04.Jan_2.doc

(1089 KB) Pobierz
Szbalon dokumentów

William Barclay

EWANGELIA
WEDŁUG
ŚW. JANA

Tom II (Rozdziały 8–21)

Poznań 2002

6

 


Tłumaczyli:
Krzysztof Bednarczyk, Daniel Trusiewicz, Grzegorz Bednarczyk

Wydanie poprzednie ukazało się nakładem

Wydawnictwa „Słowo Prawdy” w 1987 r.

Redakcja: Adam Ciorga


Zepsucie i miłosierdzie (7,53–8,11)

Prawie wszystkie starożytne rękopisy nie zawierają tego urywka Ewangelii. Widzimy w nim, że Faryzeusze i uczeni w Piśmie szukali pretekstu do oskarżenia Jezusa i zdyskredytowania Go. Wydawało się im, że teraz wzięli Go już na rogi dylematu bez wyjścia. Utartym zwyczajem przynoszono wszelkie trudności prawne do rozstrzygnięcia do rabinów. W takim charakterze też angażują Jezusa do problemu kobiety przyłapanej na cudzołóstwie. W świetle Zakonu żydowskiego cudzołóstwo było bardzo poważnym przestępstwem. Jak mawiali rabini „Raczej niech Izraelita umrze zanim popełni bałwochwalstwo, morderstwo, lub cudzołóstwo.” Cudzołóstwo należało do jednego z trzech najpoważniejszych grzechów karanych śmiercią, chociaż samo wykonanie kary śmierci było różne. W Księdze Kapańskiej, czyli 3 Mojżeszowej czytamy, że człowiek, który popełnia cudzołóstwo z żoną swego bliźniego, ma ponieść śmierć, on i kobieta (20,10), ale nie podaje rodzaju kary śmierci. Natomiast w 5 Mojżeszowej 22,13-24 w wypadku cudzołóstwa zaślubionej dziewczyny, mają być wyprowadzeni poza bramy miasta „i ukamienowani na śmierć, ona i mężczyzna, który ją uwiódł.” Natomiast zbiór praw żydowskich zwany Miszna postanawia, że mężczyzna powinien w takim wypadku ponieść śmierć przez uduszenie sznurem, a dziewczyna powinna być ukamienowana. Z tego punktu widzenia Faryzeusze i uczeni w Piśmie mieli zupełną słuszność, że kobieta przez nich przyprowadzona podlegała karze śmierci przez ukamienowanie.

Natomiast dylemat w który pragnęli uwikłać Jezusa polegał na tym, że gdyby powiedział, jak proponowali, nakazując ukamienowanie, Jezus straciliby reputację, jaką wyrobił sobie przez swoje miłosierdzie i współczucie i nie mógłby już więcej być nazywany przyjacielem grzeszników, a do tego jeszcze popadłby w kolizję z prawem rzymskim, które zabraniało Żydom wykonywania wyroków śmierci. Gdyby natomiast orzekł wypuszczenie jej bez kary, oskarżono by Go o nakłanianie do łamania Prawa Mojżeszowego, oraz wręcz zachęcania ludzi do cudzołóstwa. W taką pułapkę pragnęli Żydzi wciągnąć Jezusa. On jednak potrafił skierować ich podstępny atak przeciwko nim samym.

Początkowo Jezus pochylił się i pisał palcem po ziemi. Mogły być cztery powody dla których tak czynił:

1. Mógł chcieć zyskać na czasie, aby nie dać się zmusić do podjęcia pochopnej decyzji. Mógł w tym czasie zwrócić się do Boga o radę i pomoc.

2. Niektóre rękopisy dodają: „...jak gdyby ich nie słyszał”. Może w ten sposób pragnął Jezus zmusić faryzeuszy do powtórzenia swoich zarzutów, w nadziei, że powtarzanie uświadomi im okrucieństwo i sadyzm kierujące ich postępowaniem?

3. Ciekawe przypuszczenie znajdujemy w książce Ecce Homo Seeley‘ego. Pisze on, że Jezus przytłoczony był przemożnym uczuciem wstydu. Nie chciał spojrzeć w oczy ani tłumowi, ani oskarżycielom, ani tym bardziej kobiecie. Dlatego właśnie schylił się, aby ukryć swą twarz i zaczął pisać palcem po ziemi. I jest to zaiste możliwe, że bezwstydny, pożądliwy wyraz twarzy uczonych w Piśmie i faryzeuszy, zimne okrucieństwo w ich oczach, nachalna ciekawość tłumu, wszystkie razem sprawiły, że serce Jezusa ogarnięte było niezmiernym żalem i politowaniem tak, że wolał ukryć swój wzrok.

4. Niezwykle ciekawe przypuszczenia nasuwają się przy czytaniu późniejszych rękopisów. Rękopis ormiański tłumaczy odnośny urywek następująco: „A On, schyliwszy swą głowę, pisał swym palcem po ziemi wyjawiając ich grzechy. I widzieli wiele swych grzechów na kamieniach.” Sugeruje więc owo tłumaczenie, że Jezus wypisywał w prochu pokrywającym kamienie grzechy oskarżycieli tejże kobiety. I rzeczywiście może to tłumaczenie być bliskie, prawdy. Warto zauważyć, że regularnym greckim słowem na pisanie jest grafein. Ale w tekście użyto słowa katagrafein, co brzmi jak spisywanie wykazu czyichś przestępstw, lub pisanie oskarżenia, gdyż słowo kata może również oznaczać przeciwko. Tak w księdze Hioba czytamy: Przepisujesz mi gorzkie leki, co w innych przekładach brzmi: Przypisujesz mi czyny gwałtu... (Job 13,26 – Biblia Tysiąclecia). W greckim tekście występuje tu właśnie słowo katagrafein. Dlatego jest zupełnie możliwe, że Jezus stawiał tych zarozumiałych sadystów przed wykazem ich własnych grzechów.

Jakkolwiek było, uczeni w Piśmie i faryzeusze nie przestawali nalegać na Jezusa, domagając się odpowiedzi. I rzeczywiście ją otrzymali. Jezus powiedział następującą myśl: „Dobrze więc, ukamienujcie ją! Ale niech ten z was, który jest bez grzechu rzuci pierwszy na nią kamień!” Możliwe też, że wyraz bez grzechu (anhamartetos) oznaczał również „bezgrzesznych pożądań”. Wówczas Jego słowa oznaczałyby; „Dobrze, ukamienujcie ją, ale tylko wówczas, jeśli nigdy nie pożądaliście popełnienia tego samego grzechu!” Wówczas nastała cisza i oskarżyciele powoli wycofali się.

Pozostał tylko Jezus i ta kobieta. Jak pisał Augustyn, pozostały tylko nędza (miseria) i miłosierdzie (misercordia). „Czy nikt z nich cię nie potępił?” – pyta Jezu. „Nie, nikt.” odpowiedziała. „A więc również nie będę w tej chwili ciebie sądził. Idź, aby znaleźć nowy początek w twoim życiu. Nie grzesz więcej!”

Zepsucie i miłosierdzie (7,53–8,11 ciąg dalszy)

W rozważanym urywku znajdujemy dwa szczegóły naświetlające postawę uczonych w Piśmie i faryzeuszy:

1. Odnajdujemy ich pojęcie władzy, autorytetu. Byli oni w tamtych czasach znawcami prawa, oficjalnymi prawnikami, dlatego do nich zwracano się o rozstrzygnięcie problemów. W ich pojęciu władza była po to; aby krytykować, cenzurować i potępiać. Nigdy nie przyszło im do głowy, że władza i autorytet powinny być oparte na współczuciu, a jej celem powinno być odzyskanie przestępcy, czy grzesznika dla Boga. Swoje zadanie rozumieli jako otrzymanie prawa postawienia się ponad innymi w roli ponurych nadzorców, wypatrujących najmniejsze potknięcia, czy odchylenia od Zakonu i ferowania bezlitosnych wyroków i kar. Nie pomyśleli nigdy o roli leczącego tych, którzy czynią źle.

Do dziś jeszcze wielu jest takich, którzy swoją władzę pojmują jako prawo potępiania i obowiązek karania. Sądzą, że władza została im nadana, aby stali się stróżującymi psami wytresowanymi do rozszarpania grzeszników na kawałki. Ale każdy prawdziwy autorytet opiera się na współczuciu. Kiedy Whitefield zobaczył, jak prowadzono skazańca na galery zawołał: „To jestem ja, gdyby nie łaska Boga!”

Pierwszym zadaniem władzy jest próbować zrozumieć siłę pokusy, która pchnęła grzesznika do grzechu, przez którą został zwiedziony w okolicznościach, w których grzech stał się tak bardzo atrakcyjny! Nikt nie może wydać o drugim człowieku sądu, dopóki nie próbuje przynajmniej zrozumieć przez co przeszedł ten drugi człowiek. Drugim obowiązkiem władzy jest usiłowanie odzyskania człowieka czyniącego zło. Władza zainteresowana samym tylko karaniem przestępcy jest zła. Taka władza, która przez swoje postępowanie wtrąca winnego w rozpacz, lub pohańbienie nie spełnia swego zadania. Nie jest zadaniem władzy przepędzenie grzesznika z „porządnego towarzystwa”, a tym bardziej zniszczenie go, a raczej uczynienie z niego dobrego człowieka.

Człowiek obdarzony władzą powinien być podobny do mądrego lekarza, którego głównym pragnieniem jest leczyć człowieka.

2. Wydarzenie to wyraźnie i bezlitośnie obnaża prawdziwe podejście uczonych w Piśmie i faryzeuszy do ludzi. W ogóle nie dostrzegali w tej kobiecie człowieka, traktowali ją jako rzecz, jako narzędzie swojej rozgrywki z Jezusem, przez które mogli sformułować swoje oskarżenia przeciwko Niemu. Nie miała dla nich ani imienia, ani osobowości, ani uczuć. Posługiwali się nią jak pionkiem ma szachownicy w swojej grze.

Traktowanie ludzi jako rzeczy jest zawsze złe, traktowanie ludzi jako przypadki jest zawsze niechrześcijańskie. Podobno słynna ekonomistka Lady Passfield „patrzyła na ludzi jako na okazy gatunku ludzkiego”. Natomiast dr Paul Tournier zwraca w swojej książce A Doctor’s Casebook uwagę na to, co nazywa personalizmem Biblii, jak obficie posługuje się ona imionami. Nawet do Mojżesza mówi Bóg: Znam cię z imienia (2 Mjż 33,17). Do Cyrusa mówi Bóg: To Ja, Bóg Izraela powołuję cię imieniem twoim” (Iz 45,3). Biblia zawiera całe stronice imion. Dla dr Tourniera jest to dowodem, że Biblia traktuje o ludziach jako na pierwszym miejscu o osobach, a nie tylko cząstkach składowych masy, abstrakcjach, przypadkach, czy ideach. „Imię własne jest symbolem osoby” – pisze dr Tournier. „Kiedy widząc jakiegoś człowieka mówię do siebie: Oto jest ten z woreczkiem żółciowym, którego widziałem wczoraj – to okazuję, że woreczki żółciowe są dla mnie ważniejsze od osób.” Dlatego pacjent musi na pierwszym miejscu być osobą, a nie przypadkiem choroby.

Zepsucie i miłosierdzie (7,53–8,11 ciąg dalszy)

Następnie omawiane wydarzenie uczy nas bardzo wiele o Jezusie i o Jego podejściu do grzeszników.

1. Po pierwsze Jezus ustanawia zasadę, że tylko człowiek, który sam jest bez winy ma prawo wypowiadać sąd o winach innych ludzi. „Nie sądźcie, abyście nie byli sądzeni!” – mówi w Mt 7,1. Jezus uczył, że człowiek zabierający się do osądzania swego brata. podobny jest do tego, który próbuje wyjąć źdźbło z oka bliźniego podczas gdy sam nosi w oku kawał drewna (Mt 7,3-5). Nieszczęściem życiowym jest to, że wielu z nas wymaga od innych postępowania według takich norm, których sami się nie trzymamy, tak wielu z nas potępia u innych błędy, które sami popełniamy nagminnie. Do sądzenia upoważnia człowieka nie tylko wiedza, bo tę posiadamy wszyscy, ale osiągnięcia w dobrym – a tu wszyscy posiadamy braki. Samo nasze człowieczeństwo sprawia, że tylko jeden Bóg ma prawo do sądu, bo nikt nie jest naprawdę dobry na tyle, aby móc sądzić drugiego.

2. Zasadą Jezusa było również to, że pierwszym odruchem wobec błądzącego, czy grzeszącego powinno być miłosierdzie, litość. O lekarzach mówi się, że ich pierwszym zadaniem jest czasami leczyć, często przynosić ulgę, ale zawsze pocieszyć. Kiedy chory człowiek przyjdzie do lekarza, ten nie podchodzi do niego ze wstrętem, chociażby jego choroba była obrzydliwa. W istocie uczucie obrzydzenia zostaje zdominowane przez pragnienie dopomożenia i uleczenia. Podobnie stając przed człowiekiem, który popełnił błąd, naszym pierwszym odruchem nie powinno być oświadczenie w rodzaju: „Nie chcę mieć nic wspólnego z takim człowiekiem!” ale raczej pytanie: „W czym mogę być w tej sytuacji pomocny? Co mogę uczynić, aby naprawić skutki tego błędu?” Po prostu powinniśmy rozciągać na innych to samo miłosierdzie, z którym pragniemy, aby nas traktowano, w wypadku, gdybyśmy to my znaleźli się w takiej sytuacji.

3. Jest ważne, abyśmy zrozumieli sposób traktowania tej kobiety przez Jezusa, gdyż łatwo tutaj wyciągnąć błędne wnioski, że Jezus lekko potraktował jej grzech, tak jakby nie sprawiał on większej różnicy. Właściwie powiedział Jezus: „Nie zamierzam potępiać cię teraz. Idź i więcej nie grzesz!” W rezultacie Jezus bynajmniej nie urąga sprawiedliwości i nie głaszcze grzesznika ze słowami: „Nie przejmuj się, wszystko będzie dobrze!” Raczej Jezus odracza wyrok, mówiąc jak gdyby: „Nie będę teraz wydawał w twojej sprawie ostatecznego sądu. Idź i udowodnij, że potrafisz czynić lepiej. Zgrzeszyłaś, ale nie czyń tego więcej, a Ja będę ci wciąż pomagał! Przy końcu dnia zobaczymy, jak przeżyłaś dzień!” Oto podejście Jezusa do grzesznika, przejawia ono następująco cechy:

a) Jezus daje drugą szansę, jakby mówił do tej kobiety: „Wiem, że uczyniłaś sporo zła, ale życie jeszcze się nie kończy. Daję ci następną szansę, szansę wykazania się dobrym”. Właśnie w Jezusie jest Ewangelia drugiej szansy. Jezus zawsze interesował się nie tylko tym, jaką dana osoba była, ale przede wszystkim jaką może być. Dlatego nie mówiąc, że to, co człowiek czynił jest obojętne, gdyż złamane serca i złamane prawa zawsze się liczą, był całkowicie pewny, że każdy człowiek ma nie tylko przeszłość, ale i przyszłość.

b) Jezus podchodzi z uczuciem miłosierdzia. W tym właśnie leżała podstawowa różnica pomiędzy Jezusem, a uczonymi w Piśmie i faryzeuszami, że oni pragnęli potępić, a Jezus pragnął przebaczyć. W podtekście naszej historii czytamy wyraźnie, że mieli zamiar ukamienować tę kobietę i znajdowali w tym przyjemność. Znali wspaniałość uczucia władzy potępiania. Jezus natomiast znał wspaniałość uczucia obdarzania przebaczeniem, podchodził do grzesznika z litością zrodzoną z miłości. Natomiast uczeni w Piśmie i faryzeusze traktowali grzesznika z odrazą zrodzoną z wyniosłego mniemania o swojej własnej sprawiedliwości.

c) Podejście Jezusa zawiera element wyzwania, ukazania wysokich możliwości bezgrzesznego życia. Nie mówił do niej: „Nie martw się, wszystko jest w porządku, rób dalej tak, jak dotychczas. Raczej powiedział jej: „Wszystko jest złe w twojej sprawie; idź i podejmij walkę o zmianę twego życia od wierzchołka do podstawy, idź i więcej nie grzesz!” Nie było więc tutaj łatwego odpuszczenia, a raczej wyzwanie wskazujące grzesznikowi wyżyny dobroci, o których nawet nie marzył. Jezus konfrontuje złe życie z wyzwaniem dobrego.

d) Podejście Jezusa wskazuje za wiarę w ludzką naturę człowieka. Po zastanowieniu się jesteśmy zdumieni, jak mógł Jezus do kobiety rozwiązłych obyczajów powiedzieć: „Idź, i więcej nie grzesz!” To co nas w Nim zadziwia, to właśnie Jego wiara w ludzi. Stojąc wobec człowieka, który zszedł na złe drogi nie mówi: „Jesteś zepsutym i beznadziejnym stworzeniem!” ale raczej: „Idź i więcej nie grzesz!”. Jezus był przekonany o tym, że z Jego pomocą grzesznik posiada w sobie możliwość, aby stać się świętym. Metoda Jego polegała nie na tym, aby porazić ludzi wiedzą o ich stanie, że są nędznymi grzesznikami, bo o tym ludzie wiedzą, ale raczej na tym, aby porwać ich nie oczekiwanym odkryciem, że są potencjalnie świętymi.

e) Podejście Jezusa zawiera przestrogę, nie wypowiedzianą, ale zawartą w sytuacji. Jesteśmy tu postawieni przed odwiecznym wyborem: Tego dnia Jezus postawił ową kobietę przed wyborem powrotu do starego życia, lub sięgnięcia po nowe drogi życia z Nim. Nasza historia nie posiada zakończenia, tak jak każde życie: Nie ma zakończenia, dopóki nie stanie przed Bogiem.

Światłość nierozpoznana przez ludzi (8,12-20)

Scena tego sporu z władzami żydowskimi rozgrywała się blisko skarbca świątyni, położonego w dziedzińcu kobiet. Pierwszym był dziedziniec pogan, a następnym dziedziniec kobiet zwany tak dlatego, że dalej wolno było kobietom wchodzić tylko wówczas, gdy rzeczywiście przynosiły ofiarę, która miała być złożona w dziedzińcu kapłanów, na stojącym tam ołtarzu. Wokół dziedzińca kobiet biegła kolumnada wzdłuż muru, podtrzymująca zadaszenie, pod, którym rozmieszczono trzynaście skarbon, do których ludzie wrzucali swoje ofiary. Nazywano je trąbami, gdyż miały kształt trąb, zwężonych od góry, gdzie wrzucano pieniądze, a rozszerzających się u dołu w pojemniki pieniędzy.

Każda z trzynastu skarbon miała swoje przeznaczenie. Do pierwszych dwóch wrzucano półsyklówki, które każdy Izraelita zobowiązany był zapłacić na utrzymanie świątyni. Do trzeciej i czwartej wrzucano pieniądze za dwa gołąbki, które kobieta musiała ofiarować za swoje oczyszczenie po urodzeniu dziecka (3 Mjż 12,8). Do piątej wrzucano pieniądze na nabycie drewna do podtrzymywania ognia na ołtarzu. Do szóstej – na koszty zakupu kadzidła spalanego w czasie nabożeństw w świątyni. Do siódmej – datki na utrzymanie złotych naczyń używanych w czasie nabożeństwa. Bywało tak, że jakiś człowiek, lub rodzina odłożyli jakąś sumę na złożenie ofiary zagrzesznej, lub dziękczynnej, ale po złożeniu ofiary okazało się, że jakaś część przeznaczonych na ten cel pieniędzy pozostała. Wówczas wrzucano je do jednej z pozostałych sześciu skarbon. Wrzucano do nich również wszelkie nadzwyczajne ofiary.

Skarbiec świątynny musiał więc być bardzo ruchliwym miejscem, przez które przewijał się nieustannie sznur uczestników nabożeństw. Z tego powodu był idealnym miejscem dla zgromadzenia słuchaczy i nauczania ich.

Czytaliśmy, że Jezus złożył swoje wielkie oświadczenie: „Ja jestem światłością świata!” Możliwe, że stało się to na tle scenerii dodającej temu oświadczeniu szczególnego znaczenia. Oto Ewangelista Jan wiąże tę rozmowę ze świętem Namiotów (7,2). Już wcześniej, przy omawianiu wiersza 7,37 ukazywaliśmy, jak obchody tego święta dodały dramatycznego wyrazu słowom Jezusa o dawaniu ludziom przez Niego Żywej Wody. Ale ze świętem tym związany był jeszcze inny obrządek.

Wieczorem pierwszego dnia obchodzono tzw. Oświetlenie Świątyni. Miejscem obchodów był dziedziniec kobiet, otoczony głęboką kolumnadą wzniesioną dla gromadzących się uczestników. W środku przygotowywano cztery ogromne lampiony. Kiedy zapadła ciemność zapalano w nich światło, a było ono tak silne, że, jak podają opisy, było jasno na każdym podwórku w całej Jerozolimie. A wtedy, przez całą noc, aż do piania kogutów następnego ranka najświętsi i najmądrzejsi ludzie narodu izraelskiego tańczyli przed Panem śpiewając psalmy radości i uwielbienia na oczach uczestniczących tłumów. Można więc rozumieć, słowa Jezusa następująco: „Widzieliście jak blask lamp świątynnych przenikał ciemności nocy. Ja jestem światłością świata, a człowiek, który idzie za mną będzie miał jasno nie tylko w ciągu jednej uroczystej nocy, ale w czasie całej wędrówki swego życia. Chociaż światło świątyni jest tak wspaniałe, to w końcu zagaśnie. Ja jestem światłem, które trwa na wieki”.

Światłość nierozpoznana przez ludzi (8,12-20 ciąg dalszy)

Jezus powiedział: Kto idzie za mną, nie będzie chodził w ciemności, ale będzie miał światłość żywota.” Światło życia oznacza tutaj dwie rzeczy: Grecki tekst dopuszcza znaczenie światła, które wypływa ze źródła życia, albo światło, które daje życie. W naszym urywku zawarte są obydwa znaczenia. Jezus jest rzeczywiście światłem Bożym, które zstąpiło do ludzi, a równocześnie światłem, które daje ludziom życie. Tak jak kwiat nigdy nie rozkwitnie, jeśli nie ujrzy światła słonecznego, tak i nasze dusze nigdy nie zakwitną pięknem i łaską, dopóki nie zostaną nasycone światłem obecności Jezusa.

W urywku naszym Jezus mówi o naśladowaniu Go. Często mówimy o naśladowaniu Jezusa i nakłaniamy ludzi, aby Go naśladowali. Ale co mamy przez to na myśli? Grecki wyraz na naśladowanie jest akoloutein, a jego znaczenie rzuca wiele światła na treść zwrotu: Naśladować Jezusa. Słowo akoloutein ma pięć różnych, ale bliskich sobie znaczeń:

1. Używa się go w znaczeniu sytuacji, gdy żołnierz idzie za swoim dowódcą. Na długich trasach marszu, w czasie bitwy, w wyprawach do dalekich krajów, żołnierz idzie tam, gdzie prowadzi dowódca. W tym sensie chrześcijanin jest żołnierzem, którego dowódcą jest Chrystus.

2. Używany jest często w znaczeniu sługi towarzyszącego swemu panu. Gdziekolwiek udaje się pan, sługa jest z nim, zawsze gotowy usłużyć i wykonać zadanie zlecone mu przez pana. Jest dosłownie do jego dyspozycji. Takim właśnie sługą jest chrześcijanin, znajdując radość w ustawicznym służeniu Chrystusowi.

3. Słowo to może mieć znaczenie przyjęcia opinii mądrego doradcy. Mając wątpliwości w jakiejś sprawie, człowiek udaje się do specjalisty, i jeśli jest mądry, usłucha jego rady. Właśnie chrześcijanin jest człowiekiem, który kieruje swoje życie radą Chrystusa.

4. Słowa tego używa się na oznaczenie posłuszeństwa prawom jakiegoś miasta, lub państwa. Chrześcijanin, będąc obywatelem Królestwa Niebieskiego poddaje się prawom tego Królestwa i Chrystusowym prawom w swoim życiu.

5. Używa się go też na określenie nadążania za rozumowaniem nauczyciela, lub śledzenia toku rozumowania mówcy. W tym znaczeniu chrześcijanin jest człowiekiem, który pojął znaczenie nauki Chrystusowej. Nie był słuchaczem pogrążonym w leniwym niezrozumieniu, lub błądzącym myślami daleko od przedmiotu. Raczej przyjął zawarte w nauce poselstwo swoim umysłem, zrozumiał je, zachował słowa w pamięci, ukrył w swoim sercu i okazał posłuszeństwo.

Być naśladowcą Chrystusa, to oddać swoje ciało, swoją duszę i swego ducha posłuszeństwu dla Mistrza, a wkraczanie na tę drogę jest właśnie chodzeniem w świetle. Kiedy idziemy sami narażamy się na potknięcia i upadki, gdyż tak wiele problemów życia przekracza nasze możliwości. Kiedy idziemy sami narażamy się na zabłądzenie, nie mamy bowiem mapy życia, na której można polegać. Aby przejść ziemską drogę, potrzebujemy niebieskiej mądrości. Tylko człowiek posiadający pewnego przewodnika i dokładną mapę, może bezpiecznie dotrzeć do celu swej podróży. Takim przewodnikiem jest Jezus Chrystus i tylko on posiada mapę życia. Iść za Jezusem, to przejść bezpiecznie przez życie i dojść do chwały.

Światłość nierozpoznana przez ludzi (8,12-20 ciąg dalszy)

Na oświadczenie Jezusa, że jest on światłem świata, uczeni w Piśmie i faryzeusze zareagowali z nienawiścią. Dla nich bowiem oświadczenie to brzmiało jeszcze bardziej zdumiewająco, niż dla nas, dzisiaj, mianowicie jako deklaracja Mesjasza, gdyż w istocie była takową. Więcej jeszcze, była uzurpacją dzieła, które tylko sam Bóg mógł wykonywać, gdyż słowo światło w szczególny sposób kojarzyło się w żydowskim języku i myśli z Bogiem. „Pan jest światłością moją” (Ps 27,1). „Pan będzie światłością wieczną” (Iz 60,19). „W Jogo świetle chodziłem w ciemności” (Job 29,3). „Chociaż siedzę w ciemności jednak Pan jest moją światłością” (Mich 7,8). Rabini twierdzili nawet, że Mesjaszowi nadane zostanie imię: „Światło”. Kiedy więc Jezus składał oświadczenie, że jest światłością świata, nie mogło być już wyższego oświadczenia.

Istota sporu w tym urywku jest trudna i zawiła, zawiera jednak trzy wyraźne wątki.

1. Po pierwsze Żydzi upierali się, że nie mogą przyjąć Jezusowego oświadczenia, ponieważ nie jest ono poparte wystarczającymi świadectwami. Twierdzili, że opiera się tylko na Jego słowach. Natomiast Prawo Żydowskie wyraźnie żądało, aby w spornych sprawach każde oświadczenie zostało poparte świadectwem dwóch świadków, zanim zostanie przyjęte jako prawdziwe, jak czytamy: „Niech nie występuje jeden tylko świadek przeciwko komukolwiek w sprawie wszelkiego przewinienia i grzechu, jakie tamten popełnił. Na podstawie zeznania dwóch świadków, lub na podstawie zeznania trzech świadków rozstrzygnie się sprawę” (5 Mjż l9,l5). Podobnie w 17,6 czytamy, że „Na podstawie zeznania dwóch świadków, lub trzech świadków skazuje się na śmierć. Nie skazuje się na śmierć na podstawie zeznania jednego tylko świadka”. To samo potwierdza tekst 4 Mjż 35,30: „...lecz jeden świadek nie może świadczyć przeciw człowiekowi, aby go skazano na śmierć.” Jezus daje na to dwojaką odpowiedź.

Po pierwsze stwierdza, że Jego własne świadectwo jest wystarczające. Tak był świadomy swojego autorytetu, że nie trzeba było żadnego innego świadka. I nie było w tym ani pychy, ani przechwałek. Po prostu był tu najwyższy przykład tego, z czym mamy codziennie do czynienia. Każdy słynny chirurg jest pewny swojej diagnozy. Każdy wybitny lekarz jest pewny swojej diagnozy i nie potrzebuje od nikogo potwierdzenia, świadkiem na którego może się powołać jest jego fachowość. Wybitny prawnik, czy sędzia jest pewny swojego tłumaczenia i zastosowania przepisów prawa, wcale nie musi być zarozumiały, po prostu wie, co wie. Tak Jezus był do tego stopnia świadomy swojej bliskości Boga, że nie potrzebował powoływać się na żadne au...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin