Gibran Kahlil - Prorok.pdf

(197 KB) Pobierz
35844658 UNPDF
KAHLIL GIBRAN
P R O R O K
WSTĘP
Któż wie dlaczego przestrzeń pomiędzy Morzem Kaspijskim a Oceanem Indyjskim
stała się od wieków ojczyzną proroków? Czy dlatego, ze pustynia piaszczysta
rozciąga się tam dziesiątkami tysięcy mil bezludzia i bezdroża ? Czy dlatego, że z
poza mgieł wyskakują naraz góry piękności niezmiernej śniegiem wiecznym
okryte? Czy dlatego, że jak zjawiska wyczarowane dłonią cudotwórcy wyłaniają się
wśród pustyni zielone oazy, tym słodsze że nieoczekiwane; czy dlatego, że szumią
tam rzeki zrodzone z nicości i płynące w nicość? Czy wreszcie dlatego, że wicher
potężny, jak oddech Boży, przewraca namioty i sypie groby nad zabłąkanymi
wędrowcami? Któż wie....
W najpiękniejszej okolicy tego olbrzymiego obszaru, w libańskiej wioseczce,
Beszarre, pod śniegiem i cedrami pokrytym szczytem Kornet es-Sauda, urodził się
6 grudnia 1883, w ubogim domu „wieśniaków", Gibranów (Zibra-nów) syn -
Gibran, Kahlil Gibran. Rodzice jego mieli jeszcze dwie, młodsze od niego córki, a
znacznie odeń starszy brat był synem z pierwszego małżeństwa matki. Bieda była
w domu tak dotkliwa, że wreszcie matka zapożyczywszy się i po sprzedaniu
wszystkiego co się dało, zabierając dzieci, wyemigrowała za chlebem do Ameryki,
gdzie przebywało już wielu jej znajomych z tej samej wsi- Ojciec pozostał aby
uprawiać malutkie poletko. Gdy matka dostała pracę, Gibran powrócił jeszcze do
Libanu na cztery lata studiów, chodził tu do Liceum utrzymywanego przez księży,
a potem ponownie wyjechał do Ameryki i już ojczyzny nigdy nie zobaczył.
Rodzina Gibranów była dotknięta choroba ludzi ubogich i niedożywionych -
gruźlicę. Na ni§ umarli jego rodzice, brat i najmłodsza siostra. Te zgony kolejne
które biły w młodego człowieka, jeden po drugim na przestrzeni paru lat, mimo
żarliwości religijnej jego i całej tej bardzo wierzącej Maronickiej rodziny, zachwiały
poważnie wiarę Gibrana, a stając się jedna z przyczyn jego odwrócenia się od
Kościoła ojców, kazały mu szukać własnego rozwiązania problemów życia.
Zanim dojechał ponownie do Ameryki Gibran zatrzymał się na czas pewien w
Paryżu, dokąd później jeszcze raz powrócił na dłuższy okres studiów. Potem
osiedlił się najpierw w Bostonie, a z kolei i ostatecznie w Nowym Jorku. Mając już
za sobą bardzo interesujące \ wartościowe próby poetyckie, w pierwszym okresie
swojej rzeczywistej, artystycznej działalności, Gibran poświęcił się malarstwu i
rysunkowi. Twórczość jego w owym czasie w zakresie malarstwa, biegnąc
równolegle z poetycka, porównywana była do dzieł Williama B/a/^e, angielskiego
malarza i poety, symbolisty i mistyka. Wkrótce jednak zwrócił Gibran, przede
wszystkim do literatury, wy" dając cały szereg zbiorów poezji wierszem i proza, po
arabsku i angielsku, ilustrując je własnymi rysunkami i szkicami.
Poemat mistyczny „Prorok" napisał po angielsku i wydał w roku 1923. Stworzył go
zapewne pod inspiracją twórczości Nietzschego, w szczególności Zaratustry,
dochodząc jednak do całkowicie odmiennych konkluzji końcowych. „Prorok"
wywołał wrażenie piorunujące, jako wyznanie wiary i założenia jakby nowego
religijnego światopoglądu. Dla wielu, zwłaszcza w Ameryce, stał się rzeczywistą
święta księgą i pozostał nią po dziś dzień, stale na nawo wydawany i rozchodzący
się w olbrzymich ilościach. Zasięg jego wyszedł poza kraje języka angielskiego, a
wśród tłumaczeń reprezentowane są niemal wszystkie języki świata.
Matka Gibran a, która bardzo kochał, tak jak się kocha matki, w tym jedynym
rezerwacie matriarchatu góralskiego jakim jest dziś jeszcze Liban, mawiała często
gdy był mały, że syn jej jest ,,nie z tego świata", jakby był „ponad naturą". Już od
czwartego ręku życia malował i rysował, a w zimie lepił ze śniegu nie bałwany, jak
inne dzieci, a dziwne postacie swej wyobraźni. Nauczywszy się pisać, pokrywał
karteczki jakimiś utworami i niszczył je natychmiast, mówiąc że nie chce
zachowywać tego co ręka jego sama pisze. Jako młodzieniec i dojrzały mężczyzna
był stałe zadumany i zamknięty w sobie, a nieśmiały z natury- Często zapadał w
ekstatyczne zamyślenia) nie widząc co się działo wokół niego, a obudzony prosił o
wybaczenie że…odszedł. Nazywał to ucieczka duszy w poszukiwaniu uświęcenia.
Z kobietami nie umiał postępować, mimozę był dla nich przemożnie pociągający.
Był fatalista, uważając że los ludzki z góry został przewidziany i że nic tu na ziemi i
poza ni| nie jest wynikiem przypadku, woli czy zbiegu okoliczności. Był w tym
zresztą wiernym dziedzicem najgłębszych tradycji swojej ojczyzny- Czasu nie
uznawał za miernik egzystencji i powtarzał nieustannie że wieczność jest naszym
elementem, a dla duszy nie ma granic ani w czasie, ani w przestrzeni-Wydawało
się że w chwili kiedy zrywał się huragan, rozwiązywał się w nim jakiś węzeł
niewidzialny, pękały jakieś pęta i tworzył wtedy najpiękniej i najswobodniej- To też
można o nim powiedzieć, że był w pierwszym rzędzie poetą rozszalałego morza,
orkanu, nocy i samotności. Na przekór podziwianemu w pewnym okresie
Nietzschemu głosił wszechwładzę miłości, stając się i praktycznie prorokiem
dobroci i miłosierdzia. Cierpienie uważał na nieodłączne od miłości, lecz cierpienie
było dominanta jego życia. Sądził wreszcie, że tylko to, co dajemy ze siebie jest
wartościowe wobec wieczności, a nie to co pragnęlibyśmy otrzymać. Za łącznik
pomiędzy smutkiem a radością, uważał piękno, wierząc że pomaga ono w
szukaniu Boga. Twórczość Gibrana doprowadziła go w ostatnich latach życia do
głębokiego pragnienia powrotu do Libanu. Rozpoczął nawet pertraktacje o zakup
starego klasztoru w północnym Libanie - Mar Sarkis - gdzie chciał się osiedlić i
dokonać życia. Ostatecznie jednak obawiając się że nie będzie zrozumiany i
przyjęty przez twoich rodaków jakby tego pragnął, zrezygnował z
urzeczywistnienia tego marzenia. Stan zdrowia poza tym tak się pogarszał, że i z
tej przyczyny nie mógłby był odbyć długiej podróży. Cierpiąc straszliwie z powodu
raka wątroby, zmarł Gibran w wieku lat 48, dnia l l kwietnia 1931, w szpitalu św.
Wincentego w Nowym Jorku- Zwłoki jego przewiezione zostały do Libanu i
pochowane w starym kościółku w Beszarre.
" Gdy Bóg cisnął mnie jak Jamien w to przedziwne jezioro, zakłóciłem
powierzchnię jego w niezliczone kręgi, lecz gdym dosięgnął głębi stałem się cichy
"
OD TŁUMACZA
Książkę Gibrana „Prorok" spotkałam po raz pierwszy w Paryżu w 1930 roku.
Uderzyła mnie oryginalność ujęć, głębia myśli, niespodziewaność koncepcji,
„wielki ton", jaki maj$ tylko myśliciele którzy samotnie wydzierają tajemnice
życiu, i „nowe ścieżki w dziewiczych rąbią lasach". I porwał mnie powiew jakby
absolutnego, niczym doczesnym nie uwarunkowanego Piękna.
Przetłumaczyłam parę najciekawszych rozdziałów i posłałam przyjaciołom do
Polski. Zdziwiłam się gdy po moim powrocie) w parę miesięcy potem, do
Warszawy, dowiedziałam się iż urywki te, powielone, krążą, wśród młodzieży, że
trafiły na kursy Oświaty Pozaszkolnej, do grup teatru ludowego Zawiejskiego, a
stamtąd na wieś, do świetlic i biblioteczek młodzieżowych, że wzbudzają zachwyt
wszędzie, bez względu na różnice środowiska i przygotowanie umysłowe
czytelnika. Było to dla mnie jednym więcej dowodem wielkości dzieła. A gdy po
latach dowiedziałam się że w teczkach kilku znajomych świetliczarek i studentek,
poległych w 1939 na ulicach Warszawy, znaleziono te same, skromne powielane
urywki, jak i w tornistrach niektórych naszych żołnierzy, którym się wówczas udało
przedrzeć na Węgry, książka nabrała dla mnie nowego znaczenia i jeszcze
głębszego uroku. W obozie uchodźców naszych w Indiach widziałam w oczach
młodych ten sam płomień wzruszenia i zachwytu gdy czytali drukowane w
pisemku Harcerskim urywki „Proroka". Przemawiał więc naprawdę wszędzie, bez
względu na stan, otoczenie, historyczny chwilę i przeżycia czytelnika.
D opytywano mi się niejednokrotnie, nawet ostatnio, listownie, o autora, jego
życie, drogi wewnętrzne i rozwój twórczości. Wówczas niewiele sama wiedziałam.
Dziś chciałabym się podzielić z czytelnikiem tym co w biografiach Gibrana, w
korespondencji z jego przyjaciółmi, ale nade wszystko w jego własnych dziełach,
odkryłam.
Był dzieckiem niezwykłym. Mając 3 lata, podczas szalejącej nawałnicy - jak sam
opowiadał - rwał na sobie ubranie wołając : „chcę iść z burzą!" A mając 11 lat
mówił: „Wiem iż mam coś wielkiego spełnić w życiu, coś ludziom przekazać".
Matka, kobieta nie wykształcona lecz rozumna, o wielkim charakterze i odwadze,
wiedzą serca, delikatnością uczuć i słodyczą, wywarła bezsprzecznie niezatarty
wpływ na jego dzieciństwo. Owdowiała młodo, w Brazylii, dokąd ja wywiózł jej
pierwszy mąż, a po powrocie, z małym synkiem, do Libanu, wyszła powtórnie
zamąż za człowieka pełnego fantazji i buńczuczności, wrodzonej inteligencji i
wesołości, ale i zamiłowania do kieliszka, co spowodowało, przy nieuczciwości
krewnego, utratę resztek dużego ongiś dziedzictwa, nadszarpniętego już za
czasów przodków, pod panowaniem Ottomańskim. Ani dochodu z małego pola, ani
z pracy igłą matki, nie wystarczało na utrzymanie rodziny, nędza była stałym w
domu gościem.
Dzieciństwo Gibrana było smutne, a młodość tragiczna. Starcia pomiędzy
rodzicami, niejednokrotna brutalność ojca, bezprzykładna nędza wśród
otaczających wiejskich przyjaciół rodziny, ciasnota i fanatyzm różnych sekt
chrześcijańskich, uderzały go boleśnie i pozostawiły ślad na całe życie- Jego
wczesne młodzieńcze utwory po arabsku, tchną smutkiem istnienia, goryczą nad
niesprawiedliwości! społeczną, namiętnym buntem przeciw ciasnotom ortodoksji,
a okrucieństwom ludzi możnych i władczych, bólem niezmiernym nad nędza
człowieka. Z drugiej strony niezrównane piękno przyrody Libanu, jego prastare
tradycje - jako dawne] Fenicji - ślady starożytnego świata z z całym bogactwem
mitów i legend, przeplatające się z echami pierwotnego Chrześcijaństwa,
umacniają w nim wrodzone cechy - marzycielstwa, ukochania piękna, szerokich
wizji, pogłębiają skłonność do tęsknot metafizycznych. Opowiadania matki o
Chrystusie, miejsca które ongiś przemierzał Jego krok, rozczytywanie się - wbrew
zakazowi - w Ewangelii, przybliżają Go sercu Gibrana, czynią zeń postać żywa,
kochaną, tętniąca realnością, bliską i intymnie „swoja", co starał się oddać już w
paru młodzieńczych utworach, a co znalazło wspaniały wyraz w jednym z
ostatnich jego dzieł: Jezus Syn Człowieczy".
Któż wie czy nie przeczucie wielkości syna zmusiło matkę do powzięcia
ryzykownej decyzji opuszczenia kraju, rzucenia się w świat, z czworgiem dzieci, z
których najstarszy liczył lat 18 i miał się stać - obok krawiectwa matki - podpora
całej rodziny, poświęcając swe osobiste ambicje i chęć do dalszej nauki. Jedno z
najuboższych przedmieść Bostonu, Chinatown, pełne nędzy, brudu i zaduchu,
przeciwieństwo urzekającego piękna przyrody, wśród którego nawet ubóstwo
wioski libańskiej zdawało się lżejsze, stanie się po paru latach bezpośrednią
przyczyny podcięcia organizmu najmłodszej, najmniej odpornej a najukochańszej
siostry Gibrana - Sultany.
Gibran ma 11 lat gdy dostaje się na bruk Bostonu, ale nie jest już dzieckiem;
zarówno w swym stosunku do życia jak w próbach poetyckich i rysunkowych
wykazuje niezwykłą dojrzałość i powagę. Jest skupiony i skryty a tkliwy i kobieca
serdeczny dla rodziny.
Rzuca się z zapamiętałością do nauki, w rok opanowuje na tyle język angielski, że
może korzystać ze szkoły; a dla siebie wciąż pisze po arabsku i nieustannie rysuje.
Poznany w szkole malarz zainteresowuje się śmiałością jego szkiców, zaprasza do
siebie, udziela wskazówek, ale chłopak jest dumny, woli własny wysiłek i trudem
okupione odkrycia, niż poddanie się metodzie. W 14-stu latach jest o tyle wybitny
w swych rysunkach że proszą go znajomi o portrety. Już wówczas mówi że
prawdziwy artysta widzi duszę swego modela, a nie tylko linie jego twarzy, że
zadaniem jego tę duszę, tę istotę wewnętrzną wyrazić, a nie zewnętrzne jeno
podobieństwo.
Choć czyni ogromne postępy w naukach i w rysunku, niema sposobności do
studiowania ojczystego jeżyka, i matka z bratem, uciuławszy nieco grosza,
postanawiają wysłać go do Libanu, dla opanowanie arabskiego, oraz głębszego
zapoznania się z historia i tradycją swego kraju. Gibran jedzie chętnie, choć
rozstanie jest ciężkie, nie przeczuwa że najdroższą siostrzyczkę żegna na zawsze.
Czteroletni pobyt w Liceum w Bejrucie, to okres młodości górnej, chmurnej i
tragicznej. Przymus religijny w szkole mu cięży, dyscyplina męczy go i niecierpliwi;
przewyższa swych kolegów, a i niejednego nauczyciela, skalą zainteresowań,
wrażliwością i głębią myśli. Ciasno mu i duszno. Częste wycieczki w góry, z ojcem,
który potrafił być dobrym towarzyszem; książki, odwiedziny pracowni malarskich,
gdzie zapoznaje się z reprodukcjami arcydzieł starych mistrzów,
wreszcie....pierwsza, młodzieńcza miłość, pełna zachwytów, uniesień, marzeń,
płomieni i.... bezdennego smutku, wypełniają te lata. Dojrzewa, mężnieje, staje się
sobą, wbrew naciskom i usiłowaniom wtłoczenia jego bujnej, gorącej, niezależnej
natury w ramy konwencjonalizmów i ortodoksji. Pisze po arabsku, wierszem i
prozą, i w 19-stu latach jest już niemal mistrzem swojego języka; a listy do
rodziny, jak stwierdza brat, mają nieraz ton psalmów, przynoszą echa pieśni
Salomona i dzieł Proroków. Zapuszcza głęboko korzenie w glebę ziemi ojczystej,
tak bogatej, pięknej i swoistej, i w duszy nie rozstaje się z nią już nigdy. A smutek
tej tragicznej, choć najsłodszej ze wszystkich miłości, kładzie się cieniem zadumy
na całe życie- Opisuje ją w ówczesnych poezjach i w paru utworach znacznie
późniejszych, z których jeden -„Złamane Skrzydła" - drukowany w wiele lat potem,
przynosi mu ogromną sławę w świecie arabskim; zresztą wszystkimi utworami
wprowadza nowy styl, nieznane dotąd literackie formy, znacząc nową epokę w
tym piśmiennictwie, - włada również świetnie i klasycznym wierszem - nie dziw iż
jest uznany, już od wczesnej młodości, za geniusza swego wieku we wszystkich
krajach używających języka arabskiego.
Wracając do Ameryki zatrzymuje się w Paryżu, ale ten krótki pobyt nie przynosi
jeszcze znaczniejszych rezultatów, utwierdza go tylko w jego własnej artystycznej
linii; a gdy go raz zapytano dlaczego wybrał ten dziwny symboliczny styl, odparł iż
świadomie nie wybierał żadnego, a ten niejako sam mu się narzucił.
Z sercem ciężkim, po rozstaniu ze swym przepięknym krajem i ową urocza, napół
chłopięcą, lotną i strzelistą miłością, a zarazem i radośnie, w niecierpliwym
oczekiwaniu spotkania ze swoimi, po tak długiej rozłące -jedzie do bostonu. Tu
czeka go chyba najcięższy - bo taki pierwszy - cios jego życia. Nie zastaje
siostrzyczki - Sultany. Umarła parę tygodni przed jego powrotem.
Wstrząs jest straszny. Chwieją się wszystkie podstawy, usuwa grunt spod nóg,
załamuje wiara, tłoczą się jak świat stare pytania: „czemu? dlaczego?" Zawisa w
próżni. Pierwsze uderzenie się o zagadkę istnienia.
Gdy brat budząc ssę nocą słyszy szloch Gibrana, ten odpowiada na jego
serdeczne pytanie: „Nie nad śmiercią Sultany plączę, Bóg mój umarł wraz z nią.
Czy nie oszukiwałem siebie wierząc w Jego wszechmoc i miłosierdzie? Ale jak
zdołam żyć bez Boga?" Cały dotychczasowy młodzieńczy światopogląd leży w
gruzach. Miłość matki, rozumne prosty filozofią słowa brata, nie mogą ukoić rany,
ani scalić szczątków rozbitego świata. Z cale pasją swej gorące] natury -
przysłanianej zewnętrznym spokojem, opanowaniem, powolnością ruchów i słów -
Gibran walczy, zmaga się, docieka. Żyć bez wiary w sens i cel istnienia nie zdoła.
Mówi: „albo zginę, albo odkryję Boga o pełni sprawiedliwości, potęgi i piękna".
Kryzys trwa dość długo.
Aż pewnej nocy, nie mogąc usnąć, z duszą rozdartą najsprzeczniejszymi myślami,
zrywa się z posłania i chwyta Ewangelię -wszak była przyjacielem jego
chłopięcych lat, a teraz leży od miesięcy martwa i nietknięta. Otwiera na
Ewangelii św. Jana, uderzają go słowa:
„Zaprawdę, zaprawdę powiadam wam jeśli ziarno pszeniczne nie obumrze, samo
zostanie, lecz jeśli obumrze wiele owocu przyniesie.''
Znał je, a nigdy przedtem nie dźwięczały tak dziwnie; jaśnieją teraz, wświetlają się
w mózg, W serce... Nagle jakby zasłona rozsuwała się przed jego oczami. Tak,
wszystko umiera tylko po to by wydać plon, więc narodzić się na nowo. Rzecz
każda powraca do swego źródła, życie jest wyjściem z ojczyzny, a śmierć do niej
powrotem. Życie jest przejawioną, a śmierć bezcielesną myślą Boga. Wszak
promień słońca nie odcina się nigdy od swego rodzica, tak i duch ludzki nie
oddziela się nigdy od Ojca. Życie i śmierć są w Bogu. Sułtana wróciła do Niego.
Olśniony chwyta za ołówek i - jakby ktoś kierował jego ręką - poczyna rysować.
Linie układają się same. Godziny mijają, nadchodzi brzask; na białym papierze
widnieje olbrzymia boska twarz, niewysłowionej słodyczy i potęgi, a z dołu, od
ziemi wznosi się ku niej strzelisty płomień, w kształcie wiotkiej, lekkiej dziewczęcej
postaci, Dusza Sultany wraca do Boga ; z Wszech-ducha wyszła do Wszech-ducha
wróciła. Rysunek skończony zdaje się jaśnieć. Gibran się wali na łóżko i zasypia
kamiennym snem. Budzi się innym człowiekiem, po drugiej stronie otchłani
zwątpienia.
Ale zaledwie wizja tej nowej prawdy utrwaliła się w sercu, ledwie myśli zdołały
uspokoić się i zharmonizować, przychodzi nowy cios. Brat zapada na wysoką
gorączkę, wezwany lekarz stwierdza gruźlicę w trzecim stopniu. Przy sposobności
bada matkę. To samo. „Zarażenie się w ciasnych izdebkach było nieuniknione,
teraz musi pan ratować siebie i siostrę. Chorych natychmiast do szpitala". Środki?
Sam zarabia Gibran mało i dorywczo, siostra ślęczy nad igłą, ale czy podołają?
„Boże gdzież Twe miłosierdzie?''
Matkę oddają do szpitala, brat zostaje w domu. Gibran spędza dni pomiędzy jego
łóżkiem, szpitalem a bogatymi domami gdzie maluje portrety; nocami pracuje
sam. Powstają dwa ciekawe, a z czasem niezmiernie cenione rysunki - „Taniec
Myśli" i „Rzeka Bólu", jedyne z tego okresu które miały ocaleć, gdy w rok później
pożar pochłonął na wystawie cały jego najlepszy malarski dorobek.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin