tworząc równą linię. U kopyt ich koni kłębiła się
gęsta, biała mgła. Na szczycie pobliskiego wzgórza chłopiec
ujrzał mężczyznę ukrywającego twarz pod czarnym kapturem
8
103063644.001.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin