Athans Philip - Wrota Baldura.pdf

(975 KB) Pobierz
Philip Athans
Wrota Baldura
Baldur's Gate
Przełożył Rafał Gałecki
Wydanie oryginalne: 1999
Wydanie polskie: 1999
895479685.001.png
Moim dwóm córkom dedykuję
(wciąż jestem normalny)
Podziękowania
Adela stworzyłem sam, ale każda inna postać w tej książce, czy to
pojawiająca się na początku, w środku, czy na jej końcu, powstała na
podstawie wspaniałej komputerowej gry Baldur’s Gate, dzieła twórców z
BioWare: Jamesa Ohlena, Lukasa Kristjansona, Roba Bartela, Raya
Muzyki, Johna Galaghera, Scotta Creiga i całej reszty ekipy BioWare, która
opracowała grę. Dzięki wam, chłopaki, grało się naprawdę świetnie!
Na koniec muszę też podziękować mojemu wydawcy, Jessowi
Lebowowi. (Tak jak chciałeś, umieściłem cię w tej książce. No i gdzie jest
obiecane mi pięć dolców?)
Rozdział pierwszy
Ostrza starły się ze sobą aż iskry poszły. Abdel natarł z taką siłą, że jego ramię wpiło się
w ciężkie ostrze własnego pałasza. Zignorował ból i pchnął jeszcze mocniej. Był na tyle
wysoki i silny, by zdecydowanie wytrącić swego przeciwnika z równowagi. Wróg zatoczył
się dwa kroki w tył i wyrzucił lewą rękę w bok, by powstrzymać upadek. Abdel natychmiast
wykorzystał przewagę i ciął w odsłonięty brzuch napastnika, rozdzierając na strzępy jego
kolczugę, ciało i kręgosłup.
Abdel rozpoznał dwóch z czterech mężczyzn próbujących go zabić. To byli najemnicy,
twardziele tacy jak on sam. Na pewno ktoś im zapłacił, ale kto i dlaczego – tego Abdel nie
wiedział.
Minęło jakieś dziesięć czy nawet dwadzieścia sekund, zanim mężczyzna, którego Abdel
zabił, pojął, że jest już martwy. Patrzył się w dół, na głęboką ranę w swoim brzuchu,
przecinającą go prawie na pół. Krew była wszędzie, czerwień mieszała się z żółto-szarą
tkanką rozprutych wnętrzności. Twarz umierającego przybrała niemal komiczny wyraz: była
biada, zaskoczona i jakby zniesmaczona. Ten widok sprawił, że serce Abdela zabiło żywiej;
on sam nie wiedział, czy z powodu szoku czy raczej przyjemności. Tę chwilę zastanowienia
Abdel niemal przypłacił życiem, kiedy jeden z pozostałych bandytów niespodziewanie zbliżył
się, wywijając trzymanymi w obu dłoniach małymi, ostrymi toporkami.
– Kamon – zawołał go po imieniu Abdel, jednocześnie cofając się pół kroku w tył, aby
uchylić się przed drugim toporkiem. – Dawno się nie widzieliśmy.
Pracował z Kamonem jakiś rok temu, strzegąc pewnego magazynu w Athkatli, gdzie jakiś
tajemniczy towar leżał na tyle długo, by przyciągać uwagę złodziei. Tylko Kamon walczył
dwoma bliźniaczymi toporkami. Niski i przysadzisty, był wojownikiem, którego wielu mniej
doświadczonych przeciwników nie doceniało. Każdy, kto siedział w tym fachu tak długo jak
Abdel, mógł zobaczyć w jego błękitnych oczach, rzucających szybkie i bystre spojrzenia, jak
groźnym rywalem był Kamon.
– Abdel – zaczął Kamon – przykro mi z powodu twojego ojca.
To był stary trik z odwróceniem uwagi, starszy nawet niż sam Gorion, który kiedyś
wydawał się Abdelowi najstarszym człowiekiem przemierzającym ulice i trakty Faerunu.
Abdel zerknął kątem oka na swego ojca. Gorion trzymał się dzielnie, jak zwykle starając się
tak walczyć, by nie zabić bandytów, którzy oczywiście nie byli tak łaskawi jak ów starzec.
Atakował go szablą bandzior o ciemnej karnacji skóry, z wyszywaną opaską na głowie.
Bardzo szybko, ale i trochę niezdarnie. Gorion mógł go przez jakiś czas trzymać na dystans
swoją solidną, dębową lagą, ale jak długo?
Abdel zaczekał, aż Kamon wysunie w jego stronę prawe ramię i niespodziewanie
wyprowadził mieczem cios od dołu, podbijając ostrze toporka z taką siłą i szybkością, iż
wytrącona broń zdarła styliskiem skórę wnętrza dłoni rywala. Kamon zaklął i cofnął się trzy
kroki w tył. Utrata broni zaskoczyła go, nie na tyle jednak, by się nierozważnie odsłonił. Był
doświadczonym wojownikiem i zawsze miał oczy szeroko otwarte. Jego toporek tkwił teraz
zaklinowany na ostrzu miecza Abdela.
Abdel powinien teraz jak najszybciej pozbyć się nadzianego na miecz toporka, jednak
zamarł, kiedy usłyszał za sobą skrzypienie żwiru. Miał nadzieję, że Kamon wykorzysta
sytuację i zareaguje właściwie, i Kamon wyświadczył mu tę przysługę. Bandyta rzucił się nań
szybko, celując drugim toporkiem w jego pierś. Abdel błyskawicznie podkurczył kolana,
zasłaniając się jednocześnie mieczem. Jego stopy straciły oparcie i Abdel runął na plecy w
tym samym momencie, kiedy olbrzymia halabarda zachodzącego go od tyłu przeciwnika
miała go przeciąć na pół.
Żwir zazgrzytał pod ciężkim krokiem Eagusa, pierwszego z bandytów, którego Abdel
rozpoznał, gdy spotkali się na drodze. Eagus wciąż złościł się z powodu tej blizny, którą miał
na twarzy, od kiedy jakieś osiem miesięcy temu przegrał z Abdelem zakład w Julkoun. Na
wspomnienie tego wydarzenia Abdel mimowolnie się uśmiechnął, nie bacząc na deszcz
ciepłej krwi, która szeroką strugą chlusnęła na niego z góry.
Cios Eagusa, który mierzył w Abdela, roztrzaskał czaszkę Kamona, od czubka aż po
podbródek. Abdel żałował tylko, że nie zdążył wcześniej zapytać Kamona, co takiego strzegli
w magazynie w Athkatli.
Zwinięty na ziemi Abdel rozprostował nagle nogi i ciął mieczem w tył, wciąż mając
nadziany na ostrzu toporek. Liczył, że trafi Eagusa, podczas gdy broń halabardnika wciąż
tkwiła w głowie jego przyjaciela. Nagle palący ból w boku zaparł mu dech, a on sam
instynktownie rzucił się w lewo.
Piąty bandyta, ten który dotąd trzymał się z dala, strzelił z kuszy i jego bełt utkwił w
prawym boku Abdela. Abdel chwycił za drzewce i wyrwał je z rany, rozszarpując przy tym
kolczugę i wyjąc z bólu. Na chwilę ich wzrok spotkał się i Abdel posłał mu tak złowrogie
spojrzenie, że kusznik cofnął się w popłochu. Miał nadzieję, że bandyta przeraził się na tyle,
by więcej już nie strzelać. Zresztą Abdel miał bardziej palący problem.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin