STRESZCZENIE.doc

(192 KB) Pobierz
Autor: Sławomir Mrożek

Autor: Sławomir Mrożek.

Tytuł: Tango.

Epoka: współczesność.

Rodzaj literacki: dramat.

Gatunek literacki: dramat obyczajowy.

Czas akcji: XX wiek.

Miejsce akcji: mieszkanie typu mieszczańskiego.

Problematyka: konflikt pokoleń, bunt przeciwko chaosowi i degrengoladzie moralnej, zagubienie człowieka w nowoczesnej cywilizacji.

Główni bohaterowie: Artur, Stomil, Eleonora, Eugeniusz, Eugenia, Edek, Ala.

 

 

„Tango” – streszczenie szczegółowe

AKT I

Dokładny opis salonu, w którym toczyć się będzie akcja dramatu. Pomieszczenie cechuje wielki bałagan i nieporządek. To samo można powiedzieć o osobach siedzących przy stole na środku pokoju i grających w karty. Starsza kobieta ma na sobie kolorową suknię z trenem, dżokejkę i trampki. Siedzący obok niej mężczyzna w równie zaawansowanym wieku, ma na sobie garnitur i spodenki. Trzecia postać sprawia wrażenie podejrzanej. Mężczyzna jest nieogolony, niechlujnie ubrany i pociąga piwo z butelki. Do pokoju wchodzi młody, dobrze ubrany student.



Akcja dramatu rozgrywa się w dużym i wysokim pokoju. Autor zaznacza, że scena nie obejmuje całego wnętrza, jego prawa część pozostaje niewidoczna. Lewa ściana, natomiast jest widoczna i załamuje się pod kątem prostym w kierunku widowni tak, aby widzowie poczuli, że znajdują się wewnątrz miejsca akcji. Również po lewej stronie, jak i na wprost, widocznych jest troje drzwi. W samym centrum środkowej ściany znajduje się wnęka zasłonięta kotarą. „W pomieszczeniu znajdują się przede wszystkim następujące sprzęty: stół na osiem osób z kompletem krzeseł. Fotele. Duże lustro ścienne na lewej ścianie. Sofa. Małe stoliczki”. Wszystkie te przedmioty są porozrzucane po pokoju, powodując wrażenie nieładu i bałaganu. Dodatkowo draperie ułożone są w taki sposób, że pomieszczenie wydaje się być asymetryczne. Ozdobne sukno zwinięte na podłodze tworzy coś na kształt legowiska. W pokoju można zauważyć również takie rekwizyty jak stary, czarny wózek dziecięcy, zakurzoną suknię ślubną oraz melonik.

Przy stole siedzi „Osoba Na Razie Zwana Babcią” - „czerstwa i ruchliwa” kobieta ubrana w jaskrawą, kwiecistą suknię z trenem. Na głowie ma dżokejkę, na nogach trampki, a na nosie okulary, ponieważ niedowidzi. Obok niej siedzi starszy pan, „siwy, bardzo dobrze wychowany, w okularach oprawionych cienko i złoto, ale zaniedbany w stroju, zakurzony i nieśmiały”. Mężczyzna jest ubrany w brudną koszulę i krawat, a zamiast spodni ma krótkie spodenki khaki. Jego nogi zdobią wysokie szkockie skarpety i popękane lakierki. Trzecią osobą jest mężczyzna „w najwyższym stopniu mętny i podejrzany”. Ma na sobie koszulę w brzydką kratę, ponadto jest ona za bardzo rozpięta i niechlujnie wystaje z brudnych i popielatych spodni. Do tego nosi żółte buty i przesadnie jaskrawe skarpetki. Mężczyzna często przeczesuje swoje tłuste włosy, a jego znakiem rozpoznawczym jest mały, kwadratowy wąsik. Jego rękę zdobi wielki, złoty zegarek. Cała trójka zaciekle gra w karty. Na stole stoją różne przedmioty, między innymi talerze, a na nich resztki jedzenia, filiżanki, sztuczne kwiaty, a nawet pusta klatka na ptaki bez dna, but damski oraz bryczesy. Znamienne jest to, że każdy talerz i filiżanka pochodzą z zupełnie innych serwisów. Potęguje to wrażenie pomieszania i zupełnego bałaganu, jaki panuje w pomieszczeniu.

Z prawej, niewidocznej dla widowni, strony wchodzi młody mężczyzna, najwyżej dwudziestopięcioletni. Jego wygląd jest schludny, ma na sobie dobrany czarny garnitur, białą koszulę i krawat. Młodzieniec wrócił właśnie z wykładów na uniwersytecie, o czym świadczą książki, które niósł pod pachą. Mężczyzna staje z boku i przygląda się pozostałej trójce. Tamci, pochłonięci grą w karty, nie zauważają go.

Artur, czyli młody bohater postanowił ukarać swoją babcię, Eugenię oraz jej brata Eugeniusza za grę w karty. Według niego rodzeństwo nie zachowuje się tak, jak przystoi ludziom w ich wieku. Staruszka za karę musiała położyć się na katafalku. Wuja czekało założenie klatki na ptaki na głowę. Arturowi nie podobała się obecność w domu Edka, podejrzanego mężczyzny z wąsikiem.



Starsza kobieta wykrzyknęła: „Cztery piki skurczybyki!”, na co mężczyzna z kwadratowym wąsikiem odpowiedział: „Ciach w piach!”, pociągając piwo z butelki. Staruszek z najwyższym trudem wydusił z siebie: „ryp!”, jednak pozostali uznali, że to za mało. Spoglądali na niego z dezaprobatą i oczekiwali, aż dokończy swój okrzyk. Wreszcie dziwnie ubrana staruszka poprosiła mężczyznę z wąsikiem, pana Edka, aby pomógł Eugeniuszowi, czyli zakłopotanemu karciarzowi i podsunął mu jakieś lepsze zawołanie. „Ja go brzdęk, a on mi pękł”, zaproponował dziwnie ubrany gracz. Slogan ten spodobał się panu Eugeniuszowi, więc wykrzyknął go, gdy ponownie rzucał swoją kartę na stół. Kobieta podziękowała serdecznie za pomoc, jakiej Edek udzielił starszemu mężczyźnie.
Po chwili wąsaty mężczyzna dostrzegł młodzieńca stojącego na drugim końcu pokoju i natychmiast schował butelkę z piwem pod stół, wstał i chciał odejść. Staruszka z niezadowoleniem przywitała się z młodym mężczyzną. Na jego pytanie, z kim grają w karty, kobieta odpowiedziała przewrotnie: „Wuja Eugeniusza nie poznajesz?”. Wściekły student wskazał palcem na Edka i kazał mu się natychmiast wynosić. Staruszka próbowała go zatrzymać, podczas gdy wuj Eugeniusz przyznał, że cała ta gra, to był pomysł kobiety.

Młodzian po raz kolejny krzyknął na Edka, ten wstał i skierował się do wyjścia, ale zanim opuścił mieszkanie wziął jedną z książek studenta i zaczął ją kartkować. W tym czasie młodzieniec gonił swoją babcię dookoła stołu i krzyczał, że tyle razy prosił, aby takie sytuacje nie miały miejsca. Artur, bo tak ma na imię młody bohater, miał zamiar wymierzyć kary staruszkom, czyli Eugenii i wujowi Eugeniuszowi. Starszy mężczyzna prosił o litość dla siebie i swojej siostry, ale młodzieniec odpowiedział: „Litości! Kto mówi o litości! A czy wy macie dla mnie litość?”. Student miał za złe wujowi, że zamiast pisać swoje pamiętniki, dał się namówić na grę w karty. Artur dopiął swego, babcia musiała położyć się na katafalku, znajdującym się za kotarą, a staruszkowi założył na głowę klatkę na ptaki. Starsi ludzie mieli do siebie pretensje, oskarżali się wzajemnie o zdradę.

W międzyczasie Edek z coraz większą ciekawością wertował książkę Artura. Młodzieniec zapalił świecę przy katafalku babci, a Eugeniusz, mimo protestów kobiety, postawił przy niej bukiet sztucznych kwiatów. Edek stał z boku i z chichotem wpatrywał się w obrazki podręcznika do anatomii szczegółowej. Zapytał Eugeniusza, czy Artur studiuje medycynę, starszy pan z dumą odpowiedział mu, że młodzieniec uczęszcza na trzy fakultety, w tym na filozofię. Artur co jakiś czas musi uciszać babcię, która nie chce leżeć spokojnie na katafalku. Wreszcie zadaje jej pytanie: „Babciu, dlaczego ty mnie nie chcesz zrozumieć?”, po czym dodaje: „Ja nie mogę żyć w takim świecie!”.

Matka Artura, Eleonora, oznajmiła mu z niezwykłą lekkością, że od czasu do czasu sypia z Edkiem. Wiadomość ta załamała młodego bohatera. Wuj Eugeniusz próbował go pocieszyć. Mówił mu, że Edek nie jest wcale taki zły, a gdy upewnił się, że nikt go nie podsłuchuje, wyjawił, że czuje obrzydzenie i wielką niechęć do mężczyzny z wąsikiem.

W tym momencie do pokoju weszła Eleonora, matka Artura, „w apogeum wieku średniego”. Kobieta zdziwiła się, że babcia znów leży na katafalku. Staruszka krzyczy, że młodzieniec próbuje ją wychowywać. Artur argumentuje swoje poczynania: „Niech pomyśli chociaż o wieczności. Niech poleży, niech się opamięta”. Wtedy Eleonora zauważa Edka i nie może ukryć swojej radości. Jej syn jest zszokowany tym, że jego matka zadaje się z takimi ludźmi. Kobieta odpowiada: „Edzia wszyscy znają. Co w tym dziwnego?”. Artur tego nie wytrzymuje, krzyczy: „Ja oszaleję. Wracam do domu, zastaję jakichś podejrzanych osobników, rozprzężenie, chaos, dwuznaczne stosunki, i okazuje się, że mama też... Nie, nie, skąd się to bierze, do czego to wszystko prowadzi...”.

Eleonora nie zwracała uwagi na słowa syna i zaproponowała mu coś do jedzenia. Bohater odpowiedział, że nie chce jeść, tylko zapanować nad chaosem, który ma miejsce w domu. Wtedy jego matka wprawiła go w osłupienie wyznając: „Ja sypiam z Edkiem od czasu do czasu”. Kobieta udała się do kuchni po coś do jedzenia dla syna, a ten oklapł na stojące przy stole krzesło. Wuj Eugeniusz poprosił o pozwolenie na zdjęcie klatki z głowy i przysiadł przy Arturze. Starszy pan próbował wyjaśnić krewniakowi, jakim człowiekiem jest Edek.

Na głos mówił o nim same dobre rzeczy, ale szeptem wyznał Arturowi: „Między nami mówiąc, to debil...”. Potem dodał: „to wredna postać. I paznokcie ma brudne, i w ogóle ciężki, co? Jestem przekonany, że oszukuje w kartach. Siorbie przy jedzeniu, rządzi się tutaj jak u siebie. Gdyby nie Genia, nie podawałbym mu ręki”. Wyznał też, że Edek traktuje go jak popychadło. Proponował Arturowi, aby ten zepchnął go ze schodów, albo przynajmniej pobił, ale młodzieniec uważał, że to nie jest żadne rozwiązanie. Gdy wuj zorientował się, że jego siostra usiadła na katafalku i nasłuchuje, wstał i powiedział głośno: „Pan Edek to prosty i bardzo porządny człowiek. W życiu nie widziałem takiego prostego”.

Jednak Artur nie reagował już na niczyje słowa. Siedział zdruzgotany na krześle. Eugenia zapytała brata, co ten szeptał młodzieńcowi do ucha. Staruszek skłamał, że opowiadał mu o życiu pszczół. Do pokoju wróciła Eleonora, niosąc na tacy śniadanie dla syna. Artur obudził się z zamyślenia i usiadł do stołu. Edek zapytał, czy student pożyczy mu swoją książkę do wtorku. Bohater odparł, że nie może, bo w poniedziałek ma egzamin. Eleonora poprosiła swoją mamę, by zeszła już z katafalku, staruszka spytała wnuka o pozwolenie, a ten odparł, że wszystko mu jedno. Okazało się, że kawa Artura jest gorzka, ponieważ Edek zjadł cukier.

Do pokoju wchodzi niechlujnie ubrany Stomil – mąż Eleonory. Artur zaczyna się buntować. Młodzieniec nie mógł już dłużej tolerować zasad panujących w domu. Uważał, że cały salon jest zagracony reliktami przeszłości.



Do pokoju wszedł mąż Eleonory, ojciec Artura, Stomil - tęgi mężczyzna z olbrzymią siwą czupryną. Mężczyzna najwyraźniej dopiero wstał, o czym świadczy jego wygląd i piżama, którą ma na sobie. Zdziwiona jego widokiem małżonka powiedziała: „Miałeś dzisiaj spać do południa. Po południu łóżko będzie zajęte”. Stomil wyznał, że obudził go zapach kawy i nie chce już spać, bo ma nowy pomysł na eksperyment. Niewiele brakowało, a nie zauważyłby własnego syna. Gdy zorientował się, że Artur jest w pokoju nawet się z nim nie przywitał. Młodzieńcowi nie podobał się wygląd ojca i nakazał mu, by chociaż zapiął guziki od piżamy. Stomil nie uważał, że jest ubrany niestosownie i nie usłuchał syna.

Po krótkiej sprzeczce pan domu powiedział, że nawet gdyby chciał się zapiąć, to i tak nie mógłby tego zrobić, ponieważ guziki poodpadały. Popijając kawę Artura zapytał żonę, czy ktoś końcu wyrzuci katafalk, ponieważ jemu jest potrzebne miejsce do eksperymentów. Eleonora nie zgodziła się, ale pomysł ten spodobał się Eugenii, ponieważ wnuk nie mógłby się już nad nią „znęcać”. Artur nie wytrzymał i uderzył pięścią w stół. Wszystkie oczy zwróciły się na niego, a on krzyczał: „Właśnie! W tym domu panuje bezwład, entropia i anarchia! Kiedy umarł dziadek? Dziesięć lat temu. I nikt nie pomyślał od tego czasu, żeby usunąć katafalk! To nie do pojęcia! Dobrze żeście usunęli chociaż dziadka!”.

Bohater przebiegł na drugi koniec pomieszczenia i kontynuował: „(…) Urodziłem się dwadzieścia pięć lat temu, a do tej pory mój wózek dziecinny jest tutaj! (…) A to, co to jest? Suknia ślubna mojej ciotki, Dlaczego nie w szafie? Bryczesy wuja Eugeniusza! Dlaczego one wciąż tutaj, jeżeli ostatni koń, na którym jeździł wuj Eugeniusz, zdechł bezpotomnie czterdzieści lat temu? Żadnego porządku, żadnej zgodności z dniem bieżącym. Żadnej skromności ani inicjatywy. Tutaj nie można oddychać, chodzić, żyć!”.

Artur zarzucał Stomilowi, iż jego pokolenie ostatecznie doprowadziło do upadku wszelkich norm. Bohater nie mógł się z tym pogodzić i postanowił zbuntować się przeciwko własnej rodzinie.
Edek skorzystał z całego zamieszania i jednym haustem wypił kawę z filiżanki Artura. Zauważyła to Eleonora i powiedziała mu na boku, że jest pełna zachwytu nad sposobem, w jaki ten pije. Stomil uważał, że bunt syna jest śmieszny, ponieważ rodzina nie domownicy nie przywiązują żadnej uwagi do rodzinnych pamiątek. Uważał, że wszystko to leży sobie ot tak, a oni żyją swobodnie.

Pan domu chciał napić się kawy, ale okazało się, ku jego zdziwieniu, że filiżanka jest pusta. Artur próbował wyjaśnić, że nie chodziło mu o poszanowanie tradycji, czy familijnych „pomników”, ponieważ domownicy już dawno wszystko zaniedbali, zniszczeli i zapomnieli. Eleonora przyznała mu rację i wspomniała jak niegdyś ze Stomilem rozpoczęli „rozbijanie tradycji”, zwróciła się do męża mówiąc: „Posiadłeś mnie w oczach mamy i papy, podczas premiery «Tannhausera», w pierwszym rzędzie foteli, na znak protestu. Straszny był skandal. Gdzie te czasy, kiedy to jeszcze robiło wrażenie. Starałeś się wtedy o moją rękę”.
Małżonek był przekonany, że zdarzenie to miało miejsce w Muzeum Narodowym, gdzie odbywała się ekspozycja jego prac, a nie w operze. Eleonora upierała się przy swojej wersji i dodała: „Na wystawie to albo nie byłeś ty, albo nie byłam ja”. Stomil wyraźnie się ożywił na wspomnienie dawnego buntu, krzyczał: „Wyzwolenie z więzów starej sztuki i starego życia! Człowiek sięga po samego siebie, zrzuca starych bogów i siebie stawia na piedestale. Pękają skorupy, puszczają okowy. Rewolucja i ekspansja! - to nasze hasło (…)”. Eleonora zauważyła, że jej mąż niejako odmłodniał, dzięki tym wspomnieniom. Na słowa Stomila, że kiedyś byli młodzi, małżonka zareagowała oburzeniem, twierdząc, że przez te wszystkie lata nie postarzeli się ani trochę i nie zdradzili swoich ideałów.

Mężczyzna co prawda przyznał jej rację, ale z jego miny można było wywnioskować, że wcale tak nie myśli. Eleonora kontynuowała, że nigdy nie poddali się konwenansom i wciąż walczą ze starą epoką, która narzucała im ograniczenia w dziedzinie moralności, religii, a przede wszystkim sztuki. Stomil przytaknął, ale nie pamiętał, kiedy zaczęli swoje zmagania z krępującymi ich wolność konwencjami.

Z monologu Eleonory można było wywnioskować, że kobieta nie pamięta dokładnie, kiedy urodził się jej syn. W między czasie Stomil podszedł do lustra i zaczął się sobie przyglądać. Po chwili przyznał żonie rację i powiedział, że faktycznie są jeszcze młodzi. Wtedy odezwał się Artur i powiedział: „Tamtego wszystkiego już nie ma”. Chodziło mu o więzy i konwenanse „starej epoki”.

Przyznał, że ubolewa z tego powodu. Oburzony Stomil wykrzyczał, że oni w przeszłości musieli walczyć, aby ich potomstwo mogło żyć w wolnym świecie. Tłumaczył synowi: „Czy wiesz, ile trzeba było odwagi, żeby zatańczyć tango? Czy wiesz, że tylko nieliczne kobiety były upadłe? Że zachwycano się malarstwem naturalistycznym? Teatrem mieszczańskim? Mieszczański teatr! Ohyda! A przy jedzeniu nie wolno było trzymać łokci na stole”. Stomil przekonywał, że to dzięki oporowi jego pokolenia babcia może robić wszystko to, na co tylko ma ochotę.

Właśnie te słowa rozwścieczyły Artura, uważał, że przez jego ojca powstał „(…) burdel, gdzie nic nie funkcjonuje, bo wszystko dozwolone, gdzie nie ma ani zasad, ani wykroczeń (…)”. Stomil bronił swoich poglądów, mówiąc: „Jest tylko jedna zasada: nie krępować się i robić to, na co ma się ochotę. Każdy ma prawo do własnego szczęścia”.

Dyskusję przerwała Eleonora, która z radością oświadczyła, że obliczyła, iż rozpoczęli w tysiąc dziewięćset dwudziestym ósmym. Stomil już zapomniał, o co jej chodziło, a zapytana małżonka także nie potrafiła sobie przypomnieć. Artur wciąż naciskał na ojca twierdząc, że ludzie z jego czasów zarazili swoją wolnością „pokolenia w przód i wstecz”. Obwiniał ich o to, że babci „ pomieszało się w głowie”. Przypominał, że niegdyś była czcigodną i szanującą się starszą panią, a teraz gra w pokera z Edkiem.

Usłyszawszy to mężczyzna z kwadratowym wąsikiem wtrącił: „O, przepraszam. Czasem gramy też w brydżyka”. Artur nazwał Edka „plebsem”. Stomil bronił swojej teściowej, argumentując, że każdy ma prawo wyboru, w co i z kim chce grać. Artur widział to jednak zupełnie inaczej. Powiedział: „To nie jest prawo. To jest moralny przymus do niemoralności”. Ojciec był zdziwiony poglądami syna, uważał, że w jego wieku powinien się buntować, a nie bronić starych wartości. Sprzeciw był dla Stomila czymś dynamicznym i zawsze pozytywnym. Nie uważał się za zaślepionego anarchistę. Bunt był dla niego podwaliną pod zmianę biegu historii: „Bunt to opoka, na której postęp buduje kościół swój. Im większy obszar buntu, tym rozleglejsza jest ta budowla. I możesz mi wierzyć, myśmy przygotowali spory kawałek gruntu”.

Artur przez chwilę myślał, że doszedł z ojcem do porozumienia. Stomil wyjaśnił, że rola jego pokolenia w historii polegała na negowaniu wszystkiego, co było. Nie potrafił powiedzieć, po co to robili, uważał, że jego jedynym celem było „wychodzić poza formę”.

Eleonora także była zdziwiona, że najmłodszemu w ich rodzinie – Arturowi, jako jedynemu zależało na przestrzeganiu wszelkich zasad, ponieważ zwykle jest odwrotnie. Syn wyjaśnił rodzicom, dlaczego tak postępuje: „Bo ja wchodzę w życie.

W jakie życie mam wejść? Ja muszę najpierw je stworzyć, żebym miał w co wejść”. Stomil nie mógł pojąć, że jego syn nie chciał być „nowoczesny”. Artur oburzył się na te słowa, ponieważ uważał, że cała „nowoczesność” nie jest w stanie dać ludziom niczego pozytywnego. Wuj Eugeniusz postanowił wtrącić się do rozmowy i zaprotestował, mówiąc, iż teraz może nosić krótkie, przewiewne spodnie, a nie mógł tego robić dawniej. Artur miał inne podejście do wuja, aniżeli do ojca, nie obwiniał go za to, co się stało, uważał go za ofiarę nowych czasów.

Zniecierpliwiony Stomil zapytał wprost, czego syn chce. Bohater odpowiedział, że chodzi mu o porządek świata oraz prawo do buntu. Ojciec był zdezorientowany tą wypowiedzią, przecież cały czas namawiał do tego syna, aby się sprzeciwił tradycji. Artur odpowiedział, że jego rodzice tak długo pozostawali antykonformistami, iż upadły wszelkie normy, a on nie ma już przeciwko czemu się buntować, poza własną rodziną. Zgromadzeni w pokoju zaczęli zachęcać studenta do podjęcia jakiś działań w tym celu.

Stomil postanowił zaprezentować rodzinie swój najnowszy eksperyment teatralny. Zanim do tego doszło, okazało się, że w salonie od dłuższego czasu, pod draperiami śpi Ala, piękna kuzynka Artura. Dziewczyna została również zaproszona na specjalny pokaz ojca głównego bohatera. Przedstawienie okazało się pozbawioną sensu inscenizacją biblijnej historii Adama i Ewy zakończonej wystrzałem z rewolweru, w wyniku którego babcia straciła słuch na jakiś czas. Artur został sam na sam z Alą w salonie i postanowił wtajemniczyć ją w swój plan.

Za plecami Artura babcia Eugenia dawała znaki Edkowi, by ten zaczął tasować karty. Młodzieniec uznał, że nie ma zamiaru buntować się przeciwko własnej rodzinie, którą uznawał za „bezkształtną masę”. Uważał, iż świata nie da rady już rozsadzić, ponieważ „Sam się rozlazł”. Młodzieniec uznał, że jego najbliżsi są zbyt tolerancyjni, aby jakkolwiek sprzeciw wobec nim miał sens. Spowodowało to rozczulenie rodziców nad synem. Eleonora zaczęła głaskać go po głowie i nazywać „biednym Arturkiem”. Eugeniusz powiedział studentowi, że wszystkim im zależy na jego szczęściu i będą starali się mu pomóc.

Gdy to mówił babcia w najlepsze grała z Edkiem w karty. Bohater uznał, że nic nie da się dla niego zrobić, ponieważ jego antykonformizm zmieni się od razu w konformizm. Jednak zależało mu bardzo na buncie, gdyż miał już swoje lata, a koledzy naśmiewali się z niego. Stomil wpadł na pomysł, że Artur mógłby wyrazić swój sprzeciw poprzez sztukę. Bohater nie miał jednak zamiaru zostać artystą, zależało mu na zawodzie lekarza. Eleonora załamała się słysząc te słowa: „Taki wstyd w rodzinie! A ja marzyłam, że będzie artystą. Kiedy nosiłam go jeszcze w łonie, biegałam po lesie nago, śpiewając Bacha. Wszystko na nic”. Syn odpowiedział, że widocznie musiała fałszować. Stomil jednak apelował, by Artur nie tracił nadziei, ponieważ sztuka jest najlepszym polem do buntu. Pan domu chciał zaprezentować wszystkim swój najnowszy eksperyment. Nikt, poza Eleonorą, nie wykazywał tym wielkiego zainteresowania.

Podczas gdy wuj Eugeniusz wraz z Arturem przesuwali stół, by zrobić miejsce Stomilowi na środku pokoju, na drugim jego końcu, spod pościeli na tapczanie wyłoniła się zaspana kuzynka - Ala - dorodna osiemnastoletnia dziewczyna, o długich, prostych włosach. Była wyraźnie zdezorientowana i zaspana. Eleonorze przypomniało się, że młódka przyszła do nich tego dnia o szóstej rano. Stomil ucieszył się, że jego eksperyment będzie miał jeszcze jednego widza. Artur powiedział, że gdyby ktoś uprzedził go o obecności Ali, to nie pozwoliłby na takie hałasy.

Jednocześnie spostrzegł, że Edek zainteresował się widokiem ślicznej dziewczyny i rozkazał mu odwrócić się twarzą do ściany. Młody bohater z najwyższą troską zwracał się do dziewczyny, pytając czy się wyspała, czy długo u nich zostanie i czy zje śniadanie. Ala odpowiadała krótkimi zdaniami. Artur poprosił o zgodę na zajęcia miejsca obok niej. Powiedział, że ładnie wygląda, na co niewiasta roześmiała się głośno. Gdy zapytał, dlaczego to robi, natychmiast przestała i twierdziła, że musiało mu się wydawać. Student upierał się, że przecież się śmiała.

Ala ostrzegła go, by lepiej się z nią nie kłócił. Młodzieniec próbował nawiązać rozmowę z kuzynką, mówił, że często o niej myślał. Dziewczyna popędzała go wciąż wulgarnie przerywając i krzycząc „Dalej!”. Artur próbował przyśpieszać swoje wypowiedzi, ale w końcu nie wytrzymał i cisnął w Alę z całych sił książką. Na szczęścia kuzynka zdążył schować się pod kołdrę. Po chwili wychyliła głowę spod pierzyny i zapytała studenta, o co mu chodzi. Artur odparł, że wszyscy zadają mu to pytanie.

Scenę przerwał Stomil, który był już gotowy do prezentacji eksperymentu. Na rozstawionych, niczym widownia krzesłach, zasiedli: babcia, Eleonora i wuj. Edek wziął swoją butelkę z piwem i próbował oddalić się w bezpieczne miejsce, ale zauważył go Eugeniusz i doniósł o tym żonie Stomila. Eleonora rozkazała Edkowi natychmiast zająć miejsce.

Mężczyzna z niechęcią usiadł obok wuja i przy okazji nadepnął mu na stopę w ramach zemsty za denuncjację. Stomil zawołał także Artura i Alę. Dziewczyna zapytała bohatera, czego ma się spodziewać. Student odparł, że eksperymenty teatralne są manią jego ojca. Kuzynka wyszła spod pościeli i okazało się, że miała na sobie piękną kreację, bardziej przypominającą suknię, niż koszulę nocną. Gdy młodzi stanęli obok krzeseł, Edek odruchowo złapał Alę w pół, Artur zauważył to i zamienił się miejscami z dziewczyną.

Stomil zajął miejsce za katafalkiem tak, że widać było jedynie jego głowę. Jego eksperyment przypominał teatrzyk z pacynkami dla dzieci. Pokaz dotyczył nowej wersji historii Adama i Ewy. Nagle w połowie przedstawienia zgasło światło, a za katafalkiem słychać było głośny huk. Eleonora i Eugeniusz przestraszyli się, że coś stało się Stomilowi. Artur zapalił gromnicę, która oświetliła nieco pokój i wtedy oczom wszystkim ukazał się pan domu z wielkim rewolwerem w dłoni. Zamierzał tym wstrząsnąć widownią i udało mu się, zwłaszcza cały roztrzęsiony był wuj Eugeniusz. Eleonora był zachwycona, zapytała męża jak to zrobił. Ten odparł, że „spalił stopki” i strzelił z rewolweru.

Małżonka uznała to za nadzwyczajne. Innego zdania był Eugeniusz, który widocznie nie zrozumiał eksperymentu Stomila. Eleonora uważała, że nie watro zwracać na wuja uwagi, ponieważ „zawsze był tępy”. Pan domu zapytał babcię Eugenię, jak jej podobał się jego wyczyn, ale staruszka zupełnie ogłuchła od huku. Stomil skupił się na wytłumaczeniu swojego zamysłu wujowi. Chodziło mu o wytworzenie „poprzez działanie bezpośrednie jedności momentu akcji i percepcji (…) Chodzi o fenomen teatralny. Dynamika faktu sensualnego”. Jednak takie tłumaczenie nie docierało do Eugeniusza, co spowodowało, że artysta-amator załamał się i rzucił rewolwer na katafalk. Wszyscy zebrani wstali z krzeseł z poczuciem rozczarowania. Edek podsumował całe to wydarzenie słowami: „Wolę kino”.

Artur rozkazał wszystkim wyjść za drzwi. Krzyczał w złości: „Precz! Żebym was tu więcej nie widział!”. Stomil zareagował z oburzeniem, ale syn powiedział, że on już nie jest jego ojcem, że musi go na nowo stworzyć jako ojca. Podobnie zwrócił się do pozostałych. Z czasem wszyscy domownicy usłuchali go i wyszli. Wujek Eugeniusz zanim opuścił pokój, przyznał Arturowi rację i dodał, że zawsze będzie mógł na niego liczyć: „Ale zapamiętaj, że ja mogę się przydać. Jeszcze tak nie zgłupiałem jak oni (zniżając głos) Ja jestem niedzisiejszy”. Gdy w pokoju zostali już tylko młodzi, Artur zwrócił się do Ali: „A teraz ci wszystko wytłumaczę”.
AKT II

Tajne spotkanie Artura z wujem Eugeniuszem. Bohaterowie kolaborują, by przywrócić w domu dawny porządek.



Nastała noc. Artur siedział w pokoju oświetlonym stojącą lampą. Usłyszał czyjeś kroki. Okazało się, że był to wuj Eugeniusz. Dla pewności, młodzieniec poprosił go o podanie hasła, które brzmiało „Odnowa”, odzewem było słowo „Odrodzenie”. Po dopełnieniu tej formalności, Artur zapytał wuja, czy wszystko przebiega zgodnie z planem. Staruszek odpowiedział, że zniósł ze strychu, co tylko się dało.

Eugeniusz był pełen obaw, czy ich wspólny wysiłek nie pójdzie na marne, ponieważ rodzina jest tak dalece zdemoralizowana, że może okazać się, iż nic nie jest w stanie jej pomóc. Jednak Artur pozostawał optymistą. Wuj wyznał bohaterowi, że żal mu Stomila, zatraconego bez...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin