Wakacje cyborga - Antologia.pdf
(
1110 KB
)
Pobierz
antologia - Wakacje cyborga
Wydawnictwo:
„Iskry”
Rok wydania:
1968
Nakład:
30.000
Wydanie:
I
Stron:
304
Druk:
Szczecińskie Zakłady Graficzne
Format:
12x19 cm
Seria:
Fantastyka Przygoda
Projekt okładki:
Jerzy Zbijewski
Wybór opowiadaŃ:
Julian Rogoziński
Za zezwolenie na druk opowiadań w niniejszym tomie dziękujemy:
Les Editions Denoël – za opowiadanie Jean Paulhac „Muzyka przede wszystkim” (
De la musiąue
avant toute chose
) z tomu
Un brutt de guepés
.
Erie Losfeld (Terrain Vague) – za opowiadania Jacąues Sternberg „Co to?” (
Quoi
?) i „Cel” (
Le
but
) z tomu
La géométrie dans la terreur
.
Editions Opta – za opowiadania: Hervé Calixte „Pan, pani i zwierzątko” (
Monsieur, madame et
la petite béte
), Michel Ehrwein „Powrót z gwiazd” (
Le retour des étoiles
), Fernand Francois
„Praca to rozkosz” (
Travailler est un vrai plaisir
), Nathalie Henneberg „Wakacje Cyborga” (
Les
vacances du Cyborg
), Jacques Sternberg „Kontrola paszportów” (
Vos passeports, messieurs
) i
„Wesołych wakacji” (
Bonnes vacances
), Claude Veillot „W innym kraju” (
En un autre pays
),
Pierre Versins „Jabłko” (
Ma pomme
), Luc Vigan „Cyntia” (
Le jemme modéle
) oraz Stefan Wul
„Igraszki westalek” (
Les jeux des vestales
).
Remi Renard – za opowiadanie Maurice Renard „Człowiek o przenikalnym ciele” (L'homme au
corps subtil).
Spis treści
o
Inny
ś
wiat
o
Z „Wi
ęź
nia na Marsie”
o
Człowiek o przenikalnym ciele
o
Cel
o
Co to?
o
Kontrola paszportów
o
Wesołych wakacji!
o
Pan, pani i zwierz
ą
tko
o
Muzyka przede wszystkim
o
Wakacje Cyborga
o
Cyntia
o
Praca to rozkosz
o
Powrót z gwiazd
o
Igraszki westalek
o
Jabłko
o
W innym kraju
Posłowie
Metalowe gałki wzbiły się w górę z otwartej dłoni uczonego, wylądowały pod sufitem i nie spadły.
Inne, wypuszczone przez okno, znikły szybko w przestworzach. Doktor Omega pokazywał
przyjaciołom i znajomym swój najnowszy wynalazek: substancję, która nie trzymała się ziemi. W
wyniku krótkiej narady zbudowali wspólnymi siłami latającą machinę, którą dotarli na planetę
Mars, nie zaznawszy w drodze powaŜniejszych przeszkód. Za to nieznany ląd zgotował im trochę
przykrych niespodzianek. Nie wszyscy tubylcy entuzjazmowali się gośćmi z zaświatów. Ale
wyprawa skończyła się dobrze: podróŜni wrócili na Ziemię, Ŝeby długo i szeroko opowiadać o
swoich niezwykłych przygodach
.
Tak przedstawia się w skrócie treść „Doktora Omegi”, powieści fantastyczno-naukowej z
początków naszego stulecia, a moŜe i trochę starszej. Mówię tak, poniewaŜ nie zapamiętałem
autora, a kiedy czytałem ją w dzieciństwie, była to ksiąŜeczka mocno juŜ wyświechtana i na
pewno nie zaliczała się do nowości, o które zawsze nudziłem w wypoŜyczalniach.
Przed kilkunastu laty spotkałem znów doktora Omegę, ale w innej formie, zamerykanizowanej,
kiedy moda na powieść fantastyczno-naukową, zwaną obecnie science fiction, przyszła do
Europy. Nie zapamiętałem równieŜ tytułu ani autora, ale historia była ta sama, zmieniły się tylko
trochę okoliczności. Metal „antygrawitacyjny” powstał przypadkiem, jako produkt uboczny przy
doświadczeniach nad rozbiciem atomu. Nie był tylko tak dziewiętnastowiecznie łagodny jak
gałki doktora Omegi. Wydobywając się na wolność rozwalał sufity i ściany. Budowie statku
kosmicznego towarzyszyły awantury arabskie z gangsterami, którzy uznali, Ŝe im równieŜ
mogłaby się przy’ dać na coś cudowna substancja. Zasięg wyprawy był oczywiście szerszy:
Amerykanie zwiedzili mnóstwo ciekawych planet, ale nie zmieniła się natura czyhających
niebezpieczeństw. Repertuar ich pozostał klasyczny: humanoidzi – gigantyczni lub karłowaci – z
reguły nieŜyczliwi, dybią na Ŝycie dobrotliwych przybyszów; mięsoŜerne rośliny – kolosalne
rosiczki – polują na nich jako na kąsek wyjątkowo smaczny. Wyobraźnia, raz rozbudzona,
zaczęła w nieskończoność pomnaŜać najdziwaczniejsze stwory bądź napotykane przez ludzi na
sąsiednich planetach albo wśród innych galaktyk, bądź pojawiające się na Ziemi w zamiarach z
reguły jeśli nie wrogich, to co najmniej podejrzanych. Mały przewodnik po faunie, florze oraz
innych osobliwościach literatury fantastyczno-naukowej (R. Chomet i G. Klein, Bestiaire Digest
de la Science Fiction) z roku 1955 obejmuje, obok inteligentnych, posiadających własne
cywilizacje gadów, płazów i owadów, myślące wirusy oraz nie mniej od nich przemyślne atomy,
rozumne a Ŝarłoczne minerały – twory bez wyjątku niezwykłe, pomiędzy którymi miejsce
uprzywilejowane zajmuje planeta Bradbury’ego, czule reagująca na psychizm ludzki, zła lub
dobra w zaleŜności od poziomu moralnego przybyszów. Dzisiaj Bestiaire Digest urósłby juŜ do
rozmiarów grubego katalogu, gdzie wiele stronic wypełniłyby rozmaite gatunki robotów –
ostatnio coraz modniejszych – pokornych albo zbuntowanych, nie mówiąc juŜ o tajemniczych i
złowrogich berserkerach, które tak oto charakteryzuje ich „wynalazca”, Fred Saberhagen:
„Berserkery były olbrzymimi astronawami wojennymi, całkowicie zautomatyzowanymi a
wyprodukowanymi niegdyś na wypadek zbrojnego konfliktu z istotami, które tymczasem zdąŜyły
juŜ wygasnąć. Obecnie stały się wrogami wszelkich form Ŝycia organicznego. ZaŜarta walka z
nimi nie ustała jeszcze, teraz juŜ wydawało się jednak, iŜ przetrwa Ŝycie, którym tętni galaktyka”.
Nowele Saberhagena są dość nudne i niewątpliwie wtórne. Autor oscyluje między Wellsem,
Poem i... „Quo Vadis?”. Nogara, absolutny władca galaktyki, zachowuje się jak
sienkiewiczowski Neron, na swoim międzyplanetarnym statku admiralskim urządza „rzymską”
orgię, którą zakłóca berserker (berserkery są duŜe i małe, potrafią teŜ przybrać kaŜdą postać)
ucharakteryzowany na śmierć w czerwonej masce. Znamienny przykład nieporadności, jeśli
zwaŜyć, Ŝe Saberhagen naleŜy do młodego narybku i Ŝe amerykańska science fiction święci
akurat swoje pięćdziesięciolecie. Run bowiem na ten gatunek literacki rozpoczął się w Stanach w
roku 1917, a miał swoje echa i w Polsce, o czym wspomnieć warto. Anonimowy wydawca
wypuszczał w latach 1921–1925 setki anonimowych broszurek „sensacyjno-kryminalnych”,
wśród których jaskrawą szpetotą okładek wyróŜniała się seria zatytułowana „Kapitan Mors”. Ów
energiczny oficer przeprawiał się Ŝwawo z planety na planetę, staczając zwycięskie boje z
tamecznymi potworami.
Sabergahena wymieniam z innych jeszcze, bardziej zasadniczych względów: przy całej swojej
miernocie pisarz ten wyraŜa tendencję przejawiającą się dziś w całej literaturze science fiction –
a jest nią rezygnacja z pseudonauki na rzecz prawdziwej fikcji, czyli fantastyki. Stąd powrót do
Poego i stąd równieŜ obfitość starych motywów baśniowych, zwłaszcza celtyckich i
germańskich.
Istnieje zresztą ogromna przepaść między mistrzami amerykańskiej science fiction, jak
Lovecraft, Bradbury, Sheckley, Walter Miller, a pracowitymi szeregowcami pisującymi w pocie
czoła nowele do niezliczonych periodyków. U pierwszych nauka stanowi jedynie pretekst dla
gier wyobraźni, drudzy wysilają się na literackie kombinacje z zakresu fizyki, biologii, chemii,
cybernetyki, etc, mozoląc się nad przeróŜnymi „co by było, gdyby”, którym złośliwa przyszłość i
tak najczęściej zaprzecza.
Ten sekret literatury fantastycznej uchwycili w lot – a właściwie przypomnieli go sobie tylko –
Francuzi, odrzuciwszy z dwóch pojęć, na dobrą sprawę sprzecznych, science, a zachowując
fiction. To znaczy powiedzieli sobie jakby: od nauki stronić całkiem nie zamierzamy, ale
wyobraźnia przede wszystkim. Jak u Bradbury’ego, Sheckleya, Asimova... i jak dawniej u nas
było u Gustawa Lerouge, Rosny’ego, Maurice Renarda, a jeszcze dawniej u Cyrana de Bergerac,
który w XVII w. poleciał spod ParyŜa na KsięŜyc odrzutowcem własnej konstrukcji. Ale nie
chodzi przecieŜ o odrzutowiec, lecz o mit człowieka latającego – Ikara, któremu udało się
wreszcie.
Dlatego wśród wymienionych wyŜej francuskich „fantastów” nie figuruje – moŜe ku
zaniepokojeniu czytelnika – nazwisko najgłośniejsze, otoczone zasłuŜoną sławą. Mam na myśli
Jules Verne’a. Osoby skłonne do uproszczeń literackich zwykły przypisywać ojcu kapitana
Nemo równieŜ i ojcostwo francuskiej science fiction w ogóle. Zwróćmy jednak uwagę, Ŝe w
pomysłach naukowych Verne’a element fantastyki, baśni występuje nader rzadko. Cyrano bez
porównania bardziej wyprzedzał epokę niŜ Verne’owski inŜynier Robur na swoich latających
statkach albo kapitan Nemo w łodzi podwodnej: to, co w XVII wieku wydawało się
niemoŜliwością, w XIX stanowiło juŜ tylko bliską rzeczywistość. W młodości Verne fascynował
się Poem, o którym podówczas napisał szkic; po czym szybko porzucił mistrza dla przygód,
którym choćby nawet odbywały się na KsięŜycu albo „w środku Ziemi” starał się nadawać
uzasadnienie, szukając go w hipotezach matematyczno-przyrodniczych epoki. W miarę jak
sprawdzają się lub urzeczywistniają owe hipotezy, Verne pisarz oddala się od nas coraz bardziej:
„Nautilus” pływa juŜ naprawdę, skoro Amerykanie tak ochrzcili swoją pierwszą łódź podwodną z
napędem atomowym. Zarówno więc machina, jak i jej konstruktor, opuściła krąg magii
literackiej; pozostały w nim za to nadal krajobrazy podmorskie, które opisał Verne, zachowując
swój charakter wizyjny.
Z tego zaś punktu widzenia najciekawszymi i najświetniejszymi osiągnięciami Verne’a są
powieści takie, jak „Tajemnicza wyspa” i „PodróŜ do środka Ziemi”, ale w tych partiach, gdzie
autor swój scjentyzm łączy z prastarym, mitem tybetańskim i celtyckim o miastach ukrytych pod
ziemską skorupą i zamieszkanych przez mędrców. Z Poego wywodzi się arcydzieło Verne’a Le
Sphinx des Glaces, oparte na jednym z wątków „Gordona Pyma”.
Warto tutaj zaznaczyć, Ŝe wątek fantastycznych przygód pod biegunem, w połączonych juŜ
wariantach Poego i Verne’a, podjął H. P. Lovecraft w halucynacyjnych Mountains of Madness.
Podobnie zresztą jak wędrujące rośliny Lerouge’a napotkałem niedawno u Pawia Andersona –
tyle Ŝe nie na Marsie, ale na którejś z odleglejszych planet, juŜ poza naszym systemem
słonecznym. Lerouge, pogardzany niegdyś jako „Jules Verne dla kucharek”, przeŜywa dziś swój
renesans. Młodszy od Verne’a, był pisarzem niezmiernie płodnym. – a Ŝe znaczną część swoich
powieści publikował w zeszytach, niekiedy nawet anonimowo, nie znamy jeszcze w całości jego
dorobku. „Więzień na Marsie”, którego fragment – z braku opowiadań – umieściliśmy tutaj,
datuje się z lat 1908-9 i w tym okresie mniej więcej ukazał się po raz pierwszy polski przekład
rzeczonej ksiąŜki. Kontynuując z początku dzieło mistrza [w roku 1903 ukazała się pierwsza(?)
powieść Lerouge’a Le sousmarin »Jules Verne«], autor „Więźnia na Marsie” coraz częściej
sięgał potem do tworzywa utajonego w mitach, legendach, a nawet okultyzmie: tak więc inŜynier
walczący z marsjańskimi pnączami dostał się na „czerwoną planetę” pociskiem wysłanym w
kosmos za pomocą skoncentrowanej woli hinduskich jogów. Wątek próby zbadania i
wykorzystania dla celów naukowych sił „nadprzyrodzonych” podjęli ostatnio Amerykanie (Idris
Seabright) w dość ponurych nowelach, gdzie zmobilizowane dŜiny, elfy i wilkołaki biorą – po
stronie walczących ludzi – udział w przyszłej wojnie. Tak więc fantastyka baśniowa oŜywia raz
jeszcze naukową, otwierając wciąŜ przed nią nowe perspektywy – kiedy juŜ inŜynier,
współczesne wcielenie czarownika Merlina czy Pipifona – cel swój osiągnie.
Jeśli zatem spojrzeć na kilka wymienionych w tym szkicu elementów powtarzających się
często w nowelach czy powieściach science fiction, tracą one wszelki walor, o ile nie wspiera ich
tradycja baśni, fantastyki, a nawet „nauk tajemnych”, przywracanych częściowo do czci i wiary.
Tak więc metal doktora Omegi wywodzi się wprost z alchemii, roboty są potomstwem
legendarnych golemów, wiele odpowiedników pozaziemskiej flory i fauny znajdziemy w
średniowiecznych i renesansowych opisach podróŜy, kosmonauci Bradbury’ego porozumiewają
się z inteligentną planetą uciekając się, z początku nieświadomie, do dyspozycji telepatycznych,
które niedawno jeszcze wkładano między bajki. Niemiecki romantyk Achim von Arnim opisał w
„StraŜnikach korony” transfuzję krwi, która wygląda nieco inaczej niŜ w dzisiejszych
podręcznikach medycyny, co nie zmienia faktu, iŜ opis ten zalicza się do najświetniejszych
stronic literatury fantastycznej. RóŜnica więc pomiędzy baśnią i opowiadaniem antycypującym
przyszłość polega głównie na przejściu od czasu przeszłego do futurum. Narrator zaczyna wątek
nie od słów: „Był sobie pewnego razu”, ale: „Będzie sobie pewnego razu”, a czy królewicz, czy
kosmonauta, to juŜ całkiem obojętne.
Inna sprawa, Ŝe perspektywy, jakie przed wyobraźnią poetycką otwiera nauka, ułatwiły
fantastyce francuskiej odrodzenie przed piętnastu laty, kiedy zaczął ukazywać się miesięcznik
Fiction, oparty głównie na przekładach, gdzie Anglosasi udzielili kącika Francuzom. Z początku
redakcja przypominała tylko o znakomitej przeszłości, publikując zapomniane nowele Rosny’ego
czy Renarda, po niedługim czasie jednak zaczęły pojawiać się nazwiska nowe, których część
prezentuje niniejsza antologia. Od pierwszej chwili teŜ wystąpiła ich odrębność polegająca na
rozsadzaniu tradycyjnych form fantastyki przez surrealizm, czarny humor i pocieszny absurd. Za
przykład moŜe tu słuŜyć opowieść o gigantycznie rozrastającym się jabłku Pierre’a Versinsa, a
jeszcze bardziej twórczość Jacquesa Sternberga, dziś juŜ „klasyka”, bardzo wysoko notowanego
na giełdzie pure-nonsense’u. Sternberga pasjonuje przede wszystkim temat wzajemnej obcości i
kompletnej nieprzenikalności świata ziemskiego i światów pozaziemskich. Nie będzie
Robinsonów i Piętaszków ani po tej, ani po tamtej stronie. Podobną wizję ukazał Wells, jeszcze
Plik z chomika:
raptorx1
Inne pliki z tego folderu:
Cybernetyczne laleczki - Antologia.pdf
(2134 KB)
Obłędni rycerze - Antologia.pdf
(1007 KB)
Epidemie i zarazy - Antologia.pdf
(1388 KB)
Bion - Antologia.pdf
(1383 KB)
Gwiezdne wojny - Opowieści z imperium - Antologia sf.pdf
(2666 KB)
Inne foldery tego chomika:
!nowe
!nowe2
★ E-BOOKI ═══════════════
❏ E-booki
1181 ebooków (SF-Fantasy) mobi
Zgłoś jeśli
naruszono regulamin