01.Mateusza_2.doc

(995 KB) Pobierz
Szbalon dokumentów

William Barclay

EWANGELIA
ŚW. MATEUSZA

Tom II

Poznań 2002

22

 


Tłumaczyli: Krzysztof Bednarczyk, Aleksander Kircun jun.

Wydanie poprzednie ukazało się nakładem

Wydawnictwa „Słowo Prawdy” w 1977 r.

Redakcja: Adam Ciorga


MIŁOŚĆ W DZIAŁANIU

Ewangelia Mateusza jest najlepiej uporządkowana. Ewangelista nie podaje materiału w sposób przypadkowy. Jeśli w Ewangelii Mateusza opisy następują jeden po drugim w pewnej kolejności, to jest tego przyczyna. Podobnie dzieje się tutaj. W rozdziałach 5, 6 i 7 Mateusz przedstawił Kazanie na Górze. Podał relację o słowach Jezusa. W rozdziale 8 czytamy o czynach Jezusa. Rozdział 5, 6 i 7 ukazują Boską mądrość w słowach. Rozdział 8 ukazuje działanie Bożej miłości ujawniające się w czynach. Rozdział 8 mówi o cudach. Spójrzmy na te cuda jako całość, zanim zajmiemy się nimi oddzielnie, szczegółowo. Rozdział opisuje siedem cudownych wydarzeń.

1. Uzdrowienie trędowatego (1-4). Jezus dotyka człowieka, którego nie wolno było dotykać. Trędowatych wyrzucano poza nawias społeczeństwa. Dotknięcie się trędowatego oznaczało złamanie Zakonu. Widzimy człowieka, od którego ludzie stronili, a który odczuł współczucie i miłosierdzie miłościwego Boga.

2. Uzdrowienie sługi setnika (5-13). Setnik był poganinem. W oczach ortodoksyjnych Żydów zasługiwał jedynie na wrzucenie do płomieni piekielnych. Był przedstawicielem obcej władzy, sił okupacyjnych. Żydowscy nacjonaliści radziliby go raczej zabić, niż udzielić mu pomocy. Sługa setnika był niewolnikiem, a niewolnika uważano jedynie za żywe narzędzie. Miłość Boża ujawnia się w tym, że pomoc zostaje udzielona człowiekowi, którego wszyscy nienawidzili i niewolnikowi, którym wszyscy pogardzali.

3. Uzdrowienie teściowej Piotra (14 i 15). Cud nastąpił w prostym domu palestyńskim. Bez rozgłosu, bez aplauzu tłumu. Był tylko Jezus i najbliższa rodzina. Nieograniczona miłość Boga wszechświata ujawniła swą moc w wąskim kręgu rodzinnym.

4. Uzdrowienie chorych, których wieczorem przynoszono pod drzwi domu (16,17). Obserwujemy uniwersalność miłości Bożej. Jezus nikogo nie uważał za natręta. Nie wyznaczał godzin przyjęć, poza którymi nikogo nie załatwiał. Każdy mógł przyjść do Niego w każdej chwili i skorzystać z łaskawej pomocy miłości Bożej.

5. Postawa uczonych w Piśmie (18-22). Może się wydawać, że ten mały fragment nie pasuje do rozdziału mówiącego o cudach. Mamy tu do czynienia z cudem osobistym. Za cud trzeba uważać, że jakiś uczony w Piśmie zechciał naśladować Jezusa. Widocznie zapomniał o swym przywiązaniu do pisanego Zakonu. Mimo, że Jezus stanowił przeciwieństwo tego wszystkiego, czemu ów uczony poświęcił życie, to jednak dostrzegł w Jezusie nie wroga lecz przyjaciela, nie oponenta ale Mistrza. Zareagował instynktownie. Ów uczony w Piśmie dostrzegł w Jezusie Majestat i Chwałę, której nie widział w żadnym innym człowieku. Zdarzył się cud, serce uczonego w Piśmie otworzyło się dla Jezusa Chrystusa.

6. Uciszenie burzy (23-27). Jezus poskramia burzę i fale zagrażające zatopieniem. Pusey tak pisał po śmierci żony: „W mym smutku czułem, że jakieś ręce podtrzymują mnie, abym nie utonął w żałości”. Miłość Boża wnosi pokój i pogodę ducha w zgiełk i zamieszanie.

7. Uzdrowienie dwóch opętanych (28-34). W starożytności ludzie wierzyli, że wszystkie choroby są spowodowane przez działanie demonów. Tu jesteśmy świadkami działania mocy Bożej pokonującej moc demonów. Widzimy dobroć Bożą nawiedzającą zło ziemi. Bożą miłość występującą przeciw złośliwości i złej woli. Widzimy dobroć i miłość, która ocala, przezwycięża złość i nienawiść, które ludzi rujnują.

Żywy trup (8,1-4)

W starożytności trąd uważano za najstraszniejszą chorobę. E.W.G. Masterman pisze: „Żadna inna choroba w takim stopniu nie doprowadzała człowieka do ruiny jak trąd”. Rozpoczynała się zwykle od małego guza, który przekształcał się w ropień, który się rozszerzał. Oczy stawały się błyszczące. Struny głosowe ulegały uszkodzeniu, głos stawał się chrapliwy, a oddech świszczący. Owrzodzeniu ulegały ręce i stopy. Wreszcie całe ciało pokrywały wrzody. Tego rodzaju trąd mógł trwać przez lata. Kończył się zwichnięciem równowagi umysłowej, śpiączką i wreszcie śmiercią. Trąd mógł rozpocząć się od utraty czucia w różnych częściach ciała. Zapaleniu ulegały nerwy. Wiotczały muskuły. Kurczyły się ścięgna tak, że palce wyglądały jak szpony. Ręce i nogi ulegały owrzodzeniu. Później odpadały palce u rąk i nóg, potem odpadały ręce i stopy. Tego rodzaju trąd mógł trwać 20-30 lat. Właściwie było to konanie, człowiek umierał cal po calu.

Sytuacja fizyczna była straszna, ale było coś jeszcze gorszego. Józef Flawiusz pisze, że trędowatych uważano „za rzeczywiście zmarłych”. Skoro tylko stwierdzono trąd, chorego wyrzucano natychmiast poza nawias społeczeństwa. „Przez cały czas trwania tej choroby będzie nieczysty. Będzie mieszkał w odosobnieniu. Jego mieszkanie będzie poza obozem” (3 Mjż 13,46). Trędowaty musiał nosić podarte ubranie, rozwichrzone włosy, opaskę na ustach, a idąc miał wołać: „Nieczysty, nieczysty” (3 Mjż 13,45). W średniowieczu, jeśli ktoś zachorował na trąd, to kapłan odprawiał normalne nabożeństwo żałobne nad tym człowiekiem. Społeczeństwo uważało go za umarłego.

W czasach Jezusa w Palestynie trędowatych usuwano poza mury miasta Jerozolimy. W synagodze była dla nich zarezerwowana jedna odizolowana izba, o wymiarach 10 stóp na 6, zwana mechitsak. Zakon wyliczał 61 różnych okoliczności narażania się na stanie się nieczystym. Na liście tej wymieniano na drugim miejscu zetknięcie się z człowiekiem trędowatym. Na pierwszym miejscu figurowało zetknięcie się z człowiekiem martwym. Jeśli trędowaty wsunął do domu tylko głowę, to cały dom stawał się nieczysty od dachu aż do najmniejszej belki. Trędowatego nie wolno było pozdrawiać nawet na otwartym miejscu. Nikomu nie wolno było się zbliżać do trędowatego bliżej niż na półtora metra. Jeśli wiatr wiał od strony trędowatego, to musiał on się znajdować w odległości przynajmniej 40 metrów. Pewien rabin nie chciał spożywać jajka zakupionego na ulicy, którą przeszedł trędowaty. Nie znano choroby, która by bardziej oddzielała człowieka od człowieka niż trąd. A właśnie takiego człowieka Jezus się dotknął. Trudno sobie wyobrazić dziwniejsze zdanie w Nowym Testamencie niż proste stwierdzenie: „I wyciągnąwszy rękę, dotknął się go”.

Współczucie wykraczające poza ramy Zakonu (8,1-14
ciąg dalszy)

W opowieści tej winniśmy zwrócić uwagę na dwa momenty: zbliżenie się trędowatego i reakcję Jezusa. W zbliżeniu się trędowatego dostrzegamy trzy elementy:

1. Trędowaty przyszedł z ufnością. Nie miał wątpliwości, że Jezus zechce i będzie mógł go oczyścić. Dostrzegamy jego mocną wiarę. Żaden trędowaty nie odważyłby się zbliżyć do uczonego w Piśmie czy rabina. Wiedział doskonale, że za ten postępek zostałby ukamieniowany. Ale ten człowiek podszedł do Jezusa. Odczuwał całkowitą ufność, że Jezus zechce go przyjąć, chociaż wszyscy by go odpędzili. Żaden człowiek nie powinien uważać się za tak nieczystego, żeby nie mógł zwrócić się do Jezusa. Trędowaty ufał całkowicie mocy Jezusa. Trąd był jedną z tych chorób, na którą nie było żadnego lekarstwa. Człowiek ten wszakże był pewny, że Jezus uczyni to, czego nikt uczynić nie może. Ktokolwiek przychodzi do Jezusa Chrystusa – nie powinien uważać się za nieuleczalnie chorego fizycznie lub za człowieka, któremu nie mogą być przebaczone grzechy.

2. Trędowaty przyszedł z pokorą. Nie domagał się uzdrowienia. Powiedział tylko: „Panie, jeśli chcesz, możesz mnie oczyścić”. Przez słowa te chciał powiedzieć: „Wiem, że się nie liczę, wiem że inni uciekają ode mnie, nie chcą mieć nic wspólnego ze mną. Wiem, że nie mam do ciebie żadnego prawa, ale może dzięki Boskiej łaskawości zechcesz mi dopomóc”.

3. Trędowaty przyszedł okazując cześć. Czytamy: „Złożył mu pokłon”. Użyto tu greckiego słowa proskunein, słowo to określa cześć oddawaną Bogu, określa uczucie człowieka, który znajduje się w obliczu Boga. Może nikt nie powiedział trędowatemu, kim jest Jezus. Wiedział on jednak, że w obecności Jezusa znajduje się również w obecności Boga. Sytuacji nie należy ujmować w kategoriach teologicznych lub filozoficznych. Wystarczy przyjąć, że trędowaty stojąc przed Jezusem Chrystusem był przekonany, iż znajduje się w obliczu miłości i mocy najwyższego Boga.

Jezus zareagował na tę postawę trędowatego. Przede wszystkim wyraził współczucie. Zakon zakazywał dotykania się trędowatego. Zgodnie z Zakonem Jezus winien znaleźć się przynajmniej w odległości sześciu stóp od człowieka dotkniętego tą straszliwą chorobą, lecz Pan wyciągnął rękę i dotknął się go. Współczesna medycyna orzekłaby, że Jezus naraził się na straszną infekcję. Jezus dotknął się tego człowieka. Kierował się tylko jedną zasadą życiową – chciał pomagać. Istniało dla niego tylko jedno prawo – prawo miłości. Chęć okazania współczucia, okazania miłości wyprzedzała wszystkie prawa i przepisy. Skłaniała do podjęcia wszelkiego ryzyka. Dla dobrego lekarza człowiek chory nawet na odrażającą chorobę, nie przedstawia odrażającego widoku. Widzi w nim istotę ludzką, której ma pomóc swoimi umiejętnościami. Dla lekarza dziecko chore na chorobę zakaźną nie jest groźbą, ale istotą potrzebującą pomocy. Takim był Jezus. Takim jest Bóg. Takimi my winniśmy być. Prawdziwy chrześcijanin łamie wszelkie konwenanse i podejmuje ryzyko, by tylko pomóc bliźniemu w potrzebie.

Właściwa ostrożność (8,1-4 ciąg dalszy)

Dwa momenty w tym wydarzeniu wskazują na to, że aczkolwiek Jezus ryzykował złamanie przepisu Zakonu, aby tylko udzielić pomocy, to jednak nie postępował nierozważnie.

1. Nakazał uzdrowionemu człowiekowi zachować milczenie i nie rozgłaszać tego, co dla niego uczynił. To zalecenie milczenia powtarza często (Mt 9,30; 12; 16; 17,9; Mk 1,34; 5,43; 7,36; 8,26). Dlaczego nakazywał milczenie? Palestyna była krajem okupowanym, a Żydzi narodem bardzo dumnym. Nigdy nie zapomnieli o tym, że są narodem wybranym przez Boga. Śnili o dniu, kiedy zjawi się Boski Wybawiciel. Większość marzyła o Wybawcy, który dokona podboju militarnego, odbuduje potęgę polityczną. Z tego powodu Palestyna była krajem niespokojnym. Wybuchały ciągłe bunty. Pojawiał się jeden przywódca za drugim, przez jakiś czas odnosił zwycięstwo, a potem był likwidowany przez potęgę Rzymu. Jeśliby trędowaty rozgłosił publicznie co uczynił mu Jezus, na pewno powstałoby poruszenie, wielu życzyłoby sobie, aby człowiek posiadający taką moc stał się politycznym przywódcą i wodzem. Zanim by Jezus cokolwiek uczynił, powstałoby wielkie zamieszanie, bunt. Chciał przekonać ludzi, że Jego siłą jest miłość, a nie potęga militarna. Chciał pracować bez rozgłosu, dopóki ludzie nie przekonają się, kim jest naprawdę, że przyszedł miłować, a nie niszczyć. Jezus domagał się milczenia od tych, którym pomógł, aby nie posłużono się Nim dla realizacji zamiarów ludzkich, zamiast oczekiwać na spełnienie się planów Boga. Winni milczeć, dopóki nie poznają właściwego Jego posłannictwa.

2. Jezus odesłał trędowatego do kapłanów, aby złożył odpowiednią ofiarę, i otrzymał poświadczenie, że jest czysty. Szczegółowy rytuał opisuje 3 Mjż 14. Kapłan po zbadaniu trędowatego, brał dwa ptaki. Jednego zabijał nad bieżącą wodą. Następnie brał drewno cedrowe, szkarłat i hizop. Zanurzał je wraz z żywym ptakiem w krwi martwego ptaka. Następnie żywego ptaka wypuszczał na wolność. Człowiek uzdrowiony umywał siebie i odzienie, golił się. Po upływie siedmiu dni był badany ponownie. Zgalał włosy, głowę i brwi. Składano w ofierze dwa baranki bez zmazy i jedno jagnię oraz ofiarę z mąki i oliwy. Po ostatecznym egzaminie, jeśli stwierdzono zupełne wyzdrowienie pozwalano mu odejść, otrzymywał zaświadczenie, że jest czysty.

Uzdrowionemu człowiekowi Jezus nakazał podporządkować się tym przepisom. W tym postępowaniu jest zawarta lekcja. Jezus nie lekceważył dostępnych w owym czasie środków leczniczych. Nie spodziewajmy się cudu, jeśli bagatelizujemy dostępne nam medyczne i naukowe środki lecznicze. Człowiek musi uczynić wszystko co może, dopiero wtedy zacznie działać moc Boża wspierająca nasze, wysiłki. Cud nie nastąpi, jeśli będziemy leniwie oczekiwać, że Bóg uczyni wszystko.

Prośba dobrego człowieka (8,5-13)

Chociaż ów setnik pojawia się na scenie Nowego Testamentu na krótki moment, to jednak można go określić mianem jednej z najsympatyczniejszych postaci występujących w Ewangeliach. Setnicy stanowili ostoję armii rzymskiej. Legion rzymski liczył 6.000 ludzi. Podzielony był na 60 sotni, z których każda liczyła 100 ludzi, a dowodzona była przez setnika. Setnicy służyli w wojsku długo, byli żołnierzami regularnymi armii rzymskiej. Odpowiadali za dyscyplinę w swoim oddziale, byli spoiwem, które wiązało całą armię. W okresie pokoju lub wojny od nich w dużym stopniu zależało morale armii rzymskiej. Polibiusz, opisując armię rzymską, tak określa setników: „Nie powinni być zbytnimi ryzykantami goniącymi za niebezpieczeństwem, ale dowódcami wydającymi słuszne rozkazy, ludźmi stanowczymi w działaniu, spolegliwymi. Nie powinni lękać się iść w ogień bitwy. Jeśli napór wroga jest wielki, winni być gotowi utrzymać swą pozycję i umrzeć na posterunku”. Setnicy byli najlepszymi żołnierzami w armii rzymskiej.

Zwróćmy uwagę na to, że Nowy Testament o każdym setniku wypowiada się z szacunkiem. To setnik w Jezusie na Krzyżu uznał Syna Bożego. Pierwszym konwertytą pogańskim był Korneliusz. Setnik, dowiedziawszy się, że Paweł jest obywatelem rzymskim, bronił go przed gniewem wzburzonego tłumu. Setnikiem był człowiek, który dowiedziawszy się, że Żydzi planują zamordowanie Pawła na drodze z Jerozolimy do Cezarei, podjął odpowiednie kroki mające na celu zniweczenie ich planu. Setnikiem był człowiek, któremu Feliks polecił opiekę nad Pawłem. Setnik był z Pawłem podczas jego ostatniej podróży do Rzymu. Traktował Apostoła bardzo uprzejmie i słuchał się go, gdy statek walczył z burzą (Mt 27,34; Dz 10,22; 23,17; 23,23-24; 24,23, 27,43).

W setniku z Kafarnaum dostrzegamy jednak coś szczególnie ciekawego, mianowicie, jego postawę względem sługi. Był nim zapewne niewolnik. Setnika smucił fakt, że jego sługa choruje, był zdecydowany uczynić wszystko, by go uratować. Dostrzegamy nietypową postawę pana względem niewolnika. W imperium rzymskim nie liczono się z niewolnikami. Nie było ważne, czy cierpieli, czy żyli, czy umierali. Arystoteles wylicza możliwe przyjaźnie: „Nie może być przyjaźni ani sprawiedliwości w stosunku do istot nie posiadających duszy; ani w stosunku do konia czy wołu, ani w stosunku do niewolnika. Pan bowiem i niewolnik nie mają niczego wspólnego z sobą. Niewolnik jest żywym narzędziem, jak martwe narzędzie jest niewolnikiem nie posiadającym duszy”. Niewolnik nie różnił się niczym od rzeczy. Nie miał żadnych praw, jego pan mógł uczynić z nim co chciał, mógł go nawet maltretować. Gajus, rzeczoznawca prawa rzymskiego tak pisze w swym dziele pt. Institutes: „Zwróćmy uwagę na fakt, że powszechnie uznaje się, iż pan posiada władzę nad życiem i śmiercią każdego niewolnika”. Warro, rzymski pisarz opisujący gospodarkę rolną podaje ponury akapit, w którym dokonuje podziału narzędzi rolniczych na trzy klasy: mówiące, niemówiące i martwe. „Mówiące obejmują niewolników, niemówiące obejmują bydło, martwe obejmują wozy”. Niewolnika od zwierzęcia lub wozu odróżniało to, że mógł mówić. Cato, inny pisarz rzymski piszący na temat gospodarki rolnej przedstawia ilustrację pozwalającą zrozumieć niezwykłość postępowania setnika. Taką oto radę daje człowiekowi nabywającemu gospodarstwo: „Zwracaj uwagę na żywy inwentarz i utrzymuj ceny na poziomie. Sprzedawaj oliwę, kiedy jej cena jest dobra, sprzedawaj nadwyżki wina i winogron. Sprzedawaj wynędzniałe woły, nie całkiem zdrowe bydło, owce, niepełnowartościową wełnę, skóry, stary wóz, stare narzędzia, starych i chorych niewolników i wszystko co jest zbędne”. Carro doradza, by bezlitośnie pozbywać się chorego niewolnika. Piotr Chrysologus tak podsumowuje problem: „Cokolwiek pan czyni z niewolnikiem, niezależnie od tego, czy w gniewie, świadomie czy nieświadomie, w zapomnieniu, czy przemyślawszy problem, znając lub nie znając sprawę, jest wyrokiem, sprawiedliwością i prawem”.

W świetle tych faktów widać wyraźnie, że ów setnik był nadzwyczajnym człowiekiem, ponieważ kochał swego niewolnika. Być może, że ta niezwykła i nieoczekiwana serdeczność i miłość tak bardzo poruszyła serce Jezusa. Miłość zawsze pokrywa mnóstwo grzechów. Człowiek, który troszczy się o bliźnich jest zawsze bliski sercu Jezusa Chrystusa.

Klucz wiary (8,5-13 ciąg dalszy)

Nie tylko postawa setnika w stosunku do sługi była niezwykła. Posiadał on również niezwykłą wiarę. Oczekiwał, że Jezus dzięki swej mocy uzdrowi jego sługę. Nasuwał się jednak pewien problem. Setnik był poganinem, a Jezus – Żydem. Zgodnie z prawem żydowskim, żaden Żyd nie mógł wchodzić do domów pogan, ponieważ ich mieszkania uważano za nieczyste. Miszna stwierdza: „Mieszkania pogan są nieczyste”. Ten fakt ma Jezus na myśli, gdy stawia pytanie: „Czy mam przyjść i uzdrowić go” (według wersji angielskiej). Nie chodziło w tym wypadku o to, żeby przepis dotyczący nieczystości miał jakieś znaczenie dla Jezusa. Niepodobna myśleć, żeby wzdrygał się przed odwiedzeniem jakiegokolwiek domu. Pan Jezus chciał po prostu wypróbować wiarę setnika. Właśnie w tym momencie jego wiara osiągnęła punkt szczytowy. Jako żołnierz wiedział dobrze co znaczy wydawać rozkazy, oczekiwać ich natychmiastowego i bezwarunkowego spełnienia. Dlatego mówi do Jezusa: „Nie musisz przychodzić do mego domu. Ja nie jestem tego godzien. Wystarczy, że wydasz rozkaz a stanie się”. Tu przemówiła wiara. Jezus stwierdził, że taka wiara jest jedynym kluczem otwierającym drzwi szczęścia i błogosławieństwa od Boga. Jezus nawiązuje do popularnego żydowskiego wyobrażenia. Żydzi wierzyli, że gdy przyjdzie Mesjasz, wówczas odbędzie się wielka uczta, na którą będą zaproszeni wszyscy Żydzi. Spożywać będą mięso behemota, największego zwierzęcia lądowego i lewiatana największego zwierzęcia morskiego (4 Ezdrasza; 2 Barucha 29,4 – księgi apokryficzne). Żydzi oczekiwali z utęsknieniem na ten wielki bankiet mesjaniczny. Ani przez chwilę nie myśleli, że jakikolwiek poganin mógłby wraz z nimi zasiąść do uczty. Uważano, że w tym czasie poganie zostaną zniszczeni. „Bo naród i królestwo, które by ci nie służyły, wyginą i poganie zostaną całkiem wygładzeni” (Iz 60,12). Natomiast Pan Jezus stwierdza tutaj, że wielu przybędzie ze Wschodu i Zachodu i zasiądą przy stole biesiadnym. Syn jest dziedzicem. Przeto „syn królestwa” jest człowiekiem, który ma odziedziczyć królestwo, ponieważ syn zawsze dziedziczy. Żydzi mieli utracić swe dziedzictwo, a przecież zawsze uważali, że „dziedzictwem grzeszników jest ciemność” (Psalmy Salomona 15,11 – apokryf). Rabini mówili: „grzesznicy w gehennie będą okryci ciemnością”. Słysząc wypowiedź Jezusa chyba trzęśli się z oburzenia. Jezus bowiem mówił, że poganie, których uważano za absolutnie odtrąconych, mieli być gośćmi na uczcie Mesjasza, natomiast Żydzi, którzy spodziewali się powitania z otwartymi rękoma, mieli być z tej uczty wyłączeni, zamknięci w ciemnościach na zewnątrz.

Żydzi mieli się nauczyć, że kluczem otwierającym drzwi do Boga nie jest członkostwo w danym narodzie, ale wiara. Żydzi wierzyli, że należą do ludu wybranego, i że dzięki temu faktowi są drodzy Bogu. Jezus nauczał, że jedyną elitą Królestwa Bożego jest elita wiary. Jezus Chrystus nie jest własnością jakiejś rasy, lecz stanowi własność każdego człowieka bez względu na narodowość, jeśli tylko jego serce jest przepełnione wiarą.

Moc działająca na odległość (8,5-13 ciąg dalszy)

Jezus wypowiedział słowo i sługa setnika został uzdrowiony. Niedawno jeszcze uznanoby ten czyn za cud niezwykły. Łatwo bowiem wyobrażamy sobie Jezusa uzdrawiającego chorego bezpośrednio. Wydaje się jednak czymś niemal nie do wiary, że Jezus dokonał uzdrowienia na odległość, że słowem uzdrowił człowieka, którego przedtem nigdy nie widział, którego nigdy nie dotknął. Nauka wszakże odkryła siły, które działają w sposób zadziwiający.

Niejednokrotnie ludzie stykali się z mocą nie przekazywaną przez zwykłe kontakty, przez normalne drogi i kanały. Jednym z klasycznych przykładów dostarcza życie Emanuela Swedenborga w 1759 r. Kiedyś znajdował się on w Gotenborgu i tam opisał pożar, który w tym czasie wydarzył się w Sztokholmie odległym o 450 km. O pożarze przedstawił relację władzom miejskim. Powiedział, kiedy i gdzie wybuchł pożar, podał nazwisko właściciela domu. Kiedy sprawdzono informacje Swedenborga, okazało się, że mówił prawdę w każdym szczególe. Wiadomość dotarła do niego drogą nieznaną.

Tego rodzaju wypadki zdarzały się niejednokrotnie. W naszych czasach Dr J. B. Rhine rozpoczął specjalne eksperymenty naukowe w dziedzinie, którą nazwał percepcją pozazmysłową (Extra-Sensory Perception), chodzi o zjawisko, które jest dyskutowane tak powszechnie, że określa się je początkowymi literami: ESP. Dr J. B. Rhine przeprowadził na Uniwersytecie Duke w Stanach Zjednoczonych tysiące eksperymentów, które wykazują, że ludzie mogą poznawać rzeczy przy użyciu środków innych niż zmysły. Używa się między innymi kompletu 25 kart, na których znajdują się różnorodne symbole. Prosi się daną osobę, aby określiła dane karty nie patrząc na nie. Jeden z uczestników tych eksperymentów nazywa się Hubert Tearce. Podczas pierwszych 5 tysięcy doświadczeń (dane doświadczenie dotyczyło całego kompletu kart) osiągnął 10 odpowiedzi właściwych na 25 prób, podczas gdy rachunek prawdopodobieństwa stwierdza, że można oczekiwać czterech poprawnych odpowiedzi. Podczas jednej próby, w warunkach szczególnej koncentracji, wymienił poprawnie nazwy 25 kart. Rachunek prawdopodobieństwa wykazuje, że tego rodzaju próba mogłaby być możliwa w stosunku 298.023.223.876.953.125 do 1. Eksperymentator Brugman przeprowadził inny eksperyment. Wybrał dwa przedmioty. Umieścił nadawcę informacji w odizolowanym pokoju, a odbiorcę pod nim. Pomiędzy pokojami znajdowała się warstwa, na którą składały się dwie szyby rozdzielone warstwą powietrza tak, że odbiór informacji głosowej był uniemożliwiony. Przez taflę szklaną nadawca patrzył na ręce odbiorcy. Naprzeciw odbiorcy znajdował się stół z 48 kwadratami. Odbiorca miał zawiązane oczy. Pomiędzy nim, a kwadratowym stolikiem umieszczona była gruba zasłona. W ręce trzymał pałeczkę, którą mógł dotykać przedmioty leżące na stole. Eksperyment polegał na tym, że nadawca wyrażał wolę, by odbiorca ukazał pałeczką dany kwadrat. Zgodnie z rachunkiem prawdopodobieństwa odbiorca winien spełnić żądanie w czterech wypadkach na 180. W rzeczywistości wskazania okazały się właściwe w sześćdziesięciu wypadkach. Trudno oprzeć się wrażeniu, że umysł nadawcy wpływał w jakiś sposób na umysł odbiorcy. Sprawdzono, że niejaki doktor Janet w 18 wypadkach na 25 był w stanie zahipnotyzować osoby na odległość, a częściowo udało mu się to w czterech wypadkach.

Nie ma wątpliwości, że umysł może wpływać na czyjś umysł na odległość, w sposób dostrzegalny, chociaż dla nas niezrozumiały. Jeśli może dokonać tego umysł ludzki, to tym bardziej umysł Pana Jezusa. W danym wypadku współczesna wiedza zamiast utrudniać, raczej ułatwia wiarę w ten cud.

Cud dokonany w domu (8,14-15)

Porównując z naszym tekstem relację Ewangelisty Marka dochodzimy do przekonania, że zdarzenie to miało miejsce w Kafarnaum, w sabat po nabożeństwie w synagodze. W czasie pobytu w Kafarnaum Jezus rezydował w domu Piotra. Jak wiemy Pan Jezus nie miał własnego domu. Piotr był człowiekiem żonatym. Zgodnie z tradycją w późniejszym czasie żona Piotra pomagała mu w misji. Klemens Aleksandryjski (Stromateis 7,6) mówi, że Piotr poniósł śmierć męczeńską wraz z żoną. Na własne oczy widział śmierć męczeńską swej małżonki. „Piotr dodawał jej otuchy wołając: pamiętaj o naszym Panu”. Nasz tekst podaje, że teściowa Piotra zachorowała, na wysoką gorączkę. W Palestynie znane były trzy rodzaje gorączki: gorączka maltańska – cechowało ją osłabienie, anemia i utrata wagi ciała. Gorączka ta mogła trwać miesiącami i często kończyła się śmiercią; gorączka sporadyczna – bardzo podobna do tyfusu brzusznego, wreszcie malaria. W okolicy, gdzie Jordan wpadał do Jeziora Galilejskiego oraz w miejscu, z którego wypływał, był grunt bagnisty. Wylęgały się tam ogromne ilości komarów. Pełno ich było w okolicach Kafarnaum i Tyberiady. Malaria występowała tam często, nieraz towarzyszyła jej żółtaczka. Prawdopodobnie teściowa Piotra zachorowała na malarię.

Okoliczności związane z cudem ukazują sporo faktów dotyczących Jezusa i owej niewiasty.

...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin