08.Galacjan.doc

(216 KB) Pobierz
Szbalon dokumentów

William Barclay

LIST
DO GALACJAN

 

Poznań 2002

40

 


Tłumaczył: Krzysztof Bednarczyk

Wydanie poprzednie ukazało się nakładem

Wydawnictwa „Słowo Prawdy” w 1979 r.

Redakcja: Adam Ciorga


WPROWADZENIE DO
LISTU DO GALACJAN

Atak na Pawła

Ktoś przyrównał List do Galacjan do błysku miecza w ręce znakomitego szermierza. Paweł został zaatakowany i atakowana była ewangelia i dlatego napisał ten List. Gdyby ataki te zostały uwieńczone sukcesem, chrześcijaństwo mogłoby stać się jedną z żydowskich sekt, mogło zostać uzależnione od obrzezania i przestrzegania Zakonu, zamiast być sprawą łaski. Wzdrygamy się na myśl, że gdyby przeciwnicy Pawła mieli wolną rękę, ewangelia mogłaby zostać ograniczona do Żydów i nigdy nie mielibyśmy szansy poznania miłości Chrystusa.

Atak na apostolstwo Pawła

Niemożliwe jest, by człowiek z tak zdecydowanie zarysowaną osobowością i silnym charakterem jak Paweł, nie napotykał na sprzeciw, tak jak niemożliwym było, aby nie atakowano człowieka, który przewodniczył rewolucyjnej myśli religijnej na taką skalę. Najpierw zaatakowano jego apostolstwo. Wielu było takich, którzy twierdzili, że w ogóle nie jest on apostołem.

Ze swego punktu widzenia mogło się im wydawać, że mają rację. W Dziejach Apostolskich 1,21-22 znajdujemy podstawowe sformułowanie apostolstwa. Gdy zdrajca Judasz popełnił samobójstwo, zaszła konieczność wypełnienia luki w gronie apostołów. Postawiono warunki, aby człowiek ten „był jednym z tych, którzy chodzili z nami przez cały czas, kiedy Pan Jezus przebywał między nami, począwszy od chrztu Jana, aż do dnia, w którym od nas został wzięty w górę i stał się wraz z nami świadkiem zmartwychwstania”. A więc, aby być apostołem człowiek musiał towarzyszyć Jezusowi w ciągu Jego ziemskiego życia i być świadkiem zmartwychwstania. Oczywiście, Paweł nie spełniał tych warunków, a na domiar złego jeszcze niedawno był arcyprześladowcą Kościoła chrześcijańskiego.

I właśnie już w pierwszych słowach Listu Paweł odpowiada na te zarzuty. Oświadcza z dumą, że jego apostolstwo nie pochodzi z żadnego ludzkiego źródła i że żadna ludzka ręka nie ordynowała go na ten urząd, ale swoje powołanie otrzymał wprost od Boga. Inni mogli odpowiadać wymaganiom, kiedy trzeba było zapełnić lukę w gronie apostołów, ale jego kwalifikacje były wyjątkowe: osobiście spotkał się z Chrystusem na drodze do Damaszku.

Niezależność i porozumienie

Następnie Paweł podkreśla, że w swoim poselstwie nie jest zależny od żadnego człowieka. Dlatego też w rozdziałach 1 i 2 szczegółowo opisuje swoje odwiedziny w Jerozolimie. Podkreśla tam, że nie zajmuje się głoszeniem jakiegoś poselstwa z drugiej ręki, przejętego od człowieka. Raczej głosi poselstwo, które otrzymał wprost od Chrystusa. Mimo to Paweł nie jest anarchistą; chociaż otrzymał swój mandat na niezależnej od nikogo drodze, to jednak jego poselstwo zostało potwierdzone przez tych, którzy byli uznanymi przywódcami Kościoła (2,6-10). Głoszona przez niego ewangelia doszła go wprost od Boga. Była to jednak ewangelia całkowicie zgodna z wiarą przekazywaną przez Kościół.

Żydujący

Ale i ta ewangelia była atakowana. Była to walka, która nieuchronnie musiała nadejść, bitwa, którą trzeba było stoczyć. Byli tacy Żydzi, którzy wprawdzie przyjęli chrześcijaństwo, ale jednocześnie wierzyli, że wszystkie Boże obietnice i dary odnoszą się wyłącznie do Żydów i do przywilejów tych nie wolno dopuścić żadnego poganina. W rezultacie wierzyli oni, że chrześcijaństwo jest wyłącznie dla Żydów. Jeżeli jest ono największym darem Bożym dla człowieka, to tym bardziej nie należy nikogo prócz Żydów do niego dopuszczać. W pewnym znaczeniu było to nieuniknione, ponieważ istniał pewien typ Żydów fanatycznie oddanych idei wybranego narodu. Zdolni byli oni do wypowiadania następujących twierdzeń: „Spośród wszystkich narodów, które Bóg stworzył, kocha On tylko Izraela”; „Bóg stworzył pogan jako paliwo dla piekła”. W tym duchu ustanawiano prawa, w myśl których przestępstwem było przyjście z pomocą kobiecie pogańskiej w godzinie jej bólów porodowych, bo to jedynie pomogłoby w przyjściu na świat nowego poganina. Jeżeli tego typu Izraelita spotkał Pawła głoszącego ewangelię pogardzanym poganom, wpadali w gniew i oburzenie.

Zakon

Istniało pewne legalne wyjście z tej sytuacji. Jeżeli poganin chce być chrześcijaninem, niechaj najpierw stanie się Izraelitą. Na czym to miało polegać? Oznaczało to, że najpierw musiał poddać się obrzezaniu i wziąć na siebie cały ciężar Zakonu. Dla Pawła było to całkowite przeciwieństwo chrześcijaństwa, gdyż wynikało stąd uzależnienie zbawienia od zdolności człowieka do przestrzegania Zakonu, możliwości zdobycia zbawienia przez własne wysiłki. Tymczasem dla Pawła zbawienie było całkowicie sprawą Łaski. Wierzył on, że żaden człowiek nigdy nie potrafi zasłużyć na względy u Boga. Jedynie aktem wiary może przyjąć miłość, którą Bóg mu ofiaruje i zdać się na miłosierdzie Boże. Izraelita jak gdyby przychodził do Boga ze słowami: „Patrz, oto moje obrzezanie, oto moje uczynki, daj mi teraz zbawienie, na które zasługuję”. Paweł natomiast mówi, jak wyraża to pieśń kościelna:

Nie uczynki moich rąk

Potrafią spełnić wymagania Twego Zakonu

Ani moja gorliwość, ani łzy

Wszystko to za mało, by odkupić me grzechy:

Jedynie Ty mnie możesz zbawić.

Niczego nie przynoszę w swoich rękach,

Po prostu uciekam się do krzyża;

Będąc nagi przychodzę po szatę,

Jako bezsilny oczekuję na łaskę,

Jako zepsuty przychodzę do źródła;

Obmyj mnie, Zbawicielu, bo inaczej umrę!

Dla Pawła nie to było ważne, co człowiek może uczynić dla Boga, lecz co Bóg uczynił dla człowieka.

„Ale – argumentowali Żydzi – największą rzeczą w naszym życiu narodowym jest Zakon. Bóg dał ten Zakon Mojżeszowi i od niego zależy nasze życie”. Na co Paweł odpowiadał: „Chwileczkę, kto jest założycielem naszego narodu? Komu dano największe obietnice? Oczywiście, Abrahamowi. A więc – mówi dalej Paweł – w jaki to sposób Abraham zdobył względy u Boga? Nie mógł ich zdobyć przez przestrzeganie Zakonu, bo Zakonu jeszcze nie było, został on bowiem nadany czterysta trzydzieści lat później, za czasów Mojżesza. Łaskę zdobył przez wiarę! Gdy Bóg kazał mu opuścić swój lud i wyjść, Abraham zdobył się na akt wiary i wyszedł zawierzając wszystko Bogu. A więc to wiara zbawiła Abrahama, nie Zakon, i tak samo – przekonuje Paweł – każdego człowieka zbawia wiara, a nie uczynki Zakonu. Prawdziwym synem Abrahama jest nie ten, kto należy do rasy Abrahama, lecz ten, który bez względu na rasę, tak samo oddaje się w wierze Bogu”.

Zakon i łaska

Jeżeli to wszystko jest prawdą, to powstaje jedno istotne pytanie: Jakie jest miejsce Zakonu? Nie można przecież zaprzeczyć, że został on nadany przez Boga. Czy podkreślanie wiary unicestwia Zakon?

Zakon posiada swoje miejsce w porządku rzeczy. Po pierwsze, mówi on człowiekowi, czym jest grzech. Gdyby nie było Zakonu, człowiek nie mógłby go złamać i nie byłoby grzechu. Następnie, co jest istotne, Zakon rzeczywiście „napędza” człowieka do łaski Bożej. Kłopot polega na tym, że będąc ludźmi grzesznymi, nigdy nie jesteśmy w stanie doskonale wypełnić wymagań Zakonu. Rezultatem tego jest wykazanie człowiekowi jego słabości i doprowadzenie go przez to do zwątpienia we własne siły i przekonania, że nie ma innego wyjścia, jak całkowicie zdać się na miłosierdzie i miłość Boga. Zakon przekonuje nas o naszej niewystarczalności i w końcu zmusza do uznania, że nic oprócz Łaski Bożej nie może nas zbawić. Innymi słowy Zakon jest ważnym etapem na drodze do Łaski.

W Liście tym najważniejszym tematem jest chwała Łaski Bożej i potrzeba zrozumienia i uświadomienia sobie, że nigdy nie potrafimy zbawić samych siebie.


LIST DO GALACJAN

Hejnał Ewangelii (1,1-5)

Do Galacjan przybyli ludzie mówiący, że Paweł to żaden apostoł i nie ma potrzeby słuchania tego, co on mówi. To poniżenie Pawła opierali na fakcie, że nie należał on do pierwszych Dwunastu, a do tego był jeszcze najokrutniejszym prześladowcą Kościoła i nie został ordynowany przez przełożonych Kościoła. Odpowiedź Pawła nie jest polemiką, lecz stwierdzeniem faktów: swego apostolstwa nie zawdzięcza człowiekowi, lecz owemu dniowi na drodze do Damaszku, w którym spotkał Chrystusa twarzą w twarz. Urząd i zadanie zostały mu powierzone wprost od Boga.

1. Paweł jest pewny, że Bóg przemówił do niego. Leslie Weatherhead mówi o chłopcu, który prosił o dopuszczenie go do seminarium duchownego. Będąc zapytany kiedy doszedł do tej decyzji odpowiedział, że podczas słuchania pewnego kazania w kaplicy szkolnej. Na pytanie o nazwisko kaznodziei, którego słowa wywarły tak silne wrażenie, odpowiedział: „Nie znam nazwiska tego kaznodziei, ale wiem, że tamtego dnia Bóg przemówił do mnie”.

W ostatecznym rozrachunku żaden człowiek nie potrafi uczynić kogoś duchownym czy sługą Bożym. Tylko sam Bóg może to uczynić! Prawdziwym probierzem chrześcijanina nie jest jego przejście przez jakiś obrządek kościelny czy złożenie ślubowania, lecz osobiste spotkanie się z Chrystusem. Pewien stary rabin żydowski zwany Ebed-Tob tak powiedział o piastowanym przez siebie urzędzie: „To nie mój ojciec ani moja matka ustanowili mnie na tym urzędzie. Został on mi powierzony przez potężnego Króla”.

2. Prawdziwym źródłem zdolności Pawła do pracy i cierpienia była pewność otrzymania od Boga zlecenia. Mogło ono być takie, które będą wspominać wszyscy ludzie i historia, lub takie, o którym w ogóle nikt nie słyszał, ale ważne jest jedynie to, że pochodzi ono od Boga. Poeta Tagore pisze w jednym ze swoich utworów o człowieku, który zamierzał stać się ascetą. Pewnej nocy podejmuje on decyzję odejścia z domu, aby w pustelniczym życiu szukać Boga. „Ach, kto tak długo zatrzymywał mnie w tym domu?” – zapytuje. „To Ja” – wyszeptał Bóg, ale uszy tego człowieka były głuche. Z dziecięciem w ramionach spokojnie spała jego żona, a on patrząc na nich znów zapytał: „Czy to wy tak długo robiliście ze mnie głupca?” I znów odezwał się ten sam głos: „Nie, to Ja przez nich to czyniłem” – ale on znów nie słyszał. Bóg westchnął więc i z żalem zapytał: „Dlaczego mój sługa odchodzi, aby porzucając mnie jednocześnie mnie szukać?” Jest wiele skromnych zajęć, które są apostolstwem, jak pisze Burns:

Urządzenie przytulnego miejsca przy kominku dla dzieci i żony może być prawdziwym patosem i kwiatem ludzkiego życia.

Bożym zadaniem dla Pawła była ewangelizacja świata. Dla większości z nas będzie nim po prostu uszczęśliwienie jednej lub kilku istot w małym kręgu naszych najbliższych.

Na samym początku swego Listu Paweł sumuje swoje życzenia i modlitwy za swoich przyjaciół w dwóch wielkich słowach.

1. Życzy im łaski. Słowo to zawiera dwa główne pojęcia. Pierwszym z nich jest czyste piękno. Greckie słowo charis w języku teologicznym oznacza łaskę, ale poza tym zawsze oznacza piękno i wdzięk. Nawet używane w znaczeniu teologicznym nie traci tego odcienia. Jeżeli życie chrześcijańskie posiada wdzięk, urok, musi ono być czymś pięknym. Dosyć często dobroć jest pozbawiona wdzięku, a piękno i wdzięk – dobroci. Dopiero przy połączeniu tych dwóch zalet widać obecność łaski. Drugim znaczeniem tego słowa jest cieszyć się niezasłużoną życzliwością, otrzymać dar, na który człowiek nie zasługuje i nigdy nie mógłby go posiąść, gdyby nie wielkoduszna miłość Boża. Modląc się o łaskę dla swoich przyjaciół, Paweł powiada: „Oby piękno niezasłużonej miłości Bożej spłynęło na was, aby i wasze życie również stało się pełne wdzięku”.

2. Życzy im pokoju. Paweł był Izraelitą i musiał mieć na myśli hebrajskie słowo szalom nawet wtedy, gdy pisał greckie eirene. Dla Izraelity słowo szalom znaczyło daleko więcej niż brak kłopotów. Zawiera ono w sobie wszystko, co przyczynia się do najwyższego dobra człowieka i co sprawia, że jego umysł jest czysty, wola zdecydowana, a serce zadowolone. Jest to świadomość, że Bóg, kocha człowieka i troszczy się o niego. Świadomość ta daje sercu spokój nawet wtedy, gdy ciało przeżywa męki.

Na koniec Paweł w jednym zdaniu, którego znaczenia nie da się wprost opisać, podsumowuje dzieło Jezusa Chrystusa, „który wydał samego siebie (...) aby nas wyzwolić”.

a) Miłość Chrystusa jest więc miłością, która daje i cierpi.

b) Jest ona miłością, która zwycięża i osiąga cel. W obecnym życiu tragedią miłości często jest świadomość kochania nadaremnie. Ale miłość Chrystusa opiera się na nieskończonej mocy, której nic nie potrafi zniechęcić i która wyrywa ukochanych z niewoli grzechu.

Niewolnik Chrystusa (1,6-10)

Podstawowe znaczenie dla tego Listu posiada fakt, że jego ewangelia była ewangelią niezasłużonej łaski. Całym swoim sercem był on przekonany, że człowiek nie potrafi dokonać niczego, czym mógłby zasłużyć na miłość Boga, a więc przez akt wiary może najwyżej zdać się na Jego łaskę. Człowiek jedynie może wziąć ze zdumieniem i wdzięcznością to, co Bóg mu ofiaruje. Nie chodzi więc o to, co jesteśmy w stanie uczynić dla siebie, ile raczej o to, co Bóg uczynił dla nas.

Taką właśnie ewangelię niezasłużonej łaski Bożej głosił Paweł. Po nim jednak przyszli inni ludzie, głoszący żydowską odmianę chrześcijaństwa. Oświadczali oni, że człowiek musi być obrzezany, aby mógł podobać się Bogu, a następnie ma poświęcić swoje życie skrupulatnemu wypełnianiu wszelkich przepisów i nakazów Zakonu. Głosili, że za każdym razem, gdy człowiek spełni jakiś nakaz Zakonu, zostaje to zaksięgowane na jego dobro w rozliczeniach z Bogiem. Nauczali, że trzeba zasłużyć sobie na łaskę u Boga. Paweł wiedział o niemożliwości osiągnięcia tego celu.

Przeciwnicy Pawła oświadczali, że czyni on religię zbyt łatwą, a to w celu przypodobania się ludziom. W rzeczywistości jednak było odwrotnie; bo jeśli religia polega tylko na wypełnianiu jakiegoś zbioru przepisów, to przynajmniej teoretycznie człowiek potrafi sprostać jej wymaganiom. Paweł natomiast wywyższa krzyż i powiada: „Oto do jakiego stopnia Bóg was kocha”. Wtedy religia staje się nie sprawą wypełniania żądań Zakonu, lecz próbą sprostania zobowiązaniom miłości. Można spełnić żądania prawa, ponieważ posiada ono wyraźne, ustawowe granice. Nie można jednak zaspokoić życzeń miłości, ponieważ gdyby nawet ofiarowało się kochanej osobie słońce, księżyc i gwiazdy – pozostałoby w niej uczucie niewystarczalności takiej ofiary. Przeciwnicy Pawła byli zdolni tylko jedno zrozumieć: że według niego obrzezanie nie jest już potrzebne, a na Zakonie już nie można polegać.

Paweł zaprzecza, jakoby zabiegał jedynie o względy u ludzi. To nie ludziom bowiem służy, lecz Bogu. I nie dba o to, co ludzie o nim myślą czy mówią, ponieważ jest własnością swego pana, Boga. I wtedy wytacza nieodparty argument: „Gdybym zabiegał o względy ludzkie, nie byłbym niewolnikiem Chrystusa”. Miał tutaj na myśli fakt, że niewolnik nosił imię i znak swego pana, wypalony jako piętno na ciele, a właśnie on nosi na swoim ciele znaki cierpień Chrystusowych – piętna przynależności do swego pana – Chrystusa. „Jeśli wciąż jeszcze zabiegam o względy ludzi – mówi Paweł – to po co noszę te piętna na swoim ciele?” Fakt napiętnowania był rozstrzygającym dowodem intencji służenia Chrystusowi, a nie przypodobania się ludziom.

John Gunther opisując pierwszych komunistów rosyjskich, którzy przeszli carskie więzienia, powiada, że nie tylko nie wstydzili się swych blizn i śladów tortur, lecz obnosili je z dumą. Cokolwiek myślelibyśmy o sprawie, za którą cierpieli, nikt nie może zaprzeczyć, że byli całkowicie oddani tej sprawie.

Dopiero wtedy, gdy ludzie widzą naszą gotowość do cierpienia za wiarę, którą wyznajemy, zaczynają wierzyć, że rzeczywiście jesteśmy jej oddani. Jeśli nasza wiara nic nas nie kosztuje, ludzie ją zlekceważą.

Gdy Bóg kładzie rękę na człowieku (1,11-17)

Paweł broni się, że głoszona przez niego ewangelia nie pochodzi z drugiej ręki, lecz doszła go wprost od Boga. Jest to odważne twierdzenie i dlatego wymaga uzasadnienia i dowodów. Paweł zdobywa się na odwagę wskazania na siebie samego i na zmiany, jakie zaszły w jego życiu jako dowód tego twierdzenia.

1. Dotychczas był fanatykiem w popieraniu Zakonu. Obecnie decydującym czynnikiem i ośrodkiem jego życia jest łaska. Oto człowiek, którego życiową pasją było zasłużenie sobie na względy u Boga, teraz poprzestaje na braniu w pokornej wierze tego, co ofiaruje mu miłość Boża. Przestał chlubić się tym, co potrafi sam osiągnąć, a zaczął chlubić się tym, co Bóg dla niego uczynił.

2. Był arcyprześladowcą Kościoła. „Wyniszczał” Kościół. Użyte tu słowo ma znaczenie wojskowe i oznacza zniszczenie miasta po jego zdobyciu. Zamierzał zamienić Kościół w spaloną ziemię, a teraz jego jedynym celem, dla którego gotów jest poświęcić się nawet na śmierć, jest przyczynianie się do rozwoju Kościoła na całym świecie.

Każdy skutek musi mieć swoją przyczynę. Kiedy ktoś pędzący w jedną stronę nagle zatrzymuje się, aby biec w odwrotnym kierunku, kiedy nagle w jego życiu dokonuje się całkowite odwrócenie wszystkich wartości, potrzebne jest jakieś wyjaśnienie. Według Pawła wyjaśnieniem tym była bezpośrednia interwencja Boga. To On położył na nim swą rękę i pojmał go w samym środku jego kariery. „Tylko Bóg może sprawić taki skutek” – powiada Paweł. Znamienne dla Pawła jest to, że nie boi się on ujawnić swojej haniebnej przeszłości, aby ukazać moc Bożą.

Na temat Bożej interwencji ma dwie rzeczy do powiedzenia:

1. Nie było to działanie przypadkowe, znajdowało się ono już w odwiecznych planach Bożych. A. J. Gossip opowiada o tym, jak Aleksander Whyte wprowadzał go w urząd kaznodziei. W swoim kazaniu podkreślał, że już od wieczności Bóg przygotowywał go dla tego zboru, a zbór dla niego, aż w końcu połączył ich ze sobą.

Każdemu człowiekowi, którego Bóg posyła na świat, zleca On pewne zadanie do wykonania. Może to być zadanie wielkie lub małe, dotyczące czegoś, o czym cały świat może wiedzieć, albo będzie wiedziało o tym tylko kilku ludzi. Już Epiktet powiedział (2,16): „Miej odwagę popatrzeć w górę i powiedzieć Bogu: Odtąd czyń ze mną, co uważasz za słuszne. Jestem na zawsze złączony z Tobą, należę do Ciebie. Nie cofnę się przed niczym, co Ty uznasz za dobre. Prowadź mnie, gdzie chcesz. Przyodziej mnie w szaty, które Tobie się podobają. Czy chcesz, abym sprawował jakiś urząd lub odrzucił go, abym się ostał lub uciekał, był biedny czy bogaty – w tym wszystkim będę bronił Twojej sprawy przed ludźmi”. Jeżeli filozof pogański mógł zdobyć się na tak pełne oddanie się Bogu, którego poznawał tylko jak przez mgłę, to o ileż bardziej przystoi to nam!

2. Paweł wiedział, że został wybrany do wykonania określonego zadania. Nie uważał się za wybranego do zaszczytów, ale do służby, nie do odpoczynku, lecz do stałego zaangażowania się do pracy. To właśnie do najtrudniejszych wypraw dowódca wybiera swoich najlepszych żołnierzy, a do najcięższych studiów profesor wyznacza swoich najlepszych studentów. Paweł wiedział, że został zbawiony do służby.

Droga wybranego (1,18-25)

Patrząc na powyższy tekst i porównując go z poprzednim, wyraźnie widzimy co uczynił Paweł, gdy ręka Boża spoczęła na nim i pojmała go.

1. Po pierwsze, udał się do Arabii. Odszedł, bo chciał być sam i to dla dwóch powodów. Musiał przemyśleć to wstrząsające wydarzenie, które go spotkało, a także musiał najpierw porozmawiać z Bogiem, zanim zacznie przemawiać do ludzi.

Tak mało jest ludzi, którzy mają czas, by spojrzeć na siebie i spojrzeć na Boga. Ale czyż może człowiek sprostać pokusom i konfliktom życiowym, zanim nie przemyśli sprawy dogłębnie?

2. Następnie wrócił do Damaszku. Był to akt odwagi. Przecież zdążał już do tego miasta, aby niszczyć tamtejszy Kościół i wszyscy dobrze o tym wiedzieli. Wrócił, by złożyć świadectwo wobec ludzi, którzy najlepiej wiedzieli, kim był.

U Kiplinga znajdujemy znany poemat Ślubowanie Mulhollanda. Był on przewoźnikiem bydła na okręcie. Gdy nastała burza i połamały się maszty i ster, Mulholland zawarł z Bogiem przymierze: jeśli Bóg wyratuje go z tej grozy, odtąd będzie Mu służył. Kiedy bezpiecznie wydostał się na ląd, zamierzał dotrzymać umowy, ale chciał głosić Boga tam, gdzie Go nikt nie znał. Lecz wówczas przyszło Boże polecenie: „Wracaj na statki przewoźników i tam głoś moją ewangelię!” Bóg posłał go na miejsce, które dobrze znał i gdzie jego znali. A więc i nasze świadectwo chrześcijańskie, tak jak i miłosierdzie, powinno zaczynać się od naszego domu.

3. Później Paweł udał się do Jerozolimy. I znów ryzykuje swoim życiem. Poprzedni jego przyjaciele, Żydzi, pożądali jego krwi, gdyż uważali go za renegata. Również chrześcijanie, ofiary jego prześladowań, mogli go nie przyjąć, nie mogąc uwierzyć, że jest zupełnie innym człowiekiem.

Paweł miał odwagę spojrzeć swej przeszłości w oczy. Nigdy nie pozbędziemy się naszej przeszłości uciekając od niej. Możemy się z nią uporać tylko wtedy, gdy do niej się przyznamy i ją przezwyciężymy.

4. W końcu wyjechał do Syrii i Cylicji. Tam właśnie znajdował się Tars, jego rodzinne miasto. Tam żyli przyjaciele z okresu jego dzieciństwa i młodości. I ta decyzja była trudna. Przecież mogli uznać go za obłąkanego, wywrzeć na nim swój gniew, wyszydzić. Dla Chrystusa był jednak gotów zostać uznanym za szaleńca.

Tak więc w przytoczonych wierszach Paweł próbuje obronić i udowodnić niezależność swojej ewangelii. Nie otrzymał jej od człowieka, lecz przyjął od samego Boga. Nie radził się w tej sprawie człowieka, lecz radził się Boga. Pisząc o tym zupełnie nieświadomie występuje jako człowiek posiadający odwagę przyznania się do zmiany życia i głoszenia ewangelii w najtrudniejszych miejscowościach.

Człowiek, który nie dał się zastraszyć (2,1-10)

W poprzednich wierszach Paweł wykazywał niezależność swojej ewangelii, a tutaj zamierza udowodnić, że niezależność ta nie jest anarchią, że jego ewangelia nie jest schizmą czy sekciarstwem, ale niczym nie różni się od ewangelii przekazanej Kościołowi. Po czternastu latach pracy udał się do Jerozolimy, biorąc ze sobą Tytusa, młodego przyjaciela i pomocnika, który był Grekiem. Nie była to jakaś łatwa podróż. Nawet pisząc o tym Paweł przeżywa wzburzenie. W jego grece powstaje nieład, niemożliwy do oddania w przekładzie na inne języki. Chodziło mu o to, aby powiedziawszy za mało nie zostać potraktowany jako odstępujący od swoich zasad, natomiast mówiąc za wiele, sprawiałby wrażenie, że stoi w opozycji do przełożonych Kościoła. Na skutek tego zdania rwą się, tracą ze sobą związek i przez to odzwierciedlają jego niepokój.

Od same...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin