Jan August Kisielewski W sieci.doc

(66 KB) Pobierz

Jan August Kisielewski – W sieci

 

Wstęp:

W sieci należy do charakterystycznych przykładów modernistyczno-naturalistycznego synkretyzmu w literaturze MP. Jedni bohaterowie i związana z nimi problematyka łączy ten dramat z naturalizmem, inni – z modernizmem. Satyrycznie nakreślone środowisko radcostwa Chomińskich, to zapowiedź nieco późniejszych saloników mieszczańskich w dramatach Zapolskiej czy Perzyńskiego. Natomiast para młodych artystów, wyznawany przez nich i w pełni aprobowany przez autora podział społeczeństwa ludzkiego na apoteozowanych artystów i zasługujących jedynie na pogardę „filistrów”, dominowanie w dramacie problematyki sztuki i powołania artysty, to zapowiedź manifestów Przybylskiego w „Życiu”, jak i Próchna Berenta. Z naturalizmem łączy dramaty Kisielewskiego bardzo precyzyjne określenie czasu i miejsca rozgrywania się akcji. Akcja pierwszej części dylogii W sieci rozpoczyna się „w piątek dnia 8 lutego, roku 1898. W sieci Kisielewski napisał z całą pewnością w 1897.

Cała mentalność rodziny Chomińskich jest tak samo charakterystyczna dla ówczesnej krakowskiej kasty urzędniczej, jak bunt Julii i Boreńskiego przeciwko sieci mieszczańskich konwenansów jest charakterystyczny dla fermentu nurtującego tę część młodego pokolenia, która skupiła się wokół przybyłego do Krakowa Przybyszewskiego. W dramacie Kisielewskiego uchwycony i utrwalony został styl obyczajowy młodopolskiego Krakowa. Zarówno w jego skrzydle „Kołtuńskim”, jak i cygańskim. Kolejną naturalistyczną cechą dramatów Kisielewskiego jest daleko posunięta indywidualizacja języka. Innym językiem mówią modernistyczni artyści, innym mieszkańcy salonów. Indywidualizacja języka sięga również do wnętrza wyszczególnionych powyżej grup. Rozwichrzony język Julii i Jerzego Boreńskiego uwydatnia młodzieńcze nieuporządkowanie ich umysłowości – można się w tym dopatrywać charakterystycznego dla naturalizmu dążenia do skoordynowania zewnętrznego kształtu wypowiedzi ze stanem emocjonalnym danej postaci. Indywidualizacja języka służy u Kisielewskiego do celów satyrycznych. Przy pomocy pseudo-góralskiej gwary, jaką posługuje się młody malarz Bronik, ośmiesza on przesadną młodopolską modę na góralszczyznę.

W sposób nowatorski posługiwał się Kisielewski didaskaliami. Zwracają one uwagę swoją rzadko spotykaną objętością. Przede wszystkim didaskalia nie tylko informują i opisują, ale zarazem oceniają. Widać to już we wstępnych didaskaliach W sieci, w których mamy od razu wyłożony podstawowy dla ideologii całego utworu podział wstępnych postaci na „osoby” (filistrów) i „ludzi” (artystów). I wreszcie najbardziej powieściowy i „antydramatyczny” element w strukturze dramatu.  W „sieci” mamy długi dialog między parą głównych bohaterów. Poszczególne kwestie Julii i Boreńskiego są tutaj przerywane specjalnymi wstawkami, które pełnią taką samą funkcję jak monolog wewnętrzny w powieści, i informują czytelnika o treści wewnętrznych, niewypowiedzianych przemyśleń rozprawiających postaci.

Sytuacja dramatu W sieci jest prosta i jednoznaczna. Podstawowym założeniem konstrukcyjnym jest wyznawany przez parę głównych bohaterów podział społeczeństwa na artystów i filistrów. Wszystkie zastosowane w utworze środki artystyczne służą do emocjonalnego związania czytelnika z usiłowaniami młodej malarki, „Szalonej Julki”, która prze pomocy równie młodego poety, Boreńskiego, pragnie się wyswobodzić z pętających ją sieci mieszczańskich konwenansów. Artyści tworzą odrębny, wyższy świat, nawet język, jakim się posługują jest całkowicie różny od potocznego, kolokwialnego języka „filistrów”. Młodzi artyści w Sieci entuzjazmują się „Szałem” Podkamińskiego, głęboko przeżywają Marsz żałobny Chopina, uwielbiają Wagnera, marzą o wyjeździe do legendarnego Paryża. Pragnieniem Julii jest stworzeniem symboliczno-mistycznego malowidła Biała męczennica.

 

TREŚĆ

Osoby:

§         Radca Chomiński

§         Pani Chomińska

§        

Emilia

§         Julka

§         Michalina

§         Wiktoria             ich dzieci

§         Cesia

§         Józio

§         Fredzio

§         Jerzy Boreński

§         Stanisława Podlipska

§         Aleksander Rolewski

§         Bronik

§         Katarzyna

Salonik państwa Chomińskich urządzony dostatnio. Meble mieszczańskie. Akcja rozpoczyna się w piątek dnia 8 lutego, roku 1898. W salonie znajduje się klika osób (filisterstwo) i dwoje ludzi (artyści). Te osoby to siostry Chomińskie: panna Misia – lat około 20, czyli panna na wydaniu. Druga –Wicia ma 19 lat – interesuje się ruchem emancypacyjnym kobiet. Jest jeszcze Józio i jego pięcioletni brat – Fredzio. Pół osoby i pół człowieka to Cesia – ma lat 12, skrycie kocha się w Boreńskim, ale bez wzajemności. Inne osoby to panna Emilia (24 lata) nadal gotowa do zamążpójścia, pani Chomińska, porządna, poczciwa gospodyni i matka rodziny. Katarzyna to służąca domu. Julia Chomińska – artystka, uczennica szkoły malarskiej, wyróżnia się wśród mieszczańskiej rodziny, w której przyszło jej żyć. Jerzy Boreński jest literatem. Kolejna postać to malarz, Bronik zwany Bacą. Przed wyjazdem do Paryża zatrzymał się w Krakowie, by obejrzeć dzieła Matejki. Kocha się w góralach zakopiańskich, nosi ciupagę, kapelusz huculski i naśladuje tatrzańską gwarę.

Utwór rozpoczyna się śpiewem Misi. Jej słuchaczem jest rodzeństwo. Następnie Julia maluje portret Wici i Jerzego. Zachowanie Julii jest dość swobodne, bo Jerzy chce pozować w okularach, a Julia upiera się, żeby je zdjął. W końcu strąca mu je. Wicia mówi, że nie na darmo nazywają ją „Szaloną Julką”. Jerzemu podobna się, że Julia zwraca się do niego „Jurek”. Wyrzuca mu, że kiedy go chciała pocałować, to odmówił. Jerzy mówi, że nie ma nic przeciwko temu. Wtrąca się Cesia, że Jerzy może się obrazić. Julia nazywa ją kozą. Cesia krzyczy, że dla wszystkich nic nie znaczy i wybiega z płaczem. Następnie pojawia się Bronik, który mówi gwarą. Cesia pyta go o wyjazd do Paryża, on nie odpowiada. Chwali portret robiony przez Julię. Jerzy mówi Bronikowi, aby przestał imitować Hucuła, bo to staje się nudne. Bronik mówi Julii, że Grzelewicz bardzo chwalił jej talent malarski. Namalowała ona Adama i Ewę. Ewa jej wyszła trochę gorzej, za to Adam lepiej. Prof. Grzelewicz stwierdził, że Julia ma „intuicję eratyczną”. Julia się dopytuje Bronika, czy nic nie mówił, że to namalowała na ścianie w szkole. Julia się założyła, że namaluje Adama i Ewę pod drzewem w raju i to zrobiła. Całuje Bronika, za przyniesienie dobrych nowin. Bronik prosi Jerzego o pieniądze. Wszyscy chwalą portret Julii, podchodzi do niej Bronik i mówi, że i tak będzie skarpetki cerować. Ona pędzlem maluje jemu twarz. Na to on mówi, że Zoila (starożytny, złośliwy krytyk) tak nie obdarowali. Do pokój wchodzi Emilia, rzuca pogardliwe spojrzenia. Nagle Bronik dostaje kurczu. Julia przynosi mi śmietankę. Cesia znów go pyta, czy jedzie do Paryża. Emilia mówi coś obraźliwego, Bronik wścieka się i wybiega z pokoju. Dochodzi do sprzeczki między Julią a Emilią. Emilia Bronika nazywa hołotą. Teraz już Misia nazywa portret Julii bohomazem. Emilia jest złośliwa wobec Julki, nazywa ją oryginałem, osobliwością. Emilia mówi, że zostanie starą panną przez nią. Cesia staje w obronie Julii. Wchodzi Pani Chomińska, każe wyjść wszystkim, oprócz Julii. Chomińska mówi, że nieładnie, by Jerzy nie jadł z nimi śniadania. On odpowiada, że nie żyje zgodnie ze wskazówkami Zegara ściennego. Chomińska nie rozumie komplementów Jerzego dla obrazu Julii. Ona mówi, że nie można się wypowiadać na temat, o którym nie ma się pojęcia. Chomińska mówi, że z tych obrazów nic nie będzie. Jerzy mówi, że to jej da szczęście. Na to Chomińska, że szczęście jest jedno: Chrystus w sercu, spokój w duszy”. Jerzy oponuje, że szczęście dać może możliwość tworzenia działania, Mówi, że są różni ludzie: jednym wystarczy byt materialny, a inni (i on podaje siebie jak przykład) plują na tramwaj. Chomińska stwierdza, że dzieli on ludzkość na filistrów i artystów. Jerzy na to, że filistrów to on by chętnie bił, palił, mordował, rąbał, opluwał. Jerzy mówi: „e viva l’arte” (niech żyje sztuka) – tylko to się liczy dla niego. Następnie cytuje wiersz Franciszka Nowickiego „Apoteoza”: „Lecz cóż my winni, że z błota i kału/ wciąż z feniksawym uporem powstajem,. Cóżeśmi winni, że jesteśmy młodzi?!” Jerzy mówi Julii, że czasem zbyt szorstko odezwie się do matki. Julia mówi o buncie, który w niej jest, a rodzina dusi go teoriami, prawami, wymaganiami. Wyobraża ona sobie nieraz, że jest przywiązana do drzewa i uderzają w nią strzały, a w dali widzi ognisko, przy którym ucztują jej duchy bratnie, tańczą piją wino, mają wieńce weselne. Jerzy mówi, że to jest symbol, który Julia powinna namalować. Twierdzi on, że ten obraz stanie się arcydziełem. Jerzy wpada na pomysł, że obraz powinien nazywać się „Biała męczennica”. Chomińska wyprasza Jerzego, chce porozmawiać z Julią. Wyzywa córkę od bezwstydnych dziewczyn. Julia mówi, że to ona narysowała. Jednak wszystko wskazuje na Julię, bo to ona podpisała się pod obrazem „J.Ch.”. Chomińska mówi córce, że już więcej nie będzie chodzić do szkoły. Julia broni się przed oskarżeniami i powołuje na prof. Grzelewicza, który powiedział, że ma ona talent i „erotyczną intuicję”. Chomińska mówi, że może w Paryżu takie rzeczy malują, a całym jej majątkiem jest dobra sława. Matka zaczyna dopytywać się o Aleksandra (jest to kandydat n a męża). Dlaczego ich korespondencja się urwała. Chomińska zarzuca Julii, że odbiła konkurenta swej siostrze Milce. Julia błaga o to, by mogła pójść do szkoły, ale matka się absolutnie nie godzi. Chce, aby córka zajęła się domem, kuchnią, Oświadcza, że wypowie mieszkanie Bronikowi. Julia mówi matce, że się nie poniży, pragnie uciec z domu. Do Chomińskiej podchodzi Cesia i twierdzi, że to nie Julia namalowała, tylko „te przeklęte filistra” – staje w obronie siostry. Następnie dochodzi do rozmowy między Chomińską, a Jerzym. Podejrzewa ona jego oraz Julię o intymne stosunki. Jest on tym oburzony i chce się wyspowiadać. Krzyczy, że nie jest erotomanem, Chomińska się uspokaja. Prosi Jerzego, aby porozmawiał z Julią, skłonił ją do tego, czego ona od niej żądała (chodzi o namówienie do związku z Aleksandrem). Chomińska pyta go co sądzi o Cesi. Jerzy mówi, że jest fenomenalnie inteligentna. Oznajmia mu ona, że Cesia skrycie podkochuje się w Jerzym. Następnie w rozmowie z Julią, Jerzy nazywa Chomińską filisterką i mówi o podejrzeniach jej matki co do ich romansu. Jerzy mówi, że z oburzeniem zaprzeczył tym przypuszczeniom. Julia uważa, że oni ją lekceważą, uważa, że to Jerzy ma olbrzymi talent, a ona pójdzie na pastwę jakiegoś filistra. Jerzy siada przy fortepianie i zaczyna grać. Do Julii dolatują odgłosy „Marsza żałobnego” Chopina. W didaskaliach autor opisuje melancholijny nastrój : ciche dźwięki muzyki, ich dwoje w pokoju. Podchodzą oboje do okna, Julia mówi, że światło z wieży kościoła nawa ją radością. Jerzy pragnie odejść, lecz Julia go zatrzymuje i pyta o dramat, który miał napisać. Jerzy pokazuje jej fragmenty rękopisu. Utwór nosi tytuł „Otchłań”, ma pięć aktów z prologiem i epilogiem. Osoby dramatu to: Julia, Jerzy, Józio, Fredzia, Milcia, Wicia Misia, Cesia, Pani Chomińska i Katarzyna. Nagle do pokoju wpada Józio i oznajmia, że powóz zajechał przed dom. Okazuje się, że to Aleksander. Chomińska jest zadowolona, że przynajmniej jedna córka pójdzie za móż. Chomiński przegląda akta i nic go nie obchodzą sprawy rodzinne, Oświadcza żonie, aby przepędziła służącą Katarzynę – nie lubi jej. Chomiński wybiera się do kasyna. Chce uciec od domowej atmosfery. Chomińska z okazji przyjazdu Aleksandra chce urządzić podwieczorek, wspomina także o tym, że dziewczynom przydałyby się nowe suknie. Chomiński mówi, że nie ma pieniędzy. Ona sprawdza mu portfel i zarzuca, że pieniądze przetrwonił grając w karty. Następnie Chomiński wita się serdecznie z Rolewskim Aleksandem. Pożycza on Chomińskiemu pieniądze. Pani Chomińska zaprasza Rolewskiego na drugie śniadanie, okazuje się, że bawił on w Wiedniu. Rolewski nie dawał znaku życia, bo jak tłumaczy, małżeństwo to ważny krok w życiu człowieka i czasem trzeba kogoś wystawić na próbę. Wchodzi Cesia i serdecznie wita się z Rolewskim. Nie poszła do szkoły, bo panuje w niej ospa. Rolewski stwierdza, że Julia byłą nieswoja. Miała ona był głowy, na który Rolewski poleca metodę Kreippa (na wszelkie schorzenia stosowanie zimnej wody). Mówi on Chomińskiej, że już za miesiąc chciałby się ożenić z Julią. Na to jej matka odpowiada, że wyprawa jeszcze nie jest gotowa. Następuje powitanie Jerzego z Rolewskim. Chomińska stwierdza, że Rolewski, który jest sędzią, ocierał się o wielki świat (był w Wiedniu), a Jerzy to literat, więc nie zabraknie im tematu do rozmowy. Rolewski zapytuje, gdzie Jerzy drukuje swoje utwory. On się bardzo oburza i mówi, że pluje na drukowane rzeczy. Okazuje się, że Rolewski też pisał wiersze. Cesia wita się serdecznie z Jerzym. Mówi mu o tym, że śniła jej się własna śmierć. Domyśla się ona, że może to być znak tego, że pójdzie do klasztoru. Jerzy nieco ożywia się, wyobraża sobie mistyczny nastrój: natura, cisza, zieleń, białe szaty. Jerzy przypuszcza, że pewnie się tak stanie, Cesia jest zła. Chomińska oznajmia, że Julii nie ma w domu. Rolewski nie może zostać na śniadaniu, ale obiecuje, że na podwieczorek przyjdzie. Kiedy on wychodzi, to Jerzy z Emilią rozmawiają o tym, że mają do czynienia z filistrem. Nazywają go nawet nadfilistrem. Natomiast Chomińskiej pan Jerzy mówi, że Rolewski to bardzo miły człowiek. Stwierdza, że jest impresjonistą – dekadentem. Cesia pyta Jerzego, co to jest filister, a on odpowiada jej, że to jest zero. Jerzy trochę igra sobie z Cesią, bo mówi jej, że filistra poznaje się wtedy, gdy swędzi „lewa kończyna prawej stopy nożnej”. Julia w końcu zjawia się w domu, jest bardzo podekscytowana, bo zobaczyła obraz Władysława Podkowińskiego „Szał uniesień”. Opisuje go: jest przepaść, a nad nią zawisa kary koń, jest rozszalały, z pyska idzie mu piana, na grzbiecie unosi kobietę. Julię ten obraz zachwycił, opisuje ona jak czuła się nagą wleczoną po śniegu. Zaczyna krzyczeć, że nie jest jedną z miliona, jest osobna, wyjątkowa, żąda dla siebie innych praw. Następnie Julia siada do fortepianu i gra sentymentalny utwór „Boże, daj męża – daj męża – daj męża”. Znów Julia popada w rozmarzenie: wyobraża sobie pałac dożów wśród laguny, fontanny wina, kwiaty. Nagle zwraca się do niej Jerzy, a ona jest zła na cały świat, że nie pozwala jej marzyć, odziera ją z  tych marzeń. Julia porównuje siebie do psa Udka, który też był drażniony przez innych. Znów rozmyśla o obrazie Podkowińskiego, ona czuje, że dusza tego malarza przeszła w jej duszę. Jerzy opowiada jak włóczył się po ulicach i spotkał go pijany, chciał go pobić za to, że Jerzy ma długie włosy. Wtedy on opowiedział mu przypowieść o Kainie i Ablu i pijak odszedł w pokoju. Następuje zbliżenie między Jerzym a Julią (ona gładzi jego włosy). Jerzy mówi Julii, że nie zgadza się na jej mezalians z Aleksandrem, tylko w tworzeniu Julia znajdzie zaspokojenie swej namiętności. Na to Julia, że czuje się lwicą zaplątaną w sieci i ma ochotę te sieci rozerwać, ale nie ma odwagi burzyć tego wszystkiego, czyli rodziny. Opowiada Jerzemu o tym, jak widziała swą matkę na katafalku i nagle Julia w tym widzeniu zaczęła śpiewać „Salve Regina” („Witaj Królowo”). Nagle zwraca się z prośbą do Jerzego, by jej dał rewolwer. Jerzy perswaduje, że ona ma talent, młodość i nie powinna tego zmarnować. Nagle oświadcza jej, że wyjeżdża i zmieni życie Julii. Wyjawia swój plan: jego ojciec jest filistrem prowadzącym przemysł piwny. Chce on od niego wyciągnąć pieniądze. Każe też Julii, by porozmawiała ze swoim ojcem. Wchodzi Stanisława Podlipska. Wymienia z Jerzym kilka złośliwych uwag, potem wita się z Julką. Wyjawia ona Stasi, że jest zdenerwowana, a ta komentuje, że to Jerzy „Krętoloki trubadur” jak go nazywa, doprowadził ją do mdłości. Z rozmowy wynika, że są one bardzo zaprzyjaźnione. Julia prosi Podlipską, by jej pozowała go „Białej męczennicy”. Julia dowiaduje się, że Stasia przyszła ją zaprosić na zaręczyny. Wychodzi ona za Goreckiego. Julia jest zdumiona, bo to łysy, stary kawaler. Dziwi się rozsądności Stasi, a ona odpowiada, że „życie trzeba brać takie, jakim ono jest.” Julia wyznaje matce, że nie kocha Aleksandra i nie chce za niego wychodzić. Chomińska stwierdza, że miłość przyjdzie z czasem, mówi jej także, że pożyczył on ojcu pieniądze. Słysząc to, Julia przerażona wybiega i mówi, żeby nie sprzedawali jej tak tanio, czyli za 75 reńskich. Cała rodzina Chomińskich jest na przechadzce, tylko pan Chomiński siedzi w domu, jest przeziębiony. Ciągle woła służącą Katarzynę. Ta w końcu go usłyszała, nawzajem się przekrzykują. Chomiński rzuca kilka złośliwych uwag do służącej – ujawnia się w tej scenie komizm sytuacyjny. Julia rozmawia z Rolewskim, jej odpowiedzi są zdawkowe, chłodne. Pyta się go, dlaczego do nie nie pisał, on odpowiada, że chciał wystawić na próbę siebie i ją. Julia każe mu się oduczyć wystawiania na próbę. Pyta się, czy jej ojciec oddał pieniądze, które Rolewski mu pożyczył. On twierdzi, że oddał. Rolewski pozwoli jej malować, nie będzie miał nic przeciwko. Godzi się nawet na to, aby pozować do aktu. Julia ściąga mu koszulę, uważa, że się nada do aktu. Julia wkłada mu do ręki cukiernicę i każe wykonać ruch dyskobolowy. Rolewski wykonuje zamach, wtem do pokoju wchodzi Jerzy i cukiernica wypada z ręki Aleksandra. Cukier rozsypuje się po całym pokoju. Julia pyta Rolewskiego, czy chce mieć ślubny prezent. Nalega, by wykupił dużo włóczki różnych kolorów. Rolewski nic z tego nie rozumie. Julia i Jerzy zostają sami. Jerzy rzuca złośliwą uwagę w kierunku Aleksandra. Julia się oburza i mówi, że to jest jej narzeczony. Pragnie się wydobyć z sieci, lecz jest sama jedna. Jest szczęśliwa, że on pozwolił jej malować. Jerzy jest zdumiony zachowaniem Julii, stwierdza, że to jest profanacja sztuki. Jerzy mówi, że był w domu – jego ojcu amputowano nogę. Dał też pieniądze. Julia w końcu wyznaje, że chwilami czuje miłość do Rolewskiego. Ona nie chce zniszczyć tego uczucia. Na to Jerzy mówi, by nie wychodziła za Rolewskiego, przekonuje ją, że artysta musi mieć swoją atmosferę, swoje powietrze jak ptak. Zaczyna się między nimi szamotanina. Julia oświadcza, że idzie skończyć to wszystko i prosi Jerzego, by przyniósł rewolwer. On jej przynosi i daje. Jednak ona oddaje mu go z powrotem. Julia pyta się, co by zrobił, gdyby ona się zastrzeliła. Jerzy odpowiada, że zrobiłby to samo. Zaczyna przekonywać Julię, by uciekła z domu, wzięła się do pracy i „kopnęła ten cały familijny tramwaj”. Jerzy stwierdza, że „takie czoło nosi się wysoko. Ponad tłum.” Julia zaczyna płakać. Nagle do pokoju wbiega Rolewski, bo zapomniał rękawiczek. Nachyla się, by ich poszukać, a w tym czasie Jerzy z kieszeni jego palta wyciąga rękawiczkę  i kładzie na stole. Rolewski jest zdumiony, że właśnie tam była. Jerzy i Julia kpią sobie z niego. Potem Jerzy opowiada Rolewskiemu o postaci początkującego filozofa Kremera. Otóż szedł sobie Kremer i potknął się o wołu i powiedział „przepraszam”. Wół nie odpowiedział, więc Kremer stwierdził: „Coś mi się zdaje, że to był wół.” Po wyjściu Rolewskiego, Jerzy stwierdza, iż był przekonany o tym, że Julia rzuci w twarz pierścionkiem (chodzi o rzucenie w Rolewskiego). Usilnie namawia Julię, by zrezygnowała z małżeństwa z Rolewskim. Chce on, by żyła sama dla siebie. Następnie Jerzy snuje mistyczną wizję ich wspólnej przyszłości: mówi o hejnałach podniebnych, ciszy bezkresów. Wspomina także o pokoju, który Julia mogłaby wynająć. Jerzy zapewnia, że ma trochę pieniędzy. Wtem dostrzega Podlipską i każe Julii zerwać z nią przyjaźń. Podlipska podchodzi do nich, na to Jerzy mówi, żeby zachowała więcej taktu. Podlipska pyta Julię, czy kocha Jerzego Boreńskiego. Julia mówi, że chce żyć, a oni wszyscy ją zabijają. W końcu wyraża obawę, że wszyscy ją odstąpią, a Podlipska mówi, że nigdy je nie opuści. Julia mówi, iż jest postanowione, że zamieszka sama. Podlipska rzuca podejrzenie, że podsłuchiwał. Jest on oburzony. Dochodzi do sprzeczki między Jerzym a Podlipską. W końcu Jerzy stwierdza, że jedna z nich musi opuścić ten pokój. Każe on wybierać Julii między sobą a Podlipską. Każe on wybierać Julii między sobą a Podlipską. Następuje cisza, podczas której Jerzy wychodzi. Julia wybucha płaczem. Do domu wraca Rolewski i mówi: „Julciu... jestem...”

KONIEC

 

6

 

Zgłoś jeśli naruszono regulamin