Agata Bielik-Robson- Jak filozofuje sie młotem (i sierpem).pdf

(129 KB) Pobierz
Agata Bielik-Robson
Žižek po Polsku - IJŽS Vol 2.0
Jak się filozofuje młotem (i sierpem)
Agata Bielik-Robson
Co jakiś czas w naszym nudnym akademickim świecie pojawia się postać, z którą nie
wiadomo, co począć. Jest zbyt inteligentna, by zbyć ją lekceważącą formułą szarlatana - ale
też zbyt prowokacyjna, by można ją było traktować poważnie i bez obiekcji zaprosić na
salony, gdzie toczy się cywilizowana "konwersacja ludzkości". Antropolodzy mają na takie
figury znakomite określenie, pasujące nie tylko do społeczeństw archaicznych - "trickster".
To ktoś, kto wyłamuje się z danych ról społecznych i robi wszystko, by nie poddać się
wiążącej klasyfikacji; ktoś, kto uosabia czystą energię subwersji i świadomie używa jej do
plątania szyków poważnym członkom społeczności. Niewątpliwym prekursorem tej postawy
we współczesnej humanistyce był Fryderyk Nietzsche, który z szaleństwa uczynił metodę,
czyli tak zwane "filozofowanie młotem". Jako typowy trickster krążył między Dionizosem a
Ukrzyżowanym i przecinał wszystkie węzły gordyjskie nowożytnej filozofii mocą arbitralnej
decyzji i prowokacji.
Bez wątpienia taką właśnie postacią jest Slavoj Žižek, filozof z Lublany, który podbił
zachodnie uniwersytety swoją brawurową interpretacją Jacques'a Lacana, notorycznie
niezrozumiałego założyciela francuskiej szkoły psychoanalizy. Dzięki Žižkowi Lacan, dotąd
wykładany tylko w wąskim, ezoterycznym gronie wyznawców, stał się niemal jasny, prawie
że rewolucyjny i zstąpił pod strzechy czasopism kolorowych (ostatnio trafił do telewizyjnego
dodatku "Dziennika").
Od czasów wielkiego sukcesu z Lacanem, który uczynił Žižka sławnym, trickster z Lublany
zaczął eksperymentować z innymi postaciami myśli zachodniej, cieszącymi się złą bądź
przynajmniej ambiwalentną sławą. Wydana jako pierwsza w serii "Krytyki Politycznej"
książka "Rewolucja u bram" bierze na warsztat Włodzimierza Iljicza Lenina, usiłując
odświeżyć jego pisma rewolucyjne. Do młota jako narzędzia filozofii prowokacji dodany
64584608.001.png
zostaje więc także sierp - na znak, że nie o czczą prowokację tu chodzi, lecz o myśl, która
nie boi się wcielenia w życie, choćby w postaci krwawej przemocy. Poddany lacanowskiemu
retuszowi Lenin zmartwychwstaje - czy raczej otrząsa się ze swej makabrycznej
zmumifikowanej postaci z moskiewskiego Kremla - jako figura odmłodzona nie do poznania.
Upiększony niczym słynny Che, ikona wszechświatowych rewolucjonistów, zostaje
podsunięty niepokornej młodzieży jako wiecznie żywy wzór do naśladowania. Ten sam
zabieg wykorzystuje książka Žižka o chrześcijaństwie - "Kukła i karzeł" - gdzie Jezus
Chrystus (znów zresztą z portretem boskiego Che Guevary w tle) zostaje przedstawiony jako
młody rewolucjonista, który zrywa z opresyjną religią Boga Ojca i wprowadza nową formułę
"religii ateistycznej" głoszącej wolność od wszelkiej transcendencji. Lenin, Chrystus, święty
Paweł, Stalin - czy to nie nazbyt osobliwa kombinacja, zwłaszcza z punktu widzenia tradycji
lewicowej, do której Žižek, pomimo całego swego "tricksterstwa" z entuzjazmem się
wpisuje? I tak, i nie. Tak, ponieważ subwersywne zabawy Žižka istotnie grożą zawaleniem
się całego kanonu myśli lewicowej, wprowadzając doń elementy rozsadzające go od środka.
I nie, bo taka jest właśnie natura myśli radykalnie pozasystemowej, do której uprawiania
Žižek aspiruje. Wydaje się jednak, że trudno być jednocześnie konsekwentnym tricksterem i
zaangażowanym lewicowcem. To tutaj, jak sądzę, tkwi sprzeczność, która sprawia, że
intencje Žižka często jawią się jako mętne i nieczytelne. Gdzieś w całej tej hucpie tkwi
ziarenko powagi, tyle że trudno je zlokalizować, ponieważ Žižek - jako rasowy trickster
właśnie - nieustannie chowa się za maskami i kiedy już wydaje się, że go złapaliśmy na
wyrazistym przesłaniu, on natychmiast uskakuje w bok.
Cały tryb myślenia Žižka opiera się na inwersji znanego powiedzenia Bergsona: "Jest
dokładnie tak, jak się Państwu wydaje!". Jego ulubionym zabiegiem jest prezentacja jakiegoś
fragmentu wiedzy potocznej, w rodzaju komunału "wszyscy ludzie z natury dążą do
szczęścia", a następnie jego całkowite zakwestionowanie, rozpoczynające się od incipitu: "A
co, jeśli jest dokładnie odwrotnie?". A co, jeśli psychika ludzka jest tak skonstruowana, że jej
najgłębszym pragnieniem okazuje się pragnienie śmierci? A co, jeśli zamiast spełnienia
nasze dążenia nieświadomie oczekują tylko permanentnej klęski, która podtrzymuje je w
nieskończoność? Na tego rodzaju inwersji oparta jest cała psychoanaliza lacanowska,
jednak Žižek doprowadził ów zabieg do perfekcji, budując na nim całą swoją filozofię kultury i
polityki. Dążenie do szczęścia będące podstawą nowożytnej koncepcji jednostki okazuje się
w jego ujęciu utopijną iluzją, skrywającą wypartą tragiczną prawdę o pragnieniu śmierci,
potrzebie heroicznego poświęcenia, oddania się bez reszty wielkiemu Innemu i jego
Sprawie. I nie byłoby może nic złego w samym przypomnieniu tej przednowoczesnej etyki
samowyrzeczenia, gdyby Žižek - za Lacanem - nie formułował jej w trybie tak fanatycznie
nakazowym. Teza, zgodnie z którą człowiek staje się człowiekiem tylko jako bohater
tragiczny - czyli na przykład naśladując Antygonę, która godzi się na śmierć, by dochować
wierności swojej sprawie - staje się w jego ustach otwartą deklaracją wojny przeciw
nowożytnemu humanizmowi broniącemu prawa jednostki do szczęścia, jakkolwiek je ona
pojmuje.
Hołdując postawie, którą Alain Badiou, pokrewny Žižkowi filozof francuski, nazwał (także
zresztą inspirując się Lacanem) "passion du réel", namiętnością do Realnego, Žižek otacza
pogardą to wszystko, co uważa wyłącznie za syndrom ucieczki od "tragicznej" realności
ludzkiej psyche. Zwykłe szczęście jako cel liberalno-demokratycznego konsensu wydaje mu
się śmiechu wartym teatrzykiem pozorów, podtrzymywanym przez "ostatnich ludzi", którzy w
"Zaratustrze" Nietzschego stanowią schyłkową rasę mieszkańców Zachodu oddanych już
tylko pogoni za jednostkowymi mirażami szczęścia. Obca jest im wszelka etyka heroiczna,
są niezdolni do poświęcenia, nie chcą umierać za żadną Sprawę - chcą tylko dobrze żyć.
Taki właśnie pogardliwy portret współczesnych mieszkańców Zachodu kreśli Žižek,
pomstując na ich polityczną indolencję i intelektualną hipokryzję. Najbardziej zaś w tym
kontekście dostaje się Nowej Lewicy, którą Žižek oskarża o brak zdolności do
przeciwstawienia się nowoczesnemu kapitalizmowi.
Ta namiętność do Realnego jest jednak bardzo osobliwym wtrętem - a być może wręcz
obcym ciałem - dodanym do tradycji lewicowej. Historycznie rzecz biorąc, pasja ta lokuje się
bowiem raczej po stronie prawicy: wiara w samoistną wartość transgresji przemocą
znoszącej zastany porządek "pozorów" właściwa jest pierwotnie anarchokonserwatystom,
takim jak Ernst Jünger z jego "estetyką szoku" czy Céline z jego "podróżami do kresu nocy".
To prawda, że idea oczyszczającej przemocy pojawia się także po lewej stronie anarchizmu:
przede wszystkim u Sorela, Bakunina (by przypomnieć tylko jego słynne zdanie: "Wola
niszczenia jest tym samym, co wola tworzenia") i u Waltera Benjamina, który w swoim
"Fragmencie teologiczno-politycznym" jako pierwszy chyba zdemaskował dążenie do
szczęścia jako fałszywy ideał, znamionujący fazę najgłębszego upadku ludzkości.
Jednocześnie jednak - przynajmniej do roku 1968 - fascynacja ta stanowiła zaledwie
margines myśli lewicowej, która, zwłaszcza w swej wersji zachodniej, opierała się na
parahumanistycznym dziedzictwie Marksa. Jeśli bowiem za najmądrzejszego
przedstawiciela marksizmu zachodniego uznać Theodora Adorna, z jego zamiłowaniem do
wczesnych, całkiem jeszcze romantycznych z ducha "Rękopisów ekonomiczno-
filozoficznych" Marksa, to przemiany na lewicy zachodzące po roku '68, głównie za sprawą
Althussera i jego strukturalistycznej lektury "Kapitału", należy interpretować jako wyraźne
odejście od ideałów szkoły frankfurckiej. O ile bowiem Adorna interesuje nade wszystko idea
"szczęśliwego życia" jako przeciwieństwa "życia poharatanego" (owego "beschädigtes
Leben", któremu poświęcił swoje "Minima moralia"), o tyle marksizm roku '68 zmierza w
stronę kultu kolektywu, partii, struktury ideologicznej, gubiąc gdzieś po drodze jednostkę z jej
idiosynkratycznym żądaniem szczęścia. I o ile jeszcze u Adorna szczęście jawi się jako ideał
zawierający w sobie romantyczną pełnię "życia wartego życia" ("ein lebenswertes Leben"), o
tyle u jego "przeciwników na lewicy" idea szczęścia ulega degradacji, stając się tylko jednym
z fałszywych roszczeń burżuazyjnego ego. Liczne fragmenty tekstów Žižka poświęcone są
dekonstrukcji pojęcia szczęścia jako niespójnej, mgławicowej i iluzorycznej idei regulatywnej
nowoczesnego mieszczaństwa: "Szczęście nie jest - pisze w «Kukle i karle» - kategorią
prawdy, lecz kategorią samego bytu i jako takie jest pogmatwane, nieokreślone, niespójne...
Szczęście jest nieodłącznie hipokrytyczne: jest to szczęście polegające na marzeniu o
rzeczach, których naprawdę nie chcemy".
Jednak w sytuacji, kiedy szczęście przestaje być kategorią liczącą się eschatologicznie czy
historycznie, natychmiast znika bariera broniąca jednostkę przed manipulacją innych
podmiotów, będących bardziej "w prawdzie". W sytuacji, kiedy ideał szczęścia ustępuje
ideałowi prawdy - a tak się właśnie sprawa ma u Althussera, Lacana, Badiou i Žižka -
roszczenia poszczególnego indywiduum (choćby i głupie) milkną wobec wyższego
autorytetu, który przemawia ponad głowami jednostek głosem bezosobowym i
uniwersalnym. Niedawno "Europa" wydrukowała znany list Marka Lilli, który ten wystosował
do Josifa Brodskiego po otrzymaniu przezeń Nagrody Nobla; odpowiadając na mowę
noblowską poety, w której Brodski domagał się większego udziału wzniosłej "prawdy
poetyckiej" w życiu zachodniej demokracji, Lilla przytomnie zwrócił uwagę, że ideałem tejże
demokracji nie jest hołdowanie odwiecznym prawdom, lecz zgoda na pluralizm w kwestii
wyobrażeń na temat szczęścia. Uderzenie w samą kategorię szczęśliwości i ponowna
inwestycja w prawdę absolutną jest więc nie tylko ciosem w samo serce zachodniej
demokracji, ale także próbą oczyszczenia tradycji lewicowej z jej "burżuazyjnych odchyleń"
(łącznie z młodym Marksem, Adornem i wszelkimi innymi "socjalzdrajcami"). Warto w tym
miejscu przypomnieć jeszcze jedno rozróżnienie, które do myśli lewicowej wprowadził
Marshall Berman w wydanej niedawno po polsku książce "Wszystko, co stałe, rozpływa się
w powietrzu": rozróżnienie na marksizm indywidualistyczny, który nie rezygnuje z pojęcia
jednostki i na jej dobru opiera swą refleksję utopijną, oraz marksizm strukturalistyczny, który
postrzega indywidualizm jako szkodliwą, "niespójną i pogmatwaną" ideologię mieszczańską.
Opowiadając się po stronie prawdy i przeciw szczęściu, Žižek wpisuje się w tę drugą,
nielubianą przez Bermana tendencję, która znosi interes indywidualny na rzecz jednej
prawdy i reprezentującego ją "spójnego i uporządkowanego" kolektywu. Pogarda dla
szczęścia jako mrzonki "ostatniego człowieka" może z jednej strony brzmieć niezwykle
wzniośle i heroicznie, z drugiej strony jednak otwiera drogę postępującej dehumanizacji, w
której znikają wszystkie bezpieczniki z mozołem wypracowane przez cywilizację zachodnią.
Prawa człowieka - czytamy w "Świętym Pawle" Alaina Badiou, książce, która stanowi
wzorzec dla "Kukły i karła" - nie mają sensu, ponieważ przypisują wrodzone prawa ludziom w
ich godnym pogardy stanie zwierzęcym, w żaden sposób nie zachęcając ich do tego, by
stawali się podmiotami, czyli bojownikami za sprawę (tylko bowiem fanatyczne poświęcenie
ideałowi prawdy czyni zwierzę ludzkie prawdziwym człowiekiem). Przypomina to zdanie,
które wypowiedział niegdyś prywatnie Herbert Marcuse, kontemplując widok znad Zatoki
San Francisco, zdanie spisane z niejaką zgrozą przez Czesława Miłosza: "To miasto
zamieszkane jest przez same zwierzęta". Oto wypowiedź o ludzkich zwierzętach
sformułowana przez jedynego godnego tego miana Człowieka, czy też raczej -
Nadczłowieka, który w swej nieskończonej pogardzie dla kalifornijskiego hedonizmu upajał
się ascezą politycznego działacza, czując w sobie zimną, stalową potęgę "tego, co
nieludzkie".
Stąd już jednak tylko mały, logiczny krok ku pochwale przemocy w stanie czystym, przemocy
niemaskowanej żadnym pozytywnym celem. Naraz bowiem okazuje się, że rewolucyjna
przemoc nie jest li tylko "dobrem w stawaniu się" prowadzącym ku zrealizowanej utopii, lecz
dobrem samym w sobie: oczyszczeniem pola znaczeń, koniecznym zniszczeniem zastanego
porządku, którego zmurszały gmach trzeba wypalić do samych fundamentów. Jak pisze
Sławomir Sierakowski w swoim wstępie do "Rewolucji u bram": "Žižek zapewne powtórzyłby
za Leninem znaną maksymę Napoleona: «On s'engage et puis on voit»". Najpierw rzucamy
się w wir niszczącego rewolucyjnego gwałtu - a potem się zobaczy. Sentencja ta nie pozwala
łudzić się co do priorytetów Žižkowskiej rewolucji, którą tak naprawdę interesuje tylko akt
totalnego zniszczenia w imię jednej fanatycznie wyznawanej prawdy, głoszącej, że
"kapitalizm jest najwyższym złem". A zatem nie w imię szczęścia jednostek marzących o
wyzwoleniu spod panowania kapitalistycznego molocha (jak widziałby to choćby Adorno),
lecz w imię ponadjednostkowej Prawdy, którą los ludzkości po destrukcji kapitalizmu
interesuje tylko w niewielkim stopniu. "Potem się zobaczy" - naszym największym
przyjacielem nie jest wszak ludzkość, ale głoszona przez nas Prawda.
To właśnie ta fetyszyzacja prawdy przeciw szczęściu jest w dużej mierze odpowiedzialna za
osobliwy powrót lewicy rewolucyjnej do religii (choć wiele osób wierzących miałoby trudność
z rozpoznaniem swych bohaterów w jej interpretacji). Święty Paweł dla Alaina Badiou oraz
Jezus dla Žižka to arcyrewolucjoniści i fanatycy, gotowi poświęcić życie i rozpętać absolutne
piekło wszechświatowej przemocy w imię wyznawanej Prawdy. Pisząc o quasi-
chrystologicznym kulcie Che Guevary, Žižek proponuje zabieg odwrotny: "cheizację samego
Chrystusa - Chrystusa, którego skandaliczne słowa z Ewangelii św. Łukasza (>>Jeśli kto
przychodzi do mnie, a nie ma w nienawiści ojca i matki, żony i dzieci, braci i sióstr, nadto i
siebie samego, nie może być moim uczniem”) wskazują ten sam kierunek co słynny cytat z
Che: >>Może będziesz musiał być twardy, ale nie trać swej czułości. Może będziesz musiał
ścinać kwiaty, ale nie zatrzyma to Wiosny”". Ta męska i twarda "miłość" tym ma się różnić
Zgłoś jeśli naruszono regulamin