CHARLOTTE LAMB Trudna miêoÿå .doc

(710 KB) Pobierz

CHARLOTTE LAMB

Trudna miłość

Harlequin

Toronto • Nowy Jork • Londyn

Amsterdam • Ateny • Budapeszt • Hamburg

Madryt • Mediolan • Paryż • Sydney

Sztokholm. • Tokio • Warszawa


ROZDZIAŁ PIERWSZY

Rozglądając się na bazarze za prezentem dla matki, Annis zobaczyła nagle afisz koncertowy. Stanęła jak wryta pośrodku wąskiej, krętej uliczki, tak że o mało nie wpadła pod przejeżdżającą taksówkę. Rozzłosz­czony kierowca wykrzykiwał coś po grecku. Z trudem oderwała wzrok od nazwiska wydrukowanego ogrom­nymi literami na afiszu i wyjąkała:

-              Przepraszam.

Twarz kierowcy złagodniała.

-               Ach, ci Anglicy - powiedział pod nosem do siebie tak, jakby to wszystko wyjaśniało. Gdyby Annis w ogóle się nie odezwała, sam zgadłby zapewne jej narodowość. W jasnoniebieskiej, płóciennej sukience o prostym kroju wyglądała na klasyczną Angielkę: niebieskie oczy, szczupła sylwetka, długie nogi, jasne, upięte w koczek włosy, delikatna, niemal alabastrowa cera. Kierowca taksówki w uśmiechu wyszczerzył zęby.

-               Podwieźć panią, lady?

Annis zrezygnowała z zakupów, teraz stać ją było tylko na powrót do hotelu. Skinęła potakująco głową i wsiadła to taksówki. Staruszka trzeszczała za każdym razem, gdy kierowca brawurowo pokonywał zakręty, pędząc do placu Syntagma i hotelu Grand Bretagna. Zachowywał się przyjaźnie. Znał angielski i mówił bez przerwy niemal tak szybko, jak jechał, ale prawie nic z tego do Annis nie docierało. Kiedy na nią spoglądał, odpowiadała machinalnie uśmiechem i za­niepokojona myślała tylko o jednym.

Niepotrzebnie się przejmuję, uspokajała samą siebie.


6


TRUDNA MIŁOŚĆ


Koncert odbędzie się jutro wieczorem, a wycieczka autokarowa, z którą zwiedzała Grecję, opuszczała Ateny już o siódmej rano. Orkiestra jeszcze pewnie była w drodze. Annis dobrze wiedziała, jak bardzo podczas każdego tournee są napięte wszystkie te­rminy. Muzycy powinni zjawić się na miejscu dopiero po jej odjeździe z Aten, a jeśli nawet przyjadą wcześniej, zamieszkają w innym hotelu, których tu jest bez liku. Z pewnością nie natknie się na nikogo.

Mieszkała wraz z Loveday w dużym, dwuosobowym pokoju. Przyjaciółka nieprędko wróci jednak do hotelu, pojechała z Carlem odwiedzić starego przyjaciela rodziny, mieszkającego nad morzem, w Vouliagmeni, jakieś dwadzieścia parę kilometrów na południe od Aten.

-              Jedź z nami, Annis - prosił Carl. - Petros jest
bardzo gościnny. Zapowiedział barbecue nad basenem,
czy to nie wspaniale?

Annis nie czułaby się dobrze z wizytą u kogoś, kogo nie znała. Co innego Loveday i Carl, którzy wszędzie czuli się swobodnie i nic nie było w stanie zakłócić ich spokoju ducha. Pochodzili z zamożnej rodziny i wyrośli na bardzo pewnych siebie młodych ludzi. Annis zazdrościła im, ale naśladować nie potrafiła. Uśmiechnęła się więc przepraszająco do Carla.

-              Dzięki za zaproszenie, ale przyrzekłam sobie pożegnalny spacer po Atenach. Widziałam ładną biżuterię, będzie świetnym prezentem dla matki.

-              Nie powinnaś chodzić nigdzie daleko w tym upale - powiedziała zaniepokojona Loveday. Była rudowłosa i, podobnie jak Annis, miała delikatną cerę. Chroniąc się przed udarem, musiała zawsze coś nosić na głowie i bardzo uważała, by nie pozostawać zbyt długo na słońcu.


TRUDNA MIŁOŚĆ


7


-               Nie martw się, wezmę kapelusz - odrzekła Annis z uśmiechem.

-               Weź koniecznie - nalegał Carl. On i Loveday byli bliźniakami, wprawdzie nie identycznymi, lecz bardzo podobnymi, o jednakowych płomiennych włosach, zielonobrązowych oczach i nieodpornej na słońce cerze.

-               Postaram się iść w cieniu - przyrzekła Annis. Nie martwcie się o mnie. Miłej zabawy i do zobaczenia jutro na śniadaniu.

-               Kawę z bułką nazywasz śniadaniem? - skrzywił się Carl. - A potem trzeba będzie z pustym brzuchem jechać taki kawał drogi przez góry, aż do Koryntu.

-               Myślisz tylko o jedzeniu - drażniła go Loveday.

-              Ta wycieczka to był przecież twój pomysł!

-               Mój, i do tego znakomity, prawda, Annis? - Carl się roześmiał. - Gdybym was nie namówił na ten wyjazd, leżałybyście teraz plackiem na plaży w Hisz­panii, dziko znudzone, i smażyły na słońcu jak na patelni.

-               To by było wspaniale - westchnęła Loveday.

-              A propos plaży i morza, czy nie powinniśmy już
jechać? - zwróciła się do brata. - Chętnie jeszcze bym
się wykąpała. Przy naszym hotelu przydałby się basen.

Annis miała ochotę na pływanie, ale i tak z przyjem­nością spędzi te kilka godzin sama. Na wycieczce trochę czasu dla siebie bardzo się liczy - pomyślała. Dla rodzeństwa nie miało to znaczenia. Widocznie jako bliźniaki przywykli do ciągłego przebywania w towarzystwie.

Jeszcze przed wyjściem na spacer pożegnała Carla i Loveday na stopniach hotelu. Teraz, po powrocie, żałowała, że się z nimi nie zabrała. Nie zobaczyłaby wówczas afisza i nie wiedziałaby ani o koncercie, ani o tym, kto przyjeżdża do Aten.

Weszła do windy i wcisnęła guzik na piąte piętro.


8


TRUDNA MIŁOŚĆ


Usiłowała myśleć o czymś innym. Dlaczego w ogóle miałaby się przejmować jutrzejszym koncertem? Orkiestra występowała przecież w Londynie i Annis nigdy tak emocjonalnie na to nie reagowała.

Drzwi się otworzyły i wyszła z windy, wpadając na czekającego przy drzwiach mężczyznę.

-               Przepraszam - wykrzyknęli odruchowo oboje, po czym podnieśli na siebie wzrok. Dziewczyna zbladła, a rysy mężczyzny wyraźnie stężały.

-               To ty! - powiedział, a jego głos przeraził Annis do głębi. Przesunęła się pod ramieniem mężczyzny i zaczęła biec wzdłuż korytarza. Klucz do pokoju, który znajdował się blisko windy, trzymała w garści, lecz roztrzęsionymi rękoma nie zdołała szybko ot­worzyć zamka. Mężczyzna dogonił ją na progu.

-               Tym razem już mi nie uciekniesz.

Pchnął Annis w głąb pokoju, zatrzasnął drzwi nogą i stanął, przyglądając się jej uważnie, jakby nie w pełni wierząc własnym oczom. Dziewczyna zarea­gowała identycznie. Spotkanie się w Atenach, w tym samym hotelu i tak daleko od Londynu było wręcz niepodobieństwem!

Utkwiwszy wzrok w podłodze, Annis miała nadal przed oczyma obraz mężczyzny: wrogie spojrzenie, smagłą, delikatnie zarysowaną twarz - twarz człowieka mocnego i równocześnie wrażliwego, zacięte usta i przejmujący, lodowaty wzrok.

Jest nie ten sam - pomyślała zaskoczona. A czego mogła się spodziewać po dwóch lata niewidzenia? W miarę upływu czasu każdy się przecież zmienia. Sama była o dwa lata starsza, musiał więc spostrzec ślady, które w tym czasie pozostawiły udręka i samo­tność. Ale jego trudno było poznać. Schudł, był spięty, a z zaciętej twarzy emanowała surowość.

Jest teraz kimś obcym, nieznanym. A może nigdy go naprawdę nie znałam? - zadrżała.


TRUDNA MIŁOŚĆ              9

-               Co tutaj właściwie robisz? - zapytał ostro mężczyzna.

-               Jestem... spędzam urlop - odpowiedziała zalęk­niona.

-               Urlop? - powtórzył, jakby zaskoczony.

-               Z wycieczką zwiedzam autokarem Grecję. - Zwil­żyła językiem zaschnięte wargi. Czytała kiedyś, że mówienie o byle czym rozładowuje napiętą atmosferę.

-              Trzy dni temu przylecieliśmy samolotem do Aten,
zrobiliśmy już wycieczki do Pireusu i Sounionu,
zwiedziliśmy galerie i muzea, tak jak to robią wszyscy
turyści. - Mówiła dalej szybko, uśmiechając się
niepewnie. - Najbardziej podobał mi się Partenon.
Kiedy przyjechaliśmy, był prawie niewidoczny, cały
we mgle, ale już tam, na samym wzgórzu, wyglądał
bajecznie. Podobały mi się także Plaka i bazar.

Stał, patrząc na nią, gdy ciągnęła dalej.

-               A... a jutro jedziemy na dwa dni do Koryntu.

-               Jedziemy?

Annis spojrzała na mężczyznę zaskoczona.

-               Z kim tutaj jesteś? - zapytał szorstko.

-               Już mówiłam, z wycieczką autokarową.

Odwróciła się, nie mogąc znieść dłużej jego wzro­ku. W lustrze stojącym na toaletce zobaczyła od­bicie swej bladej twarzy z błyszczącymi oczyma. Wyglądam jakbym miała gorączkę, pomyślała. Mu­szę wziąć się w garść. Teraz, gdy stał tak blisko, nie mogła jasno myśleć. Wrogość odbijająca się na twarzy mężczyzny była nie do zniesienia. Zasłuży­łam sobie na nią, przyznała w myśli, ale ta jego postawa sprawia, że wszystko staje się jeszcze trud­niejsze.

-              Nie spędzasz przecież urlopu sama. Z kim
przyjechałaś? Czy z tym, dla którego mnie rzuciłaś?

-              Mówiąc to, zaczął zbliżać się do niej.

Na dźwięk tych słów cofnęła się jak spoliczkowana.


10


TRUDNA MIŁOŚĆ


Patrzyła  na mężczyznę przerażona, jak  zaszczute zwierzę na myśliwego.

-              Nie bój się, nie dotknę cię nawet palcem.
- Skrzywił cynicznie usta. - Kiedyś może miałem
ochotę nawet cię zamordować, ale to było dawno
temu i już mi przeszło. Nic mnie, do diabła, nie
obchodzi, czy jesteś nadal z facetem, z którym odeszłaś,
czy się go pozbyłaś i masz następnego. Zapytałem
tylko ze zwykłej ciekawości.

Na pogardę brzmiącą w głosie mężczyzny dziew­czyna odpowiedziała ze złością:

-               Jak śmiesz tak mówić!

-               Prawda w oczy kole? - odparował drwiąco.

-               To nieprawda, nie jestem taka - wyszeptała, wiedząc, że wszelkie tłumaczenia są daremne. Miał prawo mieć do niej żal, na jego miejscu czułaby to samo.

-               A jaka? - Omiótł szybko wzrokiem cały pokój. Annis zdawała sobie sprawę z tego, że oba przygoto­wane do snu łóżka nie mogły ujść jego uwagi. Ściągnął brwi i zacisnął usta.

-               Mam wierzyć, że nie mieszkasz razem z nim?

-               Jestem tu z przyjaciółką z biura. - Annis przebiegła przez pokój i otworzyła drzwi szafy. - Czy nie widzisz, że są to same damskie rzeczy? Zajrzyj do szuflad, zobacz, co leży pod poduszkami. Damskie piżamy.

-               Wierzę ci. - Wzruszył ramionami. - No to dlaczego nie jesteście razem? Pokłóciłaś się z nim?

Zamierza ciągnąć ten temat, pomyślała Annis z goryczą.

-              Przestań - wyszeptała. - Przepraszam za to, co
się stało. Ale w żaden sposób nie mogę ci tego
wyjaśnić, przykro mi. Idź już, proszę, i zostaw mnie
samą.

Stała z pochyloną głową i ze zwieszonymi rękoma. Przez dłuższy czas mężczyzna pozostawał bez ruchu,


TRUDNA MIŁOŚĆ              11

przyglądając się dziewczynie. Annis słyszała urywany oddech, wyczuwała jego wściekłość. Bała się tego, co może nastąpić.

-              Tylko list. Nie odważyłaś się spojrzeć mi w oczy.
Po prostu napisałaś, że wszystko między nami
skończone, i zniknęłaś. Nie zasłużyłem na to, abyś
powiedziała, co się stało i dlaczego zrywasz? Na
Boga, dlaczego nie spotkałaś się ze mną i wszystkiego
nie wyjaśniłaś?

Annis stała nieporuszona, bojąc się spojrzeć na mężczyznę. Odpowiedziała tak cichym głosem, że musiał wytężyć słuch, by zrozumieć jej słowa.

-              Bałam się. Spójrz na siebie. W złości jesteś
przerażający.

Ta ciemna strona jego charakteru uwidaczniała się także w muzyce, którą tworzył, w ponurych, surowych tonach, kiedy to słowa nie są w stanie skryć siły witalnej kompozytora, agresji tkwiącej głęboko w jego psychice.

-               Przerażający? - wybuchnął. - Próbujesz zrzucić winę na mnie, jak typowa kobieta? Wszystkiemu jest zawsze winien mężczyzna! A ty jesteś bez winy? Oczywiście, jakże mogłoby być inaczej, jesteś bez skazy, jesteś tylko ofiarą, skończoną niewinnością!

-               Tego nie twierdzę. Nie oskarżam cię. Jesteś na mnie zły, przykro mi. Upłynęły już przecież dwa lata, wszystko skończone. Czy nie możemy zapomnieć?

-               Zapomnieć? - warknął, z jakiegoś powodu jeszcze bardziej rozzłoszczony. - Nie, Annis, nie mogę, do diabła, zapomnieć! Rzuciłaś mnie bez żadnego wyjaś­nienia i od tamtej pory tkwi to we mnie jak zadra, doprowadza do szału. Ciągle się zastanawiam, dlaczego tak postąpiłaś. - Zbliżył się do niej z roziskrzonymi oczyma. - Muszę wiedzieć, muszę.

Nagle rozległo się pukanie do drzwi. Oboje zamilkli.

-              Twoja przyjaciółka? - zapytał cicho.


12


TRUDNA MIŁOŚĆ


Zanim odpowiedziała, usłyszeli z korytarza jakieś greckie słowa, a po chwili ktoś otworzył kluczem drzwi. W progu stanęła pokojówka ze stosem czystych ręczników. Zaskoczona, przepraszając zaczęła się wycofywać. Annis szybko zareagowała:

-              Zmienia pani ręczniki? Proszę wejść...
Zdawała się nie widzieć ponurego spojrzenia swego

towarzysza. Pokojówka weszła do łazienki, a Annis zwróciła się do milczącego mężczyzny:

-              Zostaw mnie samą. Przykro mi, ale nie mam nic
więcej do powiedzenia. Muszę iść wcześniej spać,
jutro wyjeżdżamy o świcie.

...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin